Słońce dobrze na mnie działa??
Słońce dobrze na mnie działa??
Był taki czas w moim życiu, i trwał dobrych kilka lat (o ile nie kilkanaście!), kiedy wpływ słońca na nastrój był dla mnie bardzo istotnym zagadnieniem.
Interesowałem się wówczas depresją zimową i wszelkimi dolegliwościami psychicznymi z tego zakresu. Napisałem na ten temat książkę (chyba nudną) i przeprowadziłem całkiem dużo badań.
Ostatecznie zrobiłem nawet habilitację z tego zagadnienia.
Ale nie o tym chcę dzisiaj pisać. Po prostu chcę wyjaśnić, że „byłem w temacie”.
W tym czasie miałem wrażenie, że słońce (czy może bardziej dokładnie „słoneczna pogoda”) jest czynnikiem silnie wpływającym na ludzi.
To znaczy, że część ludzi czuje się podczas takiej pogody bardzo dobrze, a części jest to oczywiście obojętne (są zresztą ludzie, którym wszystko wydaje się całkiem obojętne, ale do czasu!). O tym, że część osób może czuć się podczas słonecznego dnia po prostu źle chyba tak dużo wówczas nie myślałem, ale z pewnością nie odrzucałem takiej możliwości.
Podsumowując - miałem głębokie przekonanie co do regulacyjnego działania słonecznej pogody. Byłem przekonany, że jest to jeden z najważniejszych czynników.
Może zresztą tak jest. Nie wiem tego.
Chodzi mi raczej o to, że z czasem ja sam zacząłem o tym myśleć inaczej.
Dziś rano szedłem, jak zwykle, z Borysiem przez Cytadelę. Rozpoczynał się piękny, słoneczny dzień. Niebo było błękitne i wydawało się nie mieć końca. Słońce było słoneczne i zaglądało sobie, może nieco frywolnie, wszędzie, wyciągając przy okazji na jaw różne brudy, paprochy i niedoskonałości. Ot, choćby plamy na szkle moich okularów…
Pomyślałem wówczas, że przydałoby się trochę chmur jednak. Bo te brudne okulary, to nie jest coś bardzo radosnego, a nie mam ich czym oczyścić. To znaczy - tu i teraz nie mam.
A poza tym - nawet jeśli oczyszczę to czy to coś zmieni?
Jeśli nosiliście kiedyś okulary to sami wiecie. Od czyszczenia nic tak naprawdę się nie zmieni!!! Plamy przeniosą się na drugą stronę, potem na trzecią, potem wrócą na swoje oryginalne miejsce. A im bardziej będziecie je zwalczali, tym bardziej będą przeszkadzać, leźć przed oczy, zasłaniać to, co prawdopodobnie najważniejsze…
A wystarczyłaby chmurka. No może kilka chmurek. I plamy w zasadzie znikną. Ja ich w każdym razie już nie widzę.
Ale poczekajcie. Kilka małych chmurek może wystarczyć na okulary. To znaczy mogą one rozwiązać problem brudnych szkieł. Tyle, że to nie jest jedyny problem przecież!!!
Bo jest taki duży problem, który można określić jako „potrzeba zmienności”.
Czy jest dobrze, żeby się tak „wszystko nie zmieniało”? Niby w pewnym sensie dobrze, ale w gruncie rzeczy - okropnie!
Jeśli się bowiem ma cokolwiek poprawić (a czy rzeczywiście macie poczucie, że w Waszym życiu już nic nie powinno się poprawić?? Wszystko ma zostać tak właśnie jak jest??) to najpierw muszą nadejść zmiany. Ot, choćby gruba warstwa chmur, nie kilka małych sztuk, z których bardzo być może popada deszcz.
Taki deszcz bardzo by się przydał, bo w Warszawie sucho jak w pieprzniczce. Ale to zaledwie część hydrologiczna.
A przecież jest także psychologiczna. Deszcz spowodowałby, że nie moglibyście się swobodnie ruszyć z domu. A może wcale nie chcecie się, tak naprawdę, naprawdę, ruszać? A może są ważne rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić właśnie w domu? Może one, te rzeczy, wprost o to wołają!
A więc optycznie, hydrologiczne, psychologicznie, a ostatecznie również metafizycznie potrzebne są chmury. Co tam chmury. Chmurzyska są potrzebne!!
A tu słońce.
Jestem człowiekiem czułym na pogodę. Słońce wydobywa ze mnie dużo energii. Czuję się naładowany jak słoneczna bateria. Ale czy czuję się dobrze??
Jakżebym śmiał! Jest mnóstwo czynników, które każą mi mocno powątpiewać w tę całą słoneczność. I ja te czynniki czuję i doceniam ich wagę.
Jestem więc naładowany, ale przecież nie - radosny. Gdybym był w tej sytuacji radosny, to nie świadczyłoby to dobrze ani o mojej empatii, ani o inteligencji, ani w ogóle o człowieczeństwie.
We własnych oczach wyszedłbym na buca…
Oj, coś mi się już to słońce coraz mniej podoba.
Ksiądz Marek Dobrzeniecki, filozof, pisze w swojej książce „Deficyt zaufania do świata” (powołując się zresztą na innego Marka, czyli Marka Woszczka, również filozofa), że „nie ma cząstek, a tylko miara wirtualnej potencjalności” i dalej „należałoby przestać przeciwstawiać sobie wirtualność i aktualność […] „wirtualne jest [bowiem] wszystko co nie jest logicznie wykluczone”.
Zachodzi więc obawa, że nie tylko nasza reakcja na słoneczną pogodę ma charakter wirtualny. Także samo Słońce wydaje się mocno wątpliwe, bo przecież wirtualne (oczywiście wątpliwe tylko w takim sensie, który dotychczas wydawał mi się głównym..).
Tak sobie szedłem wczesnym rankiem z Borysiem.
Boryś z radością zajadał wiosenną trawkę. Ja też chciałem być radosny, ale gdzieś się ta radość ulotniła.
Gdybym się nad tym porządniej zastanowił, to pewnie nigdy nie napisałabym „Depresji zimowej” tylko od razu „Deficyt zaufania do świata”.
A co by wtedy napisał ksiądz-filozof?
Pójdę może do domu i się położę. Ostatecznie nie jestem jeszcze całkiem zdrowy.
„Najokrutniejszy miesiąc kwiecień” jak pisał Thomas Eljot…
tagi: słońce filozofia nastrój
![]() |
lukasz-swiecicki |
3 kwietnia 2025 20:07 |
Komentarze:
![]() |
ArGut @lukasz-swiecicki |
3 kwietnia 2025 20:46 |
> Pójdę może do domu i się położę. Ostatecznie nie jestem jeszcze całkiem zdrowy.
Ja się przyznam też, nie jestem całkiem zdrowy ale unikam, kładzenia się w ciągu dnia. Natomiast chętnie przełączam się w STANDBY jak chodzę z tym moim ostatnim dzieckiem, czy jak gram wujcia-wariatuńcia z bratankiem ...
Z Borysiem przełączyć się w STANDBY to chyba ekstremalnie trudno ... no chyba, że on w domu pana pilnuje jak ... szanowny w tym STANDBY-ju położonym jest ...
![]() |
zkr @lukasz-swiecicki |
3 kwietnia 2025 20:56 |
Tak na poczatek - jestem chemikiem i wiekszosc czasu zajmowalem sie chemia lekow.
Kiedys "deprecha" mnie "siekla" i zaczalem sie zastanawiac co moze mi pomoc (glupota bylo to, ze balem sie pojsc do specjalistow ale lek przed stygmatyzmacja, bo "swir", byl silniejszy).
Zaczelo sie czytanie literatury itp itd
Nie chce teraz konfabulowac ale wydaje mi sie, ze w jednym z artykulow pisano o swietle slonecznym. Cos zwiazanego z wydzielaniem (wydaje mi sie, ze uzyto slowa "sekrecja") litu.
To co pisze teraz jest moze troche chaotyczne ale kojarze te dwa pojecia "swiatlo sloneczne" oraz "lit".
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
3 kwietnia 2025 21:05 |
... miesiąc kwiecień" ...
Kwiecień plecień. Dobrze pamiętam ten 1980. Początek był w podobnym stylu, co skłoniło do zorganizowania wyjazdu z namiotami w skałki Jury Krakowsko - Częstochowskiej.
Załamanie pogody było krótkotrwałe, ale dobrze zapamiętane.
P.S.
W tych dniach zalatywał na Bielany kopciuszek. Ptak wielkości wróbla, czarny z rudym ogonem.
![]() |
ArGut @zkr 3 kwietnia 2025 20:56 |
3 kwietnia 2025 21:25 |
Przeczytałem kolegi komentarz to sobie wyobraziłem lek - światło słoneczne w kapsułkach. Kapsułkę kolega kojarzy a konsystencja światła jak zohar w filmie Noe: Wybrany przez Boga. Bierze to kolega i nagle jasność w głowie i taka błogość ... i to bez behawioralnych sztuczek ... ponoć najlepsza (w sensie skuteczności i sprawczości) na leczenie zaburzeń snu jest metoda CBT-I.
LIT ze snem mnie się słabo kojarzy ale ze słońcem i owszem -> Castle Bravo. Przy obliczeniach "zapomniano", że lit też będzie ulegał przemianom i wygenerowane największe na tamten czas słoneczko całkowice sztuczne.
![]() |
jan-niezbendny @lukasz-swiecicki |
3 kwietnia 2025 22:21 |
Coś w tym jest. W folklorze słowiańskim jest taka postać jak południca, a w literaturze nieraz opisywano "grozę południa", "midday horror", "połudiennyj użas" - ten moment znieruchomienia, zatrzymania czasu, panicznego strachu przed czymś nieokreślonym, co w tej martwej ciszy i blasku się czai. Chyba najsilniej odczuwa się to w wiejskim krajobrazie, na otwartej przestrzeni. Klimat "ukrainnych" dramatów Słowackiego, niektórych opowiadań Czechowa, czy (z pomniejszych) Grabińskiego.
![]() |
MarekAd @lukasz-swiecicki |
4 kwietnia 2025 02:38 |
Ja tam średnio lubię takie mocno słoneczne dni. Najczęściej jest wtedy też gorąco, więc niekomfortowo. Jeśli już, to słońce jesienią czy zimą, wtedy przyjemnie ogrzewa. A latem, to i tak zawsze szukam cienia. Słonko człowieka wyciąga do życia na zewnątrz, a ja lubię się zaszyć sam ze sobą w ukrycie, z dala od blasku. Bardziej mi służą dni pochmurne. Choć z drugiej strony....wszystko ma swoje dobre i złe strony. U nas w Polsce jest wszystkiego w sam raz i cieszę się, że tu mieszkam.
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
4 kwietnia 2025 11:38 |
Na mnie takie polączenie: środek lata, słonecznie, gorąco, pustki na ulicach, już od dziecka działało przygnębiająco. Jakaś martwota wisi wtedy w powietrzu. Niby czas aby coś robić, ale właściwie co?
Pewnie jest coś takiego jak depresja letnia odmienna od depresji zimowej. Sama ilość światła nie ma aż tak dużego znaczenia. W taki czas mijane podszczecińskie wioski wyglądają jak dzienne schronienia wampirów w horrorach. Pusto, nawet psów nie widać, koty znikły. Podobnie wyglądał w południe Berlin Wschodni przed zjednoczeniem Niemiec.
Dawno temu miałem okropny sen: lato, ciepło, cisza, puste ulice, i świadomość całkowitego osamotnienia, jakbym został jedynym człowiekiem na świecie.
Kiedy opowiedziałem o tym żonie, stwierdziła:"kiedyś tak będzie, zobaczysz".
![]() |
lukasz-swiecicki @chlor 4 kwietnia 2025 11:38 |
5 kwietnia 2025 20:14 |
O kurczę. Nie ma to jak żona optymistka. Pewnie, że ma rację, ale kto by się tam przejmował?
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
5 kwietnia 2025 22:31 |
Nie wiem jak to odtworzyć, ale Kojak i Eli Wallach (Tuco) idąc po pieriegułce, takie sobie grają:
K:
ee jesteś dobrym aktorem.
EW:
zawsze to wiedziałem
...