-

lukasz-swiecicki

Pierwsze słowa

Pierwsze słowa

 

Tak sobie myślę, od dwóch dni mniej więcej, czy pierwsze słowa wypowiedziane przez dziecko w życiu są ważne?

Przy czym, do takiego przynajmniej doszedłem wniosku, nie powinno się liczyć takich słów jak „mama” i „tata”, a nawet chyba „baba” (jeśli te ostatnie miałyby oznaczać babcię młodego człowieka, a nie jakąś fajną babkę - bo w tym drugim przypadku będą się oczywiście liczyć!!).

Nie ma tu oczywiście mowy o dziadku, ale to nie dlatego, że jestem stronniczy (choć oczywiście, że jestem!, ale to nie dlatego).

Po prostu dzieci nie mówią „dziadek”, ani nawet „dziad”, bo to jest zbyt trudne do wymówienia, to raz, a poza tym dziadek jest dla większości dzieci dość abstrakcyjny.

Mnie akurat to ostatnie zastrzeżenie nie dotyczy, ale niezbyt często tak się zdarza. Ja po prostu mam szczęście do bardzo kochających wnucząt i tyle. Żadnej w tym mojej zasługi i naprawdę to nie jest fałszywa skromność.

Ale wracając do słów „tata” i „mama”, czyli czemu one miałyby się nie liczyć?

Nie chodzi tu rzecz jasna o łatwość wymawiania. Tak, to łatwe słowa, ale większość dzieci zaczyna od łatwych (mój syn Kostek na przykład jako pierwsze słowo wymówił „industrializacja”- ale po pierwsze nie wiedział co mówi, a po drugie - jest poetą, a poecie wolno…). Więc nie o to chodzi, że łatwe.

Mówienie „mama” i „tata” (a także „baba”!) to jest po prostu mówienie o sobie. To jest nadal widzenie jedynie siebie, nieco tylko rozszerzonego na najbliższe otoczenie. Nie ma tu żadnej wycieczki, żadnego skoku w ciemność, co tu dużo mówić - nie ma odwagi.

Ciekawe swoją drogą, że dzieci niemal nigdy nie zaczynają od mówienia o sobie samym (są wyjątki, zaraz o tym wspomnę). Po prostu siebie nie widzą, sobą są i to nie wymaga mówienia.

Znam co prawda wyjątek i to niestety jestem nim ja sam.

Jeśli wierzyć mojej Babci (która pisała o moich pierwszych słowach w książce „Osiołek Łukaszka”) zacząłem przygodę z mówieniem o słów „Akusik” i „apijki”. Sądzę, że mówiłem z małej litery, ale to już nie wiem na pewno…

No i ten „Akusik” to był po prostu „Łukaszek”. A „apijki” to były zapałki. To jeszcze były takie zamierzchłe czasy, że zapałki leżały prawie wszędzie, bo też i mnóstwo rzeczy trzeba było zapalić, i należało przed tymi zapałkami dziecko ostrzegać (jeszcze kilkanaście lat wcześniej zapałki były zresztą silnie trujące!!).

No więc ja podobno ostrzegałem się sam i mówiłem, sam sobie, że to „apijki” i „nie rusz”. Żeby łatwiej sobie to powiedzieć wymieniałem adresata słów czyli Akusika.

Tak sobie to tłumaczę, gdyż inaczej musiałbym przyjąć, że straszny był ze mnie egocentryk, a przecież wiem, że nie!

Natomiast niewątpliwie jestem człowiekiem, który poważnie traktuje głównie te ostrzeżenia, które sam do siebie skierował. Tak mam, ale to nie wynika z egocentryzmu, tylko z jakiejś takiej głupoty bezpretensjonalnej (w każdym razie taką mam nadzieję, że bezpretensjonalnej…)

Wracając do słów, które wypowiedziane jako pierwsze jednak się nie liczą, to oprócz najbliższych krewnych (z wyłączeniem samego siebie, bo nazywanie siebie się liczy, jako raczej rzadkie, choć chyba niezbyt mądre) nie liczą się także słowa własne.

To znaczy nie chodzi mi oczywiście o słowa wypowiadane przez siebie, ale o słowa-niesłowa, które dziecko wymyśliło same i których na ogół nikt nie rozumie. To znaczy kochająca mama oczywiście rozumie, ale kochająca mama rozumie wszystko. I na ogół ma rację, ale mimo to, pozostaje w tej sprawie wyjątkiem.

Jakiś czas temu leżała w naszym oddziale młoda kobieta, która nie umiała mówić i sprawiała wrażenie zupełnie nierozumiejącej, co się mówi do niej. Kobiecie towarzyszyła mama, która była z nią przez cały czas, we dnie i w nocy. Mama mówiła, że rozumie wszystko i, że jest w pełnym kontakcie z pacjentką. Nie mogliśmy jej nie wierzyć. Ale my nie potrafiliśmy takiego kontaktu nawiązać.

Chodzi więc o słowa gwarowe, które rozumie jedynie dziecko i ewentualnie jego mama (bo mama to jednak nie zawsze i jeśli jakaś mama nie rozumie to niech się nie martwi, że nie jest kochająca. Na pewno jest, tylko logiczne myślenie trochę jej przeszkadza. Niektóre mamy przy dzieciach wyłączają logikę arystotelesowską, a inne nie - to nie ma większego znaczenia!).

Słowa gwarowe, a nawet całe gwarowe języki, też się nie liczą. Wśród moich wnucząt, jeśli dobrze pamiętam, gwarą mówili Bronek, Józek (Dziul) i Jurecek (czyli Jeżyk). Inni pewnie też, ale ci trzej mieli gwarę rozwiniętą.

Język gwarowy nie liczy się z tych samych względów (zasadniczo) co „mama” i „tata”. Po prostu mówiący takim własnym językiem porozumiewa się sam ze sobą, albo sam ze swoją mamą (czyli jak najbardziej też ze sobą, bo mama to ja tylko trochę większy). Nie robi skoku w ciemność, nie rusza w nieznane. Pozostaje na swojej ziemi.

Pozostaje więc pytanie o to, czy mówienie nie o „mamie” i nie własnymi słowami jest ważne?

A właściwie nie o to przecież chodzi, bo wiadomo, że ważne, ale czy ważne są pierwsze słowa w tej prawdziwej mowie. Czy coś one o mówiącym mówią, że się tak we własnych słowach zaplączę?

Przykład własny czyli „Akusik i apijki” wydawałby się na to wskazywać. Nadal słucham głównie własnych ostrzeżeń, bo w inne nie bardzo wierzę..

Pamiętam również, że Bronek jako pierwsze słowo powiedział „tatoń”. Na początku myśleliśmy, że mówi po prostu o swoim tacie. Potem trochę nas zaniepokoiło to, że zaczął mówić „tatoń z pipą”, ale zaraz potem zrozumieliśmy wszyscy, że chodzi po prostu o traktor z przyczepą i nie ma się tu czego czepiać. Dalsze życie Bronka, który obecnie ma już 8 lat, pokazało, że pojazdy, mechanika, narzędzia, konstrukcje są dla niego bardzo ważne. To oczywiste, że już się to nie zmieni i że taka jest przyszła droga życiowa Bronka. Gdzieś po mechanicznej stronie mocy. Psychiatrą to on nie będzie.

Najbardziej czekałem na pierwsze słowa Tytka, mojego najstarszego wnuka, dziś już wyraźnie wyższego ode mnie. Wiele razy śniło mi się po nocach, że z Tytusem rozmawiam i, choć jest niemowlęciem, mówi mi ważne rzeczy.

Tymczasem pierwszych słów Tytusa w ogóle nie pamiętam. Nie wiem jak się to stało. Chyba zaczął mówić od razu dużo, nic nie było wyraźnie pierwsze. Podobnie zresztą było z Leonem i Mirką - mówili od razu dużo, wyraźnie i ładnie.

Leon zreszta ma swoje ulubione słówka, niezbyt często obecnie używane. Bardzo lubi na przykład „ponieważ”. Ostatnio opowiadał mi o czymś używając obficie „ponieważ”. Rozśmieszyło mnie to mocno i spytałem czemu ciągle powtarza „ponieważ”.

  • Gdyż, dziadku, lubię to słowo. Powiedział Leon, który bardzo lubi także „gdyż”. Ale pierwszego słowa Leona nie pamiętam.
  • To wszystko prowadzi mnie jednak do pierwszych słów Jeżyka. Jerzy (bo on jest na zmianę przez „ż” i „rz”) powiedział je właśnie trzy dni temu i od tej pory myślę o tym, czy były to słowa ważne. Jeżyk powiedział „grzymby”!!
  • Oczywiście chodziło mu o grzyby. Na razie nie wiadomo co to mówi o Jerzym. Może kieruje go w stronę przyrodniczą? Ale może to raczej dermatologia (ostatecznie nie wszystkie grzyby to podstawczaki!!). Albo opieka nad zgrzybiałymi starcami (mogę mieć taką nadzieję…).
  • Nie wiadomo więc czy pierwsze słowa są ważne. Jednak z pewnością są od-ważne! Kierują w nowe strony. Pomagają skoczyć w ciemność.
  • Rozpoczynają nowe życie….


tagi: znaczenie  pierwsze słowa  grzymby 

lukasz-swiecicki
18 października 2024 19:34
4     496    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ArGut @lukasz-swiecicki
19 października 2024 15:29

W słowach jest moc stwórcza i mamy ją chyba odziedziczoną po Stwórcy.

I mogłbym się zainteresować czy to dziedziczenie teologiczne? Czy bardziej to dziedzicenie biologiczne?

zaloguj się by móc komentować

qwerty @lukasz-swiecicki
19 października 2024 18:42

adziu - to nazywanie dziadka przez bezmała dwulatka

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @qwerty 19 października 2024 18:42
19 października 2024 22:27

No właśnie - to jest trudne słowo!

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @ArGut 19 października 2024 15:29
19 października 2024 22:28

Dziedziczenie teologiczne jest tym samym co biologiczne. Do pewnego stopnia..

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować