Nie być naukowcem czyli być nie-naukowcem
Nie być naukowcem czy też raczej być nie-naukowcem
Mój felieton „Być naukowcem” (chyba nie pomyliłem tytułu??) wywołał sporo komentarzy, które wskazują na to, że chyba niezbyt precyzyjnie się wypowiedziałem.
Wbrew odczuciom osób komentujących wcale nie chciałem porównywać osób kierujących się w życiu nauką i tych, które kierują się wiarą. Nie chciałem także, w żadnym wypadku!, rozstrzygać czy lepsi są ci czy tamci. Co więcej - nie było moim zamierzeniem zapisywanie się do którejś z tych grup.
Tu mam oczywiście bzdurne skojarzenie, ale nie umiem się go pozbyć więc muszę napisać.
Na początku lat 80-tych XX wieku studiowałem na warszawskiej Akademii Medycznej (czytam z niedowierzaniem w swoich życiorysach, że to był Uniwersytet Medyczny - ale jako żywo nie był, ponieważ to była Akademia i tyle).
W mojej grupie przez jakiś czas studiowała niejaka Susanne, która pochodziła z USA. Przypuszczam, że osoba z USA, która zdecydowała się na studia w Polsce w czasach Stanu Wojennego musiała mieć jakiś bardzo skomplikowany życiorys. Susanne pewnie miała.
Ale nie znam go, bo wtedy nikogo z nas nie interesowało skąd nam się taka dziwna dziewczyna wzięła. Jakoś tak było, że mieliśmy całkiem inne zmartwienia.
W każdym bądź razie Susanne spóźniała się notorycznie na wszystkie zajęcia. Pojawiała się jak królewna, machała na asystenta rączką i z koszmarnym „polonijnym” akcentem wołała: Hej, hej asistent, nie było mojem zamierzeniem się spaźnić”.
No więc moim zamierzeniem też nie było. Choć też mi wyszło tak, jak przemiłej amerykańskiej koleżance czyli tak sobie.
O czym chciałem powiedzieć?
Przede wszystkim o tym, że, jest to moje wrażenie, jako społeczeństwo niezwykle przeceniamy naukę, a do tego (co jest dla psychiatry niezmiernie ważne!) wydaje się, że robimy to nieświadomie!
Nauka jest tylko pewnego rodzaju uporządkowaniem danych i sposobem ich zbierania. To nie jest żadne ultima ratio. Można porządkować tak, można też inaczej.
To prawda, że porządkowanie naukowe w wielu sytuacjach pozwala na uzyskanie szczególnie dobrych wyników.
Pani Klara Kabat ma rację, że bez nauki nie byłoby wielu wynalazków, choć przypuszczam (bo tego nie wiem z pewnością), że całkiem sporo wynalazków mogłoby powstać także bez udziału naukowego sposobu myślenia.
Z drugiej jednak strony nauka wprowadza bardzo wiele wątpliwości tam, gdzie użycie zwykłego zdrowego rozsądku (który, uwaga!!!, nie jest wcale naukowy) pozwala na rozstrzyganie spraw bez wątpliwości i z dużą korzyścią.
Nie wypowiadam się co do tego, czy te sprawy są rozstrzygane słusznie, ponieważ kryterium słuszności jest bardzo często zbędne. Chodzi o to czy dobrze, czy skutecznie, a nie o to czy według jakichś tam kryteriów słusznie.
Bardzo ciekawie i mądrze (jeśli wolno oceniać) pisze o tym Sean Carroll w książce „Przestrzeń, czas i ruch”. To bardzo dobra elementarna książka do fizyki.
Dla mnie oczywiście za trudna momentami, ale te fragmenty, które jestem w stanie zrozumieć są niezwykle pouczające.
Carroll przywołuje niezwykle trafną anegdotę ilustrującą to, co staram się przekazać.
Otóż jakaś grupa farmerów (pewnie angielskich, tego nie pamiętam) zgłosiła się do fizyka teoretyka, żeby opracował dla nich metody pracy zwiększające rentowność farm. Fizyk myślał kilka dni, potem zawołał farmerów i oznajmił im, że już wie, co trzeba zrobić. „Przyjmijmy na początek przypadek sferycznej krowy” - powiedział. I to jest już koniec tej anegdoty.
O to właśnie chodzi, że krowy na łące nie są sferyczne i choćby się nauka cała wściekła, to się sferyczne nie porobią.
Chyba, że najpierw wyzioną ducha. A nas nie obchodzą nieżywe krowy!!!
Do hodowli krów nauka może się przydać, ale jest absolutnie niewystarczająca. Krowy nauki nie przeżyją. Ludzie też.
Gdybym serio przyjmował naukowe oświadczenia profesora Feleszki (wspomniane w poprzednim felietonie) i wpatrzonej w niego mojej Żony, to zapewne zmarłbym z pragnienia rozważając zalety i wady soku jabłkowego. Ja tymczasem po prostu go wypiłem, a naukę zostawiłem sobie do pisania felietonów. Gdyż (jak mówi mój wnuk Leon) jestem mężczyzną korzystającym ze zdrowego rozsądku w większym znacznie stopniu niż z nauki.
I nie, nie przeszkadza to wcale w tym, że jest profesorem. Ja jestem profesorem zawodowo. Ale w głębi serca to różnie ze mną bywa i tyle.
A jak się ma do tego wiara, konkretnie wiara w Boga?
Otóż właśnie, że nijak. Odniosłem wrażenie, że zgorszyłem tym stwierdzeniem p. Kasię Pykało, która nawet chyba uznała, że się na nią obraziłem. To nieprawda. Uznałem Pani pytanie za bardzo zasadne i warte odpowiedzi. Nie wiem dlaczego pytanie i odpowiedź gdzieś zniknęły. Przecież nie wiem jak działają programy komputerowe!!
Odpowiedź na to pytanie, zastrzeżenie, Pani Kasi, brzmi tak, że nauka koniecznie wymaga istnienia czasu. Wszystko musi się dziać w jakimś czasie. To znaczy wszystko co jest naukowe. Ma koniec i początek. Ma przebieg.
Mówi się często, że Bóg jest nieskończony. Przez wiele lat (chyba z 60!!) wyobrażałem sobie to tak, że Bóg istnieje w czasie, tylko, że ma tego czasu bardzo dużo. W opór dużo.
Wcale tak nie jest. Bóg jest nieskończony, bo w ogóle nie jest w czasie. Nie ma żadnego czasu. A czas nie ma Jego. Czy to się da zrozumieć?
Tak do końca nie, ale trochę można.
Wynika z tego w każdym razie, że Bóg nie istnieje naukowo, a nauka nie ma sensu bosko. Coś w tym rodzaju. To są dwa Światy odrębne.
Dlatego bez trudu mogę być profesorem i chrześcijaninem. Wręcz nawet jestem nim. Naukowo nie myślę o Bogu, bo to bez sensu. Kiedy się modlę, nie jestem naukowcem. Jeśli jestem naukowcem to się nie modlę.
Mogę sobie oczywiście trochę mylić te dwa porządki jako człowiek lubiący zdrowy rozsądek, ale to wyjątek potwierdzający regułę.
W końcu kto mi zabroni? Ale co do zasady nie próbuję Boga zmierzyć ani modlić się za naukę i dlatego, pod tym względem, śpię spokojnie.
Czego także wszystkim Czytelnikom życzę!!!
tagi: wiara nauka naukowiec nie-naukowiec
![]() |
lukasz-swiecicki |
10 stycznia 2025 23:03 |
Komentarze:
![]() |
Perseidy @lukasz-swiecicki |
11 stycznia 2025 17:22 |
Akademia Medyczna była wtedy, kiedy medycynę traktowano jak sztukę. Uniwersytet nadaje jej pozór wyłącznie naukowości ze szkodą dla niej samej.
![]() |
lukasz-swiecicki @Perseidy 11 stycznia 2025 17:22 |
12 stycznia 2025 17:55 |
Pewnie tak.
![]() |
MarekBielany @Perseidy 11 stycznia 2025 17:22 |
14 stycznia 2025 20:51 |
a Instytuty ?
P.S.
Czy ja mam deżawi ?