Menda społeczna
Menda społeczna
Ostatnio przyszło mi do głowy (oczywiście podczas spaceru z Borysem, ale o tym później), że jest takie zjawisko czy taki rodzaj działania, który jest w Polsce chyba bardzo niepopularny. Tym zjawiskiem, bo nie wiem jak to inaczej nazwać, jest „menda społeczna”.
Menda społeczna to właściwie nie jest człowiek tylko taki rodzaj działania charakterystyczny dla niektórych ludzi, a więc chyba należałoby mówić o mendzeniu (ewentualnie społecznym mendzeniu).
Pewnie całkiem łatwo to zauważyć, ale trudno opisać. W mendzeniu na pewno jest rys przestrzegania przepisów. Ale przecież nie każdy, kto do takiego przestrzegania nawołuje od raz mendzi.
W mendzeniu jest też element przynudzania. Ale znów - nie każdy, kto przynudza mendzi.
W mendzeniu jest też element (ale to ja tak czuję i to już chyba nie należy do definicji!) niestosowania się do własnych napomnień.
Coś tak jakby król Henryk VIII w nudny sposób namawiał do wierności małżeńskiej (gdyby ktoś nie pamiętał - król Henryk miał 6 żon, z niektórymi się rozwodził, innym ścinał głowy - w każdym razie z wiernością nie przesadzał..). I całkiem niewykluczone, że król Henryk był mendą, ponieważ jako głowa kościoła anglikańskiego miał na pewno sporo okazji do moralizowania…
Czy ludzie mendzący muszą jednak być hipokrytami, tego do końca nie jestem pewien.
Ale dlaczego ta menda ma być jeszcze do tego społeczna? Bo w moim środowisku tak się mówi „taka menda społeczna”?
Tu też widzę kilka możliwości.
Pierwsza, najoczywistsza, jest taka, że mendzenie uwidocznia się w sytuacjach społecznych. To znaczy tam się najbardziej uwidocznia. Przypuszczalnie można mendzić samemu sobie, jestem sobie to w stanie wyobrazić (nawet sądzę, że mogłoby to być przyczyną istotnych zaburzeń psychicznych!!), ale czy do takiego mendzenia rzeczywiście dochodzi - tego nie wiem. A w sytuacjach społecznych oczywiście tak.
Gdyby to było jednak prawdziwe wyjaśnienie, to określenie „menda społeczna” byłoby, że się tak wyrażę, pleonastyczne.. To znaczy nadmiarowe. Wydaje się, że każda menda jest społeczna w tym znaczeniu. Więc po co o tym dodatkowo mówić?
Może więc z mendą jest tak, jak z milicją? W sensie, że milicja a milicja obywatelska to jednak co innego. Krzesło i krzesło elektryczne to także co innego. W tym rzędzie może także stać menda.
Mam na myśli to, że „menda społeczna” to jakiś wyższy rodzaj mendy. Jej uwagi i pouczenia nie obejmują pojedynczych osób, ale całe grupy społeczne.
Być może, to tylko podejrzenie, mówiąc „menda społeczna” chcemy podkreślić bezinteresowność mendzenia. Można bowiem mendzić w celu osiągnięcia konkretnej korzyści (na przykład ukrycia swojego nagannego zachowania - to całkiem częste!), ale można też to robić całkowicie con amore. Czyli tak jakby w „czynie społecznym” (obecnie jest to frazeologizm chyba całkowicie zapomniany, tymczasem w moim pokoleniu wystarczyło powiedzieć „czyn”, a 99% słuchaczy dopowiadało „społeczny” - tak naprawdę było!) - stąd właśnie określenie „menda [w czynie] społecznym” a w skrócie „menda społeczna”.
Zacząłem od tego, że, jak mi się wydaje, w Polsce bycie mendą społeczną jest niepopularne. Z tego co słyszałem w krajach skandynawskich, w Szwajcarii czy też w Niemczech jest wręcz przeciwnie. Bycie mendą społeczną jest właściwe i promowane.
To nie znaczy wcale, że w Polsce ludzie nie lubią być społecznymi mendami. Lubią, nawet bardzo - tylko się wstydzą. To jest w ogóle dość typowe (a może i bardzo typowe??) dla Polaków, że robią wszystko tak jak wszyscy inni ludzie, tyle tylko że częściej się wstydzą tego co robią, zamiast czerpać z tego dumę (skoro i tak to robią!!).
I teraz będzie przykład, który mnie w ogóle natchnął do tych rozważań.
Prawie codziennie spotykamy z Borysiem na Cytadeli taką panią z biało-czarną (a nie biało-czerwoną, jak o mało nie napisałem..) suczką. Ta pani mnie zna. Wie, że jestem psychiatrą i chyba mnie nawet lubi. To jest istotne w tej historii, dlatego o tym wspominam.
Kilka dni temu także spotkaliśmy panią. Powiedziałem jak zwykle „dzień dobry”, ale o dziwo pani się nie odkłoniła, a zawsze to robi, a jedynie wytrzeszczyła oczy i zaczęła coś pokazywać palcem.
Powiedziałem jeszcze raz, na wszelki wypadek, „dzień dobry”, ale pani dalej swoje i wygląda, trawestując Bolesława Prusa, „jak małpa chora na fluksję” (to z „Lalki”). Chciałem powtórzyć jeszcze głośniej - a nuż ogłuchła? - ale najpierw się obejrzałem i zobaczyłem, że Boryś robi sobie spokojnie kupkę.
Oczywiście wiem, że to trudny temat. Właściciele psów uważają często, że sprawa jest ciut zmitologizowana. Jak sobie piesek zrobi kupkę w miejscu bardzo ustronnym, to jednak znacznie mniejsze z tego zanieczyszczenie, niż plastikowy wór, w którym niektórzy umieszczają odchody.
Rodzice dzieci są odmiennego zdania.
Dziadkowie wnucząt przychylają się do rodziców.
Nie wiem co myślą panowie z miejskiej zieleni. Nie chcę tego wiedzieć. Oni nie lubią ani kupek na trawie, ani w krzakach, ani w torebkach - bo i tak wszystko to do nich trafi. Domyślam się, że oni w ogóle nie bardzo lubią psy. Rozumiem ich, ale nic na to nie poradzę.
Ja jestem równocześnie Właścicielem Psa, Rodzicem i Dziadkiem. Całe szczęście, że nie pracuję w zieleni miejskiej tylko normalnie w szpitalu psychiatrycznym…
Tak czy owak - mam ze sobą torebki. Więc żeby nie bulwersować pani - po prostu sprzątnąłem.
Ja poszedłem w jedną stronę, a pani w drugą. Ale na Cytadeli i tak chodzimy sobie w kółko (tak naprawdę to po bardzo nierównej elipsoidzie) więc po około 15 minutach znowu się spotkaliśmy.
Tym razem pani podeszła do mnie i zaczęła mnie serdecznie przepraszać za swoje zachowanie. Nie powinna, jej zdaniem, tak postąpić jak postąpiła, bo taka kupa mojego psa, to nie jest jej sprawa.
Czyli co?
Była ta pani mendą czy nie była? A może była, tylko się wstydziła?
Ja jestem zwykłym anarcholem. Gdybym zobaczył suczkę tej pani w niedwuznacznej sytuacji, to niczego bym nie pokazywał. W ogóle bym się tym nie zajmował.
Niby po prostu nie jestem mendą.
Ale z drugiej strony moja Żona, a kto mnie zna lepiej niż Ona!!! - chyba tylko Pan Bóg (a i to nie można mieć pewności), mówi, że to wcale nie wynika z mojej niechęci do mendzenia, tylko że mnie to wszystko po prostu nie obchodzi.
Ja tam się z Żoną nie zgadzam. Ale jednak mogę się mylić.
tagi: pies cytadela menda społeczna
![]() |
lukasz-swiecicki |
1 lutego 2025 17:10 |
Komentarze:
![]() |
gabriel-maciejewski @lukasz-swiecicki |
1 lutego 2025 18:06 |
W temacie mendy społecznej mam taką sugestię, która nie musi być prawdziwa. Menda społeczna to format, postawa, jak zwał, tak zwał, wykreowana dawno temu w krajach niemieckich. I znana u nas w XVIII wieku pod nazwą pierdoła saska, a w wieku XIX i na początku XX jako austriackie gadanie...choć to ostatnie jest znacznie pojemniejsze i zawiera w sobie jeszcze inne elementy.
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
1 lutego 2025 18:33 |
Mendzenie jako skłonnosć do nachalnego pouczania obcych w sprawach właściwego i przepisowego zachowania wymaga jednak pewnej odwagi. Łatwiej być mendą w gronie bliskich. Dobrą protezą braku odwagi może też być poczucie nietykalności wynikające z posiadanej "ledykimacji".
![]() |
Maginiu @lukasz-swiecicki |
1 lutego 2025 22:30 |
Gdybym zobaczył suczkę tej pani w niedwuznacznej sytuacji, to niczego bym nie pokazywał. W ogóle bym się tym nie zajmował. A co, jakby miała psa?
![]() |
lukasz-swiecicki @Maginiu 1 lutego 2025 22:30 |
1 lutego 2025 22:33 |
No nie wiem, wiem, że to suczka. Znam ją przecież.
![]() |
lukasz-swiecicki @gabriel-maciejewski 1 lutego 2025 18:06 |
1 lutego 2025 22:34 |
Wydaje mi się, że głęboko wątpię. Menda społeczna nie ma nic wspólnego z saską pierdołą ani austriackim gadaniem. Tak sądzę.
![]() |
stachu @lukasz-swiecicki |
1 lutego 2025 23:53 |
Nie każda menda mendzi i nie każdy kto mendzi jest mendą.
![]() |
lukasz-swiecicki @stachu 1 lutego 2025 23:53 |
2 lutego 2025 17:04 |
No nie wiem. Brzmi to efektownie, ale chyba nie jest prawdą.
![]() |
valser @lukasz-swiecicki |
2 lutego 2025 17:21 |
" Ja jestem zwykłym anarcholem."
Mnie sie to przeczytalo, ze "ja jestem zwyklym archaniolem". I ta wersja mi do pana bardziej pasuje.
W kazdym razie archaniol by posprzatal i mendy nie zabil.