-

lukasz-swiecicki

Zwyczajna historia jednej obrączki

Zwyczajna historia jednej obrączki

Ja też boję się włączyć telewizor. I od kilku dni myślę – po co właściwie pisać takie małe felietoniki, zamknięte w malutkiej szklanej banieczce, w czasie kiedy przychodzą słonie i wszystkie banieczki… W każdym razie – zostają troszeńkę potłuczone. Po co pisać naukowe artykuły, z których nie da się strzelać i którymi nie można ludzi nakarmić, ani ich obronić? I nawet po co leczyć ludzi, którzy i tak potem zachorują na coś innego, a potem przecież umrą, bo nieśmiertelni się u mnie nie leczą?

Jak już dojdę do tego punktu, bo nie ukrywam, że to nie pierwsze takie rozumowanie w moim życiu, to niezmiennie zadaje sobie ostatnie już w tym ciągu pytanie: A po co ty pieprzysz takie głupoty? Istnienie pewnych rzeczy i problemów w żadnym stopniu nie wyklucza innych rzeczy, nie neguje ich, nic z nimi tak naprawdę nie robi.

To jak tralfamadoriańskie poczucie czasu opisane przez Kurta Vonneguta (przecież to nie przypadek, że Vonnegut wynalazł tralfamadoriańskie poczucie czasu pod wpływem bombardowania Drezna – tam zginęło około 110 000 osób w ciągu 24 godzin (mam wielką nadzieję, że w komentarzu nikt mi nie wyliczy, że to była inna liczba godzin lub osób, bo to naprawdę zupełnie nie o to chodzi..). Tralfamadoriańskie poczucie czasu mówi, że każda banieczka istniała, istnieje i istnieć będzie niezależnie od innych banieczeke i niezależnie od słoni. I jeśli coś dobrego się wydarzyło, to nic złego, co także się wydarzyło, tego dobrego już nie przekreśli.

Tak, ktoś zgorzkniały może spytać: „A czy aby to dobre wykreśli tamto złe?”. Pewnie nie, ale czy na pewno, zgorzkniały kolego, chcesz kolekcjonować te złe banieczki? Jeśli tak, to może sobie je sam zbieraj. Ja wolę dobre. Mój wybór.

Czyli z tą moją obrączką ślubna to było tak, że nie było mnie na nią stać. W 1983, jeszcze w Stanie Wojennym, miałem 22 lata i 3 miesiące, kiedy poprosiłem o rękę kobietę mojego życia, a Ona powiedziała „tak”. Ja nie miałem nic, Ona nie miała nic. Pieniądze na obrączki dostaliśmy od rodziców. Choć na ogół bardzo się staraliśmy nie prosić o nic, to w tym wypadku uznaliśmy, że nie damy rady inaczej.

Jedyne ładne obrączki były wtedy w Peweksach. Pewex to był taki sklep (wyjaśnienie dla młodszych Czytelników), w którym można było kupic coś, czego gdzie indziej nie było wcale i czego kupic nie można było w żaden sposób. Tyle, że w Peweksie trzeba było zapłacić dolarami. Amerykańskimi. Polska nie była jednak Ameryką i ludzie nie mieli dolarów (bo przecież nie można było wyjeżdżać). W związku z tym można było wejść w posiadanie tzw. bonów dolarowych. Były to zwykłe kawałki papieru, wyglądające znacznie gorzej niż te, które teraz są stosowane w Monopoly, które, według władz PRL, „zastępowały dolary”. Czyli władze zabierały prawdziwe dolary, wymieniały je na papierki i za takie papierki kupiliśmy swoje obrączki.

Nasze obrączki były szykowne. W jakimś, ale dobrym, sensie – całe nasze małżeństwo zawsze było jakos tam szykowne. Jest to w całości zasługa mojej Żony. Ja ze swojej strony zgadzałem się na to, a to już dużo jak na mnie. Ta szykowność obrączek polegała na tym, że miały takie ostro cięte kanty. To znaczy na środku były gładkie, a po bokach takie nieco kanciaste. To ważny szczegół, jak się później okaże.

Oboje byliśmy całkowicie i głęboko przekonani, że liczy się tylko sakrament małżeństwa zawarty w Kościele. Może nie byliśmy wcale tak bardzo religijni, ale na pewno bardzo antysystemowi, a w latach 80-tych XX wieku antysystemowość to była religia. Trudno uwierzyć? Ale tak było na 100 procent. Musieliśmy jednak mieć ślub cywilny, bo takie były wymagania (oczywiście konkordatowego nie było). Ponieważ jednak nie uznawaliśmy tej instancji, natychmiast po ślubie cywilnym oddaliśmy sobie obrączki i wróciliśmy do swoich domów. Anita do siebie, a ja do siebie. Tak było, naprawdę.

W związku z tym pierwszy poważny kontakt z obrączką miałem dopiero trzy tygodnie po ślubie cywilnym, w kościele w Laskach (w kaplicy Matki Boskiej Anielskiej). Na naszym ślubie było naprawdę mnóstwo ludzi. Składanie życzeń trwało dobrze ponad godzinę. Większość życzeń była szczera i spełniła się – za co przy tej okazji dziękuję. Co by było bez tych życzeń? Wolę nawet nie myśleć…

Ale, ponieważ życzenia były szczere, towarzyszył im niezmiennie silny, męski uścisk dłoni (w moim przypadku rzecz jasna, bo Anita raczej dostawała buziaczki…). Po mniej więcej 10 minutach poczułem, że coś cieknie mi po ręku. To była krew ze skaleczonych palców. Miałem ją już zresztą także na koszuli, która w tym czasie była jedyną moją w miarę porządną koszulą. Dalszej części życzeń za bardzo nie pamiętam. Znając już wówczas dobrze wybrankę mego serca zastanawiałem się już tylko, jak ja się wytłumaczę z tej koszuli…

Od tej pory przez 39 lat nigdy nie zdjąłem z palca obrączki. Jedynym wyjątkiem była asysta przy licznych zabiegach operacyjnych – w młodości marzyłem o zostaniu chirurgiem i asystowałem często prof. Nielubowiczowi, ówczesnemu rektorowi Akademii Medycznej oraz prof. Michałowiczowi, za którym przepadałem. W czasie operacji należało wsadzić obrączkę w skarpetę, po wewnętrznej stronie prawej kostki. Wyobraźcie sobie, że ta cholera (obrączka mam na myśli) pokaleczyła mi też kostkę…

A poza tym nie zdejmowałem obrączki nigdy. Do czasu kiedy mniej więcej tydzień temu obudziłem się w środku nocy z uczuciem, że ktoś mi amputuje palec. Już od jakiegoś czasu obrączka stała się ciasna, potem bardzo ciasna. A potem, podczas wypadku, któremu uległem niemal siedem lat temu, połamałem wszystkie palce (ale obrączki wówczas nie zdjąłem!!) no i te paluch zrobiły się takie grube, że obrączka z kategorii „bardzo ciasnych” przeszła do „cholernie ciasnych”.

Przy użyciu kostki mydła, żarliwej modlitwy, kilku dość łagodnych przekleństw (ale nie podczas modlitwy!), oraz ogromnej siły woli – zdjąłem z palca obrączkę. Następnego dnia udałem się do zaprzyjaźnionego jubilera przez Placu Wilsona (polecam) i poprosiłem o powiększenie. Pan jubiler zmierzył obrączkę – „Osiemnastka” – rzucił fachowo. A potem zmierzył palec – „24” – spojrzał mi w oczy – „twardy gość z pana”. Warto więc było. Zawsze doceniajcie konsekwencję…

Przez cztery dni chodziłem bez obrączki i czułem się… No niedobrze się czułem, nie będę epatował metaforami. W związku z tym, kiedy już można było odebrać, wpadłem do jubilera jak po ogień i założyłem z dumą, pasującą obecnie obrączkę. Radośnie opuściłem zakład jubilerski.

Pod drzwiami czekały już na mnie dwie piękne policjantki, które wręczyły mi mandat „za niemanie maseczki w momencie odbioru obrączki".

Związki partnerskie, konkubinaty, wieczne narzeczeństwa i inne tego typu sprawy są z pewnością modne i wygodne, ale gdzie dostaniecie taką obrączkę, która będzie z wami? W dobrej i złej doli. Zastanówcie się nad tym…



tagi: historia  obrączka 

lukasz-swiecicki
25 lutego 2022 19:34
9     805    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @lukasz-swiecicki
25 lutego 2022 20:14

Stare modele obrączek, takie jak te moich rodziców były lepsze. Wąskie, i wszędzie zaokrąglone. Póżniejsze wyglądają jak kastety.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki
25 lutego 2022 21:23

Mój św. pamięci tata zgubił swoją. Zarzekał się, że jej nie zdjął. Nie miał pojęcia, gdzie mógł ją posiać.  Znalazła ją moja babcia a jego mama, po roku, a może dwóch. W piwnicy, tam gdzie w kącie było miejsce do składowania ziemniaków. Tata był kościsty, a drobny ziemisty pył podziałał jak talk. Była wielka radość w domu.

Ale w swerze bycia na dobre i na złe nie miało to znaczenia. 

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @chlor 25 lutego 2022 20:14
25 lutego 2022 23:07

Moja jest wąziutka, tylko taka fasetowana czy jak to się mówi.

zaloguj się by móc komentować

JOLANTA1 @lukasz-swiecicki
26 lutego 2022 05:02

Dwa lata po ślubie, w latach osiemdziesiątych, wyjechaliśmy z  Mążem do Bułgari, maluchem, który służył nam również za sypialnię. W Budapeszcie mieliśmy przygodę,na ulicy zaczepił nas murzyn,(podzisiejszemu afroamerykanin) mówiący po rosyjsku,zapytał nas czy nie mamy złota na sprzedaż,dobrze zapłaci w dolarach.Na naszą odpowiedż, że -u nas niet- ,wskazał na nasze skromniutkie  obrączki i rzekł -a szto eto?

Koniec końców obrączek nie sprzedaliśmy,choć pokusa była,dziś postrzegam ją jako jedną z większych.

P.S.Pięknie  Pan to pisał, -dziękuję

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
26 lutego 2022 08:56

Zło nie kasuje nawet najmniejszego dobra, bo zło to brak dobra - 1 odjąć 0 to nadal jest jeden.

A mój stały lęk o zgubienie obrączki to właśnie te sytuacje, gdy trzeba ją zdejmować - do zabiegów, przeprowadzania napraw, sportów wodnych i w wielu innych sytuacjach. W niektórych z nich nie ma się skarpetki (np. w Niemczech do zabiegów nawet skarpetki się zdejmuje, do sportów wodnych zwykle też). Dlatego zegarek mam zawsze wodoodporny i z miękkim paskiem - założona na niego obrączka (pasek zapięty, oczywiście) jest trudniejsza do zgubienia, bo zegarek, nawet zdjęty z przegubu jednak czuć w kieszeni.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Grzeralts 26 lutego 2022 08:56
26 lutego 2022 10:59

Tak, tę technikę też znam. Oczywiście dla psychiatry specjalnie pożyteczna nie jest.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @lukasz-swiecicki
26 lutego 2022 11:58

Witam. Myślę że 39 jest ważniejsze od tej obrączki ale gdyby jej nie było to nie było by i tego 39. Grunt to konsekwencja i dobry wybór. Ale konsekwencja chyba jednak ważniejsza. Dziękuję za notkę

zaloguj się by móc komentować

Alex @lukasz-swiecicki
26 lutego 2022 20:40

Mały felietonik o tym, że najważniejszy jest tylko sakrament małżeństwa w Kościele (z obrączkami, oczywiście). Też tak uważamy z moją obecną małżonką od 35 lat.

A poza tym w Laskach był ksiądz Fedorowicz ...

Życzymy 100 lat w Laskach!!!

zaloguj się by móc komentować

Jozef-Bak @lukasz-swiecicki
27 lutego 2022 18:26

Pańska historia przypomniała mi moje śluby; podobnie jak Pan Profesor pierwszy cywilny, a po nim (udało się w tym samym dniu) kościelny. To był rok 1987 i mogłem kupić obrączki u Jubilera na podstawie zaświadczenia z USC. Mogę potwierdzić, że obrączka to nie tylko złoty krążek na serdecznym palcu prawej ręki. Pozdrawiam i życzę wielu jeszcze wspólnych lat.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować