-

lukasz-swiecicki

Zasadniczo trzeba uważać z mówieniem, a zwłaszcza polsku. Bo to trudny język.

Zasadniczo trzeba uważać z mówieniem, a zwłaszcza po polsku. Bo to jest trudny język.

 

Moja Mama jest uczulona na pyralginę (może powinno się mówić na pyralgin? A gdyby sądzić z łacińskiego „pyralginum” to w ogóle „ono”…). Czym to się niby objawia, to trudno zrozumieć.

Bo Mama opisuje tak dużo niezwykłych i barwnych objawów, że można sobie wyobrazić, ze pyralgina wywołuje u Niej objawy podobne do tych, które opisuje się w przypadku arszeniku połączonego z falloityną (nie sprawdzajcie – to jest toksyna zawarta w muchomorze sromotnikowym, zapamiętałem ze szkoły, więc mogłem cos pomylić z nazwą i dlatego proszę, żebyście nie sprawdzali..).

W tej sytuacji naprawdę trudno sobie wyobrazić co najmniej dwie rzeczy – po pierwsze skąd się taki lek wziął w aptece (a moim zdaniem to najlepszy na świecie lek przeciwbólowy!), a po drugie – jak to się stało, że Mama przeżyła, a nawet jest w świetnym stanie i niezwykle ruchliwa. Nie znam chyba żadnej osoby w jej wieku, która byłaby porównywalnie ruchliwa i zdolna zarówno do prowadzenia samochodu na bardzo długich dystansach, jak i do jeżdżenia rowerem (zwykłym, wcale nie elektrycznym!) w terenie bagnistym. A to wszystko bez widocznego wysiłku. Może to od tej pyralginy??

Nawiasem mówiąc moja Mama jest lekarzem i to pediatrą, a mam wrażenie, że lekarze, a zwłaszcza pediatrzy, mają najdziwniejsze objawy niepożądane ze wszystkich ludzi. Nie próbuję zgadywać dlaczego tak jest, odrzucam z góry wszelkie tłumaczenia psychiatryczne, bowiem psychiatrzy wszystko tłumaczą psychiatrycznie i to jest dopiero absurdalne!! Człowiek może przy takim psychiatrze wprost umrzeć z uczulenia, a psychiatra powie, że to kompleks Antygony i narcystyczne przeciwprzeniesienie. Doprawdy! Po co komu taki lekarz?? Mi po nic – od razu powiem.

Ale też Mama nie była ze swoim uczuleniem u psychiatry. Po prostu poczekała, aż śmiertelne objawy miną no i potem żyła dalej…

Przypomniało mi się, że kiedyś jako młody lekarz pracujący w Pogotowiu Ratunkowym, zostałem wezwany do pacjenta. W zasadzie trudno powiedzieć, żeby był to pacjent ponieważ były to zwłoki człowieka zmarłego raczej kilka godzin przed moim przyjściem (i to nie dlatego, żebyśmy wolno jechali! Nikt nie wzywał).

Zwłoki jak zwłoki, zmarły był mężczyzną w mocno podeszłym wieku, na pewno starszym nawet niż ja obecnie, natomiast kobieta przy łóżku była w moim wieku lub młodsza czyli ze 25 i do tego niezwykle ładna.

- No cóż, proszę pani – zacząłem trochę niepewnie – dziadek…

- Nie, nie – zaprotestowała – nie dziadek!

- Przepraszam, tata..

- Nie, nie tata..

- Oczywiście. A więc? Mąż?

Kiwnięcie głową i wdzięczny błysk w oczach. No, te oczy to były, że do dziś pamiętam.

- A więc mąż nie żyje i to już od dłuższego czasu, czyli nie mogę w niczym pomóc. Wypiszę świadectwo zgonu. Rozumie mnie pani?

- Tak, to jasne, mam tylko do pana doktora jedno pytanie.

- Tak, słucham?

- Co mam zrobić gdyby mąż ożył?

Muszę przyznać, że akurat na takie pytanie w ogóle nie byłem przygotowany. Zdarza się. Byłem młodym lekarzem.

Jak z tej historii wynika wiara w ustępowanie objawów śmiertelnych nie jest rzadka. Być może nawet przenosi góry. Dlatego też pewnie przeniosła Mamę (ta wiara) i Mama sobie ożyła.

Ale kilka miesięcy temu historia miała mieć swój ciąg dalszy (jednak jest w języku polskim trochę za mało czasów..).

Działo się to w Płocku, gdzie młodymi lekarzami w karetkach pogotowia byli moi rodzice. A ja byłem trzyletnim, nadmiernie rozwiniętym słownie, chłopcem. W innych dziedzinach nie byłem zbyt rozgarnięty, dlatego pewnego dnia wyszedłem na balkon, wsadziłem nogę do bańki po mleku (bo rodzice brali mleko od krowy, która pasła się w parowie – coś takiego w Płocku było – może zresztą nie brali od samej krowy, tylko był tam jakiś gospodarz, ale ja już wolę formułę mleko od krowy niż od gospodarza. Język polski jest potwornie trudny. Po prostu jaja od chłopa za przeproszeniem..).

No więc wsadziłem nogę (możliwe, że już zaczynałem w tym felietonie zdanie od „no więc”, nie chce mi się sprawdzać. Mam takie mocne postanowienie, że zaczynanie od „no więc” może mi się zdarzyć nie częściej niż raz na trzy artykuły!! Ale nie dotrzymuję tego postanowienia. „No więc” oddaje bardzo wiele z tego, co realnie dzieje się w moim życiu!!).

Tak więc (można??) wsadziłem nogę do bańki i zgodnie z prawami fizyki nie mogłem jej już wyjąć. To jest chyba prawo Maxwella, ale mogłem cos pomylić. Zacząłem więc machać nogą, która utkwiła mi między prętami poręczy balkonowej. Oczywiście również w tym wypadku noga z bańką nie chciała wyjść. To jest chyba Drugie Prawo Maxwella. Zacząłem więc energicznie szarpać poręczą. Nie zdążyłem jednak uruchomić Trzeciego Prawa Maxwella, które powinno spowodować odpadnięcie owej poręczy, a w następstwie, tym razem zgodnie z Prawem Grawitacji, moje przyciągnięcie przez ciało o większej masie.

Nie zdążyłem tego zrobić, bo Mama poderwała się jak szalona i uratowała mnie po prostu. Niestety sama doznała poważnego urazu kręgosłupa. W rezultacie wezwano karetkę. Nie wiem kto to zrobił, bo Tata w tym momencie już jeździł karetką, ale ktoś musiał, bo wkrótce przyjechała karetka. Niestety, nie ta z Tatą, na co miałem wielką nadzieję, bo uważałem, że to będzie bardzo zabawne, że teraz Tata przyjedzie ratować Mamę. To też jest chyba jakies fizyczne prawo, ale nie pamiętam jak się nazywa…

Przyjechał inny doktor. I Mama mu powiedziała. Powiedziała o tym uczuleniu. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie, że to w zasadzie felieton o uczuleniu na pyralginę? Doktor należał jednak do stosunkowo licznej grupy lekarzy, którzy wiedzą lepiej…

Jest to nie bez powodu częsta postawa wśród lekarzy. Gdyby nie wiedzieli lepiej od pacjentów to, przepraszam bardzo, po co komu tacy lekarze? Od tego jesteśmy, żeby być mądrzejsi! A jeśli pacjenci robią się coraz mądrzejsi, no to chyba jest to ich problem?

W każdym razie ten doktor wiedział lepiej. I Mama dostała wszystkich objawów. Wezwano więc drugą karetkę i w tej już był mój Tata. A Tata powiedział, że ten doktor z pierwszej karetki to kretyn. Zwykły kretyn.

Ja się tym wszystkim zainteresowałem dopiero w tym momencie. Bo przedtem to tak sobie. Chyba jeszcze przeżywałem te bańkę na nodze, czy jak? Ale to mnie zastanowiło. I zapytałem Tatę, kto to właściwie jest kretyn. A jeszcze zwykły.

Tata zastanowił się i powiedział mi, że kretyn to mieszkaniec Krety.

I to mi się bardzo spodobało. A potem przez wiele lat myślałem, że jak Mama w Płocku była chora, to przyjechała taki doktor z Grecji, bo sprawdziłem w Encyklopedii, że Kreta jest w Grecji. A Rodzice nie wiedzieli o co mi chodzi.

A potem się wyjaśniło, że to kretyn był. To niedawno się właściwie wyjaśniło.

Trzeba bardzo uważać z mówieniem, bo się ludziom różne rzeczy mogą porobić, nie raz i na całe życie, albo choćby i na pół. Ale to też sporo.

 



tagi: jezyk polski  trudności w komunikacji  kretyn 

lukasz-swiecicki
21 stycznia 2023 18:35
13     1311    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @lukasz-swiecicki
21 stycznia 2023 19:23

Pyralgin??

Jedyny lek który kiedyś usuwał w parę minut nawet najgorszy ból zęba, to już nieistniejący Pabialgin. Kupowało się go w kiosku naprzeciwko szkoły.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki
21 stycznia 2023 19:26

Jest pan swiadom profesorze, ze brukselka to stoliczka belgijki?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @valser 21 stycznia 2023 19:26
21 stycznia 2023 19:54

Nie byłem, już jestem!

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @chlor 21 stycznia 2023 19:23
21 stycznia 2023 19:54

A, tak, rzeczywiście zdrowo klepał.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @chlor 21 stycznia 2023 19:23
21 stycznia 2023 21:10

A ja zawsze myślałem, że to były one - Pabialgina i Pyralgina...

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
22 stycznia 2023 12:41

A panu T. Sznukowi, który prowadzi telewizyjną tragifarsę o nazwie "Jeden z dziesięciu" ktoś (jakiś adept zreformowanej edukacji) zredagował odpowiedź, że mieszkańcy Cejlonu to "lankijczycy" (państwo "wabi się" Sri Lanka, więc powinno być raczej "srajlankowie").
Chociaż na tej wyspie żyją głównie Syngalezi (85 procent populacji) i Tamilowie (15 procent), a wszyscy inni pozostałą reszt(k)ę.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Maginiu 21 stycznia 2023 21:10
22 stycznia 2023 23:01

Może i słusznie. Tu zdania są jak widać podzielone.

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki 22 stycznia 2023 23:01
22 stycznia 2023 23:33

Zdania ekspertow sa zawsze podzielone.

zaloguj się by móc komentować

szarakomorka @valser 22 stycznia 2023 23:33
23 stycznia 2023 11:02

I to zwykle na "dwie równe połowy".

Czy połów to jest mąż połowy?

To już musi rostrzygnąć chyba profesor i to najlepiej psychiatra.

zaloguj się by móc komentować

chlor @szarakomorka 23 stycznia 2023 11:02
23 stycznia 2023 12:03

Siarczek to synek Siarki i Siarczana.

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @szarakomorka 23 stycznia 2023 11:02
23 stycznia 2023 16:03

A połów obfity to jest gruby mąż połowy. Ich córką jest połowica.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
23 stycznia 2023 22:48

aspiryna ?

taka tam lepiej rozdrobniona.

Zaszłyszne z ubiegłego wieku.

 

 

zaloguj się by móc komentować

szarakomorka @lukasz-swiecicki 23 stycznia 2023 16:03
24 stycznia 2023 11:58

Bez połówki nie razbieriosz. :-)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować