-

lukasz-swiecicki

Wyjeżdżamy na wakacje!!

Wyjeżdżamy na wakacje

 

[To felieton sprzed roku. Trochę go poprawiłem. Ale niezbyt dużo. Jeśli ktoś pamięta, to lepiej nie czytać..]

 

To nie będzie oczywiście felieton o wakacjach. Wakacje to wakacje. Nie ma o czym mówić. Nie jesteśmy tam gdzie byliśmy, tylko tam gdzie nas nie było. I nie robimy tego co umiemy, tylko to co nam zdecydowanie gorzej nam wychodzi…

Od dawna podejrzewam, że prawdziwym celem wakacji jest zmęczenie się w sposób inny, niż męczymy się zazwyczaj. Jedyną zaletą takiego postępowania jest to, że głowie się rzeźbią inne rowki, a tamte poprzednie sobie trochę zarastają. I tyle. Musi wystarczyć.

A tak zwany „odpoczynek” jest oczywistą ułudą. W rzeczywistości osoby, które umieją wypoczywać, robią to w zasadzie bez przerwy i są super wypoczęte. Na przykład pracują sobie w jakimś europarlamencie czy czymś podobnie zabawnym.

Ale, jak już wspomniałem, to w ogóle nie jest felieton o wakacjach, tylko o wyjeżdżaniu na wakacje (też nie o wyjeżdżaniu w ogóle, tylko o konkretnym wyjeżdżaniu na wakacje). Omówimy tak zwany przykładowy przykład z tego roku.

Oczywiście wyjeżdżanie nie zaczyna się w dniu wyjazdu, ani też dzień wcześniej. Pierwsze plany dotyczące pakowania pojawiają się około tygodnia przed dniem X.

- W tym roku, nie tak jak ostatnio! Najpóźniej ósma jesteśmy w drodze.

To decyzja najmądrzejszej z Żon. Nie sposób się nie zgodzić.

- Tylko wiesz! Plan. To główna sprawa. Ja ci to wszystko rozpiszę!

Wierzę w plany mojej Żony.

Na zawsze zapamiętałem ten, który dotyczył wesela jednej z naszych córek. Niezłe było zdanie z piątej strony: „Godzina piąta – Łukaszek, nadal trzeźwy, liczy butelki wina”. Nie sposób nie zrealizować tak precyzyjnego planu. Choć łatwo nie było.

Z wyjazdem też nie było łatwo. O której na przykład trzeba wstać, żeby wyjechać o ósmej?

Otóż to wcale nie jest mądre pytanie!! Przecież to zależy od tego, co będziemy robić, kiedy już się obudzimy! Choć, nie da się ukryć, to o której wstaniemy, też nie jest pozbawione znaczenia.

Czyli jeśli po siódmej, to jednak raczej słabo… Słabo będzie ze zdążeniem..

Ale staramy się. Ja lecę na spacer z Borysem, bo ostatecznie przed podróżą musi się porządnie przelecieć. W tym czasie Żona…

W tym czasie Żona zaczyna dokładnie odkurzać mieszkanie.

Ci, którzy w tym nie widzą logiki, nie mają po prostu pojęcia o logice! A niby że kiedy miałaby odkurzać??? Przecież jak mnie i Borysa nie ma w domu, to nie przeszkadzamy? Czyli jasne.

A poza tym kiedy miałaby to robić? Jak wrócimy z wakacji??? A kto się będzie wtedy rozpakowywał? Przecież wiadomo jakie jest zamieszanie po powrocie.

Oczywiście odkurzyć trzeba teraz i to bardzo, bardzo dokładnie. Bo niby po co byłoby niedokładnie? Gdyby zaszła potrzeba można by też umyć okno, lub dwa.

No bo co? Odkurzyć i zostawić brudne okno? A jak zmieniacie majtki to skarpet już nie? No to współczuję.

No więc Żona sprząta, czyli ja mogę się teraz szybciutko spakować. Koncepcja była taka, ze każde z nas ma swoja walizkę, ale poprzedniego dnia okazało się, że jednej z Córek nie mieszczą się już rzeczy w samochodzie. No i co? Dziecku nie pomożesz? Dasz synowi węża jeśli poprosi cię o chleb?? No – to moje gratulacje!!

Czyli w bagażniku mamy miejsce najwyżej na jedną walizkę, ale jeśli zostawimy w domu rzeczy zupełnie niepotrzebne takie jak: kąpielówki, t-shirty, buty sportowe, rakiety do badmintona, okulary do pływania i tym podobne nonsensy, decydując się tylko na rzeczy niezbędne jak choćby: białe koszule z kołnierzykami, marynarki, eleganckie obuwie, obuwie na zmianę równie elegancką i jakieś przyzwoite perfumy – to z pewnością jedna walizka powinna wystarczyć. Choć będzie ona ważyć około 25 kg. Lub raczej więcej.

Walizkę mam gotową. Łapię i ciągnę za sobą do samochodu. Ale nie! Ciągnąć nie wypada, bo sąsiad pomyśli, że nie daję rady. Więc niosę z miną, że w ogóle bez wysiłku.

Na półpiętrze czeka na mnie Ciocia, tak się składa, że również jest moją sąsiadką.

- Nie wyjeżdżacie nigdzie?

- Nooo.. właśnie się pakujemy – nie odstawiam walizki, bo podnieść jeszcze trudniej niż utrzymać.

- To dobrze, że nie wyjeżdżacie, bo ja właśnie wyjeżdżam, a trzeba by się wujkiem zaopiekować.

- Ale właśnie wyjeżdżamy…

- Z wujkiem to przecież żadna robota, wujek sam sobie radzi, tylko jakbyś zajrzał do niego czasem, czy nie zapomniał zjeść i takie tam…

- Jasne ciociu, tylko my za chwilę wyjeżdżamy..

- To się cieszę, że rozumiesz.. Ale co ty taki napięty jesteś?

(Bo ta walizka mnie przygniata do ziemi!!)

– Nie ciociu. Czemu? Wszystko dobrze.

- To cieszę się, że się zajmiesz wujkiem.

Wpycham walizkę. Z trudem zamykam bagażnik. Teraz tylko bagażnik na rowery. Jak go już założę, to niczego nie będę mógł dołożyć do samochodu.

Bagażnik na rowery to szczególne zagadnienie. Niby nic, ale trzeba podłączyć kabel do świateł… Tego kabla nie da się źle podłączyć. Absolutnie.

Mimo to jakieś pięć lat temu wracałem do Warszawy z Warmii na lawecie. Samochód nie działał. Nic w nim nie działało. Był martwy.

Po dwóch dniach konsultacji w Warszawie (to jest materiał na osobną opowieść, jeśli nie na serial..) ustalono na najwyższym szczeblu, że przyczyną nieznanej ludzkości awarii było… Odwrotne połączenie kabla do bagażnika rowerowego… Komputer w samochodzie uznał, że popsuły się hamulce i dla mojego dobra wyłączył wszystko. Dobrze, że nie wysadził mnie w powietrze.

Tym razem postanowiłem nie popełnić tego błędu. Na szczęście na podwórko wyszedł właśnie kolejny sąsiad. Jacek zna się na wszystkim. I na wszystkim zna się lepiej. Może wydaje się wam, że znacie takich ludzi? Takich nie znacie. Ja w każdym razie nie znam. Jacek naprawdę zna się na wszystkim.

- No co tam? Wyjeżdżacie? Bez sensu termin wybrany. Pogody nad morzem nie będzie.

- My w góry raczej…

- W Tatrach też będzie lało.

- Ale my w Sudety…

- Tam to dopiero będzie… No ale jasne, rozumiem, kiedyś trzeba. Rowery bierzesz?

- No chciałbym..

- To na benzynę tyle wydasz, że na miejscu mógłbyś kupić nowe..

- Może i tak, ale jestem przywiązany do tych.

- Mówi się do Tychów.

- Tak, wiem... Nie wiesz przypadkiem jak się montuje ten kabel?

- A nie! To już wiesz – ja się elektryczności nie dotykam. Czyli będę już leciał. Cześć i dobrze się bawcie. O ile to w ogóle możliwe przy takim deszczu..

Ostatecznie montuję na własne ryzyko. Jestem kompletnie spocony i brudny. Z trudem wracam do domu.

- O jesteś! – Żona wita mnie z radością – to dobrze, bo trzeba skrzynkę zapakować..

- Jaką znowu skrzynkę???

- Jak to? Z jedzeniem! Mówię ci od wczoraj.

- A po co my bierzemy jedzenie?

- A co? Odzwyczajasz się? Umówiłam się z dziećmi, że robimy obiady na zmiany i to jest nasza propozycja. Twoja też!

Idę zdemontować bagażnik na rowery. Na półpiętrze spotykam Ciocię.

- Tak się zastanawiam… czy ty masz coś przeciwko zajmowaniu się wujkiem?

- Nie Ciociu, kocham wujka.

- To musisz to bardziej okazywać.

Wyjeżdżamy około 12. W połowie drogi okazuje się, że nie wzięliśmy schabu. I ten schab gdzieś został. Oby w lodówce, bo Boryś jest z nami.

Tak. Jest!! Sprawdzałem. Dzięki Bogu!!!

Reszta wakacji to już jest pryszcz i historia niegodna wspomnienia….

No chyba, że jeszcze o tym coś napiszę. Może i tak.



tagi: organizacja  wakacje  wyjazd 

lukasz-swiecicki
19 lipca 2023 22:27
0     505    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować