-

lukasz-swiecicki

Wybór drożdżówek - taktyka i strategia wg von Clausevitza

Wybór drożdżówek – taktyka i strategia.

„Przeważna ilość narad stanowi bezpodstawną gadaninę, w której wyniku albo każdy zostaje przy swoim zdaniu, albo zwyczajne ustępstwa z ubocznych względów prowadzą do bezwartościowego kompromisu”.

Von Clausevitz, „Wojna”

 

Rozważania na temat taktyki i strategii obowiązkowo muszą się zaczynać od Clausevitza. Zawsze sądziłem, że to pretensjonalny snobizm, ale od kiedy zacząłem czytać wspomniany traktat całkowicie zmieniłem zdanie. To niezwykle mądra książka, która naprawdę ma zastosowanie do wielu sytuacji. Na przykład drożdżówki na Mazurach…

Drożdżówki kupuje się w Wejsunach. Bo i tak za bardzo nie ma wyboru. Do Piszu jest za daleko, żeby jechać tam po drożdżówki. Gdyby na przykład potrzebny był imbir do curry – to wtedy naturalnie do Piszu. No, ale nie po drożdżówki – dajcie spokój!

Wejsuny to szczególna miejscowość. Nie żeby zaraz szczególnie piękna, bo szczególnie piękna nie jest, choć położona malowniczo na samym brzegu pięknego jeziora Warnołty. Ale te Wejsuny tak się raczej od jeziora odwracają, jakby trochę obrażone, a i jezioro jest bardziej do oglądania niż czego innego, bo to rezerwat, a brzegi dość gęsto porośnięte. Takie do oglądania a nie do macania bardziej.

Więc, jak już ustaliliśmy – Wejsuny nie są piękne. Dla mnie są szczególne jednak, bo za nimi już tylko Końcewo, o którym kiedyś pisałem, że jest na Końcu Świata, choć przecież za Końcewem jeszcze Niedźwiedzi Róg, a potem to już tylko Śniardwy. A ponieważ ja niezwykle lubię Końcewo, wprost przepadam za nim, więc już w Wejsunach jestem szczęśliwy. Tak mam i tyle.

Ale w wymiarze nieindywidualnym Wejsuny też są dość szczególne. W tej małej wiosce, aż mi się nie chce wierzyć, że mieszka tam (wg Wiki) aż 300 osób (ale to chyba podwójnie liczyli..), są aż dwie świątynie. Duży kościół z czerwonej cegły to zbór ewangelicki z końca XIX wieku, a dziwnie bezkształtny baraczek, przypominający westernowe świątynie metodystów na prerii, to, żeby było trudniej zgadnąć akurat kościołek katolicki.

Katolików jest raczej dużo, a ewangelików jest mało, więc jeden z kościołów jest za mały, a drugi za duży – tak jakby ktoś kupił buty nie dość, że nie od pary, to jeszcze w bardzo różnej numeracji. Ja przynajmniej zwykle mam takie wrażenie.

Do kompletu z dwoma kościołami są też w Wejsunach dwa sklepy spożywcze. I oba stoją tuż obok siebie. Jeden jest sklepem państwowym (to znaczy oczywiście był państwowy, teraz to po prostu Społem), a drugi jest prywatny. Ale tu znów jest odwrotnie do intuicji – w „państwowym” są bardzo miłe panie, a w prywatnym obsługa jest specyficzna…

Ostatnio na przykład kupowałem w prywatnym fasolkę szparagową (nawiasem mówiąc brzydką i zeschniętą). Wpakowałem do torebki i udałem się do kasy.

- Po ile fasolka. - Pani w kasie ni to pytała, ni to zgłaszała do mnie pretensje..

- A po ile fasolka? - Nie wiem czy właśnie to miałem powiedzieć, ale nic innego nie wymyśliłem..

- A skąd ja mam wiedzieć???! – Teraz pani była już autentycznie oburzona.

- A ja skąd?? – A ja zagubiony.

- No chyba tam pisze na kartce!! Czy nie pisze? Jak nie pisze jak pisze??!!

- Aaaa na kartce…

- Matko Boska! Z kim ja pracuję w tym sklepie! – Pani była autentycznie oburzona.

Jest to typowa dla tego sklepu sytuacja, no więc nikt tam w ogóle nie kupuje, bo po co komu takie słabe dialogi..

Tą bardzo okrężną drogą doszliśmy wreszcie do drożdżówek. W „państwowym” panie są po prostu urocze. I mają duży wybór drożdżówek. Niestety…

Z drugiej strony ja mam ośmioro dzieci. I one chcą wybierać. Niestety…

Sytuacja wstępna wygląda niezwykle prosto. Aż podejrzanie. Wszyscy chcą z budyniem. Tylko Dziul nie chce nic, bo nie umie mówić. Ale rodzeństwo Dziula mówi, że Dziul zaakceptuje co by tam nie było. No i Heniuś chyba chciałby z makiem. Tylko, żeby bankowo był mak w środku, a nie tylko posypane na wierzchu, bo już kiedyś tak było, że niby z makiem, a maku w ogóle nie można było znaleźć.

Jest świetnie. Ale z budyniem jest tylko jedna buła. Dobra – bierzemy z budyniem. Mamy jeszcze siedem.

- Z czym byście chcieli?

- Z budyniem.

- Nie ma już. To z czym?

- Może być z budyniem.

- Już nie ma.

- To z budyniem mogą być.

No tak…. Taką sytuację nazywamy chyba „konfliktem zamrożonym”.

Bułki z serem wyglądają bardzo podobnie do tych z budyniem. Prawie tak samo.

Mrugam do pani, robię głupie miny i mówię – To tez z budyniem, te tam poproszę…

- To nie są… no jasne, tak oczywiście, te z tym drugim, to znaczy z budyniem?

- A! Te właśnie!

- Mam cztery. To ile dać?

No tak… Czyli mam już pięć z budyniem, w tym jedna jest z budyniem… Plus ewentualnie ta z makiem, gdybym przysiągł, że będzie w niej mak. Ryzyko jest. Ale jak to na wojnie. Kto nie znosi ryzyka, to niech sobie siedzi w domu..

Pora wysilić mózg.

- Pamiętacie jak wczoraj Leon sprzedawał ciastka? (Dokładniejszy opis znajdzie Czytelnik w felietonie „Rozmowa z ekspertem część 10”).

- Acha…

- I pamiętacie o co ludzie pytali?

- No czemu takie drogie…

- Nie o to mi chodzi, ale co jeszcze chcieli kupować?

- Jagody! I wtedy im Leon powiedział, że jagody rosną w lesie i mogą sobie sami nazbierać i ci ludzie się z tego śmiali, chociaż nie wiadomo z czego, bo w lesie są chyba jakies jagody…

- No tak, pewnie są. Ale rzecz w tym, że teraz jest „SEZON” na jagody!

- Czyli że co?

- Po prostu chodzi o to, że jagodzianki są modne teraz.

Dziewczynki zgadzają się na jagodzianki. Tak obstawiałem, czyli jesteśmy już na ukończeniu kampanii!

- Poproszę w takim razie jeszcze dwie jagodzianki.

- Niestety nie mamy jagodzianek..

- Jak to? A te tutaj?

- Te? To są drożdżówki z dżemem…

- Czyli poproszę te jagodzianki…

Pakujemy się z bułkami, jedziemy nad jezioro Jegocin, które jest najpiękniejszym znanym mi jeziorem i ma cudowną wodę o właściwościach leczniczych. Przynajmniej ja tak uważam.

Nad jeziorem okazuje się, że bułki są okropne. Wszystkie jak z gumy i smakują tak samo. Bez różnicy z czym tam w środku. W bułce z makiem i nie ma maku.

Dzwoni córka – w prywatnym sklepie kupiła naprawdę wspaniałe jagodzianki. Musiała sobie tylko sama policzyć ile płaci.

A Clausevitz mówił od razu, że gadanina będzie bezpodstawna, a kompromis bezwartościowy… No, ale to trzeba umieć czytać ze zrozumieniem drogi Dziadku…



tagi: kompromis  wybór  drożdżówki  von clausevitz 

lukasz-swiecicki
11 sierpnia 2022 13:06
3     987    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

orjan @lukasz-swiecicki
11 sierpnia 2022 16:56

Raczej Churchill w temacie: "Wszystko, czego wymagam od rozmówcy, to aby po dyskusji zaakceptował mój punkt widzenia".

Tu odczuwam potrzebę disklajmera, bo może to nie był akurat Churchill, a cytat jest z mojej, niepewnej pamięci. Sens jest natomiast pewny.

 

zaloguj się by móc komentować

Michal-z-Goleniowa @lukasz-swiecicki
12 sierpnia 2022 10:31

Bardzo sympatyczne te wyjazdy z wnukami. Szczerze sie pośmiałem. Wchodzę w wiek, że czekam aż sam będę miał dziadkowe przygody :-)

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @orjan 11 sierpnia 2022 16:56
12 sierpnia 2022 15:02

Jeśli tak mówił, to właśnie miał to z Calusevitza. Clausevitz poświęcił temu zagadnieniu jeden z rozdziałów, zwracając uwagę, że na tego typu rozmowy to właśnie szkoda czasu, bo swój punkt widzenia to znamy od początku.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować