-

lukasz-swiecicki

Wszystkie moje bakterie

Wszystkie moje bakterie

 

Żadne to odkrycie, ale zawsze jakoś tam mnie dziwi, że jesteśmy chodzącymi koloniami bakterii. Właściwie to chyba nawet nie kolonie tylko po prostu całe chodzące góry.

Więcej w nas bakterii niż człowieka i to pod każdym względem - i DNA , i ogólnej masy, i wszystkiego w ogóle. Nie widzimy tego, tak jak wielu innych rzeczy. Widzimy to, co chcemy. I też nie wszystko.

Ale to jest dość powszechna wiedza, po prostu mało kogo to obchodzi. Mnie na codzień też nie.

Dopóki mnie te bakterie nie opanują. W sensie - dopóki nie przejdą poza wyznaczone im stałe granice. No dobrze, nie ma takich granic, ale zwykle człowiek myśli, że są.

W dzieciństwie był to, jak tak to odbierałem, najlepszy sposób, żeby wycofać się z życia zewnętrznego i otoczyć murem koców i książek w moim własnym łóżku. Na co miałem ochotę prawie zawsze szczerze mówiąc.

Nie wiem, jak to się działo, że chodziłem w ogóle do szkoły. Chyba po prostu w latach 60 i 70 tych XX wieku nie było innej rady. Teraz pewnie bym nie chodził. Skończyłoby się jakimś indywidualnym trybem. A wtedy musiałem - to wreszcie szedłem.

Ani tego nie gloryfikuję, ani nie widzę w tym rozwiązania na dzisiejsze problemy młodzieży i dzieci. Kiedyś tak było, a teraz jest inaczej. To „kiedyś” miało swoje zalety. „Teraz” pewnie też ma - ale znacznie gorzej je dostrzegam, bo jestem stary i wiem, że i tak trzeba zrobić to, co trzeba zrobić.

Pomijając wszystkie te rozważania o charakterze ogólnym (choć tam może i nie trzeba ich tak do końca pomijać…), niewątpliwie byłem mocno chorowitym dzieckiem.

Moje bakterie (z obowiązku lekarskiego przyznaję, że chodzi oczywiście również o wirusy, ale jakoś o wirusach nie lubię tak za bardzo pisać, bo nie jestem do końca pewien czy te cholery - a cholera akurat jest bakteryjną chorobą! - w ogóle żyją, a o „nieżyjących” trzeba inaczej pisać i już!), no więc moje bakterie regularnie naruszały wszelkie układy i zasady.

Chorowałem więc na odrę (wirusowa!), szkarlatynę (bakteryjna), świnkę (wirusowa), krztusiec (bakteryjna), płonicę - aaa!, nie - to jest to samo co szkarlatyna to był drugi raz i może tym razem nazywała się inaczej, ospę wietrzną (wirusowa), półpasiec (niby ten sam wirus, a inna zupełnie choroba), no i oczywiście co chwila na grypę i inne rodzaje infekcji oddechowych. Acha - jeszcze na mononukleozę..

Z takich częstszych to nie miałem chyba tylko krupu (błonicy). Zawsze żałowałem, bo to i ładnie się nazywa, i rodzice zawsze mówili, że umrzeć można, co w dzieciństwie było oczywiście jednym z moich, zupełnie niezobowiązujących, marzeń.

Mogę tylko żałować, że nie było wówczas covidu, ani tych pięknych, pobudzających moją w każdym razie, wyobraźnię, testów do badania… Robią się tam takie piękne dwa prążki niebieskie - jak jesteście chorzy. Jestem pewien, że mi w dzieciństwie robiłyby się trzy!!! Co najmniej!

A potem, przedtem, w trakcie - bo to różnie bywa - zawsze miałem spektakularnie wysoką gorączkę i odjeżdżałem jak po niezłych dragach. Nie mam pojęcia jak jest po dragach, bo nigdy nie próbowałem, ale jeśli jest inaczej, to nie rozumiem czemu ludzie to biorą. W dużej gorączce jest super i nikt przytomny temu nie zaprzeczy.

Kiedy już miałem to gorączkę i Mama wyraziła żal i niepokój, a to zawsze robiła i bardzo w tym była kochana!!!, wiadomo było, że muszę iść do łóżka.

Łóżko miałem całkiem szczególne. Przez wiele lat było to górne piętro wysokiego łóżka piętrowego na poddaszu domu położonego w samej Puszczy Kampinoskiej (tak, to prawda, jestem, Żoliborzaninem od chwili urodzenia a nawet dłużej, ale wszystkie moje spektakularne choroby były w Puszczy, i tyle!). Przez okno widać było tylko szczyty sosen. Słyszałem wiatr, ptaki i wiewiórki. Czasem szczekał pies.

Część łóżka (większą) zajmowały książki. Z gorączką czy bez, przytomny czy nie, czytałem cały czas. Byłem przygotowany na każdą chorobę. Miałem grubo oprawione roczniki Świerszczyków (nie w dzisiejszym chorym sensie tego słowa - chodziło o popularne pismo dla dzieci!), z kilku kolejnych lat (to niewątpliwie zasługa Taty), miałem „Wojaka Szwejka”, ale też „Żywoty Świętych”, trylogię pradziadka podpułkownika ministra, ale też „Pana Tadeusza”, i jeszcze mnóstwo innych książek. Rodzice pozwalali mi czytać zupełnie wszystko. I wszystko czytałem. Od piątego roku życia. Większość książek po wiele razy.

Nie chodziło o to, że niektóre mi się podobały, a inne nie. Tego w ogóle nie pamiętam. Nie stosowałem kryterium podobania. Wszystko było po prostu ciekawe, bo nie było ani mną, ani moja bakterią. Było poza nami i strasznie nam się podobało. Mi i bakteriom.

W zasadzie chcieliśmy być w tym Świecie bez ograniczeń. Objawy zdrowienia przyjmowaliśmy więc z żalem. To było jednak nieuniknione. „One” musiały odejść za rzekę, przekroczyć granicę.

Ja musiałem wrócić do szkoły, za którą nie przepadałem, choć (a może i dlatego?), że byłem prymusem. Ale nie lubiłem swoich dobrych stopni. Nie byłem do nich przywiązany. Pozycja społeczna nie miała dla mnie znaczenia. Nadal chciałem zwiedzać różne kraje i oglądać rzeczy, które nie były mną, ani moimi bakteriami (ani też moimi wirusami..).

Dwa dni temu obudził mnie kaszel. Taki fest. Od razu do pozycji stojącej. Nie zdążyłem jeszcze opaść na poduszki, kiedy zaczęło mi się lać z nosa. Chciałem wytrzeć, ale zatrzymał mnie ból pleców promieniujący do nerek. Czyli znowu przekroczyły granice. Jest wojna.

Książki mam już przygotowane. Chyba ciekawsze niż wtedy. Choć kto to wie, i jak oceniać? Ale nie w tym problem - po prostu teraz nie daję rady czytać. To znaczy czytam niewystarczająco długo. Zanim się dobrze wciągnę w ten Świat (o choćby takie, wziąłem te, które leżały w zasięgu ręki:

  • „Pokój z widokiem na wojnę” Geberta
  • „Księga gaju laurowego” Hamvasa
  • „O naśladowaniu Chrystusa” - wiadomo czyje
  • „Drugie imię” Fosse’a
  • „Żmut” Rymkiewicza
  • I jeszcze „Co cię gryzie - fascynujący świat pasożytów” Zimmera)

ale zanim się dobrze wciągnę, to pewnie zasnę….

Nic to. Chory jestem i trzeba się cieszyć, a nie marudzić.

I Wam wszystkim też życzę. Ciekawe są te książki jak cholera (bakteryjna!), a prymusami, to jeszcze zawsze możecie zostać.

Tylko nie oglądajcie niczego w internecie!!!

Szkoda dobrej choroby na pierdoły…



tagi: książki  choroby  bakterie 

lukasz-swiecicki
2 lutego 2024 19:32
21     761    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @lukasz-swiecicki
2 lutego 2024 21:26

Chorowitość i żywotnosć to całkiem różne rzeczy. Żywotność jest lepsza od końskiego zdrowia.

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @chlor 2 lutego 2024 21:26
2 lutego 2024 22:52

Mnie dziś ai (it) podesłała coś takiego.

Mózg a umysł.

 

Tylko nie oglądajcie niczego w internecie!!!

Szkoda dobrej choroby na pierdoły…

 

 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
3 lutego 2024 08:06

Na łóżkową walkę z patogenami jeszcze kapitan Joshua Slocum, koniecznie. Wtedy trudno było to przeczytać po polsku, teraz jest już dostępne dobre polskie tłumaczenie. 

Ale ja nie cierpię być chory, choć uwielbiam nie chodzić do pracy ;) 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Grzeralts 3 lutego 2024 08:06
3 lutego 2024 11:08

Joshua Slocum?? Nie znam! Kto to?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Grzeralts 3 lutego 2024 08:06
3 lutego 2024 11:11

Już sprawdziłem. Ciekawy gość. A umiał pisać? Rozumiem, że tak?

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @Grzeralts 3 lutego 2024 08:06
3 lutego 2024 11:11

Na łóżkową walkę z patogenami jeszcze kapitan Joshua Slocum, koniecznie. Wtedy trudno było to przeczytać po polsku, teraz jest już dostępne dobre polskie tłumaczenie.  Czy chodzi o "Delirjum po serze i śliwkach?" Jesli tak, to znaczy, że Pan  jeszcze młody chłopak jest. Bo ja czytałem już prawie  trzy czwarte wieki temu wydanego w 1930 roku Slocuma ("Sam jeden żaglowcem naokoło świata", Warszawa 1930, Główna Księgarnia Wojskowa, tłumaczenie Ludwik Szwykowski, piękna sztywna płócienna oprawa tłoczona złotem plus kolorowa rycina "Spraya"). Nadal mam to wydanie...

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @MarekBielany 2 lutego 2024 22:52
3 lutego 2024 11:22

Mózg a umysł. Mnie - jako inzynierowi po Politechnice - wydaje się, że umysł jest w mózgu...

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Maginiu 3 lutego 2024 11:22
3 lutego 2024 11:58

To tylko hipoteza. Chyba jednak cały umysł nie mieści się w mózgu. Dałbym co najmniej kilka procent na brzuch. Jak najbardziej serio.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Maginiu 3 lutego 2024 11:11
3 lutego 2024 11:58

Piękne musi być. Zazdroszczę.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @lukasz-swiecicki 3 lutego 2024 11:58
3 lutego 2024 12:23

Dałbym co najmniej kilka procent na brzuch. No rzeczywiście , umysł - chyba jak sama nazwa wskazuje - wykonuje czynność myślenia,  a znam wiele przypadków, kiedy ludzie kierują się tym, co czują w brzuchu. A  jeśli jeszcze poczują głód, to  ten procent gwałtownie rosnie, czasem nawet do 100 procent...

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @lukasz-swiecicki
3 lutego 2024 13:08

Szkoda dobrej choroby na pierdoły!
 


Jesteśmy balonikami z morską wodą.
Gdy jest cicho - słychać,
jak w uszach szumi.

zaloguj się by móc komentować


ninon @Maginiu 3 lutego 2024 12:23
3 lutego 2024 16:52

ten komentarz przypomniał mi mojego śp. Ojca, kiedy był głodny mawaił: trzeba nakarmić tego starego komunistę... 

zaloguj się by móc komentować

ninon @ninon 3 lutego 2024 16:52
3 lutego 2024 16:57

... który siedzi tam w brzuchu

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Maginiu 3 lutego 2024 11:22
3 lutego 2024 21:28

Ja też po technikum i politechnice.

Jestem świadomy, że wkraczam na tereny, na których ostatni raz byłem pięćdziesiąt lat temu w ósmej klasie.

Komputer to nie jest jego procesor, choć bez niego raczej nie działa.

Lata temu zrobiło na mnie wrażenie zapoznanie się, jak to w innych językach jest nazywane.

 

P.S.

taka anegdota. Mówię do kolegi, że potrzebuję kontrolera (chodziło o stacje dyskietek). W odpowiedzi usłyszałem: MZK ?

:)

 

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @MarekBielany 3 lutego 2024 21:28
3 lutego 2024 22:28

Początkowo w języku polskim słowo "komputer" nie istniało. Pisano i mówiono normalnie "mózg elektronowy". W chińskim nadal tak jest (dian nao).

 

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @chlor 3 lutego 2024 22:28
3 lutego 2024 22:44

Problem jest taki.

W języku polskim dość pomyślnie zrównano liczbę z ilością.

 

I nikt tego nie odróżnia !

 

P.S.

bez słów i kropek

 

 

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @zkr 3 lutego 2024 15:13
4 lutego 2024 12:16

Wydaje mi się, że generalnie ludzie myślą nie tylko brzuchem,  ale różnymi częściami ciała - nie wchodząc lepiej w szczegóły...

zaloguj się by móc komentować


Grzeralts @Maginiu 3 lutego 2024 11:11
5 lutego 2024 06:46

No właśnie trudno było to przeczytać wtedy. A i tłumaczenie mocno archaiczne nie ułatwiało współczesnemu czytelnikowi (chociaż literacko było lepsze niż aktualne). Oczywiście Slocuma najlepiej przeczytać w oryginale - dopiero wtedy widać, że w sumie umiał pisać, przynajmniej jak na amatora ;) 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki 3 lutego 2024 11:58
5 lutego 2024 06:48

Oczywiście. A i tak nierozstrzygnięta pozostaje lokalizacja duszy, która szeroko rozumiany umysł przynajmniej współtworzy.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować