-

lukasz-swiecicki

Urojenia i nieśmiertelność

Urojenia i nieśmiertelność

To ma być felieton o urojeniach. Wyłącznie. Ale jakoś sobie uroiłem, że trzeba będzie też wspomnieć o nieśmiertelności. Nie wiem czemu i nie wiem jak się te tematy powiążą. Wierzę, że jak zwykle stanie się to jakoś i sam się zdziwię. Często mi się to zdarza.

Wielu moich pacjentów nie rozumie o co chodzi z tymi urojeniami. To znaczy przyjmują przez grzeczność do wiadomości, kiedy część ich myśli nazywam urojeniami, wcale się na mnie nie obrażają (bardzo to doceniam i podziwiam ich za to), ale nie potrafią sami powiedzieć, które ich myśli tak nazywam, a których bym wcale tak nie nazwał.

Ważne byłoby, gdyby udało się tę sprawę jakoś wytłumaczyć. Bo tak, to nawet trudno się czasem porozumieć…

- Czy ma pan urojenia?

- Nie wiem. A które to są?

- To takie myśli.

- A!! To myśli mam.

- Ale to nie wszystkie myśli…

- Nie? A które?

No właśnie. Czasem mówiłem „głupie”. Wiem, że to niezbyt grzecznie, ale wydawało się, że będzie zrozumiale. Ale nie jest. Głupie myśli, w Polsce przynajmniej, to myśli związane z seksem. Nie mam pojęcia czemu, ale tak jest. A moje pytanie przecież nie dotyczy myśli związanych z seksem. Akurat myśli „seksowne” rzadko są urojeniami..

Ale odpowiedź „myśli o rzeczach niemożliwych” jest jeszcze gorsza. „Takich myśli to ja nie mam” – mówią pacjenci – „bo jak o czymś myślę, to znaczy, że to jest możliwe”. Jest w tym sporo racji, jakby to było całkiem niemożliwe, to nie dałoby się o tym myśleć. Chyba. Tak sądzi przynajmniej część, całkiem niegłupich!, filozofów.

Można jeszcze próbować – „myśli, że ktoś panią prześladuje”. Ale to nie jest najlepsze. Przede wszystkim to już jest bardzo wyraźna podpowiedź. Stosunkowo często zdarza się, że ludzie, którzy wcale takich myśli nie mają, zgodzą się z nami dla świętego spokoju. Ostatecznie mało to prześladowania dookoła.

A znów pytanie o myśli o tym, że „ktoś nasyła myśli” bywa uważane za obraźliwe. Nie wiem dlaczego akurat to pytanie, ale wiem, że tak jest! Bardzo obraźliwe jest też pytanie o głosy. W miarę możności lepiej go unikać póki się da, bo jak się nam pacjent obrazi, to będzie w ogóle koniec rozmowy. A czasem nawet w łeb można dostać…

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Ano taki, że pytanie o treści może nie być decydujące. Problem polega prawdopodobnie na tym, że to nie treści decydują czy coś jest urojeniem.

Książkowa definicja urojenia jest całkiem niemądra, bo „fałszywy sąd pochodzenia chorobowego” to zwykła tautologia. Jest urojeniem, bo pochodzi z choroby. A co to za choroba? Taka, która polega na występowaniu urojeń. A skąd wiadomo, że to urojenia – bo pochodzą z tej choroby, która się nimi jedynie objawia. No jasne…

Czyli nie sama treść myśli powinna decydować. Moim zdaniem trzeba brać przede wszystkim pod uwagę cechę, którą można chyba nazwać „wielkością myśli w ich małości”. Jeśli wyobrazimy sobie nasz umysł jako scenę teatralną na której są różne dekoracje, jedne dalej, inne bliżej proscenium, to urojenia będą miały taka jedyną w swoim rodzaju cechę – będą jakby takimi małymi krzaczkami, które równocześnie będą zasłaniać całe wielkie góry. Gór w ogóle nie będzie widać, tylko wiemy, że tam są. To znaczy – na zdrowy rozum – muszą cholery gdzieś tam być. Ale ich nic nie widać, bo te krzaczki zasłaniają.. A krzaczki malutkie, jak jakieś takie borówki w lesie.

To są te klimaty. Więc kiedy sobie tak z kimś siedzimy i on nam opowiada o krzaczkach borówek i wydaje się, że już, już za chwilę przejdziemy do jałowców, a za nimi sosenki, a potem droga i góry… Ale nie! Nic z tych rzeczy – cały czas są tylko borówki! No to możliwe, że ta osoba ma urojenia.

Mówiąc mniej obrazowo, a bardziej konkretnie, mam wrażenie, że w urojeniach zwykle chodzi o to, że one się strasznie rozpychają.

Na przykład jeden z moich pacjentów cały czas myśli o tym, że „oni” (bo siłą sprawczą są bardzo często „oni”) chcą go zwolnić z pracy. To się zdarza, ale tu wchodzą w grę dodatkowe czynniki: to nie jest specjalnie atrakcyjna praca; „oni” nic nie mówią, że chcą zwolnić; a co najdziwniejsze „oni” wymyślają bardzo dziwne rzeczy w celu przeprowadzenia tego zwolnienia… Najczęściej chwalą pacjenta, albo chcą mu dać podwyżkę. Chcą w ten sposób uśpić jego czujność. Zastawiają na niego pułapkę. Jeśli chwalą, to znaczy, że krytykują, ale jeśli krytykują, to wtedy po prostu krytykują – „już maski opadły, teraz się za mnie zabiorą”.

Myśli i plany dotyczące codziennego życia, sprzątania, przygotowywania jedzenia, spraw rodzinnych – schodzą na dalszy plan, albo w ogóle gdzieś znikają.

Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że pacjent wcale nie potrzebuje tej pracy z której maja go podstępnie zwolnić. Nie jest ona dla niego ważnym źródłem utrzymania, mógłby zresztą bez większego problemu znaleźć inną. Ale aspekt ekonomiczny czy tez inaczej mówiąc – praktyczny – nie ma dużego znaczenia. Ważne są ogólne rozważania o „onych”, o intrygach, o knuciu.

Mimo, że treść urojeniowych myśli wydaje się tak bardzo egzotyczna i odmienna od codziennego doświadczenia, wcale nie są to historie niepowtarzalne i indywidualne. Wręcz przeciwnie, wiele osób, bardzo różniących się od siebie wiekiem, doświadczeniem, wykształceniem, intelektem czy płcią potrafi wypowiadać niemal identyczne treści, wywołując u psychiatrów poczucie deja vu (czy raczej deja vecu).

Tak więc myśli urojeniowe to przerośnięte borówy zasłaniające baobaby i denominujące normalne ludzkie starania. Przy tym bardzo często są to właśnie dla wszystkich borówy, a nie na przykład paprotki. Proces myślowy prowadzący do powstawania urojeń jest więc znacznie bardziej zepsuty, niż mogłoby to wynikać z samej treści takich przekonań. Z pewnością to nie tylko treść jest problemem, a nawet nie przede wszystkim treść.

Jak to się wszystko ma do nieśmiertelności? Tak do końca, muszę przyznać, nie wiem. Myślałem, że to sobie jakoś samo wypłynie, ale tak nie za bardzo wypłynęło..

W jednym z poprzednich felietonów wspomniałem o tym, że trzeba umrzeć, aby żyć. Chodziło mi o to, że w wielu sprawach jest tak, że przejście do następnego etapu wymaga definitywnego zamknięcia etapu poprzedniego. Nie można sobie czegoś zachomikować i z tym „czymś” za pazuchą żyć w nowy sposób, w nowych okolicznościach.

Dla chrześcijan ostatecznym wyzwaniem jest całkowita rezygnacja z przywiązania do życia doczesnego, na rzecz rozpoczęcia nowego etapu – życia wiecznego. W tym sensie nieśmiertelność nie jest w żadnym wypadku „przeciągniętym w nieskończoność życiem”. Tak rozumiana nieśmiertelność byłaby niesamowitym wręcz koszmarem. Chrześcijańska nieśmiertelność nie występuje jednak jako zjawisko w czasie, więc nie może w ogóle trwać.

Jeden z czytelników bardzo się na mnie pogniewał w związku z tymi sugestiami. Napisał mi, że Bóg umarł, a „śmierć neuronów” oznacza koniec. Próbowałem wytłumaczyć o co chodzi, ale wówczas się obraził. To się zdarza. Nawet często.

„Pewnego razu wiosną” na Patriarszych Prudach messer Woland był pod pewnym wrażeniem poglądów Berlioza i Iwana Bezdomnego… „Panowie wybaczą moje natręctwo, ale jeśli dobrze zrozumiałem, to na dodatek i w Boga panowie nie wierzą?...” „Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to dopiero pół biedy. Najgorsze jest to, że bywa śmiertelny znienacka, w tym cały szkopuł!”. Tak powiedział Woland.

W rezultacie późniejszych wydarzeń Iwan Bezdomny trafił co prawda do szpitala psychiatrycznego. (Berlioz nie mógł tam trafić, jako że Annuszka rozlała wiadomy olej i Berlioz stracił już w tym czasie głowę).

Bezdomny nie miał jednak urojeń, jego przekonanie, że Boga nie ma, nie było urojeniem, choć było treścią nieprawdziwą. Także moje przekonanie o nieśmiertelności urojeniem nie jest, nawet gdyby dla kogoś było bardzo denerwujące.

To jest ten związek, którego szukałem. Jeśli uważamy, że ktoś nie ma racji, a wypowiadane przez niego sądy nie odpowiadają prawdzie obiektywnej, to w żadnym wypadku nie możemy powiedzieć, że wypowiedzi tej osoby to urojenia.

Urojenia nie muszą mieć niczego wspólnego z nieśmiertelnością. Choć oczywiście pacjentka, która mówiła, że będzie żyć wiecznie i wiecznie „będzie cierpieć katusze za swoje winy” miała urojenia. W zasadzie miała coś w rodzaju zespołu Cotarda a rebours. Chyba tak można to nazwać.

Ale to nie treść decyduje.



tagi: urojenia  treść  nieśmiertelność 

lukasz-swiecicki
21 kwietnia 2022 20:02
5     1034    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

BTWSelena @lukasz-swiecicki
21 kwietnia 2022 20:51

To prawda. Urojenia nie muszą mieć niczego wspólnego z nieśmiertelnością,ani z zespołem Cotarda.Urojenia zaczynają się, gdy otwiera się  lodówkę i znajdują się tam  męskie skarpetki,lub koszulę  w zmywarce.To się inaczej nazywa,ale jest ciężkim urojeniem. Proces myślowy jest bardziej zepsuty,niż odczucia fizyczne, bólu,czy głodu. Z czasem i te urojenia głodu,oraz fizyczne się  psują.

zaloguj się by móc komentować

Czarny @lukasz-swiecicki
22 kwietnia 2022 08:13

Czy można powiedzieć, że nadmierna obawa związana z domniemanym atakiem Moskwy to urojenia? Np. jeśli kobieta, czytając w kółko Onet ma już porobione zapasy na wojnę w taki sposób, że prócz pełnych półek i zakamarków w mieszkaniu - w pokoju stoją plecaki wypełnione produktami spożywczymi?

zaloguj się by móc komentować

atelin @lukasz-swiecicki
22 kwietnia 2022 09:14

"Ważne są ogólne rozważania o „onych”, o intrygach, o knuciu."

A mnie nazwała psychopatą.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Czarny 22 kwietnia 2022 08:13
22 kwietnia 2022 11:27

Chyba nie do końca, czasem mówimy o "nastawieniach urojeniowych".

zaloguj się by móc komentować

qwerty @lukasz-swiecicki
22 kwietnia 2022 16:49

A jak patrzeć gdy efektem weryfikacji procesowej jest pismo adwokata do sądu, że on adwokat i jego klient działali w stanie urojenia, a potem na sali sądowej odbywa się spektakl, że urojenia to normalny stan psychiczny u każdego i konsekwencje tych urojeń winny być aprobowane 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować