-

lukasz-swiecicki

"To wszystko już było" - ale czy naprawdę?? Wprawka na Maka i odrętwiały mózg.

„To wszystko już było” - ale czy naprawdę? Czyli wprawka na Maka i odrętwiały mózg…

 

„W dni świąteczne tylko nieliczni udają się na mszę. Nie do końca w niej uczestniczą, wystarczy im dotknąć wody święconej…Jeśli zdarzy się im zobaczyć podniesienie hostii, pysznią się tym, jakby dokonali wielkiego czynu… Poranne nabożeństwa i nieszpory ksiądz odprawia sam z ministrantem. Największe święta, nawet noc Bożego Narodzenia, spędza się na rozwiązłości, przeklinając i bluźniąc… nawet w kościołach tańczy się przy wtórze rozwiązłych pieśni. Przykład dają księża, przeklinając i grając w kości podczas nocnego czuwania..”

Nicolas de Climanges, za Johan Huizinga „Jesień Średniowiecza”

 

Czy to wszystko, co opisał de Climanges, dzieje się tu i teraz na Tarchominie (nie wiem czemu przyszedł mi do głowy biedny Tarchomin…) a może na „pieprzonym Żoliborzu”?

W końcu tak lubimy ubolewać nad powszechnym upadkiem obyczajów, że nawet jeśli ktoś sam nie ma absolutnie zamiaru chodzić do kościoła to i tak ubolewa, że inni tego nie robią..

Tak sobie właśnie przypomniałem pana ze sklepu z winami, który opowiadał mi kilka lat temu, że co prawda i on i jego dziewczyna w żadnym wypadku nie są wierzący, ale gdyby księża nie byli tacy chciwi i nie chcieli „nie wiadomo ile”, to on i dziewczyna przecież by wzięli ten ślub w tym kościele, „no bo chyba ten kościół to im przysługuje”, choć „teraz się ten ateizm tak krzewi”, że on, ten pan (i jego dziewczyna) „to już normalnie nie wiedzą co to będzie”.

A czemu „nie wiadomo ile” za ten ślub? Bo chyba można było spytać ile właściwie…

A „kto by ich tam pytał, jak im nigdy nie nastarczy! Weź pan choćby tego Majbacha co miał tego Rydzyka, czy może Rydzyka co miał Majbacha, albo i nie miał, ale pewnie by chciał, bo kto by nie chciał, to czemu i on by nie chciał ten Majbach ”. No to jest logiczne, nikt nie powie, że nielogiczne…

Tyle tylko, że Huizinga pisał o Średniowieczu, a w Średniowieczu nie było ani Tarchomina, ani nawet Żoliborza, a w każdym razie nie było ich w dzisiejszym sensie. To o czym pisał działo się akurat we Francji.

Więc oczywiście jest przede wszystkim pokusa, żeby sobie powiedzieć (przynajmniej w duszy): „kurczaki (Mówicie w swej duszy „kurczaki”?? A spróbujcie kiedyś. Mi to pomaga!), nie ma się co martwić ani o ludzkość, ani o obyczaje, ani w szczególności o wiarę chrześcijańską, bo to wszystko już było i nic się nikomu nie stało! Bo to co się dzieje nic nie znaczy!”

Ale czy to jest naprawdę takie pocieszające? Gdyby nic nie miało znaczenia i gdyby wszystko się powtarzało, choćby tak, jak (dla żartu przecież!!) twierdził Kohelet, to chyba nie bardzo byłoby się z czego cieszyć, a przeciwnie, należałoby krzyczeć ze strachu, bo lepiej pewnie byłoby dla nas iść zupełnie złą drogą niż wcale nie iść i być w ciągłym dniu świstaka..

Na szczęście z „Jesieni Średniowiecza” nie wynika wcale, że nic się nie zmienia, a raczej, że dla nieuważnego obserwatora może to wyglądać tak, jakby się nie zmieniało.

W tym miejscu muszę chwilę odpocząć i do czegoś się przyznać. Otóż pierwszy raz w życiu piszę tekst na Macu!! Pożyczyłem od Żony MacBook Air, czy jak się tam to cholerstwo nazywa, i próbuję na nim pisać… Równie dobrze można jeść zupę widelcem albo uczyć Borysia manier podczas zjadania kradzionej kiełbasy! To nie ma sensu! Ale trzeba próbować, żeby coś się jednak działo.

Zaczynałem karierę pisarską przy użyciu maszyny do pisania Underwood, należącej do śp. Babuni, potem przesiadłem się na enerdowską elektryczną maszynę Erica, a potem na edytor tekstów Word Perfect. I cały czas to było przecież to samo, a tak naprawdę nie to samo.

Teraz męczę się z Makiem Żony i mózg mi tak sztywnieje, że raczej nie doprowadzę tego tekstu do pomyślnego końca. Wiem jednak, że to nie jest to samo drętwienie mózgu, które odczuwałem przechodząc z maszyny na komputer.

Owszem - jest podobne, ale nie jest tym samym, a to jest zasadnicza różnica! (W tym miejscu po raz piąty skasowałem cały tekst i piszę od początku… Nie wiem czemu Mak kasuje teksty… Nie jestem w stanie się tego nawet domyślić… Przychodzą mi do głowy słowa brzydkie i niegodne starca..).

Ale spójrzmy na to w zupełnie inny sposób. Przecież takie pisanie na cholernym Maku jest swego rodzaju, by nie powiedzieć sui generis, pisaniem in articulo mortis! W każdej chwili możecie sobie wszystko skasować i już nigdy przenigdy nie napiszecie tego tak samo, nawet jeśli, przypadkiem, użylibyście tych samych słów.

Borges napisał kiedyś genialne opowiadanie, to znaczy on ich napisał dużo i wszystkie były genialne, ale mi chodzi o to, w którym opisał pisarza, który z podziwu dla Cervantesa, postanowił jeszcze raz napisać „Don Kichota”. No i pisał z wielkim trudem, pisał, pisał i napisał „Don Kichota”. Jego wersja niczym się nie różniła od oryginału, ale różniła się wszystkim. Była jego wersją, była oryginałem.

Dlatego pisząc na Maku stawiam wszystko na jedną kartę. Jeśli będę musiał to pisać jeszcze raz, to z całą pewnością będzie to już zupełnie inna opowieść!! A co z poprzednią, pozornie identyczną??? Ona umrze. I nie chodzi o to, że ktoś będzie po niej płakał, ale ciężar gatunkowy przecież jest? Czy nie?

Wracając z tej komputerowej podróży wprost do Średniowiecza… czyli z komputerowej podróży można jakoś „wrócić” do Średniowiecza???

W innym miejscu książki Huizingi znajdziemy fragment dotyczący spowiedzi skazańców. Okazuje się, że jednym z poważnych problemów średniowiecznego wymiaru sprawiedliwości było umożliwienie spowiedzi (ten fragment znowu piszę ponownie, bo zboczony komputer mi go wyciął, kto skonstruował tego śmiecia???!!) osobom (a czy w poprzedniej wersji nie było „ludziom”??) skazanym na śmierć.

To był wtedy poważny problem. Kilku papieży wypowiadało się na ten temat (żeby umożliwić spowiedź!!), a władze cywilne swoje - „idź do Piekła!!”. I ci skazańcy wyli ze strachu.

Może i w nic nie wierzyli, może i grali w te kości podczas mszy, na które nie chodzili, może i podrywali na tych mszach dziewczyny (ale jak to robili skoro nie chodzili??) - ale do Piekła jednak nie chcieli. Bo to Piekło było jednak dla nich realne i ta spowiedź była realna!

I odpuszczenie grzechów… A kto im odpuszczał??

Więc wszystko było dokładnie tak samo jako teraz. Tylko, że nic nie było takie samo jak teraz… Bo może i wtedy nie wierzyli w Boga, ale żarliwie wierzyli w Piekło.

A my może w Boga (boga???) nawet i wierzymy: „takie ogóle dobro, co tak ogólnie chce dobrze, bo przecież wszyscy chcą bardzo dobrze tylko im wychodzi bardzo niedobrze…” (to jest mniej więcej współczesne wyznanie wiary i nie napiszę „wiary” tylko wiary, choć mam ochotę „wiary”, ale kimże jestem żeby dodawać cudzysłowy), więc w takiego boga, to jesteśmy w stanie wierzyć, ale nie wierzymy w Piekło, bo by nas to bardzo piekło…. A to jest bardzo wielka różnica na miarę całego „Don Kichota” i więcej.

I do tego stanu zrozumienia doprowadzili mnie Huizinga, Borges i, przede wszystkim, MacBook. A dlaczego On się pisał Book, a nie inaczej? A, taki sobie miał dziś dzień…



tagi: średniowiecze  bóg  huizinga  borges  macbook air 

lukasz-swiecicki
12 sierpnia 2022 23:03
4     821    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @lukasz-swiecicki
13 sierpnia 2022 18:11

 

Wiara w Miłosierdzie znacznie się jednak różni od wiary w Sprawiedliwość. Miniej więcej tak jak te dwa obrazy. Choć centralna postać ta sama i ona zasadniczo się nie różni, więc zasadnicza kwestia, która się chyba nie zmienia to ta, czu wierzymy w Niego i Jemu.

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @betacool 13 sierpnia 2022 18:11
13 sierpnia 2022 23:32

Ja chyba nie o tym chciałem pisać. Chodziło mi raczej o to, że powierzchowne podobieństwo sytuacji jeszcze o niczym nie świadczy. Chociaż może to i o tym...

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki 13 sierpnia 2022 23:32
14 sierpnia 2022 00:03

Cóż, cudze teksty potrafią zanieść w niekoniecznie zamierzone prze autora rejony.

Podejrzewam, że Clausewitz, mógłby się zakrztusić  wczorajszymi jagodziankami.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @betacool 14 sierpnia 2022 00:03
14 sierpnia 2022 19:09

Na ile go poznałem, to mógłbym się nimi zakrztusić biernie lub czynnie, w zależności od tego jaką odwagę osobistą, w odróżnieniu od zbiorowej, wykazałby wódz traktujący wszelako te jagodzianki nie jako cel sam w sobie, a jedynie jako środek do celu, którym byłaby w tym znaczeniu walka z jagodziankami...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować