-

lukasz-swiecicki

To mi się nawet nie śniło!

To mi się nawet nie śniło!

 

Oczywiście mam zamiar napisać o czymś co akurat mi się śniło, ale tak mi się ten zwrot przypomniał.

Czy mi się wydaje, czy teraz naprawdę nikt już tak nie mówi? Bo kiedyś to był taki pospolity zwrot. „Nawet mi się nie śniło, że znowu spóźnię się do pracy!”, „nawet mi się nie śniło, że dziś będzie pomidorowa” czy też „nawet mi się nie śniło, żeby zostać ateistą” (czy można nim zostać? Trzeba się zapisać??). Chyba tak ludzie ciągle mówili.

A może tylko mi się zdaje?

Na codzień przebywam głównie z ludźmi w wieku około 25 lat (w sensie jako kolegami z pracy, bo pacjenci są w bardzo różnym wieku).

Wiele spraw omawianych przez moich kolegów (teraz oczywiście pisze się do znudzenia „i koleżanki”, ale ja mam na myśli jednych i drugich i znacznie prościej powiedzieć na nich po prostu koledzy) byłoby dla mnie zupełnie niezrozumiałych jeszcze kilkanaście lat temu. Po prostu koledzy używają słów, których kiedyś nie było i trochę się muszę domyślać o co im tak w zasadzie chodzi.

Ostatnio jednak zdałem sobie sprawę, że to wcale nie jest tak, że młodzi koledzy znają więcej słów niż ja. Raczej znają ich mniej. Jakim cudem się tak dzieje, skoro znają tyle słów nowych?

To chyba proste - nie znają bardzo wielu słów starych, w tym również takich, które nawet dla takiego starego sklerotyka jak ja wydają się zupełnie oczywiste!

Nie znają ich nie dlatego, że są głupi, prymitywni i źle wykształceni, bo wcale nie są! Są mądrzy, delikatni i dobrze wykształceni. Tyle tylko, że ucząc się nowych słów i konstrukcji zdaniowych wyrzucają z głów te stare, już, jak widać nie bardzo potrzebne.

Może i tak jest ze snami?

Wiele lat temu czytałem artykuł, jak najbardziej naukowy, o snach. Autorzy artykułu zajęli się kolorami snów…

W opinii autorów, przedstawiali to raczej jako „oczywistą prawdę”, ludzie mają kolorowe sny. Ale nie wszyscy!

Zdaniem autorów Chińczycy, którzy mają biało-czarne telewizory (bo wtedy Chińczycy takie mieli!! To nie było w czasach dinozaurów tylko jakieś 30 lat temu!) mają takie same, czyli biało-czarne (a właściwie to czarno-białe..) sny.

Nie pamiętam jaki było morał tego artykułu. To był artykuł naukowy, więc nawet mógł nie mieć żadnego morału. Choć to wcale nie takie pewne - artykuły naukowe mają taki specjalny sznyt, że morały w nich są, ale niełatwo je znaleźć. Więc i tam mógł ten morał być.

Ale nie o morał mi tu chodzi, tylko o to, że poważni naukowcy zajmowali się (i to nie raz!) marzeniami sennymi, a nawet ich kolorami.

Czy moje sny są kolorowe? Oczywiście, że nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem jaki snami zajmowali się wspomniani naukowcy, ale sny są przecież widoczne inaczej. Mam nadzieję, że nie tylko moje i że Wy też tak macie.

Sny są w pewien sposób odczuwalne różnymi zmysłami, albo też na pograniczu zmysłów. Dokładny sens nadaje się im (chyba?) dopiero po obudzeniu.

Jeśli nie powtórzy się snu (nie trzeba oczywiście głośno, wystarczy w pamięci) to już po chwili on się gdzieś rozpłynie. Sen mara, Bóg wiara. Też tak się kiedyś mówiło.

Są jednak sny wyjątkowe, ja na pewno takie mam. To te sny, które wydają się wchodzić w jawę. Te sny z których budzisz się i nie wiesz, czy naprawdę się obudziłeś.

Kiedyś miałem sen o tym, że moja Żona została papieżem. Po prostu - było konklawe i Ją wybrali. Nawiasem mówiąc uważam, że to byłby bardzo słuszny ruch. Dla Kościoła byłoby świetnie.

Gorzej dla mnie, zwłaszcza że wtedy kiedy mi się to śniło, mieliśmy akurat czworo małych dzieci. Jakoś bym je wychował, no ale ciężko by było. Trudno liczyć na dużą pomoc ze strony papieża. Obudzony z tego snu sprawdzałem dokładnie, czy leżąca obok Żona nie ma aby na głowie takiej papieskiej czapeczki (bo jednak to już nie była tiara w tym okresie).

A dziś w nocy śnił mi się sen związany z moją dzisiejszą spowiedzią.

Bo dziś byłem u spowiedzi. To spowiedź świąteczna, związana z Wielkanocą. Wiem, że Wielkanoc jest za więcej niż miesiąc, ale z pewnych życiowych względów nie mam dużego wyboru z terminami.

Mój spowiednik jest obecnie kapelanem w Rabce. Mogę oczywiście pojechać do Rabki do spowiedzi i ostatecznie tak bym zrobił, ale jeśli akurat spowiednik jest przez chwilę w Warszawie, to jednak chętnie skorzystam i nie będę jechał.

Pisałem już zresztą kiedyś o swojej spowiedzi (przypomnę ten felieton).

Tak, jestem człowiekiem, który regularnie uczęszcza do spowiedzi i mam swojego stałego spowiednika. Od jakichś 25 lat. Bardzo polecamy każdemu. I spowiedź, i posiadanie spowiednika (tak się tylko mówi „posiadanie” rzecz jasna!!). Domyślam się, że to niezbyt obecnie modne, ale zapewniam Was - to bardzo dobrze działa. Jeśli nie próbowaliście - bardzo, bardzo namawiam.

No więc w nocy przed spowiedzią miałem sen. Czy też kilka snów? Nie powiem czego dotyczyły, bo to nie jest takie ważne. Zresztą to nie było nic ciekawego (a już na pewno nie było to ekscytujące). Jakaś taka senna, pomieszana brednia. W każdym razie jeszcze we śnie doszło do mnie, że powinienem o tym powiedzieć w czasie spowiedzi.

Nie, żeby to był grzech, bo to było coś dziwnego, co trudno sklasyfikować. Ale że jednak trzeba o tym porozmawiać.

Wstałem rano i wyszedłem z Borysiem na spacer. Cały czas obracając tę senną rzecz w głowie. Szliśmy dołem Cytadeli i wtedy zobaczyłem, że na górze idzie dwóch facetów ze starymi maszynami do szycia. Wyglądało na to, że ja wychodzę z psem, a oni z tymi maszynami. Po prostu na spacer. Bo czemu nie??

I wtedy sobie uświadomiłem, że był tylko sen! Nie ci faceci - oni byli naprawdę! Sen to było to coś, co chciałem powiedzieć spowiednikowi. Czyli, że nie ma sensu o tym rozmawiać, bo tego w ogóle nie było…

A to, z czego powinienem się wyspowiadać - to mi się akurat nawet nie śniło.

I stąd tytuł tego tekstu.



tagi: spowiedź  sen  powiedzenia 

lukasz-swiecicki
15 marca 2025 18:09
1     434    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
17 marca 2025 21:40

Mnie też, ale pan napisał/odpowiedział, że są takie przypadki.

Chorzy rządzą ? 

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować