Teoria parasola w praktyce psychiatrycznej
Teoria parasola – w praktyce psychiatrycznej
Mój ulubiony nauczyciel matematyki, Michael Launay, zatytułował jedną ze swoich książek „Teoria parasola”.
Właściwie powinienem chyba wytłumaczyć, czemu uważam Michaela Launay za swojego ulubionego nauczyciela matematyki…
Nie jestem matematykiem i szczerze mówiąc – w ogóle to się nie znam… Jakbym był lepszy z matematyki, to nie zostałbym lekarzem, a jeśli już to nie psychiatrą. Tak mówi przynajmniej wiele osób. A ja już tak nie mówię i nie mam wcale ochoty tak mówić.
Zupełnie na poważnie uważam, i to już od dłuższego czasu, że matematykę i jej ziemskie wcielenie (czyli fizykę) muszą w jakimś stopniu znać, akceptować i, co tu dużo mówić, po prostu lubić!, wszyscy ludzie. W tym także lekarze. W tym również psychiatrzy.
Tak sobie po prostu myślę, ale te moje myśli są, czy raczej były, dość teoretyczne, bo po prostu nie daję rady. Nie dojeżdżam z myślą i tyle..
Ostatnio po prostu odkryłem, że nie miałem wystarczająco dobrych nauczycieli. To znaczy oczywiście – ja nie byłem wystarczająco dobrym uczniem, bo moi nauczyciele byli bardzo dobrzy!
W podstawówce uczyła mnie matematyki pani Sitnik. Nie pamiętam już jej imienia, ale była to klasyczna „matematyczka”. To znaczy, że była kobietą z zasadami (była też naszą wychowawczynią, stąd wiem), była prawa, prostolinijna i umiała liczyć. Niestety.
To znaczy – niestety umiała liczyć i była zdecydowana, że nauczy tego samego nas. To znaczy choćby mnie i mojego przyjaciela profesora Czubatego (wtedy jeszcze nie był profesorem, ale później nim został, profesorem historii).
Tym samym, zapewne niechcący, pani Sitnik wpoiła nam przekonanie, że matematyka polega na liczeniu. A my, ja, Jarek Czubaty i jeszcze inni ludzie z naszej klasy, nie chcieliśmy liczyć. W związku z tym uznaliśmy, że matematyka to nie jest coś dla nas, to nie jest coś, co jest nam potrzebne. I oczywiście rację miała, ale i jej nie miała nasza pani od matematyki. Bo całkiem dobrze jest umieć sobie coś tam policzyć (choćby dochody i podatki…), ale zupełnie niedobrze jest utożsamiać do „liczenie sobie” z matematyką.
W szkole średniej spotkaliśmy, nadal razem z Jarkiem Czubatym, całkiem innego matematyka, wyraźnie wyższej próby i szkoły – pana Nikodema Księżopolskiego, przy czym w niczym nie chcę tu ubliżyć pani Sitnik, która była bardzo dobrą nauczycielką!
Profesor Nikodem Księżopolski to jednak była osobistość prawdziwa. Jeszcze przedwojenny (i chodzi tu o II Wojnę Światową!!) nauczyciel i działacz społeczny. Niewiele, lub nic zgoła, nie usłyszeliśmy o Nim od Niego samego, ale w szkole mówili różne rzeczy, co sprawiało, żeśmy Go naprawdę bardzo lubili i szanowali. Wspominałem Go zresztą co najmniej raz (o tym jak mówił o mnie „huncwot”..).
Tym razem to nie jest dokładnie felieton o profesorze Księżopolskim. A raczej o tym, że i On nie dawał zupełnie rady. My byliśmy już ukształtowani przez panią Sitnik i inne poczciwe matematyczki oraz solidnych matematyków. Którzy nas nauczyli, że po prostu – trzeba liczyć, liczyć, liczyć aż się policzy. I wtedy jest dobrze i wtedy to jest matematyka.
Do niektórych uczniów to przemawiało. Taka na przykład Bożena Steblis (zwana przez Dziadka, bo tak mówiliśmy na naszego matematyka, „sprytną dzieweczką”), Wojtek Zbyszyński („zmyślny chłopiec”) czy też Michaś Owadowicz („zdolny młodzieniec, choć dziwnie myśli”) z pewnością bardzo korzystali z lekcji.
Reszta, w tym oczywiście my dwaj – Jarek i ja oraz moja dziewczyna, a przyszła żona, Anita – nie rozumiała ani w ząb o co chodzi… Jasne, mogliśmy się nauczyć rozwiązywać równania. I oczywiście się nauczyliśmy, zupełnie nieźle zresztą, ale co z tego, skoro nie widzieliśmy w tym za grosz sensu!
Historia mogła kogoś nie interesować, język polski mógł nie przemawiać, biologia mogła się wydawać mało potrzebna. Ale wiedzieliśmy przynajmniej o czym to jest!!
A matematyka – ni cholery!! Wszyscy przypuszczaliśmy, może nawet i Bożena Steblis!, że matematyka jest po to, żeby sobie policzyć…
Musiało minąć około 50 lat od czasów lekcji z panią Sitnik, żebym pojął, że to nie o liczenie tutaj chodzi i że możliwa jest matematyka niemal całkiem pozbawiona liczb!
Oczywiście, przynajmniej częściowo, mogę winić i winię za to swoja głupotę i nieumiejętność rozstania się z pewnym zasobem pojęć i wyobrażeń. To było cały czas po mojej stronie, żeby zrozumieć o co chodzi. Ale…
Na swoja obronę muszę powiedzieć, że szukałem. Naprawdę starałem się znaleźć książkę, której autor wytłumaczył by mi o co tak naprawdę chodzi z tą matematyką. Książka Launay’a była po prostu pierwszą, którą znalazłem…
Dowiedziałem się z tej książki między innymi o teorii parasola. Jak pisze autor (oczywiście jak zawsze cytuję z pamięci i nie zaglądam do książki, więc mogłem coś pokręcić jeśli chodzi o poszczególne słowa, ale myśl pojąłem dobrze) jeśli nie znajdujesz rozwiązania dla jakiegoś problemu w otaczającym cię świecie, musisz po prostu zmienić zasady, przenieść się w myślach do innego świata, tam rozwiązać ten problem i wrócić z rozwiązaniem!
Oczywiście Launay ma na myśli problemy matematyczne, ale jest dla mnie równie oczywiste, że nie miałby nic przeciwko temu, gdyby problemy były psychiatryczne czy tez psychologiczne.
Właśnie w ten sposób staram się to robić od lat! Nie widząc dobrego rozwiązania problemu w moim świecie przechodzę do Świata zamieszkiwanego przez pacjenta. Tam staram się rozwiązać problem i z rozwiązaniem wrócić. I oczywiście to działa!
Nikt mi tylko nie uświadomił, że w dużym stopniu to właśnie jest matematyka. Policzyć też sobie można różne rzeczy i nie ma w tym nic złego, ale istota matematyki do sposoby rozwiązywania problemów, na przykład takie, o jakich mówi Teoria Parasola.
Ale także Zasada Liczb Anomalnych Benforda, geometria Euklidesa, Prawa Newtona i Teoria Względności Einsteina. O tych wszystkich prawach mówi pan Launay niemal nie używając wzorów ani liczb. Mówi o tym, co stanowi matematykę.
Właśnie dlatego pozwoliłem sobie nazwać pana Michała moim ulubionym nauczycielem matematyki…
Zdążyłem więc przed śmiercią zrozumieć czym zajmuje się matematyka. Ale trzeba przyznać, że nie wszyscy będą mieli takie szczęście. Część ludzi po prostu nie zdąży się oduczyć tego, co zupełnie niepotrzebnie i zupełnie bezwiednie (!!) nauczyli się we wczesnych okresach edukacji.
Może i tak zresztą musi być? Kto wie?
tagi: matematyka psychiatria teoria parasola
![]() |
lukasz-swiecicki |
16 czerwca 2023 16:45 |
Komentarze:
![]() |
tomasz-kurowski @lukasz-swiecicki |
16 czerwca 2023 18:41 |
Pytanie, czy 50 lat temu podobnie abstrakcyjne wyjaśnienie trafiłoby do 50 lat młodszych profesorów, jeszcze bez dekad praktyki w zagłębianiu się w inne światy.
Ja właśnie w tym tygodniu musiałem tłumaczyć biologom - a biologiem, podobnie jak lekarzem, z reguły nie zostaje się, jeśli preferuje się matematykę - maszyny wektorów nośnych i rzutowanie nierozdzielnych liniowo danych w wyższe wymiarowo przestrzenie, gdzie da się je już rozdzielić. Na szczęście - tak dla mnie jak i dla doktorantów posyłanych na takie szkolenia - przyziemne "liczenie" zazwyczaj można w dzisiejszych czasach oddać komputerowi, choć i wtedy wypada na jakimś poziomie rozumieć, co to pudło robi.
(Chyba w końcu też trafiłem na problem, o którym pisali inni komentatorzy - nie jestem w stanie dodać plusa!)
![]() |
ArGut @lukasz-swiecicki |
16 czerwca 2023 22:56 |
I to jest ogromny błąd, wypaczenie systemu masowej edukacji w kwestii matematyki. Ona wyjątkowo i jedynie czasem polega na liczeniu, liczenie to jedynie algebry. Matematyka zaś to język aby gadać ze światem a nawet rzeczywistością.
![]() |
lukasz-swiecicki @ArGut 16 czerwca 2023 22:56 |
16 czerwca 2023 23:09 |
No właśnie!! Otóż to! I minęło mi życie, żeby się o tym w ogóle dowiedzieć...
![]() |
cbrengland @tomasz-kurowski 16 czerwca 2023 18:41 |
16 czerwca 2023 23:24 |
Popatrz, a ja na politechnice miałem matematyczke, która zamiast uczyć nas liczenia, przyszli inżynierowie, wykładala i wymagała na egzaminach takiej matematyki, o której piszesz, przestrzenie itp. Nie wiedziałem o co chodzi z tym wtedy i nie wiem do dzisaj. A popatrz, żyję i kwitne ☺
Oczywiście oblalem z hukiem egzamin u niej, każdy, gdyż były dwa poprawkowe. Wtedy zresztą oblewalem równo każdy egzamin na tej politechnice. W końcu mi podziękowali za całokształt na drugim roku i z niej mnie wywalili. Ale ja potem po raz drugi zdałem egzamin wstępny i skoczyłem na drugi rok nawet zaraz. Taki byłem zdolny. Wiesz, że za PRL-u i matura i egzaminy na wyższr uczelnie, to było jednak wyzwanie.
Matematykę zdałem wtedy w cuglach u innego wykładowcy, całki i temu podobne. Zresztą inne rzeczy też. Dopiero potem, po absolutorium napisałem magisterkę tylko dlatego, pracując w biurze projektowym, aby nauczyć się tam projektować właśnie, maszyny. Piękne to były lata jednak.
Dyplom magisterski ani razu w życiu nie był mi do niczego potrzebny. Zdarza się ☺
_______
![]() |
cbrengland @ArGut 16 czerwca 2023 22:56 |
16 czerwca 2023 23:28 |
Wystarczy filozofia jednak do tego tylko. Oczywiście matematyka to jej część też. Ale jak ktoś chce. Nie musi.
______
![]() |
ArGut @lukasz-swiecicki 16 czerwca 2023 23:09 |
17 czerwca 2023 06:46 |
Lubię po przeczytaniu odsuchać. Napiszę, że jak mnie automat czytał to powiem, że pojawiły mnie się nowe pokłady MOCY felietomu, które jakoś umkneły między słowami. Jak dobrze zrozumiałem to pan doktor Łukasz poznał swoją przyszłą żonę Anitę w szkole na jej drugim, licealnym, etapie. Ja, moją panią ArGutową oficjalnie też poznałem na tym etapie. Choć wcześniej znaliśmy się z konkursów szkolnych. Spotkaliśmy się na konkursach geograficznym, fizycznym i matematycznym. I ona ZAWSZE była lepsza, ja byłem LENIWY i nie lubiłem liczyć. No i ona po latach mnie zawsze wypomina naszą pierwszą lekcję chemii w liceum, z chemi akurat byłem od niej lepszy, jak każdego młodzieńca fascynował mnie ogień, spalanie i wybuchy. Co fachowo nazywa się zjawiskami utleniania i redukcji. Na tej lekcji podobno napisałem równanie wody w gwałtownym procesie utleniania. I teraz mogę powiedzieć, że zafascynowałem żonę gwałtowną wodą.
Na liczenie można poderwać dziewczynę, dziewczyny się dość fascynują tym jak chłopak potrafi szybko i dokładnie liczyć. Tu polecę film, amerykański oczywiście, Obdarowani, super zabawa. Choć w moim wieku się już dziewczyn nie podrywa tylko przekonuje się żonę, że ona jest nadal fascynująca. Kobiety mają niestety z liczbami problem i jak się 5 z przodu pojawia to ... więc trzeba być dobrym z algebr, żeby coś prekonującego żonie przedstawić.
![]() |
ArGut @cbrengland 16 czerwca 2023 23:28 |
17 czerwca 2023 07:16 |
A zna kolega takiego PRL-owskiego mema, bo PRL produkował mems zanim pan Dawkins je wynalazł -> Pitagoras twierdzi, że nauka śmierdzi a Tales dowodzi, że to nic nie szkodzi. Ja słabo do filozofii jestem przekonany, szczególnie, że nas system edukacji dał papiery filozofa panu Palikotowi, znanemu producentowi wódek -> czyli, że to filozofowie rozpijali "chłopów". A o tym właśnie piszą koledzy Pioter i Gabriel Maciejewski w swoich ostatnich (na dzień 17 czerwca) felietonach.
![]() |
Janusz-Tryk @lukasz-swiecicki |
17 czerwca 2023 09:14 |
Ciekawa ta teoria parasola.
Ja uwielbiałem matematykę w podstawówce. Chyba dzięki nauczycielowi. Podobało mi się jak tłumaczył. Tak przejrzyscie.
Weźmy definicje czworoboków. Dowolny ma po prostu cztery boki. Trapez ma dodatkowo dwa rownoległe. Rownoległobok dwie pary bokow rownoległych. Prostokąt dodatkowo wszystkie katy proste. Romb to rownoległobok ktory ma wszystkie boki rowne. I w końcu doskonały kwadrat... Czy to nie genialne?
![]() |
Janusz-Tryk @lukasz-swiecicki |
17 czerwca 2023 09:23 |
Podobna do tej teorii parasola wyjaśnienia dot. wymiarow. W rzeczywistości kreski możliwe sa dwa punkty w tej samej odległości. W rzeczywistości płaszczyzny jest możliwe narysować trzy punkty w tej samej odległości. Ale z kolei można się na płaszczyźnie obrobić albo na brzuch albo na plecy, nie można się obrócić na bok. To jest możliwe w rzeczywistości trojwymiarowej.
To oznacza np ze zęby cos zrozumieć o danej rzeczywistości trzeba się tam udać.
![]() |
tomciob @lukasz-swiecicki |
17 czerwca 2023 12:00 |
Matematyka jest dla mnie uporządkowaniem, chociaż podobno od 0 do 1 może zawierać w sobie całą nieskonczoność. Ciekawe co zawiera w sobie świat "pacjenta psychiatrycznego, a może i jego najbliższego otoczenia? Zakres od -1 do 0, a może od -1 do 1? gdyby tak było to są tam dwie nieskończoności. Trzeba być prawdziwym matematycznym kozakiem aby się w nim poruszać i go rozumieć. Gratuluję nauczycieli matematyki.
![]() |
peter15k @lukasz-swiecicki |
17 czerwca 2023 13:56 |
Ciekawe ,że są poszukiwane przedwojenne albo PRL-owskie pisane przez przedwojennych profesorów podręczniki do matematyki. Podobno nawet na studiach nauk ścisłych studenci nie potrafią obliczyć normalnie całki. Rzeczywiście proste logiczne rzeczy zostały całkowicie zagmatwane. Czy to wina autorów czy tylko dochodu za wierszówkę czy może sfeminizowania zawodu nauczycielskiego ? W moim liceum był fizyk, do którego były pielgrzymki studentów i on im rozwiązywał i wykładał wszystko. W wielu szkołach nie ma nawet nauczyciela - mężczyzny od WF.