-

lukasz-swiecicki

Sto lat samotności czyli Dom Geologa

 

Odgrażałem się, że o wakacjach pisał nie będę, choć sam nie bardzo w to wierzyłem, bo w końcu piszę każdego roku. Myślałem jednak, że może to jeszcze nie teraz, może później, kiedy wakacje nabiorą już mocy, choć ja specjalnie długiego urlopu nie planuję, ale zawsze wakacje to wakacje. Są jednak powody, które skłoniły mnie do tego, żeby już teraz coś tam na ten temat bąknąć…

To nie będzie, Boże broń, żaden tekst reklamowy, ani mnie nikt o niego nie prosił, ani nie płacił. Możliwe zresztą, że (nieznani mi skądinąd) właściciele Domu Geologa wcale by sobie takiej dziwnej reklamy, jaka być może mogą być moje felietony, nie życzyli. Mam po prostu potrzebę, żeby o tym dziwnym domu napisać.

Dom Geologa stoi sobie spokojnie u samych stóp Masywu Śnieżnika, w sercu Doliny Kłodzkiej, w Marianówce. To jest naprawdę „u stóp”, bo z okna i z drzwi widać tylko góry, łąki i lasy. Nic więcej.

Chyba, że akurat przechodzą krowy. To wtedy leży u stóp tych krów. Co nas niestety prowadzi na manowce, bo krowy nie do końca mają stopy, choć też nie do końca ich nie mają. Ostatecznie kopyta to palce i krówki chodzą sobie po prostu na palcach jak baletniczki jakieś (nieco przypakowane trzeba przyznać). No, ale nie o tym to ma być!

Znaleźliśmy się tu za przyczyną mojej najmłodszej córki, Olgi, która od lat wynajduje dla rodziny miejsca wakacyjne i bardzo się potem martwi i denerwuje, że znowu coś pójdzie nie tak.

Zwykle nie wszystko jest „tak”. Bo też jest nas tu kilka rodzin (czasem trzy, czasem cztery, czasem nawet pięć!) każda ze swoimi oczekiwaniami, potrzebami, preferencjami i co tam jeszcze. Więc jak już dobre jest położenie, to niedobry rozkład domu, jak blisko do morza, to także blisko do szosy, jak ładny dom to brzydkie otoczenie i odwrotnie. A jesteśmy wymagający!

W Domu Geologa wszystko jest tak. I nie ma co się za bardzo rozwodzić. Widok z okna powalił mnie na kolana i zmusił do opublikowania pierwszego zdjęcia w ciągu pięciu minut po przyjeździe, z narażeniem zdrowia i życia za to, że nie zajmowałem się rozpakowywaniem tylko bezsensownym informowaniem ludzi przez internet gdzie właściwie jestem. Nigdy tak nie robię i zgadzam się, że to sensu nie ma. Po prostu – nie mogłem wytrzymać!

Potem, zamiast wyglądać przez okno, spojrzałem w okno – czyli obejrzałem środek. I ten środek jest, że tak powiem, adekwatny. To znaczy nic nie może być tak piękne jak góry, ale środek tego domu nie psuje tamtego widoku.

Niezwykły jest cały dom, ale szczególnie urzekająca (nie cierpię tego słowa!! Tylko żebym wiedział jakiego użyć?) jest „sypialnia profesora” czyli prof. Jerzego Dona, dawnego właściciela tego XIX wiecznego gospodarstwa.

Barometr wiszący nad starym drewnianym łóżkiem mieści się na krótkiej, bardzo krótkiej, liście przedmiotów, które ukradłbym natychmiast, gdybym się jednak trochę nie wstydził. Bo bać to ja się nie boję, ale wstydzę się trochę i dlatego nie kradnę prawie wcale (coś tam się jednak zdarzyło po dokładnym przemyśleniu..).

Zachwyciły mnie prawie wszystkie dzbanki i wazony na kwiaty!! Każdy, kto choć trochę mnie zna, uzna, że to graniczy z absolutnym niepodobieństwem! Ja mam zupełnie w poważaniu takie rzeczy jak dzbanuszki, fintifluszki i kwiatuszki! A jednak i mnie dopadło… Spędziłem cały jeden ranek ścinając kwiaty w ogrodzie (tak! Ogród jest pełen kwiatów!) i układając je w dzbanuszkach! Jak jakaś dziewczynka. Sam w to nie wierzę.

Ale nie chodzi o takie czy inne detale, o stare łóżka, dzbanuszki, lustra, zegary i barometry. Zupełnie o to nie chodzi. Chodzi o całość. Te wszystkie rzeczy tworzą całość i o tej całości opowiedzieć nie umiem.

Tyle tylko, że ja w ogóle nie chciałem opowiadać o cudownościach Domu Geologa. To są tylko rzeczy. Ale jest coś więcej.

Są sny. Należę do bardzo nielicznych osób, które mnóstwo śnią i bardzo wiele z tego pamiętają. Zawsze tak było. Mam sny plastyczne, filmowe, rozbudowane, zdarzają się także prorocze, choć moje proroctwa są dziwne i bez znaczenia (np. wyśniłem kiedyś pożar Teatru Narodowego z tygodniowym wyprzedzeniem, no ale straży pożarnej nie zawiadomiłem). W moim otoczeniu nie ma jednak osób śniących. No, nie było…

Od tygodnia śpimy w Domu Geologa i śnimy wszyscy… Nasze śniadania to teraz głównie opowiadanie skomplikowanych snów. To zupełnie niezwykłe. Śni nawet moja Żona, której nigdy by się nie śniło, że w ogóle można śnić. I to są odjechane sny.

Nie jestem upoważniony do opowiadania cudzych snów (a szkoda), więc opowiem jeden ze swoich.

Śniło mi się, że jestem uczniem (kadetem?) w jakiejś dziwnej szkole wojskowej. Uczą nas też jakoś dziwnie. Mamy zdobywać jak największą empatię do ludzi, rozumieć ich emocje, kochać ich i potem – nie okazywać im tego i zabijać ich, jeśli będzie trzeba.

Mamy w tej szkole jakąś promocję (nie w sensie, że batony są za złotówkę, tylko że ukończyliśmy jakiś etap edukacji!) czy coś i mój kolega z klasy proponuje mi, żebym kupił od niego taką dziwną lornetkę.

Jest to właściwie taki duży hełm, który ma z przodu coś podobnego do kierownicy rowerowej (tu codziennie jeździmy na rowerach, bo tu się jeździ na rowerach..). Na kierownicy są takie regulatory. Kiedy się odpowiednio przesunie, a potem spojrzy się na ludzi, to widać jakie są uczucia, emocje między tymi ludźmi. To jak taka kamera termiczna, tylko pokazuje temperaturę uczuć. Mogę oglądać uczucia tych ludzi, a oni wszyscy są moimi wrogami. Może będę musiał przerwać te uczucia?

To jest taka szkoła. To jest taki sen. Bardzo realistyczny, bardzo szczegółowy. Bardzo.

Wszyscy inni też mają sny tego rodzaju. To jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Tego nie mieli w folderze. Te sny niekoniecznie są przyjemne i niekoniecznie łatwe. Są za to bardzo plastyczne i bardziej rzeczywiste niż rzeczywistość.

Nie mam żadnego wyjaśnienia dla tego zjawiska. Nie mam też żadnej puenty. Jestem jednak oczarowany. Czuję się jak jeden z bohaterów „Stu lat samotności”.

Nie chciałbym, żeby ten tekst zachęcił kogokolwiek do przyjechania tutaj. Wolę sam tu przyjeżdżać w następnych latach. Przeczytajcie to jedynie jako ciekawostkę i zapomnijcie. Śnić możecie u siebie w domu!



tagi: wakacje  sny  dom geologa 

lukasz-swiecicki
15 lipca 2022 21:47
3     788    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

atelin @lukasz-swiecicki
16 lipca 2022 08:43

Panie Profesorze, dał Pan pod swoją notką tagi: wakacje, sny. Otóż ja Panu polecam Dankę Z Lasu. Albowiem pod taką nazwą jest ta firma znana - https://slowhop.com/pl/miejsca/58-kolonia-mazurska-dom-w-srodku-lasu.html

Byłem tam z żoną w podróży poślubnej, był też szok. Żeby tam trafić w grudniu 2016 trochę się trzeba było namęczyć po tych leśnych duktach po ciemku. Szok jednak polegał na tym, że Pani Danki nie było, natomiast były klucze do pokoju zostawione w zamku. Z korespondencji sms-owej wynikało, że drzwi od podwórka są otwarte. Tak było. Przy okazji wchodzenia do domu pod nogami przebiegł kot i uciekł. Żona była przerażona.

Domek w środku lasu..., zagadałem następnego dnia rano właścicielkę przy pysznym śniadaniu wśród dźwięków PR3, czy tu przypadkiem Goering nie bywał na polowaniach (charater zabudowy). Odpowiedziała, że dwa tiry tu jakimś cudem wjechały, zostawiły materiały budowlane i resztę się zbudowało dwa lata temu, a my byliśmy w roku 2016, a chata od "a do z" wygląda na tę z epoki. Pani Danka "ujęła" mnie podejściem do klietów - zero pytań o dowód osobisty, zero zameldowania i ogólnie zero pytań, natomiast bezgraniczne zaufanie do klientów. I te jej konie wchodzące na salę jadalną wyżerające jabłka z misek. A co z kotem? Spoko, zna dziurę, przez którą może wrócić, a poza tym został znaleziony w lesie w worku.

zaloguj się by móc komentować

chlor @atelin 16 lipca 2022 08:43
16 lipca 2022 12:27

Widzę, że takie domy w lesie to już gałąź przemysłu turystycznego. Dobra rzecz dla zamożnych mieszczan szukających wytchnienia od miejskiego krajobrazu,  komfortu, i zgiełku.

 

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @lukasz-swiecicki
16 lipca 2022 12:52

Takie miejsce ze snami tłumaczy zwykłe feng shui,geomancja,energia ziemi,jak zwał tak zwał.Jako ''były'' fizyk zajmuję się tym od lat,rozmawiam też z kolegami którzy w fizyce robią przez całe życie-tyle że fizycy nic o tym nie wiedzą. Jedyny wspólny wniosek do jakiego doszliśmy to że ''to'' jest żadne ze znanych pól, ale bezsprzecznie istnieje.Zrobiłem eksperyment-rozbiłem namiot w pojaćwieskim kamiennym kręgu i spędziłem tam noc.Nie wiem czy zasnąłem,byłem w jakimś dziwnym stanie.Sny-nie sny,wizje-nie wizje,wszystkie ciężkie,ponure , odpychające i ''głos wewnętrzny''-uciekaj stąd! To nie lęk,lasu nocą się nie boję,czuję sie tam bezpieczniej niż ,powiedzmy w Warszawie w okolicach ulicy Szanajcy...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować