Rzeczy lub przedmioty zbędne
To jest powtórka, ale nieco przeredagowana. Co pewien czas pojawiają się głosy, że powtórki też są fajne. A co pewien czas, że nie..
Rzeczy lub też przedmioty zbędne
Jest gorąco. Trudno się śpi. A już najgorzej jak się w nocy zacznie myśleć. Ja całkiem niepotrzebnie zacząłem.
Pisałem ostatnio o rzeczach niezbędnych i miałem przez jakiś czas wrażenie, że trudno jest znaleźć takie rzeczy. Bo czy naprawdę tak wiele człowiekowi potrzeba? Ale tak naprawdę?
Jednak w środku nocy naszła mnie myśl, że jeszcze gorzej jest z rzeczami zbędnymi…
Tylko tym razem nie myślałem o rzeczach jako przedmiotach materialnych, a raczej bardziej ogólnie, na przykład jako o „przedmiotach szkolnych”…
Właśnie minęło 36 lat od kiedy ukończyłem studnia medyczne. Nawiasem mówiąc wbrew temu co mi obecnie wpisują w CV żadnego „uniwersytetu medycznego” nie ukończyłem. Ja byłem na „akademii medycznej” i to dla mnie brzmi wystarczająco dumnie. Mnie tam żadne uniwersytety niepotrzebne.
Jeszcze kilka lat temu żyłem zresztą w przekonaniu wewnętrznym, że powinno się pisać i mówić „uniwerstytet”. A czemu niby tak? A w zasadzie czemu nie? - tak z drugiej strony.
Chodzi tu bowiem nie o to, czy miałem taką czy inną myśl na temat wymowy słowa „uniwersytet”. Rzecz w tym, że ja dobrze wiedziałem, że wszyscy ludzie tak właśnie mówią i piszą. Ale to mi wcale nie przeszkadzało w myśleniu, że „wszyscy” ludzie są w błędzie.
Ja po prostu tak mam, jak ten staruszek, który jechał autostradą pod prąd i mówił sobie w duchu, że to właśnie tysiące szaleńców jadą pod prąd, a on akurat dobrze, mi się też zawsze wydaje, że ja dobrze. A może to i dla mnie dobrze??
I to nas prowadzi do rzeczy zbędnych. Choć nie wprost muszę przyznać…
W powszechnym przekonaniu studia medyczne to taka trudniejsza zawodówka. Trzeba posiąść pewne praktyczne umiejętności, wytrenować je i szlus.
Z tego punktu widzenia trudno sobie wyobrazić po co niby przyszłemu psychiatrze: biochemia, biofizyka, chemia organiczna, cytologia, genetyka, histologia, immunologia, a nawet medycyna wewnętrzna, patomorfologia i co tam jeszcze (początkowo zacząłem wymieniać alfabetycznie, ale uświadomiłem sobie, że to także jest bez sensu, jakby pewnie powiedział w takiej sytuacji Kohelet…).
Powiedzmy sobie szczerze – akurat psychiatrze to w ogóle niepotrzebne jest w zasadzie wszystko (wiem, że powinno się mówić „nie jest potrzebne nic”, ale wtedy następne zdanie by się nie składało – sprawdźcie sobie sami)!! Bo co on właściwie robi taki psychiatra (odrzucamy złośliwą odpowiedź, że nic…)?
No chyba nawiązuje kontakt z ludźmi, ocenia ich zachowania i słowa, i na tej podstawie klasyfikuje patologiczne stany psychiczne, które następnie usiłuje leczyć. I co? Patomorfologia mu do tego potrzebna?
Studia medyczne trwają bite sześć lat!! A potem jest jeszcze rok stażu podyplomowego! Zajęcia z psychiatrii trwają (tak było za moich czasów) około 6 tygodni. Na stażu w ogóle nie ma psychiatrii. Czujecie to Państwo?
Gdyby na przykład informatyk przez 6 lat uczył się hydrauliki z elementami chemii? Albo pianista przez 6 lat grałby na flecie, cymbałach i ukulele, ale z daleka od jakichkolwiek klawiszy!?? Dziennikarz studiowałby matematykę, a malarz rzeźbił????
A psychiatra musi… Jak ten tatuś, co pił niedobrą wódkę…
Czy więc całe te studia to jedna wielka pomyłka? Ja bym bardzo uważał z takimi opiniami. Bo może to wcale nie są proste studia zawodowe, lecz skomplikowane studia formacyjne?
Innymi słowy może nie chodzi, czy też nie do końca chodzi, o konkretne treści, a bardziej o stan psychiczny i duchowy, którego trzeba nabyć, żeby te treści wchłonąć i od nich nie paść?
Jakieś konkrety? Tak do końca nie znam, ale zawsze podejrzewałem, że celem niektórych przedmiotów na studiach medycznych jest głównie odczulenie młodych lekarzy, żeby potem nie mdleli jak ich ktoś obsika (na przykład krwią…) .
Nie wykluczam jednak znacznie bardziej subtelnych działań, których celem może być regulacja empatii, odwrócenie uwagi od własnego marudzenia itp.
Z jakiegoś powodu lekarze czują się w swoim towarzystwie swobodniej, niż w towarzystwie przedstawicieli innych zawodów i to wcale nie dlatego, że się lubią, bo bardzo często wcale nie. Nie o lubienie tu chodzi, lecz właśnie o specyficzne ukształtowanie wewnętrznej przestrzeni. Inaczej mówiąc – jesteśmy zwykle tak gruboskórni, że tylko w towarzystwie innych lekarzy czujemy się swobodnie..
Zachodzi jednak pytanie – kto w takim razie miałby opracować ten niezwykle skomplikowany i makiaweliczny plan? Czy jest to może zemsta Hipokrytesa (specjalnie zrobiłem błąd!) albo jakiegoś Tutenchamona ( w sumie też specjalnie)?
Nie sądzę. To się raczej tak samo zrobiło na drodze pewnego rodzaju ewolucji.
Ale jaki stąd wniosek? Ano taki, że strach cokolwiek z tych studiów ująć, bo może to był właśnie niezbędny element konstrukcyjny? I jak się go usunie to się wszystko zawali…
Jak by z tego rozumowania wynikało przedmioty niezbędne to jeszcze nic, jakieś tam się znajdą. Ale zbędnych to już w ogóle ze świecą szukać!! Właściwie tych zbędnych jakby nie ma wcale!
Ale też możliwe, że program studiów medycznych jest bez sensu i należałoby wszystko zrobić inaczej.
Tylko co będzie, jak potem okaże, że to nie działa? Co właściwie mamy powiedzieć ludziom i do kogo ich wysłać?
Przecież wiadomo, że wszystko jest dobrze, zabawnie i ciekawie dopóki coś się poważnego nie stanie. A jak się stanie to wtedy co zawołają wszyscy obecni?? No co?
Czy jest na SALI lekarz???? A ta Sala to nasz Świat.
Ale nie słuchajcie mnie. Jestem tylko wielkościowym medycznym szowinistą. Na pewno nie mam racji… Poza tym to tylko nocne przemyślenia staruszka jadącego pod prąd…
tagi: studia medyczne przedmioty zbędne konstrukcja rzeczywistości
![]() |
lukasz-swiecicki |
20 maja 2023 16:25 |
Komentarze:
![]() |
zkr @lukasz-swiecicki |
20 maja 2023 18:41 |
> Przecież wiadomo, że wszystko jest dobrze, zabawnie i ciekawie dopóki coś się poważnego nie stanie.
> A jak się stanie to wtedy co zawołają wszyscy obecni?? No co?
Mysle, ze bardzo dobrze, ze w przypadku medycyny nie ma juz na etapie podstawowego kursu zawezania sie do jakichs specjalizacji (co ostatnio jest bardzo modne w przypadku innych uczelni).
Znam przypadek lekarza psychiatry, ktory sie zatrudnil w PLO. W czasie rejsu nagle jedna z pasazerek (w czasach PRLu rodziny marynarzy mogly co jakis czas wziac kogos z rodziny w rejs) zachorowala. Nie pamietam co jej dolegalo ale sprawa byla powazna. Warunki byly trudne, podstawowy sprzet i leki. Transport medyczny nie wchodzil w gre (zbyt daleko od ladu), trzeba bylo doplynac do miejsca gdzie moglby ja podjac smiglowiec wojskowy. Zaczela sie walka o zycie. Nie pamietam ile to trwalo, chyba 2-3 dni. Pani "stawala na glowie" ale dala rade. Zorganizowano miejsce do podjecia pacjenta, smiglowiec nadlecial, pasazerka znalazla sie w szpitalu. Akcja skonczyla sie powodzeniem. A dlaczego? Bo na sali byl lekarz.
![]() |
lukasz-swiecicki @zkr 20 maja 2023 18:41 |
20 maja 2023 18:49 |
Otóż właśnie to! Moja koleżanka psychiatra odebrała poród na środku Amazonki. Inna sprawa, że ta Indianka pewnie by też sama urodziła. Ale tak to urodziła z lekarzem. Bo był na sali.
![]() |
zkr @lukasz-swiecicki 20 maja 2023 18:49 |
20 maja 2023 18:56 |
> Inna sprawa, że ta Indianka pewnie by też sama urodziła.
W przypadku tego rejsu bez lekarza byloby kiepsko...
Nie wiem czy nie zmyslam teraz (to bylo prawie 40 lat temu) ale pani powiedziala chyba cos w stylu, ze "nagle zaczela sobie przypominac cale wiedze ze studiow".
Czyli chyba nie ma zbednych przedmiotow na studiach medycznych jak Pan to pisze :)
![]() |
chlor @zkr 20 maja 2023 18:41 |
20 maja 2023 20:50 |
Kiedyś pracowałem w Wyższej Szkole Morskiej, i tam oglądałem unikalną książkę - podręcznik medycyny przeznaczony głównie dla kapitanów, wyjaśniający w prosty sposób leczenie wszelkich chorób. Może po reformie szkolnictwa medycznego, taki jeden podręcznik by wystarczył?
Ciekawy był rozdział uczący jak prawidłowo wyrywać zęby.
![]() |
ArGut @lukasz-swiecicki |
21 maja 2023 07:17 |
Pani ArGutowa poszła na studia medyczne BO CHCIAŁA WIEDZIEĆ. Im ma więcej doświadczenia tym się przekonuje, że słabo z tym jej pragnieniem. Systemy ciągłego monitorowania glikemi to dziś bardziej zadanie dla analityków-programistów niż lekarzy. No i przeważnie robią je programiści chorzy na cukrzycę, przeważnie 1, nie mogąc się doczekać na rozwiązania komercyjne. Rozwiązania komercyjne w medycynie to dziś nie chęć rozwiązania problemu -> wyleczenie/ulżenie w bólu. Celem korporacji działających w branży medycznej jest skalkulowanie kosztów i wymyślenie sposobu na stały i polaźny strumień dochodów. Czasem nawet wymyślenie choroby. Świat się zmienia nieustannie. Otyłość kiedyś była atrybutem, już niedługo będzie chorobą, bo badane są leki na otyłość.
Ja na ten przykład chętnie rozważałbym problemy hydrauliczne na studiach informatycznych, serio. Moje studia informatyczne były ukierunkowane głównie na analizy min-max, grafy rozpinające do optymalizacji i takie tam "zawodówkowe" problemy dla prowadzących, którzy w ten sposób dorabiali sobie z binzesem. Trzeba też wziąć pod uwagę, że studia informatyczne są taką zawodówką, silnie zależą od dostępnego sprzętu i dostępnych algorytmów. Pracy koncepcyjnej i wymyślania czy ulepszania algorytmów w planie studiów było mało albo nawet zupełny brak.
![]() |
szarakomorka @lukasz-swiecicki |
21 maja 2023 12:57 |
"Inaczej mówiąc – jesteśmy zwykle tak gruboskórni, ..."
- co tu kombinować, pisze Pan jak jest i kropka.
Zaobserwowalem to po kilku latach u kierownika naszej przychodni (nastał u nas prosto po studiach). :-)))
![]() |
zkr @zkr 20 maja 2023 18:41 |
21 maja 2023 22:10 |
jako uzupelnienie komentarza - zdjecia z akcji
przygotowanie do transportu:
podnoszenie noszy:
|
KOSSOBOR @lukasz-swiecicki 20 maja 2023 18:49 |
22 maja 2023 22:47 |
Moja Siostra, po stomatologii na Akademii, pierwszą pracę miała w latch wczesnych 70-tych na jakimś zadupiu na Kurpiach. Naturalnie, przyjmowała porody, a nawet została poproszona do cielącej się krowy - jakiegokolwiek innego lekarza tam bowiem nie było. Dała z sukcesem radę tej krowie :)
Ja natomiast pamiętam z czasów Jej studiów harccorową pioseneczkę, która w zabawny sposób i z dużą dezynwolturą opisywała poszczególne kierunki na Akademii /Gdańskiej/.
Jedna ze zwrotek: "Farmaceuci - wiara równa.
Wyrabiają z ziólek leki,
by je sprzedać do apteki."
I w tym stylu dwuznacznym o wszystkich wydziałach.
Natomiast bale studenckie zwane były /przez studentów/: delirium tremens.
|
KOSSOBOR @chlor 20 maja 2023 20:50 |
22 maja 2023 23:01 |
Pan Kapitan, uroczy, spokojny człowiek. Pływa po całym świecie na liniach zagranicznego armatora. Załoga cudzoziemska, oczywiście. No i oczywiście armator żałuje na lekarza okrętowego. Zatem Marek, Kapitan, jest lekarzem okrętowym! Musi nim być, po prostu. Zapewne czytał tę książkę o medycynie dla kapitanów. No ale - na szczęście - ma w rodzinie tęgich medykow i w razie czego - konsultuje się telefonicznie z rodziną w Polsce.
Po powrocie z rejsu - włóczy się rowerem po Europie, odbył też pielgrzymkę do Santiago de Compostela /Camino de Santiago/. Człowiek godny podziwu /dla mieszczucha stacjonernego.../.