-

lukasz-swiecicki

Role człowieka czyli Jurek zaczął chodzić!

Role człowieka czyli Jurek zaczął chodzić!

 

Każda historia musi się od czegoś zaczynać. I oczywiście każda się zaczyna od Adama i Ewy, ale nie zawsze jest czas, żeby tak o tym pisać, a nigdy nie ma czasu, żeby to jeszcze potem czytać. No więc się od Adama nie zaczyna.

Zaczyna się od Jurka (Jeżego przez „ż”) czyli mojego najmłodszego wnuka. Ni mniej ni więcej tylko zaczął chodzić. Jurek mianowicie zaczął chodzić. Żeby było łatwiej zapamiętać (to naprawdę niezwykle akuratny i miło chłopiec z tego Jeża!) zaczął sobie chodzić w dniu swoich imienin czyli 23 kwietnia po południu.

Przeszedł od razu, za pierwszym absolutnie razem, ponad 10 kroków. Całkowicie w jednym kawałku. To znaczy, że nie przewracał się co drugi krok, nie łapał się mebli, nie skorzystał nawet z pomocnej dłoni starszej siostry Mirki - odsunął tę dłoń łagodnie, ale stanowczo.

Mam bezpośrednie i żywe doświadczenia z dziesiątką małych dzieci, które zaczęły chodzić w ostatnich latach (chodzi oczywiście o moje wnuczęta!). Przejście za pierwszym razem ponad 10 kroków w jednym kawałku (ja się doliczyłem 10, może był o jeden więcej!) jest, na poziomie sportowym, podobne do skoku Royu Kobayashiego na 291 metrów. Przynajmniej moim zdaniem.

Ale to jest oczywiście tylko punkt wyjścia i w całej dzisiejszej historii rzecz bez większego znaczenia. To znaczy rekord z pewnością jest, ale nie o to mi chodzi.

Moja Żona, czyli Babeczka, rozmyślała pół nocy (na szczęście przez sen) jakby tu uczcić ten wyczyn wspaniały Jurka. Postanowiła, i jest w tym logika, kupić Jeżemu buty! Jednak zamiast jednej pary postanowiła kupić dwie. Nie żeby nosił na rękach i nogach, bo to bym rozumiał, ale „żeby jedne zwrócić”.

Logiki zwracania zakupów internetowych (bo buty przez internet) nie rozumiem i nawet nie udaję. Ale mam wrażenie, że urok zakupów internetowych polega głównie na zwracaniu. Kupujemy sobie cały Świat, mamy Go, a potem zwracamy. Bo po co nam? Przez rozum to jakoś to nawet widzę, ale tak w życiu to zupełnie bez sensu. Ale to jest moja opinia.

Buty zostały przywiezione do paczkomatu o godzinie 3.38 (w nocy rzecz jasna). Tak w ogóle obok domu mamy z pięć paczkomatów (pewnie wszyscy tak mają) i one się od siebie niczym nie różnią, poza tym, że są różnych firm. Podobno tak jest. Ja tego nie widzę i nie rozumiem.

Na wszelki wypadek pytam.

  • Do którego paczkomatu kochanie?
  • No przecież wiesz…

Właśnie tej odpowiedzi najbardziej nie lubię. Nie wiem. Nie pytałbym gdybym wiedział.

  • Tylko ci się nie chce pomyśleć…

I to może być prawda. Więc dobrze. Poszukam sobie.

  • To ja wychodzę z psem i jak będę wracał to odbiorę…

Idziemy z Borysiem na Cytadelę. Odmawiamy różaniec (ja), włazimy do kałuży (Borys), objadamy panią Basię (Borys), dajemy się objadać przez Ziutę (ja) - słowem jak zawsze. Wracając idziemy do paczkomatu. Oczywiście! Chodziło o paczkomaty, a nie bankomat! Dlatego kod podany przez Żonę początkowo nie działa. Bo w bankomacie nie!

Pamiętam jak raz dwaj panowie w stanie upojenia (być może byli upojeni wiosną, nie wiem) próbowali w tymże bankomacie nabyć bilety komunikacji miejskiej. Też nie chciał. Swoją drogą czy on nie jest popsuty??

Ale w paczkomacie, tym co wiem, kod pasował. Na półce leżała wielka paka. Naprawdę duża.

Idioci, pomyślałem, pakują małe, dziecięce buciki do półtorametrowego pudła! No nic, co zrobić? Szarpnąłem leciutko ręką, w drugiej ręce miałem smycz Borysia, który właśnie postanowił degustować jakieś stare opakowanie po czipsach i się wyrywał. Wiecie jak to jest, kiedy wyjmujecie wielką pakę i dobrze wiecie, że to będzie po prostu jakieś pół kilo razem z papierem….

Było ze 20. Kilogramów. To nie były buty tylko duże pudło karmy dla Borysa. Nie jestem może bardzo słaby, jestem w niezłej formie, ale i tak poczułem się, jakbym złapał w powietrzu fortepian jedną ręką…

I trzeba to wziąć na plecy, bo do paczkomatu z powrotem nie wsadzisz. A na chodniku nie zostawię, bo obok na murku siedzą panowie i piją, a zagryźć czym to już nie mają. Zanim wrócę z domu bez Borysa - zjedzą. A mówił mi kiedyś zaprzyjaźniony pacjent, że na zagrychę podchodzi tylko kocia karma, a psia nigdy, przenigdy „bo to zatruć się tym gównem można”. Ja jestem lekarzem i ludzi nie truję. Trzeba mieć jakieś zasady.

Odniosłem na miękkich nogach paczkę do domu (wleczony przez Borysa, który niczego specjalnego nie zauważył, choć to była jego karma!!). Zaprowadziłem wszystkich na miejsce (to znaczy karmę i Borysa; Borys całe życie jadł BARF, ale od dwóch miesięcy jest karma, jeszcze o tym opowiem) i zastanowiłem się nad znaczeniem tej historii.

To jest koniec wstępu. Teraz będzie to, o czym od początku myślałem.

Odgrywamy w życiu wiele ról. Nie żebyśmy cokolwiek grali, jak aktorzy, tylko po prostu występujemy w różnych rolach.

Czasem jesteśmy jak bardzo ciężka karma w dużym pudle, ale facet, który na nas patrzy głęboko wierzy, że to buciki dziecięce. Mało tego - on je w nas rzeczywiście widzi!!! I teraz tak - jak pociągnie - ciemno mu się przed oczami zrobi, ale jak nie pociągnie to będzie myślał, że już idioci te buciki pakują. Rozumiecie??

Ale to dalece nie wszystko - bo my, podmiot tej historii, jesteśmy tą karmą. My dobrze wiemy, że nie jesteśmy bucikami! Co więcej, myśmy nawet nie pretendowali do tej roli! Cały czas byliśmy karmą i karmą pozostaniemy. O bucikach nic nie wiemy. A facet widzi buciki. I do bucików się zwraca. Ale nie pociągnie i nie sprawdzi.

No i wtedy taka karma w pudle idzie do swojego psychiatry (to jest jakiś popieprzony przykład, mam tylko nadzieję, że cały czas nadążacie…) i mówi

  • Doktorze, nie wiem o co chodzi, ale jestem powszechnie uważana za dziecięce buciki!! Co ja mam z tym zrobić??

A doktor się męczy i coś tam mówi, że może ty, karmo, niepotrzebnie tak trochę wyglądasz jak buciki, albo tam na chwilę chociaż wyglądnęłaś, a może to pudełko różowe, a może napisiki??

A gdzież tam! Jestem normalną karmą. Mam zwykłe ordynarne pudło. Nie mam napisików, co najwyżej mi nakleili „fragile”, co nie jest zupełnie zgodne z prawdą, ale i na bucikach by nie było.

To co sobie ludzie o nas i naszej zawartości myślą, może w ogóle od nas nie zależeć! Możemy w ogóle nic o tym nie wiedzieć! Możemy się zupełnie inaczej czuć.

Nie ma na to prostych sposobów. Czasem trzeba to znosić i tylko spokojnie mówić „jestem karmą, jestem karmą”.

Taka karma i już.



tagi: jurek  chodzenie  buciki  karma 

lukasz-swiecicki
26 kwietnia 2024 20:31
9     422    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
26 kwietnia 2024 21:42

e tam.

Coś jest na rzeczy, czyli rachunków.

W odróżnieniu od czucia.

 

P.S.

Ciekawe jest, kiedy będą zapisy na ujemne komentarze ?

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @MarekBielany 26 kwietnia 2024 21:42
26 kwietnia 2024 22:44

Moim zdaniem można je wygłaszać bez zapisów. Mogę się jednak mylić. Każdy może. A niektórzy być może. Albo morze. Może.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
27 kwietnia 2024 07:08

Zła karma wraca. 

Dobra nie wraca, ale i tak na końcu jej przemian jest kał. Co wbrew pozorom jest informacją optymistyczną. 

zaloguj się by móc komentować


ArGut @lukasz-swiecicki
27 kwietnia 2024 15:47

No to doktor połączył buciki Jurka z karmą Borysa. I ja na to, do pani ArGutowej, że jak będziemy jechać to jej puszczę ten felieton bo to jak o karabinach maszynowych i parasolach, których doktor u siebie po "czarodziejsku" nie "przerabia".

10 kroków Jurka

zaloguj się by móc komentować

ArGut @Grzeralts 27 kwietnia 2024 07:08
27 kwietnia 2024 15:50

>Zła karma wraca. 

Czyli ... 

Zła karma wraca ...natura jednak się myli ...

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @ArGut 27 kwietnia 2024 15:50
27 kwietnia 2024 18:53

Natura nigdy. Po prostu koty są z innej planety.

zaloguj się by móc komentować


MarekBielany @ArGut 27 kwietnia 2024 15:50
2 maja 2024 23:20

Z umaszczenia podobny do żbika, ale nie mylmy żbika europejskiego i północno afrykańskiego, od którego pochodzi kot domowy.

 

Taki jestem mądry, jak telewizja. Kiedyś mówiło się - jak radio.

 

Ten na zdjęciu to ma nawet posłanie przysznurowane, aby nie spadło. Posłanie.

Domowe lubią głęboki sen. Rano straszny rumor się zrobił na balkonie. Wystarczyło, że w pobliżu coś przeleciało z okrzykiem kkra i koniec snu. Po prostu spadł na poziom zero.

Z ogonem jak zawsze zawiniętym w znak zapytania domagał się karmy.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować