-

lukasz-swiecicki

Psychoterapia pękniętej rury

Psychoterapia pękniętej rury

 

Jest takie zagadnienie, z pewnością ważne dla psychiatrów i ich rodzin, nie wiem na ile istotne dla wszystkich innych ludzi - czy temu psychiatrze się „nie udziela”, a jeśli już to co, i czy bardzo. To chyba jest o tym felieton, choć na razie jeszcze nie wiem w którą stronę to pójdzie i oczywiście sam jestem ciekaw.

Przez bardzo wiele lat byłem niewzruszonego zdania, że, wbrew powszechnym poglądom, nic się nie udziela.

Mój opiekun specjalizacji, a także mentor mojego wczesnego okresu na psychiatrii, mawiał zawsze „Twierdzicie, że w psychiatrii jest potrzebny wzorzec zdrowia psychicznego?? No to macie go przed sobą”. Tu uderzał się dumnie po sporym, co by nie mówić, brzuchu.

To może dla kogoś był żarcik. Może także, a prawie na pewno, to nie była taka bardzo prawdziwa prawda. To znaczy mój opiekun nie był wzorcem. Już wtedy było to dla mnie jasne, a teraz jest, że tak powiem, zupełnie jasne. Tylko, że to nie miało dla mnie zasadniczego znaczenia.

W mojej opinii, tak to teraz widzę, należało jedynie zamienić brzuchy. To znaczy jeśli na miejscu jego brzucha znalazłby czy też znalazł się mój - to całe twierdzenie było prawdą.

To znaczy, że byłem-jestem dobrym psychiatrą, ponieważ jestem wzorcem zdrowia psychicznego. No, a mój opiekun po prostu nie. Choć nie zmienia to faktu, że mogę się od niego bardzo, bardzo wiele nauczyć. I zresztą moim zdaniem nauczyłem się.

Innymi słowy nauczyciel psychiatrii w ogóle nie musi być wzorcem. A psychiatra praktyk - owszem, musi. A jeśli sól straci smak to czymże ją posolisz??

Oczywiście było dla mnie od początku jasne, że to nie chodzi o jakąś formalną diagnozę. Jest naprawdę rzeczą bez znaczenia czy da się do mnie, do innego psychiatry, przyporządkować jakieś rozpoznanie. To tak, jakby się zastanawiać, czy dermatolog może mieć piegi… Pieg jest odchyleniem od normy jeśli chodzi o prawidłową skórę. Ale piegowaty dermatolog jest po prostu piegowatym dermatologiem i tyle. W tym samym sensie psychiatra również może być piegowaty (w sensie psychiatrycznym będzie to oznaczać leciutkiego bzika), a nawet moim zdaniem, piegowaty jest ładniejszy. Ja bardzo lubię rudych, piegowatych i w ogóle takich różnych. To jest tylko kwestia estetyki.

Z tym zdrowiem chodzi oczywiście o coś więcej. Chodzi o takie niewzruszone zdrowie wewnętrzne. Nie o detale, tylko o sam rdzeń mojego, no czego?, człowieczeństwa??

Tak więc moje poglądy w dzieciństwie psychiatrycznym, ale także w młodości i tak naprawdę w wieku dojrzałym były pod tym względem niezmienne - jeśli chodzi o rdzeń, istotę osobowości, to jednak psychiatrzy powinni być zdrowi. W sumie to tylko dlatego, żeby mogli się porównać z tym pacjentem - jeśli jest taki jak ja, to w porządku, a jak bardzo inny to tym bardziej w porządku (jeszcze lepiej!), tyle tylko, że tak trochę do leczenia….

Później jednak, bo zazwyczaj jest jakieś później, zestarzałem się nieco i Żona postanowiła zrobić remont. Te dwa wydarzenia są ze sobą blisko powiązane. Moja Żona jest bardzo przewidująca, a nawet mówiąc współczesnym językiem, proaktywna!! Nie będzie czekać, aż dostanę kompletnego paraliżu i już teraz dostosuje prysznic, żeby można było mnie tam zawieźć na wózku. Że nie mam jeszcze wózka? No to co. Można kupić. To są jasne sprawy. Jestem ostatnim człowiekiem, który by protestował przeciwko temu, że go myją. Szczerze mówiąc podejrzewam, że to by mnie stawiało w złym świetle. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda?

Remont wyszedł świetnie. Może nieco drożej niż miał. Może nawet więcej niż nieco. Ale za to się skończył. Pisałem już o tym kiedyś. Bo ten remont skończył się prawie trzy lata temu (nie licząc osłony do prysznica, bo montowali ją przez jakieś dwa lata… Były jakieś obiektywne trudności. A potem źle zamontowali i Żona reklamowała. To poprawili. Już po kilku miesiącach więc zero marudzenia. Naprawdę).

Po dwóch z kawałkiem latach od zakończenia remontu Sąsiad zaczął na nas patrzeć dziwnie. Sąsiad z dołu. Nasz Sąsiad z boku jest zupełnie szalony, ale bardzo nas lubi i nie patrzymy na to, jak na nas patrzy. Sąsiad z dołu też nas bardzo lubi, ale jest inny komunikacyjnie i czasem trzeba patrzeć jak też on patrzy. Tym razem źle patrzył. I oczywiście nie wytrzymałem pierwszy. Tak myślę, że on na to liczy…

  • Stało się coś czy jakoś źle się czujesz?
  • Wszystko dobrze - odpowiedział Sąsiad takim tonem, ze już wiedziałem, że nie jest dobrze.
  • Acha, czyli co?
  • Chyba nas zalewacie. Pamiętasz jak nas Babcia zalała? - chodzi o moją Babcię, która nie żyje od 17 lat. No a zalała ich sporo przed śmiercią. Na pewno nie po.
  • Przepraszam cię, ale co ma Babcia do rzeczy?
  • A, nie, nic.

Tak się właśnie rozmawia z Sąsiadem. Czyli - trzeba umieć! Ja umiem.

Na razie poszedłem przekazać wszystko Żonie. Prawie wszystko, tego o komunikacji nie mówiłem, bo naprawdę szkoda czasu. Żona natychmiast się uaktywniła. Tego się obawiałem.

  • Trzeba natychmiast dzwonić do pana od diagnostyki rur. I do ubezpieczenia. I do zarządu. Trzeba szukać. Trzeba znaleźć. Trzeba naprawić!

Ponieważ 40 lat po ślubie Żona zna mnie całkiem nieźle, sama zabrała się do wszystkich czynności. Dzwoniła, ustalała, umawiała się i pisała pisma.

Ja tymczasem odwiedziłem Sąsiada.

  • Masz wrażenie, że zalewamy cię? Przypomina ci to Babcię? Chciałbyś o tym porozmawiać?

Mówiłem wolno, spokojnie, obniżając nieco ton i nie konfrontując się z rurą. Zajęło to trochę czasu. Rozmawiałem też z żoną Sąsiada czyli Sąsiadką.

Nie będę przytaczał rozmowy. Bo to dużo miejsca zajmuje, a poza tym każdy zawód ma swoje sekrety.

Dość, że w wyniku tejże rozmowy Sąsiedzi ulegli całkowitemu przekonaniu, że moja rura nie cieknie. W zasadzie chcieli uznać, że w ogóle nic nie cieknie, ale ponieważ ściana była mokra, więc zaproponowałem, że przeciek ma charakter deszczowego zalania przez ścianę, któremu w całości i jeszcze bardziej winna jest administracja. Sąsiedzi postanowili się z nią (administracją!) policzyć surowo. Podziękowali za wspólnie spędzony czas i przeprosili za swoje podejrzenia. Sprawą rury była definitywnie załatwiona.

Wróciłem do mieszkania, żeby poinformować Żonę, że nie musimy się już martwić. Nikt nikogo nie zalewa, a Sąsiedzi są w pełni zadowoleni, a nawet szczęśliwi. Co do szczęścia prezesa Zarządu, to uznałem, że na razie nikt mi nie kazał się tym zajmować.

Żona była jednak zajęta i nie mogła rozmawiać.

Razem z panem specjalistą napełnili rury znakowanym helem (TAK!!) i obecnie byli na etapie lokalizowania przecieku w ścianie, widzieli go już na takim zmyślnym monitorku. Przeciek był nieduży, ale ewidentny…

Oczywiście przyszli potem panowie, rozkuli, znaleźli, zakręcili i różne tam takie. To jest zresztą temat na zupełnie inną historię i pewnie ją kiedyś opowiem. Tym razem zupełnie nie o to chodzi.

Sąsiadowi nic nie mówiłem. Naprawy nie zauważył. Zresztą z jego punktu widzenia nie była już wcale potrzebna, bo u Sąsiada NIC nie ciekło. Nigdy nic.

Podczas jakiejś powodzi, wiele lat temu, widziałem w telewizji faceta, któremu wszystko zabrała woda. Facet w samych ubłoconych gaciach ładował się do pontonu. No może był z psem. Dookoła oczywiście mnóstwo dziennikarzy. Nachylają się z mikrofonami i męczą:

  • A co panu byłoby tak najbardziej potrzebne? Tak teraz?

Facet patrzy na nich z niesmakiem, że idioci i nie wiedzą:

  • No przecież, że pomoc psychologiczna!!!

No przecież.

Moje zdanie jest ostatecznie takie: Psychiatrom się udziela. W jakimś momencie zaczynają robić psychoterapię rury cieknącej.

Nie ma w tym nic złego. Póki rura nie cieknie.

A moja pierwsza myśl była taka, żeby z Sąsiadem porozmawiać. A drugiej w ogóle nie miałem. Czyli wzorcem to jednak nie jestem. Znaczy zdrowia psychicznego. Bo poza tym to może i tak. Na przykład dobrze rozmawiam o cieknących rurach.

Polecam się.



tagi: awaria  psychiatra  psychoterapia  rura 

lukasz-swiecicki
15 grudnia 2023 18:03
3     572    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Arte @lukasz-swiecicki
15 grudnia 2023 18:23

U mnie to sasiadka potrzebowała psychoterapii po trzecim zalaniu nowej łazienki. Pan maister dopiero za tym trzecim razem znalazł przeciek a u mnie było sucho. I musiało jej odszkodowanie wystarczyć. Specjalisty psycho niestety pod ręką nie było :)

zaloguj się by móc komentować

klon @lukasz-swiecicki
15 grudnia 2023 22:42

Tylko jedno przychodzi mi do głowy: "(..) będzie Pan zadowolony". 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
20 grudnia 2023 22:48

Ładnie zogniskowane, lub ładne zogniskowanie.

?

Pięć dni inkubacji.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować