-

lukasz-swiecicki

Przyjaźń czym jest dla mnie?

Przyjaźń - czym mi się wydaje?

 

Nie jestem człowiekiem, który powinien się na ten temat wypowiadać. Być może.

Ale może też tak być, że właśnie ja powinienem.

Skąd ten dylemat?

Nigdy nie miałem przyjaciół. To oczywiście tak się tylko mówi, bo miałem, ale bardzo, bardzo niewielu. Dwóch może trzech. Stąd może tak być, że nie znam się na tym, w czym nie biorę udziału.

No, ale to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. A może nawet sam wierzchołek wierzchołka?

Możliwe, nawet bardzo możliwe, że ludzie różnie definiują przyjaźń. Jeśli dla kogoś jest to tylko takie bliższe koleżeństwo, to oczywiście możliwość posiadania dużej a nawet, z mojego punktu widzenia, ogromnej! liczby przyjaciół jest całkiem spora.

Dowiedziałem się na przykład kiedyś z gazety (więc musiała być to prawda skoro wydrukowali!), że jestem przyjacielem Roberta Mazurka.

To znaczy Robert tak powiedział, że jestem. Chociaż kiedy indziej mówił, że „byłbym, gdyby on miał więcej śmiałości”. Wyobrażacie sobie Mazurka, który ma JESZCZE więcej śmiałości?? Ja na przykład nie bardzo mogę sobie to wyobrazić.

Takie określenie mnie przez Roberta, który jest dobrym i bardzo znanym dziennikarzem jest z pewnością miłe. I zapewne także prawdziwe, bo choć Mazurek ma pewną tendencję do przesady (skąd ja to znam!), to z pewnością nie powiedziałbym o nim, że kłamczuch (wiem, że nie czytasz Robert, ale weź pod uwagę, że tak właśnie napisałem, na wypadek gdybyś jednak czytał..).

Tyle tylko, że ja nie jestem w stanie napisać, że Robert Mazurek jest moim przyjacielem. Ja tam bym chciał, żeby był, ale…

Do tego „ale” to się, na tym poziomie, sprowadza.

Ja muszę, tak sądzę i tego się trzymam, mieć dla przyjaciół coś specjalnego, coś czego nie mam dla innych. Zwykle sprowadza się to w praktyce do czasu. Muszę mieć dla nich czas w zasadzie zawsze. To oczywiście nie oznacza „bez przerwy”, ale jeśli będą tego chcieli muszę jak najszybciej ten czas znaleźć, a następnie robić co będę mógł. Jeśli nie jestem na to w pełni gotów, to w ogóle nie ma co zaczynać z jakimiś przyjaźniami…

 

Oczywiście zakładam, że ta okoliczność wymagająca mojego czasu nie będzie dobra, ale zła czy też jakoś tam trudna. Bo chyba nikt nie potrzebuje przyjaciół na dobre chwile? Może się mylę, ale potrzebujemy ich do pomocy raczej, czyli jak jest trudno.

Ja się z mojej strony zastanawiam tylko nad tym czy ja będę miał czas i wystarczająco dużo chęci, żeby pomagać. Nie zastanawiam się w żadnym stopniu czy na taką pomoc mogę liczyć. Jeśli mogę to świetnie, a jeśli nie - to będę sobie radził.

Z przyjaciółmi jest według mnie dokładnie tak, jak z bliźnimi z biblijnej przypowieści. Nie zastanawiam się i nie mam się zastanawiać kto jest moim bliźnim. Chodzi jedynie o to czyim bliźnim ja jestem. Czy też kogo nazwę przyjacielem po to, żeby być gotowym zrobić coś (wszystko??) dla niego.
To pewnie w dużym stopniu tłumaczy fakt, że mam tych przyjaciół tak mało - małe serce, mało czasu dla ludzi… To również tłumaczy ludzi, którzy przyjaciół mają wszędzie - są po prostu pełni poświęcenia. Nie sprawdzałem, ale tak by wynikało z mojej definicji.

Ale to był w zasadzie tylko taki wstęp i miało być krótko, a wyszło jakoś dłużej, bo mi się ten Robert zaplątał.

Zmierzałem jednak początkowo do tego, że kiedyś miałem przyjaciółkę. Nie jest oczywiście prawdą, że nie istnieje przyjaźń między mężczyzną a kobietą. Wiem, że tak się mówi, ale to oczywiście bzdura.

Tam gdzie takiej przyjaźni nie ma, to jasne, że jej nie ma (mam na myśli te sytuacje, kiedy uwikłani w jakiś flirt czy zakochanie tłumaczymy sobie, a częściej jeszcze innym, że „to tylko przyjaciółka”), ale tam gdzie jest to po prostu jest (to zresztą też nie jest tak, że miłość, także taka erotyczna, wyklucza przyjaźń - do moich nielicznych przyjaciół należy na przykład moja Żona, w której jestem także zakochany, ale to na innym poziomie i jedno drugiemu nie przeszkadza. Choć wcale nie jestem taki pewien czy pomaga…).

Wracam jednak do przyjaciółki. Która była po prostu przyjaciółką i żadnych uwikłań tu nie było. Poznaliśmy się na studiach medycznych, na pierwszym roku. Od początku było dla mnie jasne, że jest to osoba, dla której poświęcę swój czas. Freemeni na Diunie powiedzieliby - „oddam jej swoją wodę” - to dokładnie o to chodzi. Nic więcej, nic mniej.

Już na pierwszym roku studiów mieliśmy pierwszy strajk studencki. Jeśli dobrze pamiętam, to inne uczelnie wtedy nie strajkowały, ale warszawska Akademia Medyczna owszem. I byliśmy z tego dumni. Chodziło bodaj o mianowanie przez ówczesne władze rektora jakiejś uczelni w Radomiu. To był zapewne jedynie pretekst, ale także symbol tego strajku. Mieliśmy 100% przekonanie o słuszności tego strajku. To znaczy i ja, i Monika - bo tak miała na imię moja przyjaciółka, na pewno byliśmy przekonani.

Monika była córką jakiegoś ważnego człowieka w ówczesnej hierarchii. Wtedy uważałem to za fakt nie posiadający żadnego znaczenia. Teraz myślę inaczej, ale minęło ponad 40 lat. Człowiek się nieznacznie, ale jednak, zmienia….

Drugi strajk był już na drugim roku studiów, tuż przed Stanem Wojennym, i wtedy już strajkowała cała Polska, a my byliśmy jeszcze bardziej przekonani i pełni jakiejś nadziei, dobrych myśli, słusznych przekonań. Żyliśmy wszyscy jak we śnie. Trudno coś więcej powiedzieć i nie wpaść w fałszywe tony.

I z tego drugiego strajku Monika odeszła. To znaczy powiedziała, że rezygnuje i nie może z nami zostać. Myślę, że pewnie prosił o to jej tata, ale nie wiem tego. Taki argument nie padł. Ja w każdym razie nie pamiętam.

Ja to odczułem jak amputację.

Widocznie nie myślałem wówczas o tym, czyim ja jestem przyjacielem, tylko kto jest moim… Jakby mi ktoś umarł. Sytuacja była szczególna, to mnie jakoś trochę tłumaczy.

A potem był Stan Wojenny. Jaruzelski zamknął uczelnie. Myślę, że tak jak wiele osób, zastanawiałem się czy to w ogóle ma sens. Cała ta nasza nauka i bycie lekarzem, czy to w ogóle ma jakiś sens. Zajęliśmy się czymś. Ja na przykład byłem pielęgniarzem w szpitalu psychiatrycznym. Kiedyś o tym pisałem.

A potem jednak otworzyli uczelnie i wróciliśmy. Było jakieś wspólne zebranie w auli na ulicy Chałubińskiego chyba. Pamiętam, że zobaczyłem Monikę, która szła do mnie z radosnym uśmiechem.

A ja? Zrobiłem nieprzyjemną minę i powiedziałem coś w rodzaju „daj spokój”. I tyle.

Rzeczy, sprawy nie umierają same. Trzeba je dobić. Ale my to robimy. Także z przyjaźnią.

Mój syn, Kostek, pisze wiersze. Wiele niezwykle pięknych i mądrych. Można przeczytać na Jego stronie na FB (radzę!!). Wśród tych wierszy jest jeden „Dla przyjaciela”. Jeden z moich ulubionych. Najchętniej zacytowałbym cały, no ale ten felieton jest już i tak za długi, więc tylko fragment:

„Pamiętam na boisku,

choć piłka jest nie gramy,

bo tłumaczysz mi kwanty

i fizyki zasady.

I nie wiem wciąż do końca

czym jest kwantowa przestrzeń,

lecz ilekroć nie sprawdzam,

to Ty zawsze tu jesteś”.

W tym rzecz. Jesteś tu, dopóki taka jest moja decyzja, ale to można zabić i nie wiadomo, czy potem odżyje. Ja się obawiam, że chyba nie.

Zreszta nie znam się. Mam mało przyjaciół.

Nie licząc oczywiście pacjentów, z którymi się przyjaźnię i których jest dużo. Ale to jest inna całkiem opowieść.



tagi: czas  strajk  przyjaźń 

lukasz-swiecicki
23 czerwca 2024 15:35
17     891    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @lukasz-swiecicki
23 czerwca 2024 16:59

Moja definicja przyjaźni jest podobna, stąd przyjaciół miałem maksymalnie trzech, i wszystkie te przyjażnie zaczęły się na wczesnym etapie szkoły podstawowej i średniej. Odkąd skończyłem 16 lat lista się zakończyła. Póżniej tylko jacyś koledzy ze studiów i pracy, i też niezbyt wielu.

 

zaloguj się by móc komentować

ArGut @lukasz-swiecicki
23 czerwca 2024 18:20

A jak szanowny wyobraża sobie, że przyjaciel korzysta/wykorzystuje przyjaciela? 

Ciekawi mnie to? Uważam, że jak ja jestem i mam przyjaciela to mogę korzystać z jego czasu a on z mojego.

Moja mama czasem jak mówi do mnie różne głupoty to dodaje, że jest moją matką i ma prawo do mnie tak mówić. Na pytanie dlaczego tak nie gada do pani ArGutowej, odpuszcza i dodaje, że ona nie jest jej dzieckiem.

I jeszcze drugi rodzaj relacji między przyjaciółmi, który został poruszony w felietonie. Gdy jeden/obaj z przyjaciół są rozpoznawalni jak pan Robert Mazurek i pan Doktor Łukasz. Czy to utrudnia czy ułatwia bycie przyjaciółmi? 

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki
23 czerwca 2024 18:55

Tak to jest z Monikami... zaufaniem mozna sie cieszyc tylko raz, a potem co najwyzej ograniczonym zaaufaniem. Jesli w ogole.

I czasami, zeby przezyc czasami trzeba umputowac.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @valser 23 czerwca 2024 18:55
23 czerwca 2024 22:13

Ale to dla mnie, o tylu latach, nadal ciężka sprawa.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @ArGut 23 czerwca 2024 18:20
23 czerwca 2024 22:13

No, znany to jest tylko Robert. Raczej utrudnia. Chociaż to fajny facet.

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki 23 czerwca 2024 22:13
24 czerwca 2024 10:02

Na srodku oceanu, w nocy, przy zachmurzonym niebie, tradycyjne przyrzady nawigacyjne sa chwilowo beuzyteczne. Kompas wskazuje wlasciwy kierunek, ale jesli nie zna sie swojej dokladnej lokalizacji, to wyznaczenie dalszej drogi bedzie obarczone bledem.

Mozna z medycznego punktu widzenia prawidlowo rozpoznawac swiat i byc zdrowym, ale jeden procent bledu statystycznego moze zmienic cala perspektywe ze wzgledu na gatunkowy ciezar poznawczego bledu.

Musi byc ciezka sprawa, skoro po dekadach pan o tym pisze.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @lukasz-swiecicki
24 czerwca 2024 12:54

 Gdzie dwóch, tam zdrada!

Te  słowa to fragment jednego ze scholiów Nicolasa Gomeza Davili, czyli  wielkiego  samotnika. Niektórzy twierdzą, że jego scholia zawierają antykatolicką, duchową truciznę. Ale według mnie zawierają po prostu  sporo zdroworozsądkowyego sceptycyzmu. A ten...  nie sprzyja przyjaźni.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @Maginiu 24 czerwca 2024 12:54
24 czerwca 2024 14:16

Nicolás Gómez Dávila to fajny gość ale może nie zawsze i nie wszędzie musi być tak jak to opisuje?

Niech kolega nawigator też zauważy, że jednym z rodzajów przyjaźni jest przyjaźń z żoną. Doktor Łukasz bardzo często opisuje żonę/relacje z żoną zwrotem Babcia Anita, tak z funkcji i miejsca w rodzinie. A przecież mógłby z własnej perspektywy zakochania.

Proszę popatrzyć  Św. Marka 10,2-16. czego sobie życzy Bóg i jak to ma być realizowane. Pani ArGutowa mnie mówi, Ty się mną nie przejmuj ja sobie dam radę ze swoim ciałem. Pamiętaj, żeby z UST ci nie jechało i o higienę STÓP też dbaj. Czyli literalnie się nie wywiązuje. Ale czy mogę napisać jej list rozwodowy, no nie mogę. Dostałem ją TU i TERAZ i nie będzie innego TU i TERAZ z NIĄ. A w raju będzie tak, że się nam nie śniło i nie będą się żenić ani za mąż wychodzić.

A teraz kwestia dzieci, czy gdziekolwiek w Starym czy Nowym testamencie jest napisane, że DZIECI są w małżeństwie niezbędne? Dzieci ma się przyjąć ... i wychować NIE NA WZÓR i SWOJE PODOBIEŃSTWO. Wie kolega jak trudno przekonać kobietę, nie tylko panią ArGutową, żeby se odpuściła DZIECKO/DZIECI ... niby wie, że dziecko nie jest JEJ WŁAŚNOŚCIĄ ... ale czasem jak przysłowiowa kwoka siadła by i przydusiła to swoje "niedojrzałe" jeszcze potomstwo, bo wie lepiej.

Często jest tak, że starsi księża na starszych wiernych mówią STARY TESTAMENT. Czyli taki co to wie lepiej, od BOGA jak to życie i droga do zbawienia ma wyglądać chyba.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @ArGut 24 czerwca 2024 14:16
24 czerwca 2024 21:47

Bardzo ciekawie Pan to ujął!

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @ArGut 24 czerwca 2024 14:16
24 czerwca 2024 22:53

Niech kolega nawigator też zauważy, że jednym z rodzajów przyjaźni jest przyjaźń z żoną. Doktor Łukasz bardzo często opisuje żonę/relacje z żoną zwrotem Babcia Anita, tak z funkcji i miejsca w rodzinie. A przecież mógłby z własnej perspektywy zakochania.

Pan  Profesor w notce pisze o  przyjaźni jako o zupełnie innej relacji, niz relacja między mężem i żoną. Bo ta relacja jest czymś o wiele, wiele szerszym niż przyjaźń. I o ile przyjaźń między niezwiązanymi węzłem małżeńskim ludźmi nie jest najczęściej obciążona obowiązkiem (Pan profesor pisze o tym - "nie ma uwikłań"),  to dobry, trwały związek małżeński wymaga  nie tylko okazywania uczuć i  zrozumienia, ale przede wszystkim dbania o siebie nawzajem i o potrzeby partnera. Czyli stałej pracy.  Piszę to jako człowiek, który za rok (daj Panie Boże!) będzie obchodził pięćdziesiąt lat pożycia z małżonką.

Natomiast Pana Profesora ja jednak odczytuję  - także w  powyższej notce - jako osobę wątpiącą, stale się zastanawia czy  prawidłowo rozumie sytuację . Jest  i sceptyczny,  i krytyczny, a te "uwikłania" w relacjach  brzmią wręcz jak Davila.

Nie jestem człowiekiem, który powinien się na ten temat wypowiadać. Być może.

Ale może też tak być, że właśnie ja powinienem.

Skąd ten dylemat?

Nigdy nie miałem przyjaciół. 

No przecież to Davila...

zaloguj się by móc komentować

kr @lukasz-swiecicki
25 czerwca 2024 18:49

Trzeba się upewnić, czy nasz przyjaciel rozumie przyjaźń podobnie jak my. Bo może zupełnie inaczej rozumie. Może warto jest dowiedzieć się, jak rozumie. I zdecydować, czy może dobrze by było zweryfikować naszą wzajemność. Żeby uniknąć oczywistych nieporozumień z tej niewiedzy wynikających.

zaloguj się by móc komentować

kr @lukasz-swiecicki
26 czerwca 2024 11:56

Rozumiem, że to jest opowiadanie fikcyjne, zatem pozwolę sobie dalej podręczyć bohaterów. Też uważam, że isnieje przyjaźń pomiedzy kobietą i mężczyzną, jasne. Ale opisany przykład akurat potwierdza stanowisko przeciwne. Tu nigdy nie było przyjaźni.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @Maginiu 24 czerwca 2024 22:53
26 czerwca 2024 12:36

Z felietonu doktora Łukasza ...

- do moich nielicznych przyjaciół należy na przykład moja Żona, w której jestem także zakochany, ale to na innym poziomie i jedno drugiemu nie przeszkadza. Choć wcale nie jestem taki pewien czy pomaga…).

Proszę też spojrzeć na inne felietony, gdzie Żona staje się Babcią Anitą, dydaktyczną. 

Natomiast to podsumowanie sprowadzające się do:

No przecież to Davila...

Rozumię zupełnie inaczej. Dla mnie Doktor Łukasz i Nicolás Gómez Dávila są inteligentnymi ludzmi, mającymi "chwalić Pana" instynkt, wiarę, że CZŁOWIEK nie może być WSZYSTKIM.

INTELIGENTNI ale nie PIEKIELNIE INTELIGENTNI, żeby obrazowo i w krótkich żołnierskich słowach napisać.

zaloguj się by móc komentować

kr @lukasz-swiecicki
26 czerwca 2024 21:51

A co było? Można wymyślić kilka scenariuszy - dopowiedzeń - tej historii. Jeden jest taki. Monika była zakochana w narratorze. Ale jedynym sposobem, żeby być z nim, było nie przyznawać się do swojego uczucia i przystać na warunki narratora. Aż ta bliskość stała się zbyt dużą udręką. Wtedy odeszła, mówiąc cokolwiek. 

zaloguj się by móc komentować

kr @lukasz-swiecicki
27 czerwca 2024 07:46

Albo inny scenariusz. To Narrator był zakochany w Monice. Ale z różnych względów nie potrafił się przyznać nawet przed sobą. No i Monika w końcu miała nie wytrzymała napięcia, wynikającego z tej dwuznacznej sytuacji.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @ArGut 26 czerwca 2024 12:36
27 czerwca 2024 11:22

Dla mnie  Pan Profesor ze swoimi tekstami, gdzie delikatna ironia nigdy nie zahacza o sarkazm czyli o złośliwość, dystans połączony jest  z ciekawością, a pewna przewrotność okazuje się poczuciem humoru - nie kojarzył mi się w żaden sposób z Davilą. Nigdy, bo i poco?

Aż tu nagle - łubudu! - "Nigdy nie miałem przyjaciół. " To inna perspektywa jest. No i sobie przypomniałem  tego samotnika Davilę...

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @kr 26 czerwca 2024 21:51
27 czerwca 2024 22:34

Po wielu latach pomyślałem, że tak mogło być. Może źle pomyślałem, ale przyszło mi do głowy.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować