-

lukasz-swiecicki

Pobocza wnuczyliady - felieton o odchudzaniu

Pobocza wnuczyliady

Oprócz zasadniczej Wnuczyliady, którą ostatnio przypominałem, jest też sporo felietonów związanych z tematem poszczególnych wnuków, a nie wnuków jako grupy osób, będę je też przypominał pod hasłem "Pobocza wnuczyliady". Dziś pierwszy odcinek, którego bohaterem jest Leon.

Czy masa waży, gdy waga masi? Wakacyjne odchudzanie - rozważania.

To felieton z wakacji, ale nie było go tu jeszcze, a nic innego dziś nie zdążę.

Siedzę w Końcewie, który dla mnie zgodnie z nazwą, jest zawsze jakimś końcem Świata, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu – takim, że tu już nic mnie nie dostanie i jestem dla siebie.

No więc siedzę pod wielkim drzewem, istny Jan z Czarnolasu, choć drzewo to raczej nie lipa, a raczej, według moich skromnych umiejętności botanicznych – wiąz. Ale czuję się jak Kochanowski, bo wokół dzieci wesoło kwiczą, pieski hauczą, a mrówki burczą, czy co też tam one sobie robią maleńkie. Podziwiam pana Jana, że w takiej sytuacji potrafił precyzyjnym wierszem. Ja mam problemy nawet z felietonem.

No i jak się zdaje nie tylko z felietonem. Ledwie wysiadłem z samochodu po przyjeździe z Warszawy, przywitał mnie mój rezolutny wnuczek Leon, chłopiec w wieku „Nowych szat cesarza” – czyli zawsze ci prawdę powie

. „Dziadziu, jakie masz brzusio piękne, czy ci się tak paróweczki w poprzek ułożyły?” – Leon zna mnie jako miłośnika parówek, ale przecież nie o to chodzi!

Trzeba przyznać, że pewne sygnały ostrzegawcze pojawiły się wcześniej. Spodnie niekoniecznie się dopinały – no, ale to wiadomo, że takie spodnie, to raz takie, a raz owakie. Zbiegną się w praniu, czy guzik się przesunie – wszyscy to znają, jak sądzę?

Co gorsza pewna pacjentka, osoba kochana, ale bardzo prostoduszna, która nie widziała mnie od początku pandemii, zawołała na mój widok z radością „o jak się pan doktor poprawił! A to brzunio jakie śliczne!”. Oczywiście, są różne kryteria urody, ale jestem w stanie to docenić raczej u innych niż u siebie.

Decyzja prosta – trzeba się odchudzać! Niby prosta. Bo po pierwsze – właściwie jak? Każdy wie. Trzeba przestać jeść.

Tylko to jest akurat niewykonalne. Jestem bardzo zły jak nie jem i do tego jestem bezproduktywny. Na dłuższą metę to oczywiście okoliczność sprzyjająca, bo nic nie robiąc nic nie zarabiam, w związku z czym nie mam pieniędzy na jedzenie i chudnę. Ale to jest ekstremalne i nie próbowałem.

Leki. Nie wierzę w leki odchudzające. To proste – gdyby istniały na ulicach nie byłoby grubych ludzi. Oczywiście jest opcja jak w punkcie pierwszym – leki tak drogie, że nie starcza na jedzenie. To jest ekstremalne i do tego jeszcze niewykonalne. Bo jak mam zarobić na te leki, skoro na głodno nie mogę pracować?

Ruszać się. To zawsze dla mnie najlepsze. Nie wiem co myśli o tym moje serce. Staram się nie pytać. Od kilku dni ruszam się bardzo i zapewne przyniesie to skutek, pod warunkiem, że odpowiem sobie na tytułowe pytanie.

Już podczas nauki fizyki w szkole średniej nieodżałowany profesor Mirosław Sawicki, człowiek uroczy i bardzo mądry, uwieczniony zresztą w piosence Kuby Sienkiewicza (mojego szkolnego kolegi) jako Mirosław S.: „oooo Mirosławie trzeba znać się na zabawie, Mirosławie eS!!” – mam nadzieję, że kojarzycie ten świetny utwór, ja go nadal często śpiewam przy goleniu, no więc Mirosław wbił nam skutecznie do głowy, że istotną cechą naszego ciała jest masa, a nie waga. Waga człowieka na księżycu i na Ziemi jest zupełnie inna, a masa jest przecież taka sama. Podobno, bo ja tego nie sprawdzałem.

W mojej odchudzonej już nieco głowie pojawia się więc myśl – czy jeśli stracę na wadze, to moja masa dowie się o tym? Czy moja waga masi?? Bo jeśli miałaby pozostać bez zmian, to czy w takim razie to wszystko ma sens? Bo czy ja nie chcę dużo ważyć na księżycu? A czy ja tam jadę??

Tyle tylko, że wcale nie trzeba jechać! Swego czasu osoba z mojej bliskiej rodziny, chyba boję się określić dokładnie bardzo martwiła się swoją nadmierną wagą, widoczną na urządzeniu zwanym wagą. Poradziłem, żeby przeniosła urządzenie z twardej podłogi w łazience na puszysty dywan w salonie. Ku zaskoczeniu, ale także wielkiej radości tej osoby waga (czyli wskazanie na urządzeniu waga) zmniejszyła się o 5 kg!

Powiecie, że to jest pozorne? A różnica wagi między Księżycem a Ziemią jest jaka? Absolutna? Bez żartów. Niezmienna to podobno jest masa. A waga zależy od tego czy ważycie się w łazience czy w salonie. Co z tego wynika? Nie mam pojęcia i tu tkwi problem. Bo jeżeli mam się ruszać i to dużo, a jeść mało, to ja jednak muszę wiedzieć czego ma mi w rezultacie ubyć – masy czy wagi?

Inna kwestia brzmi – nie czego, tylko dlaczego? Względy zdrowotne są oczywiste, ale przecież dotyczą one wyraźnej otyłości, a nie lekkiej nadwagi, i do tego otyłości typu brzusznego. Grubość innych części ciała nie jest specjalnie zagrażająca (oczywiście w pewnych granicach). A więc może tak być, że jest to wszystko sprawa tego jak na siebie patrzę i jakiego się akceptuję.

Siedzę więc w Końcewie pod wiązem, nade mną słońce powoli zachodzi, burczą mrówki (tak, teraz już wiem, że to robią! Podsłuchałem je!), a ja nadal nie wiem od którego końca mam zacząć wakacyjne odchudzanie. A ponieważ moje wakacje trwają około 5 dni, więc sprawa jest pilna.

Lub też wcale nie…

Ponieważ:

Leon odwołuje – akcja zakończona.

Mój ostatni felieton o odchudzaniu przyniósł pewne dość oczekiwane i pewne nieoczekiwane następstwa. Do oczekiwanych zaliczam dwa rodzaje komentarzy – część miłych Czytelników zasugerowała, że w ogóle nie muszę się odchudzać, bo nie ma takiej potrzeby, a część, również miłych, żebym się nie przejmował i zajął się czymś innym. Jak mawiał jeden z moich wujów „Nie przejmuj się, sportem się zajmij!”.

Trochę się tego spodziewałem, może też ktoś złośliwy powie, że właśnie to chciałem usłyszeć. Ale to nieprawda, ja się tu po prostu dzielę przeżyciami wakacyjnymi, bez żadnych podtekstów.

Było jednak wydarzenie, którego zupełnie się nie spodziewałem. Moja córka, Maja, przeczytała felieton Leonowi, który występował jako osoba wskazująca na brzuszek dziadeczka.

Myślę, że chciała mu sprawić przyjemność, pokazując, że dziadek o nim pisze.

Nie udało się! Leon bardzo się zmartwił i zaczął tłumaczyć, że to był tylko żarcik. W żadnym wypadku, zdaniem Leona, dziadek nie ma grubego brzuszka.

Przecież gdyby miał, to Leon, jako człowiek delikatny (a jest nim!) z pewnością by o tym nie wspomniał. Ponieważ jednak dziadek jest szczupły więc można sobie tak żartować!

Po tych słowach akcja „odchudzanie” została natychmiast odwołana, a dziadeczek poświęcił się wypoczynkowi.

Dzięki Leon! Buziaczki!

Mało kto umie mnie tak rozśmieszyć jak Leon... Trzeba przyznać.



tagi: masa  waga  leon  odchudzanie 

lukasz-swiecicki
13 maja 2022 12:58
5     819    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Grzeralts @lukasz-swiecicki
14 maja 2022 10:38

A Leon wie, że jego imię jest francusko-polską tautologią?

zaloguj się by móc komentować

byczeq @lukasz-swiecicki
14 maja 2022 15:07

Masy. W uprawianiu sportu - biegów nie zbliżać się do prędkości światła. Ćwiczenie edukacyjne:bez względu na masę/wagę wsadzamy w obszerne kieszenie dwa ciężarki po 5 kg, wbiegamy po schodach. Bez względu na masę/wagę nasze nerki wątroba, układ krwionośny nie nabywają większej efektywności.

Niechybnie złośliwy chudzielec

 

 

zaloguj się by móc komentować



KOSSOBOR @lukasz-swiecicki
19 maja 2022 23:03

Mało ko umie mnie tak rozśmieszyć, jak Pan Profesor :)

Zwłaszcza, gdy Pan pisze o wnuczętach i psach. 

Chyba zatem już dziecinnieję ;) 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować