-

lukasz-swiecicki

Palemki czyli uczestniczenie w życiu religijnym swoich dzieci

Palemki czyli uczestniczenie w życiu religijnym własnych dzieci

 

Sądząc z danych, które do mnie docierają, mało kto ma teraz dzieci. Z drugiej strony - mało dzieci ma życie religijne. Podobno.

Gdyby tak było pisałbym to co piszę dla mało kogo.

Nie jest to dla mnie nic nadzwyczajnego, nawiasem mówiąc, bo zwykle piszę dla mało kogo, co jednak nie ma dla mnie większego znaczenia, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie dla „byle kogo”!!! Owszem, mam mało Czytelników, ale za to jakich!

Jednak w tym wypadku w ogóle nie jestem pewien czy to prawda.

Dzieci jest bez wątpienia mniej, przynajmniej w Polsce, ale czy rzeczywiście nie mają one życia religijnego? Mocno w to wątpię.

Oczywiście życie religijne bynajmniej nie musi oznaczać chrześcijańskiego życia religijnego. Rację miał jednak Chesterton, kiedy pisał, że jeśli ktoś przestał wierzyć w Boga, to już uwierzy we wszystko…

Dlatego też ludzie, którzy głoszą niechęć do chrześcijaństwa w zasadzie bez wyjątku wierzą w jakieś inne rzeczy (teraz na przykład modna jest ekologia) i wyznając ten nowy kult mają też w nim życie religijne. Czyli życie religijne jako takie istnieje i ma się dobrze. Inna sprawa czy łatwo w nim uczestniczyć…

Ale ja przecież nie o nawracaniu, choć nie ma w nim naprawdę niczego złego, tylko o uczestniczeniu.

Akt I rozegrał się tydzień temu, kiedy kupowaliśmy palemki na kiermaszu w Muzeum Etnograficznym. Nie myśleliśmy o tym, kto chciałby palemki, a kto ich nie potrzebuje. Policzyliśmy dzieci, policzyliśmy palemki i już. Koniec rachunków.

Akt II: Cały tydzień spędziły palemki w moim gabinecie. Ale dziś pomyślałem, że przecież muszą się znaleźć u właścicieli zanim przyjdzie Niedziela Palmowa. Bo co komu po palemkach, kiedy już ten dzień minie?

Akt III: Złapałem za telefon i zadzwoniłem do wszystkich. Intencjonalnie. Bo w rzeczywistości dodzwoniłem się do jednej córki. Ona akurat nie potrzebuje palemki, bo jutro spotkamy się na mszy świętej, to wtedy swoją palemkę dostanie.

Pozostałe dwie córki w pracy…

Oczywiście mi się od razu wydaje, że to tak po mnie. Ja też lubię do pracy. Ale to przecież nie ma większego sensu takie myślenie. W domu jest też bardzo dużo pracy i cieszę się, że moi zięciowie potrafią i radzą sobie.

Czyżby po mojej Żonie? To już jest genetyka dla ubogich. Nie tyle nawet duchem co na rozumie. Więc nie idźmy w tę stronę.

Syn w ogóle nie odbiera, bo pewnie też zajęty, ale on żony ani dzieci nie ma, więc już nie mam do kogo w jego domu zadzwonić. Owszem, ma dwa urocze kotki, ale jakoś nie nauczyły się odbierać.

W tej sytuacji wsiadam na rower i rozwożę.

Jedną palemkę do domu (mam klucze), drugą pod drzwi (nie mam kluczy), trzecią do parku, gdzie akurat jest zięć z dziećmi.

I już. Puenty innej nie będzie. Wziąłem udział w życiu religijnym tak jak mogłem, jak umiałem, jak się dało. Wsiadam na rower i wracam.

Ten krótki instruktaż napisałem dlatego, że całkiem często spotykam się z takimi pytaniami ze strony pacjentów - „a jak ja mam brać udział w ich życiu religijnym jak oni nie chcą, nie mogą, w domu ich nie ma, to jest inne życie religijne niż moje?”

Pytanie jest takie - czy próbowałeś już zawieźć palemki?

Bo jeśli nie - to może spróbuj.

Nie ma bardzo wielu dobrych pomysłów. Nie ma cudownych pomysłów. Jak na psychiatrii. Ale bardzo często, wręcz niezwykle często, okazuje się, że działają również pomysły bardzo proste, by nie powiedzieć siermiężne.

Jak działają? No, raczej nie cudownie, ale przecież coś się dzieje i to dzieje się w tym kierunku, który uznalibyśmy za właściwy.

  1. zamiast marudzić radzę po prostu spróbować i tyle mojej katechezy.


tagi: dzieci  palemki  życie religijne 

lukasz-swiecicki
13 kwietnia 2025 18:24
0     337    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować