-

lukasz-swiecicki

Obok kogo mogę mieszkać?

Obok kogo mogę mieszkać czyli psychiatra jako hot dog z tysiąca wysp

Ostatnio na Forum Młodych Psychiatrów, nie pytajcie skąd się tam wziąłem, przyjmijmy, że jestem od 30 lat, pojawił się wpis kolegi, przypuszczam, że młodszego ode mnie. Wpis był długi, streszczę go z pamięci. Kolega psychiatra odziedziczył mianowicie mieszkanie i zorientował się, że zostanie w ten sposób sąsiadem swojego pacjenta. Uznał to za niedobrą okoliczność i zastanawiał się co właściwie ma robić w tej sytuacji.

Początkowo miałem szczery zamiar nie wypowiadać się w tej kwestii, żeby nie być zrzędzącym dziadem. Moim zdaniem zrzędzący psychiatryczny dziad jest jak hot-dog z sosem tysiąca wysp na stacji benzynowej. Hot-dog na stacji sam w sobie to rzecz świetna, której poprawić nie można – tak samo jest ze starym psychiatrą. Ale zepsuć można – dodając sos z tysiąca wysp zamiast musztardy z keczupem, albo zrzędząc. Więc staram się nie dodawać.

Po dwóch dniach nie wytrzymałem, ponieważ wpis doczekał się wielu komentarzy i sporo było w duchu – „trzeba sprzedać mieszkanie”, „trzeba się przeprowadzić”. Nie było wiele refleksji nad tym, na czym właściwie ma polegać nieszczęście w opisanym przypadku.

Napisałem, że ja nie widzę problemu w takim mieszkaniu obok pacjenta, że podobnie nie miałby problemu kardiolog i, że moim zdaniem są to wątpliwości stygmatyzujące. Autor wpisu źródłowego prawdopodobnie poczuł ode mnie sos tysiąca wysp, ponieważ grzecznie mi podziękował i zasugerował, że teraz to nie takie czasy, że jest stalking i w ogóle. W tej sytuacji załamałem się nieco i postanowiłem wywalić nieco większy tekst, ryzykując, że w ogóle stracę miano hot-doga…

 

Zacznę trochę od pieca. Mój ś.p. Tata był wiejskim lekarzem. Było to w czasach, kiedy na rozległym wiejskim terenie był w zasadzie jeden lekarz (akurat w tym przypadku było ich dwoje – drugim była Mama). Zajmował się wszystkim. Odbierał porody i zamykał ludziom oczy. Wszyscy, dosłownie wszyscy, nasi sąsiedzi byli jego pacjentami. Zdarzało się, że dawali kury i jajka, zdarzyło się co najmniej raz (ten raz pamiętam), że pobili, bo nie chciał dać zwolnienia. Zdarzyło się też, że grozili podpaleniem, kiedy Tata ostro bronił idei zlokalizowania w sąsiedztwie ośrodka dla narkomanów. Z cał pewnością nie był to raj. Kiedy 6 lat temu Tata zmarł na pogrzebie było na pewno ponad tysiąc osób. Prawie sami pacjenci. Główni znajomi.

Moje doświadczenia życiowe też były różne. Mnóstwo pacjentów bardzo ciepłych, kochanych, gotowych przychylić mi nieba w stopniu znacznie większym niż na to zasługiwałem. Ale też bardzo niemili, dokuczający. Ale też wbite w rękę piórko wieczne, wbite w twarz okulary, szwy na powiece, cięcie nożem na szczęście niezbyt celne, kopnięcie na wątrobę – to akurat na punkt, odcięło mi prąd. Mimo wszystko jestem dobrej myśli w sprawie swojego pogrzebu. Tyle, że…

Tu w ogóle nie o to chodzi! Nie chodzi o to, żeby wymieniać się anegdotami. Że ktoś coś, a ktoś coś innego, kogoś pacjenci raczej głaskali, a kogoś bili. Może to i ciekawe, ale w ogóle nie o to chodzi.

Nie trzeba się skupiać na pacjentach. Trzeba pomyśleć o lekarzach. Chodzi mi o pewną podgrupę lekarzy – tych, którzy zajmują się osobami z chorobami przewlekłymi i którzy mają okazję dobrze swoich pacjentów poznać (nie chodzi o taka znajomość jaką mamy z anestezjologiem – byłem nie raz usypiany, a żadnego ze swoich anestezjologów nie poznałbym na ulicy…).

Każdy z tych lekarzy niemal z pewnością spotka któregoś ze swoich pacjentów, jeśli nie na swojej klatce schodowej, to przynajmniej: w osiedlowym sklepie, w autobusie, w szkole swoich dzieci, w urzędzie, na wczasach po drugiej stronie Polski, na stacji benzynowej itd. Jeśli dla lekarza oznacza to: konsternacje, lęk, zażenowanie, chęć ucieczki, aż nie chcę wymieniać innych możliwości, to w jaki sposób taki człowiek chce wykonywać swoją pracę? Ja pracuję dopiero 35 lat, więc niewiele o tym wiem, ale nie mam zamiaru kończyć przez kolejne 20, jeśli Bóg nie ma na mnie innych planów. I co? Mam się stale oglądać „czy to nie pacjent”? Przecież to horror klasy B. Chcecie tak żyć?

Mój Tata był wiejskim lekarzem. Może już wspominałem. Był też pacjentem. Miał chorobę afektywną dwubiegunową. Pacjenci z sąsiedztwa spotykali więc w jego osobie nie tylko lekarza, ale także chorego. A on spotykał nie tylko pacjentów, ale i lekarzy. I co? W takiej sytuacji to już chyba wyprowadzka na Księżyc nie?

Skąd założenie, że lekarz psychiatra obawiający się mieszkania obok swoich pacjentów sam pewnego dnia nie stanie się pacjentem? A wtedy zacznie myśleć co o mieszkaniu w sąsiedztwie myśli jego lekarz. Chcielibyście tego? A przecież samo dopuszczenie do takiej dyskusji oznacza także rozważenie takiej możliwości.

Tu nie chodzi o żadne miłości, tu nie chodzi o przyjaźnie, choć ja się z wieloma pacjentami po prostu przyjaźnię, tu chodzi o elementarny zdrowy rozsądek i logikę. Jeśli raz uruchomimy mechanizm stygmatyzacji i ustalimy kto koło kogo mieszkać nie powinien, to ten mechanizm się już nie zatrzyma i nieuchronnie obejmie także nas. Jeśli ktoś tak chce, to oczywiście ma do tego prawo. Ja jednak dziękuję, dziękuję – nie.

Jestem starym czerstwym hot-dogiem, rezygnuję z całego sosu tysiąca wysp. Nie będę twierdził, że za moich czasów psychiatrzy byli mądrzejsi, a pacjenci grzeczniejsi. Chciałbym tylko powiedzieć młodszym kolegom, że zarówno za moich jak i za waszych czasów nie każdy pacjent będzie lekarzem, ale każdy lekarz będzie pacjentem. Samo rozważenie tej prostej prawdy powinno bardzo wspomóc proces logicznego myślenia.



tagi: psychiatra  mieszkanie  chory psychicznie 

lukasz-swiecicki
24 października 2021 10:00
11     1622    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
24 października 2021 10:20

To obok kogo mógły mieszkać naczelnik/kierownik urzędu kontroli skarbowej albo nawet tylko urzędu skarbowego?

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 24 października 2021 10:20
24 października 2021 12:15

Najlepiej między sędzią lub prokuratorem a komornikiem.

 

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 24 października 2021 12:15
24 października 2021 12:17

i lokalnym komendantem policji

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 24 października 2021 12:17
24 października 2021 13:47

W praktyce, ludzie o wysokim statusie społecznym i majątkowym lubią mieszkać w pobliżu podobnych do nich lecz z innych "branż" po to by się wspomagać na równych zasadach. To oczywiście inna sytuacja niż przedstawiona w komentowanym felietonie.

 

 

zaloguj się by móc komentować

olekfara @chlor 24 października 2021 13:47
24 października 2021 14:37

Taka sama, ale większość ze wspomnianych nigdy tego nie powie.

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @lukasz-swiecicki
24 października 2021 15:19

Skoro psychiatrzy mają takie problemy i się nimi dzielą w internecie - to jaki sens jest z tymi ludźmi rozmawiać o prawdziwych problemach?

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 24 października 2021 13:47
24 października 2021 17:04

" po to by się wspomagać na równych zasadach"

To bardzo romantyczne ujęcie zasady syndykatu.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej4 @ThePazzo 24 października 2021 15:19
24 października 2021 17:50

Wlaśnie, ale ten " młody pacjent i lekarz zarazem"  odmówił pomocy specjalisty. Czy to nie jest oznaka poważniejszego problemu? 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
24 października 2021 18:58

Umiera psycholog. Idzie do nieba i dociera do bram raju, zaczyna pukać do furty. Słyszy brzęk kluczy, drzwi otwierają się, a tam z drugiej strony  apostoł Piotr wystawia głowę
i pyta:

- Kim pan jest?

- Jestem psychologiem.

- Wybacz mi, synu. W niebie nie mamy miejsca dla psychologów. Pójdziesz do piekła.
Idź wzdłuż ogrodzenia, a gdy przejdziesz około 300 metrów,  znajdziesz schody prowadzące
pod ziemię.

Psycholog się podłamał, ale że nie miał innej alternatywy, więc poszedł. Idzie wzdłuż płotu, aż doszedł do dziury w  nim. Postanowił  do niej zajrzeć. Wewnątrz za płotem zobaczył rajski ogród i  siedzącego  na ławeczkę pod drzewem jabłoni Zygmunta Freuda , który smacznie jadł  jabłko. Psycholog zawrócił  pędem do bramy raju i gorączkowo zapukał. Słychać brzęk kluczy, etc.,  wychodzi apostoł Piotr i pyta:

- O co ci znów chodzi?

- Powiedziałeś mi, że w raju nie przyjmujecie psychologów, a Freud tam sobie siedzi.  
Z jakiej racji?

Apostoł Piotr odpowiedział:

- "Tak między nami, to jaki z Freuda jest psycholog?”

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @stanislaw-orda 24 października 2021 12:17
24 października 2021 21:26

Zasada trzech punktów podparcia jest uniwersalna i wiecznie żywa.

Żeby tylko środek ciężkości nie wypadł poza trójkąt.

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @stanislaw-orda 24 października 2021 18:58
24 października 2021 22:40

Taki z Freuda psycholog jak z Opus Dei - Bene Gesserit ;)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować