-

lukasz-swiecicki

Objawy depresji - czym jest depresja

Zespół depresyjny – podstawowe objawy depresji

Dobrym punktem wyjścia, wydaje mi się nawet, że koniecznym, do rozważań o depresji jest zdecydowanie przyjęcie, że jest to zespół różnych objawów. Jak ważne są te objawy względem siebie, czy też w jakiej hierarchii je ustawić – to może być sprawą dyskusyjną. Jednak samo przyjęcie, że jest tych objawów więcej jest konieczne, ponieważ spłaszczenie zagadnienia depresji do jednego objawu (choćby smutku, wokół którego cały czas się obracamy), spowoduje nieporozumienie tak duże, że już później rozwiązać się go nie da.

Moja propozycja w sprawie składu zespołu depresyjnego, a przy okazji także w sprawie hierarchii objawów, wygląda tak, że jako pierwszą część składową postrzegam spowolnienie psychoruchowe, czy może raczej po prostu spowolnienie psychiczne, kiedyś nazywane bradyfrenią (podobnie jak bradykardia oznacza zwolnienie czynności serca, bradyfrenia to zwolnienie czynności umysłu).

Co do części ruchowej wspomnianego spowolnienia to już wydaje mi się ona raczej następstwem spowolnienia umysłu. Choć zaczynam powątpiewać czy rzeczywiście tak jest, gdy uświadamiam sobie ile kilometrów muszę przejść, aby wystarczająco rozpędzić myśli do pisania. Napisanie tekstu do tego miejsca, w którym teraz jestem, zajęło mi około 20 kilometrów marszu..(Oczywiście liczę razem z poprzednią częścią).

Ja nazywam tę przypadłość perypatetozą (przez analogię do greckich perypatetyków). Więc może to ruch jest minimalnie pierwszy, przynajmniej dla pewnego typu temperamentów. Niezależnie od tego czy przyznamy pierwszeństwo części umysłowej czy ruchowej – spowolnienie jest jednym z podstawowych, dla mnie podstawowym, objawów depresji.

Drugim ważnym objawem jest właśnie ten, który często wymienia się jako pierwszy, a o którym myśli się jako o jedynym – mam na myśli depresyjne obniżenie nastroju.

Może nawet, odruchowo, przesadziłem z tym określeniem. Może należałoby raczej napisać – „nastrój depresyjny”. Bo właśnie ta sugestia obniżenia już może być myląca i zbyt daleko idąca. A właściwie nie tyle zbyt daleko, co raczej w złą stronę idąca. W tym momencie wracamy do nagle porzuconej, na samym początku rozdziału, tszczycy. Popieram tszczycę i jestem zadowolony, że pani Marcinów ją odkopała, ponieważ to słowo lepiej oddaje istotę sprawy niż określenie „depresyjne obniżenie” (swoją drogą jeśli ktoś uważa, że depresja to obniżenie, to tego typu pleonazm w ogóle ma mało sensu).

Nie jestem niestety pewien, czy dobrze rozumiem słowo tszczyca, ale ma ono nawiązywać do tęsknoty. Z opisów przedstawianych przez wielu pacjentów domyślam się, intuicja też mi tak podpowiada, że depresyjny nastrój ma w sobie wiele z takiej tęsknoty, tyle tylko, że jest to tęsknota nie wiadomo za czym. Czegoś bardzo brakuje, czegoś by się chciało, potrzebowało, ale nie tylko nie można tego dostać – co gorsza nie wiadomo czym to jest!

Wielu chorych włącza w tym momencie różnego rodzaju racjonalizacje – że może trzeba zmienić miejsce pobytu, a może to niewłaściwa praca (wrócę do tego tematu w części poświęconej wypaleniu zawodowemu), a może mąż czy żona. Ponieważ wszelkie tego typu zmiany nie pomagają i nie powodują ukojenia, pacjenci stosunkowo szybko dochodzą do wniosku, że problem jest niemożliwy do rozwiązania, podczas gdy po prostu problem tkwi gdzie indziej.

Jedną z istotnych różnic między smutkiem, a nastrojem depresyjnym jest więc ta nieokreśloność. Czegoś brakuje, ale zupełnie nie można ustalić czego. W przypadku smutku dobrze wiadomo, co jest jego przyczyną. Oczywiście byłoby to niezwykle łatwe rozróżnienie, gdyby ludzie nie byli tak skomplikowani (nawet ci, którzy wydają się nam prości, kto wie, czy nie zwłaszcza ci?). Zdarza się przecież, że osoby z nastrojem depresyjnym racjonalizują i znajdują przyczynę swojej tszczycy, a ludzie smutni „deracjonalizują” i, choć są smutni z konkretnego powodu, jednak wmawiają sobie, że z innego, lub bez powodu. Może być wreszcie tak, jak we wspomnieniach Johna W. Harveya z Leeds, żołnierza I Wojny Światowej: „Prowadzę uprzykrzające życie wśród scen, które byłyby zbyt straszne i zbyt bolesne do zniesienia, gdyby nie zdolność natury ludzkiej do hartowania się poprzez przyzwyczajenie do wszystkiego” [ Eksteins M. Święto wiosny. Zysk i ska. Poznań 2014].

To jednak nasuwa drugi trop, czyli wskazuje drugą różnicę – do smutku, jaki odczuwał Harvey bodaj na polu bitwy nad Marną, można się przyzwyczaić, do nastroju depresyjnego – nie.

Moje doświadczenie z osobami, u których depresja trwała przez całe miesiące, a czasem nawet przez lata (rzadko zdarza się tak długa nieprzerwana depresja, ale nie jest to niemożliwe) wskazuje, że pacjenci nie byli w stanie oswoić tego uczucia. Sceptyk powie: „a ten Harvey to naprawdę się przyzwyczaił do swojego pola bitwy? To czemu I Wojna nie trwa do dziś?”. Pewnie racja, pewnie to przyzwyczajenie jest też tylko jakimś buforem, podatnym na wyczerpanie, ale jednak przez pewien czas wydaje się występować.

Trzecia różnica, tym razem nawet wyjątkowo wsparta wynikami badań eksperymentalnych (poprzednie różnice to raczej intuicja kliniczna), dotyczy ukierunkowania negatywnych emocji. Dokładniej mówiąc – wydaje się, że nastrój depresyjny, inaczej niż smutek, raczej zamyka na innych ludzi. U chorych na depresję empatia wyraźnie się zmniejsza (nota bene według niektórych badań podobny efekt obserwuje się po przyjęciu leków przeciwbólowych!). Mamy więc do czynienia z dziwna sytuacją – chorzy na depresja z reguły opisują siebie, jako znacznie wrażliwszych niż inni ludzie. Wyrażają przekonanie, że przyczyna ich choroby jest właśnie nadwrażliwość na zło i cierpienie panujące w świecie. Jednak badania wskazują, że jest odwrotnie – chorzy są co prawda wyczuleni na cierpienie własne, jednak wobec świata i ludzi w dużym stopniu obojętni. Można by to pewnie podsumować w takim stwierdzeniu: smutnym wydaje się, że cały świat jest smutny, depresyjnych cały świat mało obchodzi. W obu przypadkach mamy do czynienia z błędem oceny, ale są to za każdym razem inne błędy.

Na trzecim miejscu wymienia się najczęściej brak odczuwania przyjemności, określany jako anhedonia, lub zmniejszenie zainteresowania wykonywaniem aktywności. W domyśle zmniejszenie zainteresowań miałoby być chyba związane z brakiem odczuwania przyjemności. Mam poważne wątpliwości dotyczące tej kategorii. Wyniki badań, które prowadziliśmy w Instytucie Psychiatrii i Neurologii [Święcicki Ł., Ścińska A., Bzinkowska D., Torbiński J., Sienkiewicz-Jarosz H., Samochowiec J., Bieńkowski P.: Intensity and pleasantness of sucrose taste in patients with winter depression. Nutr Neuorsci. 2015 May;18(4):186-91. doi: 10.1179/1476830514Y.0000000115. Epub 2014 Mar 17.], a także codzienne doświadczenie kliniczne, wskazują na to, że chorzy na depresję są w stanie odczuwać przyjemność na poziomie porównywalnym z ludźmi zdrowymi.

To znaczy, przynajmniej w przypadku prostych bodźców smakowych i węchowych (bo właśnie te była przez nas badane), że pacjenci nie mają żadnych specjalnych problemów w odróżnianiu i szeregowaniu bodźców przyjemnych i przykrych. Tak jak ludzie zdrowi potrafią powiedzieć co dobrze, a co źle smakuje, lub też co pachnie, a co śmierdzi. Problem nie polega na odczuciach, jest raczej związany z oceną typu myślowego. Najczęstsza odpowiedź chorych, proszonych o ocenę danego bodźca z hedonicznego punktu widzenia brzmi: „wiem, że to miły zapach, ale jest mi to obojętne”. W rezultacie pacjenci nie dążą do gromadzenia bodźców przyjemnych, choć odróżniają je od przykrych. Może to prowadzić do zmniejszenia aktywności – skoro wszystko jest mniej więcej obojętne, to nie warto niczego kolekcjonować. Mam jednak wątpliwości czy u źródeł tych zachowań, czy też tego braku zachowań, rzeczywiście leży anhedonia czy też jakiś rodzaj apatii bądź abulii. Gdyby chodziło o apatię/abulie to należałoby raczej cały problem umieścić w wariancie punktu pierwszego – czyli byłby to problem związany ze spowolnieniem psychicznym bądź psychoruchowym. Z tego względu mam innego kandydata na stanowisko jednego z trzech podstawowych objawów depresji.

Nie ma oczywiście żadnego powodu, poza omne trinum perfectum, aby liczbę podstawowych objawów depresji ograniczać do trzech. Umysł ludzki dąży do pewnych układów i tyle. Gdybym jednak miał się zdecydować na trzy objawy, a raczej trzy grupy objawów, to jako trzeci wybrałbym zaburzenia rytmów biologicznych. Wydaje mi się, że ani spowolnienie, ani nastrój depresyjny, ani jedno i drugie razem wzięte, nie powinny wywoływać tego typu zaburzeń. A więc, skoro występują one w depresji powszechnie, być może są pierwotnym objawem z nią związanym. Najłatwiej zaobserwować zaburzenia rytmu snu i czuwania, które najczęściej skutkują rzekomą bezsennością.

Bardzo wielu, większość, chorych na depresję skarży się na bezsenność, jednak naprawdę (tak jak w przypadku większości zaburzeń snu występujących z innych przyczyn) nie chodzi tu o prawdziwą bezsenność, ponieważ pacjenci mogą spać i śpią, ale nie wtedy kiedy by sobie tego życzyli czyli nie wtedy, kiedy byłoby to właściwe ze społecznego punktu widzenia. Większość chorych na depresję łatwo i szybko zasypia, najczęściej określają to nawet „ucieczka w sen”, jednak pod 2-3 godzinach snu następuje przebudzenie i potem zasnąć jest trudno lub też sen jest płytki, przerywany, zdecydowanie niesatysfakcjonujący. Jeśli jednak chory może sobie na to pozwolić, na przykład w szpitalu, to w ciągu dnia zdecydowanie nadrabia nocne zaległości wielokrotnie zapadając w dłuższe lub krótsze drzemki. Nie trzeba wcale długo pracować w szpitalu, aby przekonać się, że jest to reguła, a nie wyjątek. Oddział chorób afektywnych w godzinach przedpołudniowych to jedna wielka sypialnia, wie to każdy, kto w tym czasie próbował poprowadzić terapię zajęciową, psychoterapią czy choćby obchód lekarski…

Oczywiście w depresji dochodzi także do zaburzeń wielu innych rytmów dobowych, jak choćby rytmu wydzielania kortyzolu czy melatoniny, rytmu temperatury, a nawet rytmu wydzielania moczu, co ma istotny wpływ na życie człowieka, o czym wie każdy, kogo w nocy co chwila budzi pełen pęcherz.. Rytm snu i czuwania jest po prostu najlepiej zauważalny przez pacjentów. Wielu chorych domaga się zresztą, aby zamiast depresji leczyć im zaburzenia snu, bo jest to ich główna dolegliwość. Lekarzy, którzy ulegną takiej pokusie, czeka nieuchronna porażka. Nie da się wyleczyć zaburzeń snu bez wyleczenia depresji.

Ponieważ kwestionowałem sensowność układania objawów trójkami (choć w życiu ciągle tak robię..), jestem gotów dodać do listy głównych objawów jeszcze jeden. Moim zdaniem takim objawem są myśli samobójcze. Ktoś mógłby powiedzieć, że myśli samobójcze są wtórne do depresyjnego nastroju, jednak ja nie jestem tego pewien. Spotkałem w swoim życiu bardzo wielu pacjentów z depresją, którzy mimo bardzo depresyjnego nastroju, dużego spowolnienia i poważnego przebiegu choroby nigdy nie mieli myśli samobójczych.

Oczywiście nie jestem w stanie tego sprawdzić, ponieważ tak naprawdę nie umiem czytać w myślach (większość osób jest prawdopodobnie przekonana, że właśnie tym się zajmują psychiatrzy. Zapewne zajmowaliby się tym, gdyby umieli to robić, ponieważ jednak nie umieją, ich głównym zajęciem jest w rzeczywistości notowanie opowieści innych ludzi, pod warunkiem, że uda im się te opowieści zrozumieć..), ale w każdym razie wspomniani chorzy zapewniali mnie o tym, że nigdy takich myśli nie mieli. A ponieważ znam te osoby od 30 lat i w tym czasie nie zdarzyło się nic, co by wskazywało, że w tej sprawie mijają się z prawdą – zakładam, że się nie mijają. Druga, znacznie większa grupa osób, to pacjenci, którzy potwierdzają występowanie myśli samobójczych. Ale wcale nie jest tak, że myśli samobójcze występują wówczas, gdy objawy depresji są najsilniejsze. Wręcz przeciwnie – często wydaje się, że pojawianie się takich myśli jedynie w niewielkim stopniu zależy od nasilenia choroby. Stąd podejrzenie, że myśli samobójcze są czymś pierwotnym, wcale nie wynikiem przemyśleń, czy następstwem ograniczeń, ale po prostu czymś pojawiającym się „znikąd” – podobną intuicję miał, jeśli dobrze zrozumiałem jego myśl przewodnią, Stefan Chwin autor książki „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni”. Wydaje się, że myśl dotycząca możliwości pojawienia się myśli samobójczych bez żadnego specjalnego powodu jest niezgodna z potoczną intuicją, ale w przypadku depresji może być prawdziwa (Chwin uważa, że nie tylko w przypadku depresji, ale po prostu „na ogół”, w to nie wierzę, ale ostatecznie co ja tam wiem o tym co jest „na ogół”). Myślę więc, że przynajmniej u części chorych na depresje myśli samobójcze są objawem o charakterze pierwotnym raczej, niż następstwem występowania innych objawów (choćby nastroju depresyjnego).



tagi: depresja  objawy  istota depresji 

lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 10:02
16     1732    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Magazynier @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 11:05

Wysłuchałem całego cyklu wykładów śp. Ks. Krzysztofa Grzywocza na temat depresji. Znałem go dość dobrze. Czasem odwiedzałem. Zaczyna od takiego stwierdzenia: "Człowiek jest najwrażliwszą istotą we wszechświecie". W środku mówi że wyjaśnienie przyczyn depresji jest bardzo trudne. I stawia tezę, że depresja, jej obecne nasilenie pośród ludzi, jest znakiem apokaliptycznym. To jest znamienny początek i środek. Nie potrafię tego rozwinąć. Ale daje do myślenia.

Pana rozważania są całkiem blisko tych Ks. Grzywocza. Albowiem sugeruje pan soteriologiczne znaczenie depresji czyli analogię do mąk czyścowych tak jak je opisują św. Katarzyna z Genui (cytaty z niej w genueńskiej Szkole nawigatorów) i św. Katarzyna ze Sieny. Traktaty obu są dostępne w siecie. Sugeruje to pan być może nieświadomie w tym właśnie zdaniu: 'Z opisów przedstawianych przez wielu pacjentów domyślam się, intuicja też mi tak podpowiada, że depresyjny nastrój ma w sobie wiele z takiej tęsknoty, tyle tylko, że jest to tęsknota nie wiadomo za czym.' Z tym że w czyścu tęsknota ta ma już określony przedmiot, jakkolwiek przedmiot ten jest trudny do ogarnięcia, Byt Absolutny.

W czyścu znikają, jak to opisują św. Katarzyny, zmysły i atrakcje z nimi związane, których dostarczają byty naturalne, widzialne, a także atrakcje wynikające z zabawy z ideami. Pozostaje stan "deprywacji sensorycznej", śmiem twierdzić że również "deprywacja demagogii/ideologii", to prowadzi do świadomość/konieczność Bytu Absolutnego, niewidzialnego a jednak realnego, czyli do tszczycy za Dobrem Absolutnym.  

Dodam, że stan "deprywacja demagogii/ideologii" to przyczyna mojej cichej radości. Kocham byt i istnienie. Idee owszem, owszem. Nie powiem, nie powiem, ale mają tendencje do męczącego rozbrykania. Lubią myśleć że rządzą światem. Niektórzy im wierzą.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 11:19

Całość tekstu i moich doświadczeń daje mi taką frazę: "Upadek duszy w system nerwowy", albo "fatalne sprzężenie duszy i systemu nerwowego". Ale przecież nigdy nie byłem aniołem, duchem czystym, zawsze byłem bytem cielesnym. W nic nie upadłem. Żaden człowiek w nic nie upadał. Adam owszem upadł ale nie w coś. Adam, człowiek z gliny, rosy i tchnienia Bożego, zawsze miał system nerwowy. Zapadła się po prostu jego dusza w samą siebie. Ale to nie oznacza depresji. Przecież w Księdze Rodzaju nie ma żadnych śladów depresji. Wręcz przeciwnie pierwsi ludzie są bardzo aktywni. Np. chowają się w krzaki kiedy wzywa ich Byt/Dobro absolutne. Nadto obdzierają zwierzęta ze skór. Kupa roboty. 

Pozostaje zatem system nerwowy.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Magazynier 14 listopada 2021 11:19
14 listopada 2021 12:24

A właśnie mają, bo wstydzą się i boją. Niech Pan przeczyta jeszcze raz.

zaloguj się by móc komentować

handlarz @Magazynier 14 listopada 2021 11:19
14 listopada 2021 13:10

rozchodzi sie,ze: Są inne dobre rzeczy w życiu, poza zdrowiem psychicznym

zaloguj się by móc komentować

handlarz @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 13:12

zaryzykuje, choc nie wiem czy obrazek przejdzie

Władysław Tatarkiewicz

 

Tatar.jpg

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 13:44

Na wstepie napisze, ze podoba mi sie dzisiejszy tekst. Jest ogien. Trzeba troche oliwy dolac.

Odpowiem przewrotnie, ze dla mnie depresja to jest wynalazek amerykanskich znachorow, ktorzy chca miec ruch w biznesie kozetkowym po trzysta dolcow za sesje wspartych przedsiebiorstwami, ktore sprzedaja substancje na poprawe nastroju.

Historia psychiatrii, ktora liczy sobie zaledwie dwiescie lat optymistycznie liczac, jest pelna (delikatnie mowiac) kontrowersji.

Dwa przyklady.

O ile trudno zasymulowac syfilis, bo objawy choroby maja charakter kliniczny, potwierdzony badaniem krwi, etc. gdzie pacjentowi na koncu rzuca sie choroba na mozg, o tyle osobiscie znam dwa skuteczne przypadki symulacji choroby psychicznej zakonczone sukcesem - w tym przypadku zwolnienia z odbywania zasadniczej sluzby wojskowej.

Opisze krotko jeden  przypadek. Moj znajomy, powolany do wojska, w pierwszym tygodniu, spiac na gornej pryczy (bo kociarstwo na poczatku nie ma prawa do kojca na dole) zaczal w nocy oddawac mocz w materac. Po jednorazowej akcji stare wojsko przydzielilo mu kojec na dole. Po trzecim przypadku zostal skierowany do szpitala, gdzie po dwoch miesiacach pizamowania zostal wypisany i przeniesiony do rezerwy bez odbycia sluzby. Zdarzenie "na faktach autentycznych. Tak wiec jego pobyt w MON zakonczyl sie w czasie krotszym niz trzy miesiace.

Przykladow symulowania choroby psychicznej przez przestepcow chcacych uniknac kary jest tyle, ze zebralby sie materai na niejedna ksiazke.

Jest jednak jeszcze druga strona medalu. W sowieckiej Rosji powstal dzial psychiatrii, zwany dzisiaj psychiatria represyjna, ktory zajmowal sie pacjentami, ktorzy nie palali miloscia do komunizmu.

Jak widac inwencja tworcza i odtworcza pacjentow i lekarzy jest tutaj czynnikiem, ktory nalezy brac pod uwage i byc wyczulonym na to, ze obie strony (pacjent i lekarz/terapeuta) dzialaja w materii, ktora latwo stosunkowo wymyka sie rzetelnej diagnostyce i terapii, a w kazdym razie pozostaje daleko w tyle jesli chodzi o precyzje opisu przypadku i stosowane skuteczne procedury medyczne.

Nie wiem czy mozna zasymulowac depresje? Mysle, ze ktos jednak z pewnoscia probowal. Osobiscie znam natomiast paru gosci, ktorzy manifestuja podobne do opisanych symptomy depresji, jednak inne okolicznosci wskazuja, ze one pojawiaja sie wtedy, jak klient (bo nie pacjent) musi sie chwycic roboty, ktora nie bardzo mu pasuje. Czasami trwa to tygodniami. Moja amatorska kwalifikacja objawow to "syndom ciezkiej doopy".

Sporo sygnalow dotyczacych pogorszenia stanu zdrowia mozna otrzymac z podstawowych i rozszerzonych badan krwi i moczu. W medycynie sportowej monitoruje sie to stale. Pytanie - czy osoba zdiagnozowana jako cierpiaca na depresje ma odbiegajace od ustalonych parametrow  zdrowego czlowieka markery w badaniach krwi i moczu?

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 15:07

Parę lat temu pojawiała się wieść, że pewną supernowoczesną aparaturą obrazującą pracę mózgu można definitywnie potwierdzić lub wykluczyć depresję. Czy coś z tego wynikło?

 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 15:51

Zdaje się, że ten "zespół depresyjny" działa podstępnie, bo powoli i "ofiara" do końca nie zdaje sobie sprawy z tego co się dzieje (jest obezwładniana), a często nie chce sobie z tego zdawać sprawy. Jak z tego wyjść. Jak mówić albo  bardziej  poprawnie przekonać kogoś, że trzeba skorzystać z lekarza?

I żeby nie użyć słowa, że "trzeba coś zrobić".

Zdaje się, że w takich sytuacjach "mózg" nie jest "przyjacielem" człowieka. On "woli" leżeć na kanapie i jeść słodycze.

Czy depresja ma coś wspólnego z chorobą Alzheimera, którą niektórzy wolą nazywać (brzydko) "otępieniem starczym"?

zaloguj się by móc komentować


Magazynier @lukasz-swiecicki 14 listopada 2021 12:24
14 listopada 2021 16:21

Wierze na słowo że mają. W Tekście nie mogę tego znaleźć.

zaloguj się by móc komentować


lukasz-swiecicki @Andrzej-z-Gdanska 14 listopada 2021 15:51
14 listopada 2021 16:48

Jest tylko jeden sposób, żeby kogoś przekonać - trzeba sobie wypruć flaki w tej sprawie. Ciągle to robię i wychodzi prawie zawsze. Po prostu bardzo, bardzo chcę i rzucam na szalę wszystko. Mnie to wykańcza, ale działa. Inaczej to nie umiem i nie wiem jak.

zaloguj się by móc komentować

aszymanik @lukasz-swiecicki 14 listopada 2021 16:48
14 listopada 2021 17:53

No tak - ale sam Pan przecież napisałał w którymś wcześniejszym artykule, że subiektywna prawda pacjenta wciąż pozostaje prawdą. Skąd Pan wie, że Pańska wciąż przecież subiektywna prawda jest bardziej obiektywna od prawdy pacjenta akurat w przypadku depresji?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @aszymanik 14 listopada 2021 17:53
14 listopada 2021 18:07

To proste jak drut - po owocach. Ja umiem wyleczyć depresję, a pacjent nie umie mi jej zrobić.

zaloguj się by móc komentować

aszymanik @lukasz-swiecicki
14 listopada 2021 18:17

:) Dobre... ale mimo wszystko leczenie wymaga chyba zanegowanie tej jego prawdy?

zaloguj się by móc komentować

grzegorz-ksiazek @lukasz-swiecicki
15 listopada 2021 13:35

Zaburzenie rytmów biologicznych to znam nieźle. Moja praca wymaga dalekich podróży.
I kiedy muszę wstać do pracy o 6 rano, a organizm ma wtedy już 11 (np w Argentynie) no to jak on ma spać do 11. Budzi mnie więc (organizm) o swojej 6 czyli o 1 w nocy i spać dalej nie chce. A rytm biologiczny to też wypróżnianie się i łaknienie. Wszystko jest do góry nogami przez dobre kilka dni (czasem 2 tygodnie). Zauważyłem wpływ PESELa na czas dostosowywania organizmu do zmiany strefy czasowej. A kiedy już wszystko hula to trzeba wracać do domu i zabawa zaczyna się od nowa. Z tym że w domu jest łatwiej (zgodnie z zasadą że kto nie pracuje ten nie zarabia) mogę regulować snem (i innymi aspektami życia) w zakresie tolerancji mojej Najlepszej Żony. I tak mam już od wielu lat. Zauważyłem też że podróże nawet dalekie na wschód (Malezja, Australia, Indonezja) powodują u mnie mniej problemów z adaptacją niż podróże na Zachód (obie Ameryki).

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować