-

lukasz-swiecicki

O siatkówce i nie tylko

O siatkówce ale nie tylko….

 

Anita, moja Żona, często mówi, że mam dziwne przygody. Jej zdaniem ludziom się takie rzeczy nie zdarzają. Nie mówi tego wprost, bo jest delikatna i dobrze wychowana, ale wiem, że myśli, że ja po postu zmyślam.

Mnie to wcale nie obraża. Nawet całkiem wręcz przeciwnie. Byłbym z siebie naprawdę dumny, gdybym umiał zmyślić to, co naprawdę mi się zdarza! Bo rzeczywiście chyba zdarzają mi się rzeczy dość dziwne, w każdym razie jeśli inni ludzie mówią prawdę, że im się nie zdarzają… Bo mi z kolei trudno w to uwierzyć.

Wiele lat temu, było to 3 maja, postanowiłem pojechać na Plac Piłsudskiego, żeby zobaczyć jak strzelają z dział. Jechałem rowerem. Jechałem bardzo szybko i nie myślałem, którędy. W prawo, w lewo, w lewo, w prawo,. Na skróty. I nagle wyjechałem prosto na śp. Parę Prezydencką, a mianowicie na Lecha Kaczyńskiego z Małżonką.

Też szli z Pałacu Prezydenckiego na Plac. Tak jak ja, tylko nie wzięli rowerów.

Ponieważ wyjechałem prosto na nich i zahamowałem gwałtownie, wyglądali na nieco przestraszonych. Co miałem zrobić? Zeskoczyłem z roweru i przeprosiłem ich za to, że tak na nich wypadłem. Widzicie coś dziwnego w tej scenie??

Ja nie widziałem, dopóki nie wróciłem do domu i nie opowiedziałem tego Anicie.

No przecież normalna rzecz - jedziesz sobie po Warszawie, przecież nie po Bydgoszczy (z całym szacunkiem dla niej!) i najeżdżasz na Prezydenta Polski, który (co w tym dziwnego??) też rezyduje w Warszawie.

Owszem, to że Warszawa jest Stolicą Polski jest nieco dziwne i nie ma głębszego uzasadnienia, ale to już chyba się zdążyliśmy przyzwyczaić? To króla Zygmunta trzeba pytać.

Okazuje się, że wcale nie!

  • A gdzie była ochrona? A jak cię tam wpuścili? A skąd się tam wziąłeś?

To podstawowe pytania mojej Żony. Gdyby spytać rzeczonego króla z dynastii Wazów to też by nie wiedział. Może by się i z tej stolicy rozmyślił, kto wie?

  • A bo ja wiem, gdzie była ochrona? Ja za to nie odpowiadam. Nie mam pojęcia!
  • Tak, to twoja zwykła linia obrony - mówi Żona i jak zwykle mi nie wierzy.

W taką zwykłą prostą historię nie wierzy!! No sami powiedzcie - byliście kiedyś w okolicach Placu Piłsudskiego? Czy to jest jakieś nadzwyczajne wydarzenie? Czy to jest Wodospad Niagara? Plac jak plac. I jeszcze jakaś ochrona.

Może. Bo ja nie widziałem. To znaczy ochrony nie widziałem..

Dobrze, to było dawno. Od tej pory wydarzyło się mnóstwo podobnych rzeczy, których nie opisuję, bo były podobne. W Warszawie jest pełno znanych ludzi.

Kiedy byłem dwa lata temu na urodzinach Roberta Mazurka (a Anita nie poszła, bo miała gorączkę), też spotkałem tam posłów i polityków wszystkich partii. I co? I nic. A gdzie mieli być?

Ale Anita oczywiście - Wydawało ci się, to nie oni, to niemożliwe…

A zdjęć przecież nie mogłem robić, bo to wstyd jednak. Byłem tam gościem.

Więc o takich sytuacjach nie będę opowiadał. Coś z zupełnie innej beczki.

Wczoraj, bo to wczoraj dosłownie było, wracam sobie spokojnie z rannego spaceru z Borysem (Borys to pies munsterlander, nie piszę, że mój, bo równie dobrze ja jestem jego człowiekiem, więc nie ma co dezinformować ludności…), a tu na nasze podwórko podjeżdża taka furgonetka z firmy energetycznej. I ze środka wychodzi siedmiu facetów w kombinezonach roboczych, ale takich bardziej bojowych i ze sprzętem różnym, takim bardziej elektrycznym i specjalistycznym.

Faceci dziarscy i pełni zapału. Tylko ostatni jakiś taki zmarniały, zdechły troszku i smutnawy.

  • Chłopaki wziąć coś ze sobą? - spytał, trochę bez wiary, ten smętny.
  • Tak!! Chęć do pracy! - zakrzyknął ten pierwszy. I nie dodał, żadnego słowa na „k”, ani na „ch”, ani w ogóle żadnego!! Tylko to powiedział - chęć do pracy!

Byłem tym zachwycony i natychmiast po powrocie opowiedziałem Żonie. Spojrzała bardzo, bardzo sceptycznie…

  • Acha. Siedmiu facetów. Jak siedmiu krasnoludków?
  • A ja wiem? Siedmiu po prostu.
  • A ten siódmy jak taki Gapcio?
  • No bo ja wiem? Smutny był…
  • Jak ty coś wymyślisz…

Czyli znów nie wierzy. A ja bym przecież tego nie wymyślił za nic!

I teraz siedzę i czekam na mecz siatkówki o złoty medal.

To znaczy nie siedzę, bo sprzątam, ale jakbym nie sprzątał to bym siedział. I czekam.

Pamiętam jak 48 lat temu grali z Rosjanami w finale. Wtedy się grało do 15 punktów i na straty. Czyli można było zdobyć punkt tylko z własnego serwu! Trudno uwierzyć. Mecze trwały w nieskończoność. A ten z Rosjanami dłużył się niemiłosiernie.

Teraz jest inaczej z punktami, ale ten mecz może potrwać. Oni tam będą w sześciu, a nie w siedmiu, ale gdybym mógł coś jeszcze radzić to chęć do pracy wystarczy. Niech weźmie ten szósty. Albo siódmy im poda zza boiska. Inne rzeczy już mają.

Zresztą chęć też. Czekamy.

Przynajmniej nie będę tam rowerem jeździł, ani z Borysem nie pójdę, więc nie przeszkodzę. Chyba…



tagi: siatkówka  żona  opowieści 

lukasz-swiecicki
10 sierpnia 2024 22:11
2     532    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

aember @lukasz-swiecicki
10 sierpnia 2024 22:46

Wszystko pasuje, bo "na boisku" jest od jakiegoś czasu siedmiu - jeszcze libero! :)

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @aember 10 sierpnia 2024 22:46
11 sierpnia 2024 21:10

O kurcze, coś mi się pomyliło...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować