Nosorożce i sztuka kończenia
Tak, domyslam się, że wszyscy zaczynają już mieć dość tych moich nosorożców. Ale to dziś ostatni odcinek i więcej na razie nie będzie. Teraz może będzie Różaniec albo co....
Nosorożce i sztuka kończenia
Niemal 40 letnie doświadczenie psychiatryczne doprowadziło mnie do przekonania, że między wieloma różnymi podziałami, które można zastosować w stosunku do ludzi całkiem ważny jest ten, który mówi, że ludzie dzielą się na tych, którzy lubią kończyć to co zaczęli i tych, dla których nie ma to aż takiego znaczenia.
Bywa to jedna z ważnych motywacji w życiu, nie da się ukryć.
Ja sam mam poważne podejrzenia co do tego, czy w ogóle można ustalić czy i gdzie cokolwiek się kończy, więc chyba do tej pierwszej grupy nie należę. Ale to się oczywiście w życiu zmienia.
Był kiedyś taki czas, że musiałem skończyć czytać każdą książkę, którą czytałem. Nawet taką, która mi się zupełnie nie podobała, albo której zakończenie potrafiłem przewidzieć już w połowie. To nic - trzeba przeczytać, skoro się zaczęło.
A teraz mam chyba odwrotnie. Rzadko zdarza mi się doczytać do końca. Nie widzę w tym wielkiego sensu. Czuję algorytm książki i przestaje mnie to interesować po prostu. Można tak i tak.
Ale z szafą na nosorożce tak nie można! Albo ma ona wystarczającą liczbę półek, albo nie ma i tyle.
A moja nie ma. O tym było w poprzednim felietonie - jeśli ktoś nie czytał, to można się cofnąć. Ale konieczności oczywiście nie ma.
Czyli to jest tak – mamy tu na Żoliborzu jednego specjalistę od butów (nie, no pewnie jest ich więcej, ale ja wspominam zwłaszcza „szewca mamuchę”, który w poniedziałek mówił do klientów „mamucha cię przysłała? To jej powiedz, że w poniedziałek pan szewc chory gdyż ma g-r-y-y-y-p-k-ę. Czyli bucików nie będzie” - mówił to dość charakterystycznym tonem wskazującym na mocną grypkę zresztą), jednego specjalistę od pasków skórzanych i toreb, jednego tapicera, no i wreszcie jednego Pana Stolarza.
Nawiasem mówiąc stolarz jest bratem tapicera, ale to nie ma znaczenia dla dalszego ciągu opowieści.
Pan Stolarz rezyduje na zapleczu lodziarni (opisanej w innym moim felietonie) czyli Kuncera, a więc niedaleko od placu Wilsona (oczywiście czytanego przez twarde „W” - tylko i wyłącznie!), a dokładniej naprzeciw parku Żeromskiego.
To, że Pan Stolarz tam rezyduje można poznać po szyldzie. Ale zastać pana stolarza w środku… Ach, to marzenie śniętej głowy (ja wiem, że mówi się „ściętej”, ale przez całe dzieciństwo byłem przekonany, że „śniętej” właśnie i mi to pasowało, więc niech zostanie).
Pana stolarza tam nie ma. A im bardziej się zagląda, tym bardziej go tam nie ma…
Sytuacja jest podobna jak z Prosiaczkiem i Puchatkiem. Im bardziej Puchatek tam zaglądał, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
Ja tak mam z Panem Stolarzem. Im bardziej do niego zaglądam, tym wyraźniej go tam nie ma. Na drzwiach wisi co prawda kartka „będę po 14; Stolarz”, albo „będę po 16; Stolarz”, i z pewnością Pan Stolarz jest „po” tej godzinie.
Tyle, że nie wiadomo ile czasu po. Dowolną ilość czasu. O ile czas jest w ilościach, ale chyba nie w liczbach??
Można oczywiście iść w tym czasie do Kuncera i zjeść tam dużą ilość lodów. One na pewno są w ilościach, ale są też cholery tuczące, więc chodzenie do Kuncera nie jest bezpieczne.
Można też wykorzystać moment i złapać Pana Stolarza, kiedy przemyka się ulicą w pobliżu swojego zakładu…
Jeśli się go zna z widzenia. A ja znam.
- O!!! Dzień dobry! Jak miło pana zobaczyć!!!
Pan Stolarz rozgląda się niepewnie, szuka wzrokiem kogokolwiek innego, wreszcie rezygnuje
- A, ten, no oczywiście dzień dobry… A czemu to pan chciał mnie zobaczyć?
- Bo wiem pan, ja mam taki problem z szafą na nosorożce..
- Z kim pan ma ten problem???
- Nie z kim, a z czym! Mam szafę. I mam nosorożce. I rozumie pan - one mi nie wchodzą! Ale można by dorobić dwie półeczki…
- Ach - widzę, że Pan Stolarz odetchnął z ulgą, myślał, że atakuje go jakiś niezrównoważony psychicznie obywatel, a to tylko klient! - tylko wie pan - ja zarobiony jestem. Zarobiony jestem całkiem. Po Świętach musi pan dzwonić, po Świętach kochany po Świętach…
- Ale po których znowu Świętach? – rozmawiamy w maju (!!) 2023. Żadnych specjalnych Świąt w okolicy.
- Po Bożym Ciele??
- A, nie, nie - po Bożym Narodzeniu najlepiej. Wtedy najlepiej.
Dobrze. Czekam. Po Bożym Narodzeniu łapię Pana Stolarza na ulicy. Można się wprawić.
- Dzień dobry. Ja od nosorożca. To znaczy od szafy. Dokładniej od półki.
- Aaaa!! To pan? No to miał pan przecież po Świętach!!
- Ale już jest po Świętach!! Styczeń jest przecież.
- No widzi pan. Takie teraz te zimy ciepłe. A ja…
- Tak wiem, zarobiony pan jest..
- Oooo! O! Właśnie z ust żeś mnie pan wyjął! To zdzwońmy się po Wielkanocy!
Ale tym razem dostałem już komórkę Pana Stolarz. To znaczy numer na komórkę. Czyli jakiś sukces jest. Nie będę na ulicach szukał.
Dzwonię po Wielkanocy.
- Ja w sprawie tej szafy. Nie mają nosorożce gdzie mieszkać a obiecał pan solennie!
- Oczywiście, słowo się rzekło. „Na tygodniu” dzwonię do pana i umawiamy się jak najbardziej. Nosorożce, nosorożce - rzecz jasna.
Czekam „na tygodniu” (ale siedzę na krześle raczej niż „na tygodniu”). Tydzień mija.
Żona się ze mnie trochę śmieje, ale ukrywa to, bo jest dobrze wychowana (nie macie pojęcia jak trudno jest być dobrze wychowanym! Ja nawet nie próbuję…).
Wreszcie w piątek telefon.
- Pan Stolarz dzwoni!!! - krzyczę do Żony. Bo już widzę te półki i te szczęśliwe miny nosorożców!
A Żona wcale nie ma takiej znowu szczęśliwej miny. Bo jakby na moje wyszło..
- To ja - mówi Pan Stolarz. A więc to zapewne On.
- Mógłbym do pana zajść w poniedziałek.
- To niech pan zachodzi! Zapraszam!!
- No tylko nie wiem o której…
Patrzę niespokojnie na Żonę. Ja będę w pracy. Ale może ona? Jako osoba dobrze wychowana kiwa głową. Może!!
- A, wszystko jedno o której! Byle przed 16!
- No tak. Tylko wie pan. Ja nie wiem czy jest specjalny sens, żebym przychodził..
- No jak to?? Nosorożce przecież?? Półki???
- Aaa, te, tam, to. No tak, ale ja panu teraz żadnych półek przecież nie zrobię, bo zarobiony jestem.. Tylko mógłbym spojrzeć co i jak..
- No dobrze, to niech pan przyjdzie spojrzeć.
- Tylko wie pan.. Czy to ma sens? Ja i tak zarobiony jestem, to wszystko zapomnę, wszyściutko panie. A tak kiedy indziej to bym wpadł i wszystko zaraz panu zrobił. I nosorożcom..
- Czyli może lepiej, żeby pan nie przychodził?
- O!! Złota myśl kochany panie. Lepiej żebym w ogóle teraz nie przychodził. Świetnie pan to wymyślił. A potem przed Majówką bym przyszedł i raz, dwa bym panu zrobił.
No to czekam. Miałem świetną myśl to czekam. Nie trzeba rzeczy znowuż tak zaraz kończyć. Czasem i zacząć trudno..
tagi: nosorożce kolekcja pan stolarz
![]() |
lukasz-swiecicki |
4 października 2024 16:24 |
Komentarze:
![]() |
ArGut @lukasz-swiecicki |
5 października 2024 07:07 |
Siostra mojej mamy, jak jeszcze młodzieńcem byłem, powiedziała mnie raz, żebym na raz tak dużo nie mowił, gdyż powiem wszystko i umrę. No i zawsze sobie coś zostawiam niedopowiedziane, na kolejny raz ... i wciąż żyję.
Natomiast uczucie kończenia jest miłe przy długotrwałym działaniu ... fajnie dostać odznakę honorowego krwiodawcydego stopnia. Fajnie obchodzić srebrne, rubinowe czy złote gody ...
Nosorożce mogą mieć podobnie i lubić działania długodystansowe.