-

lukasz-swiecicki

Nie słuchajcie recenzentów. Nigdy.

Byliśmy w kinie czyli nie słuchajcie recenzentów

 

Stare przysłowie mówi: „jak nic to nic, ale jak już coś, to coś”.

Nie znacie tego przysłowia? To dziwne.. Ja też go nie znam, ale powinno takie być, bo taka jest rzeczywistość przecież, a przysłowia są ostatecznie mądrością narodu czy jakoś tak…

W każdym razie przez dobrych kilka lat nie byliśmy z Żoną w kinie - i dobrze było, a ostatnio byliśmy już drugi raz - i też jest nieźle, tyle tylko, że teraz trzeba (?) pisać recenzje..

U mnie z recenzjami to było tak, że zawsze je pisałem i tyle. Pierwsza moja publikacja oficjalna była recenzją.

W roku chyba 1977 (a może 1976?) napisałem recenzję filmu „Hubal”, w której bardzo się nie zgadzałem z recenzją czołowego wówczas i bardzo znanego recenzenta Zygmunta Kałużyńskiego. Nie wiedzieć czemu wysłałem po prostu tę recenzję do „Polityki”, wówczas bardzo ważnego, liczącego się i prestiżowego tygodnika.

Trzeba było oczywiście napisać na maszynie, wsadzić w kopertę i wysłać. Nie było rzecz jasna ani komputerów, ani maili ani niczego takiego! Nie było także absolutnie w zwyczaju, żeby w znanych tygodnikach drukować nieznanych gówniarzy. Wręcz przeciwnie - drukowano jedynie znanych..

 

Toteż wcale się nie spodziewałem. I byłem pod dużym wrażeniem. Oczywiście nikt mi nie zapłacił (to częsty element mojej „tfurczości”), ale recenzja była, zajęła pół strony w gazecie i została podpisana moim nazwiskiem. I nawet mi redakcja tytułu nie zmieniła. Miałem wówczas około 16 lat, może 15, więc uznałem, że to dobry zwiastun na przyszłość.

Nie zostałem co prawda znanym recenzentem, ale zdarzało mi się recenzje publikować i zwykle sprawiało mi to dużą przyjemność.

Stąd mój wniosek, że chodzenie do kina będzie się wiązało z pisaniem recenzji. Miałem poniekąd rację, bo już dwa poprzednim felietony („Idziemy do kina” i „Byliśmy w kinie” były poniekąd recenzjami!). Mimo wszystko postanawiałem sobie solennie, że nie wpadnę w szał i następnej recenzji długo nie będzie.

Szlag trafił postanowienia i właśnie teraz ją piszę, choć długo to na pewno nie było… W sensie dużo czasu od poprzedniej recenzji nie minęło.

Tym razem nawet sam wybrałem film, więc nie mogę zwalać na Żonę, co zwykle robię bez większego trudu, bo z nas dwojga to Ona ma niewątpliwy pociąg do kultury, a ja mam wątpliwy pociąg do wątpliwej kultury (na przykład mogę sobie boks w telewizji pooglądać, mógłbym też zagrać w kapsle, gdybym miał z kim, ale wnuki teraz nie grają…).

Zobaczyłem mianowicie, że w kinach pokazał się najnowszy film, 81 letniego już, Martina Scorsese „Czas krwawego księżyca” (nawiasem mówiąc trudno się chyba nie zgodzić z recenzentami, którzy grymasili na tłumaczenie tytułu. „Zabójcy księżyca kwiatów” - czyli dosłowne tłumaczenie tytułu oryginału - wydaje się być całkiem rozsądnym wyborem… Ale tak to zwykle bywa z tłumaczeniami tytułów - patrz „Szklana pułapka” - i trzeba to chyba po prostu akceptować).

Ponieważ „Taksówkarz”, jeden z pierwszych filmów tego reżysera, był dla mnie prawdziwym objawieniem, a nawet powodem dla którego ostrzygłem się na Irokeza (a w 1978 to było odważne posunięcie, no i miałem wówczas co strzyc!), a kilka innych filmów Scorsese bardzo mi się podobało (choćby „Chłopcy z ferajny”) - wybór był dość oczywisty.

Co nie jest dla mnie w żadnym wypadku typowe, naczytałem się przed pójściem do kina recenzji. Zwykle nie czytam ich przed - bo nie chcę się niepotrzebnie nastawiać, ani nie czytam ich po - bo mam już własne zdanie. Są jednak takie filmy na których mógłbym czytać recenzje z trakcie projekcji… Niestety „Czas krwawego księżyca” jak najbardziej do takich filmów należy…

Przede wszystkim film trwa trzy i pół godziny!!! Razem z reklamami, na które oczywiście można nie iść, ale wiadomo, że bardzo trudno wycelować, do tego na ostatnie 10 minut reklam i tak gaszą światła, więc nie można znaleźć miejsca. Szykujcie się po prostu na 4 godziny i już. Lepiej nie będzie, lepiej już było.

Czy ten czas trwania filmu jest czymkolwiek uzasadniony?

Z przykrością trzeba powiedzieć, że absolutnie nie! Dłużyzny nie mają żadnego sensu, poza tym, że po prostu są. Widz odnosi wrażenie, że reżyser po prostu nie musiał się ograniczać! Więc nie robił tego. Kręcił co mu przyszło do głowy i rzucał na ekran. Jestem pewien, że się przy tym dobrze bawił, ale na widzów to się zupełnie nie przekłada.

A właśnie, zapomniałem o tych recenzjach. Recenzje są po prostu entuzjastyczne. W skali od „0” do „10” film najczęściej otrzymuje 8, ale jest też sporo 9, a widziałem tylko jedną 6…

Autorzy recenzji wiedzą, jak twierdzą, czemu to musi tak długo trwać, choć nigdzie się nie spotkałem z tym, żeby ktoś tę wiedzę ujawnił… Po prostu wiedzą i już.

Recenzenci widzą też „oczywiste Oskary” zarówno dla Leonardo Di Cabrio, jak i dla Lily Gladstone, a kto wie czy nie dla Roberta De Niro… No cóż. Ja też pamiętam jak Oskara dostał film „Wożąc miss Daisy”, „Angielski pacjent” czy coś w tym rodzaju. To się zdarza co pewien czas, ale to na szczęście nie jest reguła.

Dawanie Oscara za to, że ktoś ma cały czas utrwalony gównomin na twarzy (Di Caprio), lub malowniczo podkrążone oczy (Gladstone) jest oczywiście możliwe, ale raczej nie powinniśmy sobie życzyć realizacji takiej możliwości. Za co miałby dostać Oscara De Niro - tego nawet nie umiem wymyślić.

Będę spojlerował, bo nie ma innej rady. W tym filmie nie dzieje się po prostu nic. To znaczy owszem, ktoś kogoś zabija, ktoś kogoś do zabijania namawia. Tyle tylko, że jest to w stu procentach przewidywalne!!! De Niro robi cały czas to samo, Di Caprio robi cały czas to samo, pani Gladstone nic nie robi, także przez cały czas.

Oczywiście, przyszło mi do głowy, a może i dalej przychodzi, że w tym wszystkim jest jakaś diaboliczna ironia, że to jest jakiś pamflet, szyderstwo, cokolwiek w tym kierunku. No dobrze, może jest, ale w takim razie to wyszło zdecydowanie zbyt dobrze, bo w żadnym wypadku nie sposób te ironię zauważyć. A niezauważalna ironia, to chyba nie jest coś, o co mogłoby chodzić??

W tym momencie znowu dochodzimy do czasu trwania filmu. Widz ogląda w miarę spokojnie przez około 1,5 godziny, bo tyle zwykle trwają filmy i tyle wytrzymał nawet Hurkacz w finale w Bazylei, choć bardzo go bolała lewa noga (chyba??) - tyle człowiek po prostu jest w stanie wytrzymać.

Potem już jest o wiele gorzej. Niewygodnie. Popcornem ludzie obsypują. Jest kryzys. I wtedy można by w zasadzie wyjść, ale… No właśnie. Wtedy zaczynamy czekać na jakiś zwrot akcji, na suspens, na to, żeby w ogóle zaczęła się może jakakolwiek akcja.

Przecież, myśli sobie widz, taki doświadczony reżyser z jakiegoś powodu nakręcił aż tak długi film. W zasadzie recenzenci sugerują, że coś będzie…

Teraz spojler już po całości - nie ma nic. Nie ma suspensu. Nie ma akcji. Nakręcił, bo mógł. Bo jest uznany, miał uznanych aktorów, a to wszystko i tak się sprzeda. Więc nakręcił.

Moja dobra rada jest taka - nie idźcie na to. Zajmijcie się czymkolwiek. Idźcie na dowolny film. Zupełnie dowolny - może nie będzie lepszy, to bardzo możliwe, ale za to będzie dużo krótszy i prędzej będziecie po prostu mogli wyjść…

Ale z drugiej strony - sam pisałem, żeby nie słuchać recenzentów. Czyli sytuacja jest taka jak z Kreteńczykami o których każdy wie, że kłamcy, a do których mam osobisty stosunek, o czym napisałem w zupełnie innym felietonie (choć na Krecie nigdy nie byłem i raczej nie będę, bo się nie wybieram wcale). Skoro nie trzeba wierzyć recenzentom, to i mnie nie trzeba. A w takim razie idźcie oczywiście na film i zmarnujcie czas.

Ostatecznie moglibyście zrobić coś jeszcze głupszego, a tu jest całkiem dużo możliwości…



tagi: film  recenzja  scorsese 

lukasz-swiecicki
29 października 2023 18:08
14     937    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zenekkw @lukasz-swiecicki
29 października 2023 20:03

Stare przysłowie mówi: „jak nic to nic, ale jak już coś, to coś”.

I to jest prawda! Np. Szczęście to jest takie coś, co trzeba mieć, żeby było.

 

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @lukasz-swiecicki
29 października 2023 20:35

Mimo licznych zastrzeżeń, jakie autor był uprzejmy zawrzeć w swej jakże - skadinąd - przekonywującej recenzji, powiem tak: na pewno na ten film nie pójdę. Będzie to tym łatwiejsze, że od lat baaardzo już wielu do kina nie chadzam i wcale tego nie żałuję wobec nieskromnego - może - przekonania, że wszystkie scenariusze, intrygi, narracje, ... , jakie ONI są w stanie wymyślić, rzadko kiedy zaskakują, a jeśli nawet - to niekoniecznie budzą zainteresowanie, nie wspominając już nawet o zachwycie.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
29 października 2023 20:40

To mi przypomniało, jak pierwszy raz byłem na Panu Wołodyjowskim w Kinie Moskwa, że była przerwa dla rozprostowania się lub kości.

Dawno to było 1969 lub 1970 ?

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @MarekBielany 29 października 2023 20:40
29 października 2023 21:08

Na "Potopie" też była przerwa. To było też spokojnie ze 4 godziny, ale o wiele ciekawsze. Byłem co najmniej 3 razy, a teraz nikt mnie nie zaciągnie....

zaloguj się by móc komentować


KOSSOBOR @lukasz-swiecicki
29 października 2023 22:09

Do kina w zasadzie od dawna nie chodzę. Reklamy i smród popkornu mnie przerastają. Ale bardzo lubię recenzje! Zwłaszcza te jadowite i zawadiackie. W takich celuje Coryllus :) A Pan Profesor był jednak bardzo stonowany w swojej recenzji, a nawet grzeczny :)

Natomiast oglądam stare /lata 60te, 70te, 80te/ filmy znanych twórców lub ze znanymi aktorami. I... mnóstwo dawnych fascynacji poszło "się czochrać" /pahdą/. Taki Fellini podczas kręcenia "Rzymu" też się świetnie bawił tym, co mu się rzucało na kamerę... A przecież ongi oglądaliśmy to z pełnym nabożeństwem. No więc nie wiem, czy dojrzałość to takie szczęście :)))

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @KOSSOBOR 29 października 2023 22:09
29 października 2023 22:17

a wiktor od sikka ?

 

:)))

 

najlepszy numer zrobił z Zofią i telewizorem.

Sierotka z bandażem na oczach losuje, a kulki to z miski do miski ...

przekładane !

 

 

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @lukasz-swiecicki
29 października 2023 23:13

Widziałem. To dobry film. Nie nudziłem się. O uwikłaniu, samobójczym podporządkowaniu autorytetowi. Oczekiwałem, że główny bohater wyrwie się spod wpływu wuja, bo tak byłoby w przeciętnym hollywoodzkim filmie. I tak powinno być w życiu. Ale nie było, a to film oparty na faktach. Chociaż te fakty są przedziwne.  Nawet w niesamowicie sprzyjających okolicznościach ludzie potrafią zmienić świat w piekło.
Tam mogłoby być tak cudnie jak w porze tytułowego "kwiatowego księżyca", kiedy kwitną łąki. 

Wszyscy zachowują się inaczej niż byśmy oczekiwali. Wodzowie są bezsilnymi gadułami, indianie bogaczami, dobroczyńca złoczyńcą, prawnik komediantem, lekarze trucicielami, prywatny detektyw frajerem, nawet procedury rządowych agentów są takie, jakby je wymyśliły dzieci.

Tylko prymitywne bandziory są prymitywnymi bandziorami. A są tak prymitywni, że nawet naiwne procedury na nich wystarczą. I to też jest dziwne.

Można się dziwić wszystkiemu, albo nie dziwić niczemu. Albo wybrać tyle zdziwień, ile sobie życzymy. Ja wolę się dziwić niż nudzić, więc dla mnie było zadziwiająco :-)


 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @kamiuszek 29 października 2023 23:13
29 października 2023 23:18

kolejka się ustawia.

 

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
29 października 2023 23:19

Dziękuję !

 

 

zaloguj się by móc komentować

ArGut @kamiuszek 29 października 2023 23:13
30 października 2023 06:10

Kurcze ... napisane jak recenzja ... nie wiem czy warto słuchać ?

zaloguj się by móc komentować


Klasyk @lukasz-swiecicki
30 października 2023 08:55

Hurkacza też się nie da oglądać, przeważnie. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @Klasyk 30 października 2023 08:55
30 października 2023 09:07

Ale Hurkacz to film, w którym wiadomo o co chodzi.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować