Narty biegowe w moim życiu i w mojej głowie
Narty biegowe w moim życiu.
Myślę, że każdy tak ma, że jest „kimś tam w swojej głowie”? To znaczy nie chodzi mi wcale o to, że ktoś myśli, że jest Napoleonem, chociaż ma na imię Marian, ani o to, że komuś się wydaje, że jest przystojny, a nie za bardzo, albo inteligentny a niekoniecznie. W ogóle nie chodzi mi o wydawanie się, tylko o takie wewnętrzne i nigdy nie poddawane w wątpliwość przekonanie o znaczeniu jakiejś roli w swoim życiu. Pewnie się z tym wiąże jakieś przekonanie, że umiem tę rolę wypełniać, no ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsza jest identyfikacja. Niejasne? Ten felieton ma wyjaśnić o co mi właściwie chodzi.
Bo ja w swojej głowie jestem i zawsze byłem biegaczem narciarskim… Moje dzieciństwo i młodość upłynęły w samym sercu Puszczy Kampinoskiej. Chcę przez to powiedzieć, że nie mieszkałem w żadnej wsi ani przysiółku tylko w samotnym domu w lesie, na terenie Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Były to czasy zim mroźnych, śnieżnych i poważnych. Takich bardziej kanadyjskich. Od naszego domu do najbliższej drogi było około półtora kilometra. I to jest pierwsza przesłanka. Sapienti sat.
Mój Ojciec, który niewątpliwie był dla mnie wzorem cnót męskich, i nie jest to żadne ironiczne nawiązanie, tylko po prostu najlepsze określenie naszej relacji, jakie przychodzi mi w tej chwili do głowy, był wyczynowym biegaczem narciarskim. Był w przeszłości członkiem jakiegoś klubu, nie pamiętam jakiego, startował na zawodach, trenował. Pewnie nie miał specjalnych osiągnięć, ale dla mnie był najodważniejszym i najfajniejszym biegaczem. Widziałem jak zasuwał na biegówkach po całych Tatrach, a wtedy w zasadzie się takich narciarzy nie widywało i Ojciec wyglądał, jakby jeździł Rolls-Roycem, jeśli rozumiecie co mam na myśli. Ja tak to czułem. I to druga przesłanka.
Zgodnie z apokaliptycznym wzorcem jest także trzecia. Podobno nie wszyscy ludzie lubią lub też uprawiają sporty zimowe (nie lubiąc). Nie dowierzam w to, ale tak mi mówią pacjenci. To jest moje główne źródło wiedzy o świecie, było nie było. Ja raczej jestem skłonny uważać, że wszyscy. No i tu mamy taki wybór pomiędzy dyscyplinami festyniarskimi, z towarzyszącą muzyką i hot-dogiem, jak narciarstwo zjazdowe czy łyżwiarstwo figurowe, lub samotnymi i skupionymi, jak biegówki i ślizganie czajnikiem po lodzie. Ślizganie czajnikiem podoba mi się najbardziej, ale nawet nie wiem skąd mam wziąć taki czajnik, bo ten z domu się nie nadaje i w ogóle Żona mi nie da. Czyli biegówki – i to jest trzecia przesłanka.
Biegówki oczywiście miałem przez całe życie nie tylko w głowie. Zawsze miałem co najmniej jedną parę w piwnicy. I kiedy mogłem jeździłem na nich po Warszawie – czy to po Lasku Bielańskim, czy wokół Kępy Potockiej (co to się miała nazywać Beata Kempa jak PIS wygra wybory, ale nie spełniło się jakoś..), czy nawet po Wisłostradzie – o dniu szczęśliwy, podczas śnieżycy kilka lat temu się udało!! Czyli w ostatnich latach co parę lat udawało się jeździć przez parę dni… Ale w głowie jeździło mi cały czas równo: „jesteś biegaczem, Misiu, biegasz na nartach, jesteś biegaczem”.
W tym roku nadeszła, po 60 latach!!, chwila konfrontacji. Nawet w czasach starożytnych, kiedy jeździliśmy z Tatą na biegówkach po Tatrach, nawet wtedy kiedy zjeżdżaliśmy z Kasprowego (bo też tak było), to jednak nie było bieganie na klasycznej przygotowanej trasie narciarskiej. Coś takiego nie przydarzyło mi się jeszcze nigdy!
I muszę Wam powiedzieć – jest inaczej. W ogóle wszystko jest inaczej. Jak w Alicji z Krainy Czarów.
Po pierwsze Szklarska Poręba to nie jest Bukowina Tatrzańska. Nie, no wiem, że nie jest geograficznie. Ale mentalnie też nie jest. Nie sposób znaleźć głównej ulicy w Szklarskiej Porębie, ale na tej pokręconej jak precel, po której lata mnóstwo ludzi, jest pełno sklepików pod nazwą „Salon Oscypków”, „Świat oscypków podhalańskich”, „Oscypki spod samiuśkich Tatyr” i takie tam.
Skierowałem się do Salonu. W sumie nie ma jak salony. Za ladą stojała jakaści gaździna w cyfrowanym serdaku. Niby wszystko jak trza. Ale jakieś miała takie pazury strasznie długie, fioletowe w srebrne gwiazdy. Coś niby agencja towarzyska, niby nie. Gaździna starszawa jakby. Ponieważ oscypki w Salonie też były jakieś dziwne, zapytałem „a mocie tu jakiejsi prawdziwe oscypki, hej?” – starałem się przy tym nie brzmieć jak Perepeczko, bo wiem, że górale tego nie lubią. „A szczo wy tam pane howoryty?” – rzekła gaździna. Czyli to nie Bukowina. A w każdym razie nie Tatrzańska... Z oscypkiem w dłoni udałem się na kwaterę, która okazała się pensjonatem niezwykłej urody, świeżo po remoncie generalnym przerobiony z XIX wiecznej willi PauliSiegrothAltenBaudenWegHutte am der Donau, lub coś w tym rodzaju, trudno zapamiętać za pierwszym razem. Wracanie do takiego miejsca taksówką po spożyciu alkoholu jest niemożliwe, ale na szczęście w Szklarskiej Porębie zasadniczo nie ma taksówek, i tak nigdzie nie można trafić, a poza tym nie byłem po spożyciu. Mój elegancki pokój był całkowicie nieogrzewany.
- Znam sprawę – powiedziała pani z recepcji – ogrzewanie wysiadło ze dwa tygodnie temu.
- Może zgłosić komuś? – zasugerowałem nieśmiało..
- Eee, no nie, zgłoszone. Będą naprawiać pod koniec lutego…
- Ale ja tylko na kilka dni..
- To niech pan nie przesadza, wytrzyma pan. Włączę panu podłogowe w łazience.
Podłogowe w łazience nie dało się włączyć, ale za to zaczęła grzać mała lodóweczka. W ciągu najbliższych dni, a wiał akurat orkan Nadia, prosto w nasze okna, trzymaliśmy w lodóweczce ręce, mokre skarpety i rękawiczki. Więcej się nie mieściło, więc woda do picia była trochę zamarznięta, ale i tak nie moglibyśmy jej pić, bo mieliśmy zajęte ręce – przytrzymywaliśmy sobie kołdry, żeby nam się nie zsunęły. To znaczy wtedy, kiedy wyciągaliśmy ręce z lodówki to trzymaliśmy kołdry. I tak na zmianę.
W związku z tym większość czasu spędziliśmy na nartach. I na nartach też było inaczej. Jeśli jeździcie na co dzień na biegówkach po Żoliborzu, jeśli doginacie po Wisłostradzie – to w żadnym stopniu nie przygotuje to was do prawdziwego, ratrakowanego szlaku..
Po pierwsze- zaraz na wstępie minie was ze trzech młodzieńców, po dwa metry wzrostu, długość nóg półtora metra, obwód uda metr. Będą się ślizgali z szybkością 40 km na godzinę, na trzymetrowych nartach. Nic nie poradzisz. Za młodzieńcami – panny, rozmiary przybliżone, tylko stroje bardziej bajeranckie. Potem starcy, kobiety z dziećmi, same dzieci, psy, koty, a potem będzie przerwa na trasie i potem jedziecie wy. Czyli ja potem też jadę razem z wami.
Pęd powietrza szumi w uszach. Na Wisłostradzie nigdy nie było tak szybko, może dlatego, że tam zwykle nie ma śniegu. A! Bo może zapomniałem wspomnieć? Tam jest pełno śniegu. Od jasnej cholery. I ten śnieg jest śliski. Jak mydło jakieś. W Warszawie zwykle jest inny.
I to nas prowadzi do najważniejszego punktu! Jak się zatrzymać nie tracąc godności? Bo tak w ogóle to każdy się kiedyś zatrzyma, jak mawiał Adolf Hitler przed wejściem w granice ZSRS, ale trzeba to zrobić z godnością. Na biegówkach trudno się zatrzymać, a o godności można w zasadzie zapomnieć. Można co najwyżej stopniować sobie brak godności.
I tak na przykład zatrzymanie twarzą w zaspie na wprost drzwi do schroniska Orle, z koniecznością bycia wyciąganym przez Żonę – to jednak minus 10 punktów, ale już zjechanie w bok z trasy do Kopalni Stanisław, wywalenie się do lasu i niemożność ponownego przypięcia nart z powodu utkwienia w śniegu powyżej pasa, to co najwyżej minus 6. Bo po pierwsze – tam nikogo nie było. Po drugie – nie było mnie widać, bo zniknąłem w śniegu. Po trzecie wyjaśniłem Żonie, że muszę zrobić ciekawe zdjęcie. Zamieszczam je pod felietonem. Natomiast wywrotka na środku drogi spod Samolotu w kierunku na Schronisko to wręcz chyba tylko minus 1, bo tam szły dzieci i mogłem był by na nie wpaść, choć one nie szły moim torem, ale przecież wieszcz wyraźnie mówił, że „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”. No więc to właśnie ten czas nie był.
Wiem, że jest już za długo. Więc powiem krótko: jest tam wspaniale. Nadal jestem narciarskim biegaczem. I nadal w mojej głowie. Ale tym razem mam całą głowę!!
Tyle tylko, że dostałem zapalenia oskrzeli. Pewnie od tego trzymania rąk w lodówce. Jak wyzdrowieje, chcę wrócić na trasę. Już wiem, co powinienem poprawić…
tagi: narty biegowe szklarska poręba
![]() |
lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 18:09 |
Komentarze:
![]() |
betacool @lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 18:34 |
Cieplutką ręką stawiam plusa. Zdrowia życzę.
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 21:02 |
Stałem się biegaczem narciarskim z konieczności, jak już została mi tylko jedna nieuszkodzona kończyna po uprawianiu narciarstwa alpejskiego. I już mi zostało. Oczywiście biegam głównie po lasach, drogach i wykrotach, ale przynajmniej raz w roku staram się pobiegać po prawdziwych trasach. Bo to faktycznie jest inaczej. Nawet narty w zasadzie trzeba mieć inne. Stąd zazdraszczam, bo jeszcze w tym sezonie nie byłem na prawdziwych trasach. Na szczęście z roku na rok coraz ich więcej, i coraz bliżej.
![]() |
Brzoza @lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 21:46 |
> zaraz na wstępie minie was ze trzech młodzieńców, po dwa metry wzrostu, długość nóg półtora metra, obwód uda metr. Będą się ślizgali z szybkością 40 km na godzinę, na trzymetrowych nartach. Nic nie poradzisz. Za młodzieńcami – panny, rozmiary przybliżone, tylko stroje bardziej bajeranckie. Potem starcy, kobiety z dziećmi, same dzieci, psy, koty, a potem będzie przerwa na trasie i potem jedziecie wy.
:-)
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 4 lutego 2022 21:02 |
4 lutego 2022 22:28 |
Bardzo mi to bliskie. Ja na zjazdówkach rozwaliłem mózg z wielkim krwiakiem podoponowym i trepanacją..
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 22:49 |
Narciarstwo biegowe przypomina do czego służą kijki.
!
![]() |
sannis @lukasz-swiecicki |
4 lutego 2022 23:08 |
Pięknie, ale się nie zgadzam! Poniewż w swojej głowie jestem rolkarzem/łyżwiażem, stąd często przebywam na tafli wśród łyżwiarzy figurowych i z pewnością ta dyscyplina, wbrew powierzchownemu mniemaniu, nie ma nic z festynu. Wielowymiarowość łyżwiarzy figurowych jest na poziomie, o którym nawet Valserowi się nie śniło! Skoczyć w pełnym pędzie ca. 25km/h 1,5m w górę z conajmniej podwójnym obrotem wokól własnej osi, to i siłę, szybkość i gibkość trza mieć. I decyzyjność, czasem zwaną cohones.
P.S. Dziś również na stoku w Sudetach, wyjąłem zakupione w cenie złomu narty do telemarku. Uważam się w swojej głowie na zaawansowanego narciarza alpejskiego i jakiż dysonas zaistnieł po zastosowniu na stoku tej techniki... A biegówki, To jest To!
![]() |
lukasz-swiecicki @sannis 4 lutego 2022 23:08 |
4 lutego 2022 23:43 |
Nie, jasne, nie chciałem skrzywdzić łyżwiarstwa. Chciałem jakoś przeciwstawić te ciche i głośne dyscypliny, ale bez wskazywania na gorsze i lepsze. Próbowałem też kiedys łyżwiarstwa figurowego. Bardzo mi kiepsko szło, ale skok z jednym obrotem od biedy mogłem.
![]() |
lukasz-swiecicki @sannis 4 lutego 2022 23:08 |
4 lutego 2022 23:46 |
Za to na rolkach złamałem obie ręce i to poważnie. Nie za jednym razem! Raz nie dokręciłem salta - prawa, a drugim razem z dużych schodów - lewa. Więc tu jestem specjalistą. Ale w głowie nic. Nie ma chemii. A ręce się zrosły.
![]() |
Grzeralts @sannis 4 lutego 2022 23:08 |
5 lutego 2022 06:28 |
Telemark na łatwej trasie w zasadzie nie sprawiał mi problemu. Ale jeździć tak w trudniejszych warunkach, albo off-piste? Nie wyobrażam sobie :)
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki 4 lutego 2022 23:46 |
5 lutego 2022 06:30 |
Rolki są w cholerę urazowe. Nieporównywalnie do łyżew - złamania przedramion u łyżwiarzy widywało się w sezonie, ale z rzadka. W sezonie letnim tłumy, zwłaszcza dzieci.
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 5 lutego 2022 06:30 |
5 lutego 2022 11:02 |
Jest Pan ortopedą?
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 5 lutego 2022 06:28 |
5 lutego 2022 12:10 |
Widziałem kiedyś gości, którzy tak jeździli na metrowym świeżym śniegu w Austrii. To cudownie wygląda, ale to cyrkowa sztuka!
![]() |
sannis @lukasz-swiecicki 4 lutego 2022 23:43 |
5 lutego 2022 15:12 |
Faktycznie, teraz sobie zdałem sprawę, że ślizgawka ma koloryt wesołego miasteczka, bo słuchając latem radia w samochodzie łapię się na tym, że skądś znam tę piosenkę - z lodowiska... To ciekawe, że słabo dociera do mnie ta muzyka na tafli. Widocznie skupienie na danej ewolucji jest silniejsze. Prędzej usłyszę jak dobry łyżwiarz tnie obok mnie taflę, niektórzy są wstanie określić na tej podstawie, czy jest głębszy, czy płytszy szlif stalki.
![]() |
sannis @Grzeralts 5 lutego 2022 06:28 |
5 lutego 2022 15:17 |
Bo telemark jest pozornie łatwiutki, tak że na wąskich i prościutkich nartach (coś jak nowoczesne śladówki) chciałem jechać dynamicznym, telemarkowym śmigiem, jak japoński telehiro z YT:) Niestety przyzwyczjenia jazdy równoległej są silniejsze, i odkopałem jakieś starożytne ewolucje typu krystiania z oporu itp. Myślę, że jestem w stanie przyzwoicie opanować technikę telemarku, ale wymagałoby to dużego nakładu czasu...
![]() |
sannis @Grzeralts 5 lutego 2022 06:30 |
5 lutego 2022 15:22 |
Z mojej obserwacji mogę pokusić się o stwierdzenie, że jest to wynik braku ochraniaczy zwłaszcza usztywnijących nadgarstek. Następnie umiejętności podstaw upadania, gdzie ochraniacze nakolannikowe nie tylko chronią ale dają też poślizg.
![]() |
sannis @lukasz-swiecicki |
5 lutego 2022 15:25 |
Panie profesorze a był pan w Jakuszycach? Toż to stolica narciarstwa biegowego i rzut beretem od Szklarskiej w kierunku Harachova. Choć ten ogromny parking przy drodze, szukających spokoju może przyprawić o ból głowy.
![]() |
lukasz-swiecicki @sannis 5 lutego 2022 15:25 |
5 lutego 2022 16:47 |
Kurka!!! A o czym jest ten felieton??? No przecież to z Jakuszyć. W Szklarskiej tylko mieszkałem. Zjeździłem wszystkie szlaki, byłem też w Harachowie. Ale to przecież wynika z tekstu..
![]() |
sannis @lukasz-swiecicki 5 lutego 2022 16:47 |
5 lutego 2022 22:23 |
Jakoś mnie te szklarskie precle zmyliły i barwny opis pędzących młodzieńców, że oczyma wyobraźni widziałem pana z biegówkami na Lolobrygidzie... A przecież i Orle jest, i Stanisław. Co ślepy nie doczyta to zmyśli!
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki 5 lutego 2022 11:02 |
6 lutego 2022 08:59 |
Nie. Ale znam wielu. Dawno temu miałem dość ścisły kontakt z czymś, co dziś w Polsce nazywa się SORem oraz ogólnie z chirurgią urazową. Ale to nie było w Polsce. Za to w mocno pofałdowanej terenowo, a zimą raczej śnieżnej okolicy. Potem zająłem się czymś innym.
A zaawansowany telemark widziałem kiedyś w wykonaniu włoskich lokalesów, zaś w TV w wykonaniu Herminatora. Ale to nie jest umiejętność dostępna śmiertelnikom ;) Mam jednak do dziś sprzęt telemarkowy, tyle, że od ponad 2 lat nie używany.
![]() |
Grzeralts @sannis 5 lutego 2022 15:22 |
6 lutego 2022 09:01 |
Niewątpliwie jest to kwestia jazdy bez ochraniaczy. Ale i z nimi urazów jest więcej niż w łyżwiarstwie. Zwłaszcza, że na lodowisku też można używać ochraniaczy ;)
![]() |
Grzeralts @sannis 5 lutego 2022 15:17 |
6 lutego 2022 09:02 |
Do telemarku trzeba mieć odpowiedni sprzęt. Na zwykłym biegowym jest ciężki do opanowania.