-

lukasz-swiecicki

Mój Tata

Grypa czyli na czym to polega, że jest się lekarzem.

 

Mój Tata nie żyje już od prawie 9 lat. Umarł wkrótce potem, kiedy napisałem ten felieton. Myślałem, że czuje się dobrze i że będzie dalej żył. Ale okazało się całkiem inaczej.

Często myślę o Tacie, nie tylko w Dniu Ojca. Dla mnie był Lekarzem i pokazał mi jak to się robi. Więc jeszcze raz – stary felieton na ten temat…

 

Kiedyś szczególnie dobrze mi się pisało, kiedy miałem gorączkę. Nie jestem pewien czy to co napisałem podobało mi się także po obniżeniu temperatury (ale chyba jak najbardziej tak), ale sam proces pisania w malignie był zawsze bardzo przyjemny.

A teraz czy to wiek nie ten, czy te gorączki już nie takie, a może to wszystko przez te proszkowate saszetki. Tak je niezręcznie nazywam, bo nie chciałbym za nic żadnego z tych świństw reklamować. Wręcz przeciwnie. Przez nachalną reklamę środków rzekomo przeciwgrypowych nie mogę nawet spokojnie zdychać przed telewizorem. Co kilka minut jakaś pracująca matka, stoczniowiec i kierowca odrzutowca nasypują sobie jakiegoś proszku, coś im tak na twarzy pęka i lecą do roboty aż im się kółeczka w główkach urywają.

Ja rozumiem, że reklama to kłamstwo, ale chyba powinny być jakieś granice bezczelności! Według dzisiejszej statystyki (też z tego telewizora co mnie tak denerwuje) dziś w Polsce około 300 tysięcy ludzi leży tak samo jak ja i kwiczy. Nasypali sobie już proszku, może i nie raz. No i co? Chyba nie ma sensu żebym odpowiadał, ale oczywiście odpowiedź się prosto rymuje.

No więc oczywiście wspomniane saszetki z podejrzanym proszeczkiem nie wpływają na grypę ani troszeczkę, ale nie można przecież wykluczyć, że ich uboczne działanie polega na tym, że nawet gorączka nie jest taka fajna jak kiedyś. Ot tak, żeby ludziom popsuć przyjemność – czy nie do tego zmierza ten świat?

Zadumałem się nad tym i pomyślałem jak to było kiedyś.

I pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, nic na to nie poradzę, był mój własny Tata. Wiejski pediatra z rozległą praktyką. Zimą jeździł do pacjentów na biegówkach, bo na ogół w zimie leżał kiedyś w Polsce śnieg.

A latem jeździł na rowerze, bo latem zwykle kiedyś nie było śniegu. To się dziś wydaje dziwaczne, no ale kiedyś tak było i ludzie to zasadniczo akceptowali.

Mój Tata umiał także na podstawie pryszczy na skórze poznać w jakim leśnym bajorku kąpało się dziecko, a po rodzaju kupki – jakich grzybów się najadło. Był bowiem pediatrą leśnym w Puszczy Kampinoskiej. A Puszcza to kiedyś nie było pięć drzew przy drodze z Warszawy do Sochaczewa..

Ale nie o tym chciałem.. Z moich gryp i gorączek i całego mocno chorowitego dzieciństwa pamiętam przede wszystkim Taty ciepłe ręce, uważne opukiwanie obu płuc i długie dokładne osłuchiwanie.

A z leczenia to jednak przede wszystkim mleko z miodem i emskimi tabletkami. Tabletki emskie – pamiętajcie o nich! Nadal można je dostać i będę je reklamował co sił. Tylko, że w całym tym leczeniu prowadzonym przez Tatę nie to było najważniejsze.

Oczywiście mleko jest smaczne (wtedy było, bo taka pani z Klaudynu miała krówkę), miód też (wtedy zwykle robiły go zwykłe pszczoły, którymi opiekowała się jedna z sióstr franciszkanek – na skutek zacofania nie sprowadzano miodu z Chin – nie wiem czemu?), a tabletki emskie (!) nadal nie mają sobie równych, ale jednak najważniejsze było to, że Tata jakoś tak brał to wszystko co się ze mną działo na siebie. Wiedziałem, że nic się nie stanie, bo brał to po prostu na siebie.

Pewnie ktoś powie, że to taka tandetna magia. Że zawsze tak można powiedzieć. Zamiast naprawdę pacjentowi pomóc. Ale przecież grypa tak samo wtedy jak i teraz nie jest uleczalna. Praktycznie nic nie można z nią zrobić.

Mam dość mocne przekonanie, że to właśnie grypa zakończy ostatecznie wędrówkę naszej dziwacznej cywilizacji, [to było pięć lat przed pandemią, tak sobie wtedy myślałem..] zanim zdążymy zepsuć ostatnie co nam zostało – mam na myśli tabletki emskie. I wziąć to na siebie tak, żebym ja czuł, że ktoś to wziął to jest bardzo dużo i to nie jest żadna tam kretyńska magia tylko prawdziwa moc.

Ten felieton, pisany w niezłej gorączce, to nie jest broń Boże żaden nekrolog!

Nie wiem czemu ja tu tak o Tacie, że „był” i „robił”. Mój Tata ma zaledwie 76 lat i nadal pracuje.

Jak tylko zachorowałem to oczywiście zadzwoniłem do Niego. No bo do kogo. I powiedziałem, że pamiętam jak mnie leczył i w ogóle. A Tata powiedział smutnym niestety głosem „No tak, byłem kiedyś dobrym lekarzem”.

A pytanie moje jest takie – czy można przestać? Czy można przestać być dobrym lekarzem? Wydaje mi się, i bardzo bym chciał się nie mylić, że zrozumiałem o co chodzi z tym braniem na siebie. Myślę, że to jest jądro tego wszystkiego na czym polega medycyna. A potem jest dopiero mnóstwo innych, bardzo ważnych rzeczy.

Ale na początku jest tak, że to „ja – lekarz – nie opuszczę ciebie – pacjenta, nawet jeśli nic ci nie mogę pomóc. I nie będę cię faszerował proszkiem z saszetki. Tylko cię opukam i osłucham, a jak będzie trzeba to i pożegnam. Ale niech to będzie też mój ból, mój strach, moje cierpienie”.

Wiem, że to nieznośnie patetyczne. Ale mam gorączkę, jestem na proszkach i mam to w sumie w nosie.

Kocham Cię Tato, jesteś lekarzem.

Żeby nie było – moja Mama też jest lekarzem, ale to nie był felieton o niej. Też jest dobrym lekarzem. Chociaż robi to jakoś inaczej.

PS. Tata umarł wkrótce po napisaniu tego felietonu. Nie mam pojęcia czy w ogóle go czytał. Nic mi nie mówił. Był bardzo dumny z tego, że jestem profesorem medycyny, ale nie przepadał za moim poczuciem humoru. Tak mi się wydaje.

PPS. Znów jestem przeziębiony i mam gorączkę. Ale nie mam do kogo zadzwonić..



tagi: tata  dzień ojca  lekarz 

lukasz-swiecicki
24 czerwca 2024 21:49
2     457    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
24 czerwca 2024 22:10

Tata i Mama

 

 

zaloguj się by móc komentować

ParysvelParwowski @lukasz-swiecicki
25 czerwca 2024 10:10

Ciepłe i dobre, dziękuję

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować