-

lukasz-swiecicki

Modlimy się, ale nie umiemy się modlić.

Modlimy się, ale nie umiemy się modlić.

To felieton z końca lata. Ale pasuje do niedzieli.

Chodzimy z Borysiem po łąkach nadmorskich i modlimy się.

Co do Borysia to zachodzą jakieś wątpliwości czy on się modli. Genialna w swojej prostocie definicja mojego sąsiada Jacka mówi, że łatwo poznać czy pies jest katolikiem. Taki pies po prostu mówi w Wigilię ludzkim głosem. Definicja prosta, ale nie jestem pewien czy słuszna. Zgodnie z nią Boryś katolikiem nie jest.

Ale to przecież nie znaczy, że się nie modli. Jestem wręcz przekonany, że robi to, co najmniej chwaląc Boga swoją piękną, dziką radością z chodzenia tu i teraz po tej, skądinąd strasznie mokrej, łące.

Trudność w odpowiedzi na pytanie „czy obaj się modlimy?” w oczywisty sposób nie dotyczy Borysia, ale mnie. Czy potrafię się modlić choćby tak jak Borys?

Nie jesteśmy na Cytadeli, gdzie można iść nie myśląc swoją starą ścieżką. Wręcz przeciwnie – tu jest naprawdę trudno. Bo jeśli pójdziemy na południe, to cała łąka, z pozoru piękna i zielona, jest pokrojona kanałami melioracyjnymi, dobrze ukrytymi i całkiem głębokimi. Sprawdziłem..

Z kolei wybór drogi na północ oznacza wyjście na lądowisko helikopterów, gdzie od rana młodzi lotnicy trenują na swych szalejących maszynach, powodując straszliwy łoskot. Więc łąka niby też ładna, co ja mówię – piękna, ale w głowie łoskot i w ogóle myśleć się nie da.

A o pójściu na wschód lub zachód to już w ogóle można zapomnieć – bo tam tylko ruchliwa szosa i chodzenie grozi kalectwem lub w najlepszym przypadku śmiercią.

W tak trudnych warunkach modlitwa staje się wyzwaniem (to znaczy – zawsze tak jest!!! Tylko zazwyczaj „się” o tym nie myśli..). Postanowiłem więc zacząć od początku.

Na ogół specjaliści, oczywiście nie zaliczam się do nich, jestem jedynie bardzo słabym amatorem, piszą (mówią), że możliwe są trzy postawy/działania w relacjach z Bogiem: można prosić, przepraszać i dziękować. Zwykle mówi się też o tym, że w relacjach większości ludzi jest za dużo proszenia, a za mało dziękowania i przepraszania.

Też tak zawsze myślałem i stawiałem sobie dużego plusa. Bo akurat ja, tak myślałem, o nic nie proszę, całkiem o nic. A dziękować czy przepraszać – bardzo proszę. Tak sobie myślałem.

Skacząc z kanału do kanału, a okresowo wchodząc w zakres huku startujących helikopterów, zdałem sobie sprawę, że to jednak proszenie jest podstawą. A przynajmniej na moim, podstawowym poziomie.

Przepraszając łatwo się chowam, po prostu przepraszam nie za to, za co by należało, ale za to, za co jest mi łatwo przepraszać. Taka sytuacja typu: „bardzo was przepraszam, że byłem dla was za dobry i przez to się rozpuściliście jak dziadowskie bicze”. Że tak nie robimy?? Wy może nie, ale ja na pewno. Przepraszam za to, w czym nie zawiniłem.

Dziękowanie za nic, no bo przecież nie prosiliśmy o nic (!!), jest również proste i jałowe. To takie grzecznościowe „bardzo dziękujemy za gościnę i konsumpcję” (mam znajomego, który ma zwyczaj tak mówić). Ot, takie zdawkowe dzięki, dzięki.

Jak z tego wynika podstawą jest dobra prośba. Bo żeby Go o coś naprawdę, z serca, poprosić to najpierw trzeba bardzo głęboko w Boga wierzyć. Wierzyć nie tylko w Niego, ale też Jemu. No i trzeba bardzo, bardzo dobrze wiedzieć czego się naprawdę chce i jak bardzo się tego chce.

A we mnie właśnie tej prośby brakuje najbardziej. I nie mam z czego być dumnym, że nie prosiłem, bo jak dziękować jeśli się nie prosiło?

Zawsze wydawało mi się, że postawa „Jezu Ty się tym zajmij” jest jakimś nieporozumieniem. Przecież tu nie ma co zwalać na kogoś tylko trzeba samemu. Samemu się zająć, samemu załatwić, samemu pomagać, samemu rozwiązać. No tyle tylko, że Jezus (Bóg) to nie jest „ktoś”, lecz „wszystkoś”. I ani zwalić, ani nie zwalić się na Niego w ogóle nie da. Można jedynie mieć w sobie postawę ufności lub braku ufności. I albo On się zajmie, albo zostanie tak jak było, a ja będę przy tym wykonywał gimnastykę.

Myślałbym i nudził tak dalej, ale w międzyczasie w polu naszego widzenia pojawiły się tzw. krówska i musiałem poświęcić więcej uwagi Borysowi, a mniej swojej relacji z Bogiem. Poza tym wpadłem do kanału i miałem wodę w butach i nie bardzo mogłem sobie wyobrazić, jak ktoś mógłby się tym zająć.

PS. Krówska to określenie, które nasuwa mi się na skutek obcowania codziennego z moją najmłodszą wnuczką (licząc dziewczynki, bo w kategorii open to oczywiście Dziul jest najmłodszy) czyli Mirą. Mira jest w okresie eksperymentu słownego – widzi krówska, prosi o posmarowanie chlebiszcza dżemidłem, obawia się ptaszyska itd. Dogadała by się świetnie ze Stanisławem Lemem, choć on podobno towarzysko nie był łatwy.



tagi: modlitwa  prośba  borys 

lukasz-swiecicki
28 listopada 2021 15:37
9     1124    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @lukasz-swiecicki
28 listopada 2021 15:52

Mój, niestety już odeszły, seter irlandzki modlił się dziękowaniem za swoją nieokiełznanie radosną naturę.

Chyba najbardziej objawiała sie wtedy, gdy wjeżdżając na działkę rozsuwałem otwierającą się napędzaną przez napęd elektryczny długą i ciężką bramę. Wybiegał wtedy i (jako że jescze sąsiednie działki były nie zabudowane) pędził co sił wokół działki. W sumie kilkanaście arów, więc obwód wcale nie taki mały. Zawsze zdążył zanim brama się do konca otworzyła i na powrót zamknęła.

Sądzę, że zabudowa sąsiednich działek bardzo wiele mu z tej radości odebrała...

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @lukasz-swiecicki
28 listopada 2021 16:25

Pewien jezuita pouczał mnie i nie tylko mnie, że prosząc również dziękujemy. Przyznajemy albowiem że prośba zadziałała i żeśmy dostali.

Przykro mi z powodu krówskiej i tego kanału. Że też Boryś nie mógł jakoś zasygnalizować. Z pewnością jednak obszedł to miejsce szerokim łukiem. 

Krowy przywykły do helikopterów. To chyba jest możliwe.

"No tyle tylko, że Jezus (Bóg) to nie jest „ktoś”, lecz „wszystkoś”. I ani zwalić, ani nie zwalić się na Niego w ogóle nie da. Można jedynie mieć w sobie postawę ufności lub braku ufności. I albo On się zajmie, albo zostanie tak jak było, a ja będę przy tym wykonywał gimnastykę."

Fakt, On jest "prawdą ogólną", jak naucza tłumacz św. Jana, albo "główną", jak się można też domyślać. Ale jednak On jest "Ktoś" i dlatego, tak mi się zdaj, nie narzuca się. Ufność to za mało, potrzebne jest dopuszczenie Go do akcji. On się zajmie tym, co trzeba z pewnością. Ale może to oznaczać że będę gimnastykował się jeszcze bardziej ... chwaląc Boga swoją piękną, dziką radością z ... gimnastykowania się. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki
28 listopada 2021 16:49

Im dłużej myślę, tym bardziej uważam, że powinniśmy dziękować za radość, która jest w nas. Ale ona jast w nas tylko wtedy, gdy fundament owej radości jest prawdziwy i wieczny (bo wieczna radość to chyba mniej więcej to o co także w perspektywie wieczności chodzi). Jeśli już tę radość w sobie mamy to warto prosić o ten dar dla innych, którzy jej nie mają. A tu za tak zwanym rogiem czają się też przeprosiny, że tak mało potrafimy tą swoją radością ludzi obdarzyć, więc przepraszając warto prosić o więcej. Oczywiście prosić z ufną radością.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Magazynier 28 listopada 2021 16:25
28 listopada 2021 19:40

No tak, tak. Wszystkoś to jak najbardziej Ktoś, to właśnie miałem na myśli.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @betacool 28 listopada 2021 16:49
28 listopada 2021 19:41

Świetnie i krótko. Lepiej niż mi się udało. Muszę się jeszcze starać...

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki 28 listopada 2021 19:41
28 listopada 2021 19:48

Ja jestem przekonany, że to od Pana możemy się uczyć. Uczyć się Radości.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @betacool 28 listopada 2021 19:48
28 listopada 2021 22:55

W sensie, że od Pana? No jasne!!

zaloguj się by móc komentować


Grzeralts @lukasz-swiecicki
29 listopada 2021 08:15

Trudno być towarzysko łatwym komuś, kto ma IQ jakieś 3 SD powyżej mediany ;) Jest to zresztą w życiu straszne upośledzenie, zwłaszcza w dzieciństwie i młodości. Dzieci są okrutne dla "odmieńców", a młodzi mają silne pragnienie identyfikacji z grupą.

A co do psa, to mam przekonanie graniczące z pewnością, że on się nie modli w ogóle. Bo nie musi. Modlitwa to jest ekstremalnie silne zanurzenie w realności. Pies cały czas zanurzony jest wyłącznie w realności.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować