-

lukasz-swiecicki

Kto nas teraz weźmie w obronę?

Kto nas teraz weźmie w obronę i tak w ogóle to kogo bronić?

Rozmyślania z Borysiem w Wielką Sobotę

 

Po wczorajszych trudach Wielkiego Piątku (mam na myśli długie i w pewnym sensie mało widowiskowe nabożeństwo, a nie mękę Chrystusa, której nie nazywałbym trudem, bo to za mało..) wyszliśmy w piękny sobotni ranek na spacer z Borysiem.

Pięknie, ciepło, kwitnie, pachnie, coś w rodzaju raju. Nawet Boryś zadumał się nad jakąś trawką i tak nad nią dumał, aż ją w końcu, zapewne z roztargnienia zwykłego, spożył.

Ja tymczasem zacząłem myśleć o czymś zupełnie innym niż jedzenie trawy, choć głodny byłem, to nie powiem.

Pomyślałem najpierw o tym, że Wielka Sobota to dzień, w którym liturgicznie nic się nie dzieje, bo przecież wieczorno-nocna msza święta należy już do liturgii wielkanocnej.

I słusznie się nie dzieje, bo Zbawiciel w grobie. W zasadzie nie żyje. Choć oczywiście również żyje. Ale Chrystus jako człowiek jednak nie. Więc pierwsza myśl była taka, że to nie jest bezpieczny dzień, chociaż taki pachnący i jasny, bo przecież… nikt mnie nie strzeże!!

Potem od razu była oczywiście druga myśl, że ta pierwsza myśl to nieprawda, bo ta Sobota jest tylko pamiątką, a nie dniem w którym realnie Chrystus jest w grobie. Chrystus już zmartwychwstał i nie będzie tego powtarzał, bo nie ma potrzeby. Jest bezpiecznie.

Ale potem była myśl trzecia, że przecież jest tak wielu ludzi, którym jest raczej wszystko jedno czy pamiątka czy naprawdę, bo i tak nie czują się pod żadną opieką. Nie wiem jak z tym sobie dają radę, nigdy nie próbowałem tak dziwnie żyć…

Pewnie można się przyzwyczaić patrząc na raczej stonowane reakcje tych osób. Nie sądzę, innymi słowy, że przejawiają ci ludzie jakąś ogromną odwagę, raczej podejrzewam kompletny brak wyobraźni…

No i wreszcie ta czwarta myśl, bo zacząłem właśnie mówić sobie Pod Twoją Obronę (a, no bo cały czas odmawiałem różaniec rzecz jasna, jak to z Borysiem na spacerze) - czyli w jakim sensie pod Jej, ale też i Jego, obronę??

To znaczy dokładnie - czy jeśli ja się modlę, że „uciekam się pod obronę”, a Ty jesteś, no bo przecież jesteś i wysłuchujesz, no bo przecież wysłuchujesz, to czy ja mam naprawdę lepiej niż ci, co się nie modlili, czy mam gorzej, czy mam tak samo?

Bo to jest ważne pytanie, nawet gdyby ktoś się śmiał, że infantylne. Jeśli nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, to nie wiem czy ty naprawdę wierzysz w to w co mówisz, że wierzysz, albo czy nie wierzysz w to, w co mówisz, że nie wierzysz??

Bo pytanie ostatecznie jest takie - co nam to daje, że wierzymy? Albo (patrząc na to z innego punktu widzenia) - co Wam to daje, że wierzycie?

Czy jest szansa na „obronę”? Przed czym nas obronisz?

Nie będziemy chorować? Nie będziemy mieć wypadków? Nie okradną nas? Nie włamią się do domu? A może przynajmniej pies będzie zdrowy?? Ja jestem za tym, żeby Borys nie chorował. Jest wspaniały i jestem z nim bardzo związany…

Pewnie nie bardzo się zdziwicie (wcale może się nie zdziwicie??), ale nic z tych rzeczy. Zachorujemy, rozjedzie nas samochód, okradną, włamią się i jeszcze pies zachoruje. Bo to, że wszyscy umrzemy jest więcej niż oczywiste.

A więc gdzie ta obrona?

Na początku może zastanówmy się od drugiej strony. Co by było, jakby ona (ta obrona) była. Tak po prostu. Mówię sobie (oczywiście zakładam, że z pełną wiarą i bez żadnej ściemy!!) z rana „Pod Twoją Obronę” i mam cały dzień do przodu. Dziś nie zachoruję, nie przejedzie mnie i nic mi nie ukradną. A piesek dziękuje za dobre zdrowie. A jutro to samo powtórzę, bo czemu nie?

Odpowiada? Mi owszem, byłbym głupi gdybym nie chciał.

Ale moment. To się szybko stanie jasne dla wszystkich. Inni to zauważą. I co wtedy? Mogą się przecież też zacząć modlić!

I co? Nie da sobie Matka rady? Pewnie, że da! Ich też obroni. No tyle, że nie wszyscy by tak chcieli. A im by to dłużej trwało, tym bardziej by nie chcieli!! Bo to „musi być ze mnie”, a nie „z jakichś formułek”, bo to „jakaś magia”, bo „jestem w niewoli”.

Więc by chcieli i nie chcieli… I co Ona by wtedy biedna miała zrobić? Poszłaby do Niego. A On by powiedział - „zostaw”, „są wolni”. Zakładam, że Ona by i tak chciała, na ile rozumiem Matkę, ale On by powiedział - „daj spokój”.

Bo to nam On mówi. Bo jesteśmy naprawdę wolni. I dlatego takiej obrony nie ma.

Ale czy to znaczy, że nie ma żadnej? Oczywiście, że nie! Ona, On (a dokładniej On, Ona) - bronią w nas tego, co naprawdę o nas stanowi. Nie braku choroby, nie zdrowego psa. Tylko tego jądra jasności, tego czym naprawdę jesteśmy i powinniśmy być.

Jasne, że tu również wiele osób mówi „a, tu to już nie, tu sobie poradzę we własnym zakresie”.

I wolno wam. Tu też. Moim zdaniem sobie nie poradzicie, ale to jest tylko moje zdanie. Ja wiem o sobie - ja sobie bez pomocy nie poradzę. I ja tę pomoc dostaję. Zawsze dostaję, kiedy o nią naprawdę proszę.

Więc oczywiście, już o tym mówiłem, że taki całkiem głupi nie jestem, ja bym może i wolał „obronę” od wypadków, chorób, a zwłaszcza dla wszystkich mi bliskich. Żeby oni nie chorowali, nie mieli wypadków itd.

W pięknym opowiadaniu Kiryła Bułyczowa o złotej rybce strażakowi odrosło chyba z pięć rąk - bo wszyscy ludzie chcieli od złotej rybki, żeby, nie dla nich, ale dla kogoś (to jest takie opowiadanie o akwarium pełnym złotych rybek, które spełniały życzenia. I ludzie prosili o różne głupoty, ale całkiem sporo osób prosiło, żeby strażakowi z wioski odrosła spalona w pożarze ręka. Dobrze chcieli.)!!

I tak by to było, gdyby On się wtrącał, Ona się wtrącała. Pięć rąk to naprawdę pryszcz. Była by po prostu apokalipsa.

Rzecz w tym, że my chcemy dobrze, nie źle, ale właśnie dobrze, tylko my nie wiemy, które dobrze jest dobrze i to nasze dobrze, to niestety jest źle.

Nie mówię tego dlatego, że sobie tak wymyśliłem, tylko dlatego, że życie wyraźnie mi pokazuje, że tak właśnie jest.

Wraca do mnie Borys, który, z powodu niezwykłego jak na tę porę gorąca, postanowił się wykąpać w błocie. I znalazł cholernik naprawdę niezłe błoto. Bo poza tym, że równo pokrywające, to jeszcze cuchnące… A tylko troszeczkę „obrony” i by tego przecież nie było…

To tak nie działa. I to tak nie powinno działać.

Wielu rzeczy nie rozumiem, z pewnością znacznie więcej ich jest niż tych, które rozumiem, ale jedno wydaje mi się jasne - nie jest tak, jak mi się czasem wydaje.

I mówię to Borysowi, kiedy idziemy do fontanny, licząc nadal na całkiem drobny cud, taki maleńki po prostu, że się tam psisko umyje i już - „to nie jest takie proste piesku”. Tak mu mówię.

A Borys jak to on, patrzy mi prosto w oczy, merda ogonem i mówi „jest, jest proste, nie komplikuj”.

A po chwili w fontannie już umyty, czyściutki, nic nie śmierdzi. Żaden cud. Umyty pies.

„Pod Twoją i Twoją obronę”. Dobrze, że Ty żyjesz nawet w Wielką Sobotę, bo co by tu było zrobić inaczej??

O tym też jest Wielkanoc.



tagi: chrystus  obrona  wielka sobota  

lukasz-swiecicki
31 marca 2024 23:20
7     596    11 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

cbrengland @lukasz-swiecicki
1 kwietnia 2024 08:02

Taka rada może, stać pana. Niech pan jedzie do jakiegoś klasztoru, w zupełnej gluszy, co niekoniecznie musi być pustynią. Podpowiem klasztor, w zachodnich Alpach, o którym opowiada w jednej ze swych książek kard. Robert Sarah. Pare dni, może tydzień ... Pan zrozumie już, co trzeba. Zacznie się pan cieszyć tym światem, gdzie pan żyje. A jak nie, no to niech pan zostanie z tym Borysem, ku szczęśliwości swojej własnej i swojej rodziny.

Wszystkiego najlepszego w ten świąteczny dzień dla pana i pana rodziny.

__________

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @cbrengland 1 kwietnia 2024 08:02
1 kwietnia 2024 08:09

"Moc milczenia"

To ta książka właśnie. Mam ją stale na mojej nocnej szafce.

___________

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki
1 kwietnia 2024 08:30

Ktoś tu z alpejskiej góry zakłada, że radość z rozmyślań o Opatrzności w towarzystwie kochanego pieska jest mniejsza i gorsza niż rozmyślania w obecności opata i nie koniecznie kochanych zakonników.

Może by i tak było i podobałoby się Panu Łukaszowi, ale Borys mógłby jego nieobecność potraktować jak piątą łapę otrzymaną z powodu ludzkiego postrzegania Opatrzności.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki
1 kwietnia 2024 08:31

Pięknego dnia i śmigusa w fontannie.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @cbrengland 1 kwietnia 2024 08:02
1 kwietnia 2024 17:26

Acha. Ale ja się już bardzo cieszę tym światem i nie jest mi do tego potrzebny żaden klasztor, ani blisko ani daleko. Wszystkiego najlepszego Panu życzę!!

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
2 kwietnia 2024 00:06

Dzisiaj na Słodowcu wsiadłem do metra długi bez przedziałów i tak idąc do końca składu na kabaty zobaczyłem oczy nos i tego tam królewnej (w barwach jak owczarek lub dachowiec).

Z obrożą to pies, który jeździ metrem. 

Położył się przy nodze.

 

Rozejrzałem się wokół.

Za smyczą.

 

Wyglądało, że wszyscy są pod wrażeniem.

 

Coś tam powąchał mokrym noskiem i się położył.

 

Przeglądałem wagon w przód i w tył, ale nie widać było smyczy.

 

 

Kolejny przystanek.

Idziemy.

Wstał i poszedł za głosem.

 

A ja głupi myslałem, że za głosem pana.

 

 

P.S.

siana ?

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
2 kwietnia 2024 08:20

Św.Tomasz (i paru innych) wyjaśniał to dawno już dosyć w strasznie grubej i staromodnym językiem napisanej książce - może dlatego się nie przyjęło za bardzo? ;)

Spóźnione (ale niespecjalnie, bo oktawa) życzenia radosnego świętowania Zmartwychwstania Pańskiego!

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować