-

lukasz-swiecicki

Kiedy jestem naprawdę sobą – pytają osoby z chorobą dwubiegunową. A może wszyscy powinni?

Kiedy jestem naprawdę sobą – pytają osoby z chorobą dwubiegunową. A może wszyscy powinni?

 

Ostatnio pewna bardzo miła młoda osoba dowiedziała się ode mnie, że rozpoznaję u niej chorobę afektywną dwubiegunową.

Coś tam sama podejrzewała w tej kwestii, ponieważ trochę ją dziwiło, że ma okresy przygnębienia i braku energii, które w bardzo krótkim czasie przechodzą w okresy rozdrażnienia, pobudzenia, nadmiaru energii i znacznie mniejszego zapotrzebowania na sen.

To wszystko wydawało się dość dziwne, ale ostatecznie, jak sobie wytłumaczyła ta osoba, „skąd to można wiedzieć, czy inni ludzie też tak nie mają? To nie jest napisane na czole, a w zasadzie część tych objawów można ukryć, a inne jakoś wytłumaczyć sytuacją zewnętrzną”..

Zawsze jest przecież jakoś – albo ciemno, albo wręcz przeciwnie – jasno, albo zimno, albo gorąco, albo nic się w życiu człowieka nie dzieje (i jest nudno!), albo dzieje się aż za dużo (i jest natłok), a to nie ma pracy (ale i pieniędzy..), a to pracy jest mnóstwo, ale nie ma kiedy wydawać zarobionych pieniędzy.

No po prostu zawsze jakoś jest i psychika człowieka odpowiednio (??) reaguje. Nie ma w tym nic dziwnego.

Oczywiście problem z chorobą dwubiegunową (teraz już nie trzeba mówić „choroba afektywna dwubiegunowa” – wystarczy „choroba dwubiegunowa” – tak stanowi system klasyfikacji ICD-11!!) polega na tym, że te reakcje psychiczne nie są wcale odpowiednie do wydarzeń, ani pod względem ich znaku (to znaczy czy jest to brak energii czy jej nadmiar), ani pod względem związku czasowego.

Wydarzenie ogólnie uważane za smutne może jak najbardziej wywołać okres nadmiaru energii i pobudzenia, a wydarzenie wesołe – smutek, przygnębienie, brak sił. A najczęściej to w ogóle nie ma dużego wydarzenia, a reakcja psychiki jest silna.

Z tymi wydarzeniami to oczywiście nie jest prosta sprawa, bo w każdym życiu obowiązkowo co chwila się coś wydarza. Zasadniczo po prostu tym się życie różni od śmierci, że w życiu się wydarza, a dopiero w śmierci nie.

Ale jakie wydarzenia są naprawdę ważne (w sensie czysto subiektywnym, oczywiście!!), tego wprost nie sposób zgadnąć. Można znaleźć różne rankingi, w których na przykład przeprowadzka, jako trudne doświadczenie, znajduje się przed śmiercią bliskiej osoby, a ślub jest gorszy niż rozwód (zmyślam rzecz jasna), ale w tych rankingach nie ma żadnego sensu. Jestem pewien, że każdy człowiek ma swoją własną skalę, a to, czy jakieś wydarzenie będzie naprawdę wstrząsające okazuje się niemal zawsze niespodziewanie i niemal zawsze nieco zbyt późno.

To tak jak ze śmiercią o której opowiadał Woland – to że jesteśmy śmiertelni okazuje się nagle. To, że najważniejszą osobą w naszym życiu był nasz pies też może być zaskakujące (i nie mam zamiaru drwić z antropomorfizacji i kultu zwierząt – tak się po prostu może komuś wydarzyć i tyle, to raczej nie jest świadomy wybór tej osoby).

Wracając do tematu głównego – z pewnością nie można powiedzieć, że ludzie z chorobą dwubiegunową różnią się od osób zdrowych tym, że ci pierwsi mają zmiany napędu i nastroju „bez powodu”, a ci drudzy „zawsze z ważnego powodu”. Z różnych względów nie jest to bynajmniej takie proste. I oczywiście może się zdarzyć, że osoby dwubiegunowe wyraźny powód znajdują, a osoby zdrowe znaleźć nie umieją (choć może i on tam jest, tylko jakoś się w tę stronę nie patrzy…).

Wydaje mi się, że musimy przyjąć, że (z punktu widzenia oceny zachowania, a nie z punktu widzenia biochemii i neurofizjologii mózgu rzecz jasna!!) osoby z chorobą dwubiegunową reagują na wydarzenia nadmiernie i nieadekwatnie (patrząc z punktu widzenia codziennego doświadczenia i tzw. zdrowego rozsądku) w porównaniu do osób zdrowych. Duże uproszczenie, ale musi wystarczyć.

Ponieważ takie zmiany energii, nastroju i zachowania mogą u osób dwubiegunowych występować w trybie ciągłym, lub niemal ciągłym, i trwać przez całe lata (!!), można zrozumieć, czemu osoba wspomniana przeze mnie na samym początku tego felietonu (tak, rozumiem, że już nikt nie pamięta – proszę sobie zajrzeć…) zapytała mnie „a kiedy ja jestem właściwie sobą, bo MUSZĘ to wiedzieć”??!

Napisałem przed chwilą, że „można zrozumieć”, ale czy to naprawdę takie proste? Czy powiedzenie lub pojęcie „bycia sobą” jest jednoznaczne i nie zawiera żadnych ukrytych założeń?

Myślę, że jednym z takich założeń jest milczące przyjęcie, że być sobą oznacza być zawsze takim samym, niezmiennym, w zasadzie niewzruszonym. Gdyby jednak tak było, to w zasadzie nikt nie byłby sobą, poza osobami upośledzonymi i autystycznymi – ponieważ jedynie one są względnie niezmienne.

Jeśli niezmienność nie jest cechą wyróżniającą, to możemy przyjąć, że można być sobą będąc bardzo różnym. Chyba tak?

Inne założenie jest takie, że być sobą jest stanem najbardziej akceptowalnym, że jest to to samo co „być najlepszą wersją siebie”. Moim zdaniem nic nie wskazuje na to, żeby tak właśnie było. Być sobą to jest raczej po prostu być takim codziennym sobą, a nie być gdzieś w pobliżu ideału siebie.

Najwyraźniej to nie jest droga prowadząca do odpowiedzi na pytanie „kiedy jestem sobą”? Psycholodzy radzą w takich sytuacjach zadanie dodatkowe pytania: „A dlaczego pytasz? Czemu chcesz się o to dowiedzieć? Co to znaczy dla ciebie?”.

Domyślam się, i to jest jedynie mój domysł, że osoby z chorobą dwubiegunową czuły się jak najbardziej sobą wówczas, gdy były już co prawda chore, ale nikt im tego nie powiedział, nikt ich dziwnego (także dla nich!) stanu nie nazwał „chorobą”. Otrzymując taką diagnozę osoby te jakby tracą pewność siebie i od tego momentu zaczynają się zastanawiać nad sobą.

Zupełnie nie przypadkiem nasuwa mi się skojarzenie z Adamem w Raju, który nie wiedział, że jest nagi. Nie miał żadnych problemów ze swoja nagością, czyli z byciem sobą takim jakim był, dopóki ta nagość nie została nazwana.

Problem z byciem sobą nie polega więc na tym, że człowiek ulega znacznym, niekiedy ogromnym, zmianom, ani też na tym, że tych zmian nie kontroluje, a jedynie nad tym, że zaczyna się nad tym zastanawiać, a więc przestaje się czuć komfortowo ze sobą.

W tym kontekście pytanie „kiedy jestem sobą?” nie jest niczym innym jak deklaracją – wiem, że jestem chory! A to właśnie trzeba było powiedzieć, zrozumieć, żeby zacząć się konsekwentnie i sensownie leczyć. Wydaje się, że to po prostu pytanie wskazujące na krytycyzm, a więc dobre, choć nie posiadające pełnej odpowiedzi.

W rzeczywistości jesteśmy sobą zawsze, ale nie potrafimy tego ani ocenić, ani docenić. Tylko Bóg ostatecznie wie jacy jesteśmy.

Miałem głupią pokusę, żeby zastrzec, że to ostatnie zdanie dotyczy jedynie ludzi wierzących w Boga. Tak jednak nie jest. Dotyczy bowiem wszystkich. Bóg wierzy we wszystkich ludzi i zna wszystkich ludzi, to czy oni w to wierzą nie ma decydującego znaczenia.

Wiadomości Boga na ten temat są bardzo pokrzepiające – to, że jesteśmy sobą oznacza, że jesteśmy do Niego podobni. Tym samym do siebie nawzajem też. Chorzy i zdrowi.

Miła, młoda osobo – mam nadzieję, że to jest odpowiedź na Twoje pytanie i mam nadzieje, że przestaniesz się martwić.

Przepraszam, że to w ogóle nie było śmieszne. Jednak jest zbyt ciemno..



tagi: choroba dwubiegunowa  bycie sobą 

lukasz-swiecicki
9 grudnia 2022 16:05
15     1043    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @lukasz-swiecicki
9 grudnia 2022 20:04

Może ważniejsze niż to w której fazie jestem sobą, jest pytanie kiedy czuję się lepiej? Sądzę że stan ożywienia jest przyjemniejszy, niż stan oklapnięcia.

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
9 grudnia 2022 21:10

Borys chyba nie ma

...znacznie mniejszego zapotrzebowania na sen.

Tak się domyślam.

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @chlor 9 grudnia 2022 20:04
9 grudnia 2022 23:11

Wcale nie. Dla wielu ludzi przyczyna największych nieszczęść i wiedzą o tym dobrze!

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @MarekBielany 9 grudnia 2022 21:10
9 grudnia 2022 23:12

Bardzo słuszna intuicja. Bardzo! Ale to nie było o Borysie.

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @lukasz-swiecicki
10 grudnia 2022 08:33

Ostatnio pewna bardzo miła młoda osoba dowiedziała się ode mnie, że rozpoznaję u niej chorobę afektywną dwubiegunową.

Biedne to dziecko. Kto go do pana przysłał? Przecież samo nie przyszło. A kto pana zbada? Inny psychiatra, bloger, a może jednak najlepiej Pan Bóg? Tak, tak najlepiej.

Nie mam już słów na to pana pisanie.

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @cbrengland 10 grudnia 2022 08:33
10 grudnia 2022 13:53

Dlaczego biedne? Przecież wcale Pan nie wie co z takiego rozpoznania wynika. Poza tym z pewnością nie jest to dziecko. Nie jestem psychiatrą dziecięcym. A co do mojej diagnozy to nie mam nic przeciwko ani psychiatrycznej, ani blogicznej ani też boskiej. Jak ktoś nie robic nic złego to nie musi się obawiać.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
10 grudnia 2022 17:08

Takoż to widzę. Osoba chora "czuje", że choroba jest elementem "bycia sobą". Po to w zasadzie niezbędna jest psychoterapia, żeby stan poprawy zdrowia jaki uzyskuje dzięki lekom uznała za bycie sobą naprawdę. Gdzieś na końcu tego procesu dostrzeże również, że w czasie choroby prawie w ogóle nie była sobą. 

zaloguj się by móc komentować

chlor @Grzeralts 10 grudnia 2022 17:08
10 grudnia 2022 20:07

Chyba w chorobie dwubiegunowej chory pamięta swoje zachowania z fazy poprzedzającej obecną, więc może robić porównania i widzi że coś jest nie tak. W stabilnej depresji samoświadomość jest znacznie słabsza. Nie wiem czy istnieje choroba z jednobiegunowym stałym nadmiernym ożywieniem? Pewnie tak.

 

zaloguj się by móc komentować

cbrengland @lukasz-swiecicki 10 grudnia 2022 13:53
10 grudnia 2022 20:12

Jestem generalnie przeciwko psychiatrom, po prostu. Szkodzą tylko. Są niepotrzebni. Poza przypadkami zupełnego obląkania, a takie się zdarzają i taki delikwent musi po prostu być izolowany, nawet dla własnego bezpieczeństwa. Reszta tzw przypadków, to brak miłości i kontaktu z innym człowiekiem i tylko. Tak ogólnie rzecz biorąc. A że dzisiaj świat stał się swiatem singli, to też mamy ten wysyp depresji, na przyklad. Zupełnie sztuczny przecież. Ale to polityka i tylko. Tak ten świat ma wyglądać, by potem lepiej nim sterować. Widać to już gołym okiem nawet. Wystarczy poczytać, skąd się wzięła psychologia, czy psychiatria, by bardzo uważać na to, co przedstawiciele tych zawodów reprezentują. 

I mówię to, nawet gdy moja matka, w końcówce swojego życia znalazla się na oddziale geriatryczno-psychiatrycznym. Lekarzem rodzinnym, który skierował ją do pani psychiatry (spotykałem się z nią potem wiele razy, po prostu czlowiek z ciepłym sercem tylko, potrafiący słuchać i to wystarczy), była żona mojego wujka, czyli brata moje matki, ginekolog (ich syn również lekarz), bardzo ceniony w Tychach, pierwszy cytoginekolog na tym terenie. I dlaczego tak późno dopiero? Co wyszło potem. A to ta sama rodzina, z moja siostrą na czele ale z pełnym poparciem własnie przez tą panią żonę mego wujka, która potem, gdy już byłem za granicą na stałe, zmieniła testament moich rodziców. Wykorzystując tylko to, że moi rodzice stracili kontakt z rzeczywistością. A do tego przyczynili się oni właśnie też.

Oczywiście wie pan, że moja walka w sądzie przez wiele lat z moją rodziną po śmierci moich rodziców, gdy dowiedziałem się dopiero wtedy o tym, przekręcie, skończyła się niczym.

Słyszę polski sąd, psychiatrzy, lekarze, staję na baczność i rozglądam się, aby nie "oberwac czymś w łeb".

 

zaloguj się by móc komentować


MarekBielany @lukasz-swiecicki 9 grudnia 2022 23:12
10 grudnia 2022 23:20

Borys ma to - jak się mówi - pod skórą.

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @cbrengland 10 grudnia 2022 20:12
11 grudnia 2022 13:07

Tak, rozumiem rę osobistą sprawę. Ale poza tym, proszę mi wierzyć, psychiatrzy są bardzo potrzebni i zasadniczo nie są szkodliwi.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @lukasz-swiecicki 11 grudnia 2022 13:07
11 grudnia 2022 13:29

To prawda,że są potrzebni i to bardzo.!!! W Rodzinie moich przyjaciół- jest chłopiec z rozpoznaniem  "Schizofrenia paranoidalna",był leczony zaraz,jak zauważono omamy.Zaczęło się w liceum od omamów,a skończyło "bronieniem" ukochanej matki przed diabłami...Rezultat był straszny:nóż w brzuchu matki...i rozpacz za kilka godzin.Matka nie dała za wygraną ,przeszła operację i przed 7 dniami wyszła ze szpitala.Umieściła syna w zakładzie i dotąd szukała ratunku u psychiatrów(trafiła b.dobrze) aż dopasowali dobre leki.Chłopak 2 metry prawie wzrostu,zdrowy fizycznie i odporny na leki...Było cięzko cały czas...

Udało się,leki i wizyty podziałały... To są choroby o których niechętnie się dyskutuje jak o nowotworach.Jedne i drugie są straszne. Lecz tak jak i onkologów,tak psychiatrów potrzeba pilnie.Życzę panu profesorowi ...hmn...jak najmniej pacjentów z ciężkimi objawami...

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @cbrengland 10 grudnia 2022 20:12
11 grudnia 2022 14:41

To tak nie działa Krzysztofie. Owszem mamy przykłady do czego używano psychiatrów i zamknietych lecznic. Ale to zupełnie inna sprawa.Nie jest to tak,że w pierwszym rzedzie brak miłości i kontaktu z innym człowiekiem zapada się na takie psychiatryczne choroby." Schizofrenia paranoidalna ",czy inne rozpoznania ,niekoniecznie musi kończyć się izolacją.O tym się przekonałam,a czasem jest tak ,że człowiek wychowany w miłości,zamyka się w sobie,bo gdzieś tam odezwał się gen dziadka.Umysł człowieka jest tak samo delikatny jak motyl...

Gdybyś zapuścił oko na temat jak wygląda izolacja tych chorych....zmieniłbyś zdanie. Owszem zdażają się dziwne i okropne zdarzenia,ale niekoniecznie jest to problemem powszechnym.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @BTWSelena 11 grudnia 2022 14:41
11 grudnia 2022 20:43

Tak. Zgadzam się. Wiem, że wiele osób ma różne psychiatryczne urazy, niemniej choroby psychiczne realnie wystepuja i niezbędnie wymagają leczenia. Inaczej naprawdę nie jest wesoło.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować