Jeśli zimową porą podróżny...
Jeśli zimową porą podróżny czyli podróż wzdłuż północnego muru Cytadeli i z powrotem.
Jeśli zimową porą podróżny zabłąkasz się w okolice Cytadeli na warszawskim Żoliborzu, a może w okolicach Żoliborza na Cytadeli, bo Cytadela jest naprawdę duża, to zapraszamy na spacer wzdłuż północnej ściany.
To jest kraina moja i Borysia, choć oczywiście nie mamy jej na wyłączność, ale jesteśmy jednymi z najbardziej wytrwałych spacerowiczów.
Tu przychodzi mi na myśli co najmniej 20 innych osób, które też by mogły o sobie tak powiedzieć, ale wymienianie w felietonie wielu imion jest ciekawe tylko dla wymienionych.
Aby jakoś zilustrować to twierdzenie posłużę się przykładem, nieco nieadekwatnym jak to u mnie: najtrudniejsze do przejścia fragmenty Biblii to te kawałki, z których dowiadujemy się, że „Muppim, Huppim i Ard byli synami Beniamina” (oni tak naprawdę mieli na imiona!! To nie jest z Muppet Show!).
Z pewnością ich dziewczyny (to znaczy dziewczyny Muppiego i jego kumpli) były z nich dumne, ale wszyscy pozostali czytelnicy zachodzą w głowę kim właściwie był Muppim, że muszę o nim czytać (a to jest autentyczny cytat z Pisma!!).
Jeśli ktoś zaoponuje, że Biblia nie jest zbiorem felietonów, to będę musiał się, przynajmniej częściowo, nie zgodzić – felietony też tam z pewnością są!
Ze spacerowiczów cytadelowych wymienię więc tylko pana Włodka, bo często z nim rozmawiam i dużo z tych rozmów wynoszę, a także, z tego samego powodu, panią Justynę. Parą do pana Włodka jest border colie Hary, a do Pani Justyny słynne łakomczuchy Szysia i Dżindżer. (Z tej pięknej grupy nie żyje już Pan Włodek, tuż przed nim odszedł Hary, a po nim również Dżindżer. Szysia żyje, ale się martwi. Pani Justyna też żyje i też się martwi).
Ale już musimy iść, bo inaczej nie ruszymy się z miejsca i zmarzniemy na dobre.
Najpierw szkoła podstawowa, do której chodziły wszystkie moje dzieci. Niespecjalnie piękna, ale obecnie zadbana, czysta i z fajnym boiskiem.
Właściwie to tam było boisko, ale teraz jest taki namiot. Na całą zimę. I pod namiotem dzieci sobie grają… Ja tam im zazdroszczę, choć nie wiem czy pod namiotem nie jest trochę duszno. Ale mają fajnie i nie marzną.
Obok szkoły dróżka w dół, na dno fosy. Kiedyś nierówna, dziurawa i ciekawa, a teraz, moim zdaniem niestety, wyrównana no i nieciekawa. Ja tam nie lubię jak cokolwiek poprawiają, ale marudny ze mnie staruch. Na sankach lepiej się jeździ teraz, to trzeba przyznać (oczywiście jak jest śnieg, teraz jest rzadko).
Na tej drodze nagrywaliśmy z Borysiem nasz najlepszy film. Jakaś ambitna telewizja, nie pomnę nazwy, robiła film o depresji zimowej.
Scenariusz przewidywał mój spacer z Borysiem w mroku i z okularkami świetlnymi na nosie. Okulary świetlne nie służą wprawdzie do spacerowania, no ale w filmie różne rzeczy się zdarzają, nawet takie bzdurne bardziej.
I w tym filmie Boryś nie chodził tak jak chciał pan reżyser. „Ogon w górę, w górę!! Czy te pieski mnie słyszą??!” – tak krzyczał!
Do dziś jak to mówię Borysowi, to się pokłada ze śmiechu. Przy 20 dublu Borys kucnął przy samej kamerze, bo pan kamerzysta leżał na śniegu, żeby ujęcie było atrakcyjne, no więc Boryś kucnął i zrobił to, co miał zamiar zrobić od początku, tylko się powstrzymywał z powodu dobrego wychowania.
Na tym ukończyliśmy te część filmu i przeszliśmy do drugiej. Film wyszedł piękny, że aż strach, a Boryś zwłaszcza. Oglądaliśmy ze dwa razy, a fragment z nami to i ze cztery razy… Bez kozery.
Zaraz za zejściem, po prawej stronie, chyba najładniejsza kompozycja Jasia Sajdaka. Piszę kompozycja, no bo to nie jest rzeźba, tylko konstrukcja z patyków, przedstawiająca wioślarza. O dziwo jest ona zatytułowana „Wioślarz”. Umieszczałem już dużo jej zdjęć, ale nie powstrzymam się i tym razem.
Ostatnio w profetycznym szale zrobiliśmy z Borysiem zdjęcie Wioślarza z jednodniowym wyprzedzeniem. To znaczy zdjęcie robiliśmy wieczorem, kiedy nie było śniegu, a na zdjęciu wyszło nam jakby już było rano czyli ze śniegiem. Opublikowaliśmy to zdjęcie i zdziwilibyście się ilu było zaskoczonych widzów.
Kilka osób chciało wiedzieć jak to się robi. A to przecież jest tajemnica. Nie możemy tego rozpowiadać, bo wszyscy by tak robili i co by było?
Ale ledwie miniemy Wioślarza ciekawe rzeczy zaczynają się także po lewej stronie.
Chociaż po prawej coś tam jeszcze jest nawet przed Wioślarzem. Tam jest taki krzaczek z którego Boryś zjada listki. Jedyny taki w promieniu kilometra. Dla mnie krzaczek jak krzaczek, niczym się nie różni od innych – a Boryś objada go cały rok. Ale objada, objada, a do końca nie zje. Coś tam zawsze rośnie. Cud natury na zwykłej naszej Cytadeli.
Matko! Przeszliśmy 20 metrów i jesteśmy na trzeciej stronie. Czyli znowu będzie kilka odcinków, przy zatrważająco małym czytelnictwie…
Pal sześć ten krzaczek. Dalej po lewej jest straszne bagno. Kiedyś było sucho, a teraz jest mokro. Im większa susza hydrologiczna w kraju, tym u nas większe bagno. My tu mamy odwrotnie niż wszyscy na tej naszej Cytadeli..
A na tym bagnie kolejna praca (o! to jest instalacja!, tego słowa szukałem) Jasia Sajdaka czyli stara wierzba z umieszczonymi w dziurach witrażami. W nocy podświetlona, chyba, że się światełka zepsują. Czyli zwykle niekoniecznie podświetlona. Ale można przyjść z latarką i sobie podświetlić. Polecam.
Obecnie wierzba już się kompletnie rozpada. Jaś ją ratuje, ale to chyba są jej ostatnie podrygi, chyba, że, jak to z wierzbami bywa, wyrośnie z niej całkiem nowa.
A zaraz za wierzbą coś jak akwedukt, niby wygląda jak akwedukt, ale nie jest nim. Górą po akwedukcie łażą jakieś dzieciaki, nierzadko się chyba całują, ale my z Borysiem nie podglądamy, bo to są sprawy intymne. Na szczęście raczej nie piją i nie rzucają butelkami, bo mielibyśmy niebezpiecznie.
Zaraz za akweduktem trzecia i ostatnia instalacja Jasia – Ptaki Wodne. Nazywają się właśnie Ptaki Wodne, a nie żurawie, czaple czy coś tam. Ludzie chodzą i zgadują co to niby za ptaki? Roztropny Jaś, na wszelki wypadek, nie podał nazwy, żeby mu potem byle ornitolog amator nie nudził, że dziób za długi, skrzydła za krótkie, a nogi nieudane. Napisał na tabliczce „Ptaki wodne”. Widać, że to ptaki, nie jeże, musi wam marudy wystarczyć.
Powieść Italo Calvino, „Jeśli zimową porą podróżny”, zachwyciła mnie kiedyś swoją szkatułkową budową, w kolejnych pudełeczkach były kolejne historie, nigdy nie można było dojść do końca. Tak samo jest z naszym spacerem. Ale nie udało mi się jeszcze dotrzeć do miejsca, gdzie drogi się rozchodzą i gdzie można wybierać los.
Na razie zasuwaliśmy z Borysiem (a może i z Wami?) jak tramwaj po torach, po tych wszystkich Jasiach Sajdakach.
No i niepostrzeżenie jesteśmy już na czwartej stronie i zgodnie z tzw. „Zasadą Brydzi” (która to Brydzia chyba przestała czytać!!!) trzeba hamować.
Jak to zwykle bywa w historii (również powszechnej!) – wszystko pomyliłem lub też wszystko uległo pomyleniu.
Brydzia żądała przecież, żeby było więcej stron, a nie mniej, więc nazwa „zasada Brydzi” jest krzywdząca. No, ale skoro Brydzia już i tak nie czyta…
Brydzia to kuzynka mojej Żony. Czasem czyta moje felietony, a czasem nie.
Nigdy nie wiem jak będzie. Ale to Brydzia kiedyś napisała, że im dłuższe tym lepsze, no to się tego tak jakby trzymam…
tagi: zima spacer borys cytadela
![]() |
lukasz-swiecicki |
2 lutego 2025 17:05 |
Komentarze:
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
3 lutego 2025 20:06 |
Zimowa pora to taki żart.
Letnią będzie bez żartów.
Ostatnie lato się wyczerpało, ale czas się nie zatrzymał.