Jemy naleśniki - ewentualnie z serem.
Jemy naleśniki. Ewentualnie z serem.
Akurat trudno mi w to uwierzyć, ale nie mogę nie wierzyć, bo po prostu pamiętam.
W dzieciństwie nie jadłem prawie niczego. Z jednej strony po prostu się brzydziłem - rzeczy niejednorodnych, takich w których widać było składniki, takich, które nachalnie były zwierzęcego pochodzenia, takich, których w żadnym stopniu nie robiła moja Mama, albo Basia czyli moja piastunka.
Oznaczało to większość rzeczy. Znaczną większość. Bez problemu akceptowałem jedynie chleb i wodę.
Nawiasem mówiąc chleb był po prostu wspaniały i nikt inny takiego nie miał. W Laskach chleb piekł pan Prędki, prawdziwy żydowski piekarz, który w Laskach spędził w ukryciu wojnę. Pan Prędki (to był może jakiś pseudonim, ale nigdy inaczej się o nim nie mówiło) był najprawdziwszym, wysokiej klasy zawodowcem. Miał też prawdziwy, węglowy, piec chlebowy oraz mąkę, taką jakiej potrzebował - bo Siostry Franciszkanki miały swoje gospodarstwo.
I miał też pan Prędki czas. Wyglądało to tak, jakby miał dużą część czasu dostępnego w Kosmosie w ogóle.
Wiele razy oglądaliśmy z bratem dzień pana Prędkiego w odcinkach (bo cały czas nie mogliśmy się gapić - wypędzał nas). Pan Prędki nie miał żadnego pomocnika. Wstawał wcześnie rano. Na ganku swojego domku, tuż obok piekarni, czytał Biblię. Potem zakładał fartuch, zdejmował okulary, i w drewnianych dzieżach robił ciasto. Na duże (wielkie!) bułki pszenne, na chleb żytni z formy, na razowy i wreszcie na swój ulubiony graham („Pamiętajcie zawsze chłopcy, że to jest chleb najlepszy!” - tak mówił). W soboty zawsze robił chałkę, którą (dla niepoznaki) nazywał „ciastem z kruszonką”, ale to była prawdziwa, najprawdziwsza chałka żydowska. A przed Świętami robił pierniki i pierniczki. Zawsze.
Kiedy ciasto wyrosło pan Prędki wstawiał je do pieca. Miał do tego taka drewnianą łopatę na długim kiju. Czasem pozwalał pomóc, ale chyba nie bardzo to lubił, żeby się przy wstawianiu akurat kręcić.
Co innego kiedy chleb już wyjmował. Wtedy można było się kręcić, dotknąć czy nawet wyjmować z nim razem. To była taka bardzo wyjątkowa chwila. I to nie jest tak, że teraz tak myślę. Tam, wtedy, mały i zasmarkany, myślałem dokładnie tak samo i byłem gotów uklęknąć i ten chleb pana Prędkiego pocałować. Czasem człowiek tak ma i nie poradzisz nic…
Natomiast woda była w kranie. Ale w tym kranie nie brała się nie wiadomo skąd, tylko najpierw trzeba było napompować ręczną pompą do zbiornika, który był na strychu naszego domu. Zasadniczo pompował sąsiad, niewidomy pan Forma (zgadzam się, że to może byłoby lepsze nazwisko dla pana piekarza, a pan, który pompował mógł być bardziej Prędki, no ale tak właśnie było; pan Prędki nie robił chleba z formy, a pan Forma z pewnością nie był prędki), ale robił to tylko raz na dobę, a potem, jeśli woda się skończyła, to już trzeba było samemu. To nie było łatwe. Zwykle musieliśmy we dwóch. Pan Forma to jednak był silny chłop.
Tak to więc było z chlebem i wodą. Miały swoją historię i była to historia całkiem niezła. Kiedy słyszę, że ktoś tak żyje - o chlebie i wodzie - to pierwsze skojarzenie jest takie, że musi to być bogate życie…
Ale gdzie tu są naleśniki z serem?? No, jak to? Tuż za progiem.
Kiedy byłem mały Rodzice nie za bardzo mieli pieniądze na prezenty. Ale to w ogóle nie szkodziło, bo w zamian każdy mógł poprosić Mamę, żeby na imieniny (bo obchodziło się imieniny, a nie urodziny!) było na obiad właśnie to co ja chcę. I ja przez wiele lat zawsze prosiłem o to samo - zupa „nic” i naleśniki z serem i z cukrem. A na deser kogel-mogel - to akurat nie było specjalnego wyboru, choć mógł być z kawą, kakaem lub sokiem cytrynowym. Ja chciałem z kawą. Z prawdziwą. Wolno było nawet z kawą!
- jeszcze może słowo o tej zupie „nic” (piszę ją w cudzysłowie, bo jakoś by bez tego całkiem zanikła), bo teraz to może nie wszyscy wiedzą co to za zupa, choć kiedyś to chyba była powszechna wiedza. A więc (nie zaczynam od „a więc” chyba, że nie ma już wyjścia) nie wiem jak Mama robiła zupę „nic”, ale w smaku to było jak taki dość rzadki budyń waniliowy a kluski były z ubitego białka. Teraz bym to uznał za karę za grzechy, ale wtedy… Nie mam słów.
Wracając jednak do naleśników - były pyszne i nie budziły chyba niczyjego sprzeciwu. Kiedy więc dowiedziałem się wczoraj (bo wczoraj było Domowe Przedszkole czyli wnuki były u nas, nie wszystkie, bo tylko piątka, ale zawsze), że będą naleśniki z serem, bo zrobiła je Babcia Hania (czyli teściowa) to ucieszyłem się z całego serca. Bo zwykle są leniwe, a leniwe nie napawają mnie taką radością. Bo jednak nie. Ale naleśniki, a zwłaszcza autorstwa Babci Hani, no to klękajcie narody.
Wnuki i wnuczki czy też wnuczkowstwo też na chwilę przyklękło. I wszyscy zgodzili się ze mną, chóralnie, że tak, tak, tak - naleśniki. I wszyscy, że z serem.
Z tym, że moja Żona (czyli Babcia Anitka, żeby się Wam to wszystko nie mieszało!) była, jak się to Jej zdarza, nieco zbyt dokładna i nieco zbyt demokratyczna. Na jej obronę powiedzmy, że myślała, że to nie będzie zbyt dużo kosztować. Kiedyś jeden premier Wielkiej Brytanii też tak myślał (a bo to jeden!) i też się wówczas przejechał…
- Czy wszyscy chcą z serem? - spytała mianowicie Babcia i to na razie było spoko.
- Tak, tak, tak - zawołali „wszyscy”.
- A może ktoś z dżemikiem? - i to jest właśnie ten zbytek demokracji, ta pokusa szatańska. Tak się psuje społeczeństwo…
- My, my, my - chcemy z dżemem!! Prosimy!! Z dżemikiem!!!
- Ale nie wszyscy przecież???
A właśnie, że wszyscy…
A tu się okazało, że te naleśniki od Babci Hani (czyli od teściowej!!, której tu z nami nie ma!!) są już zawinięte. I już są z serem! A „wszyscy” myśleli, że to gołe naleśniki i można do nich napchać co kto chce, choćby i kogel-mogel z kawą! A guzik…
- Więc, skoro są z serem, to czy wycofujecie się z dżemu???
To sobie sami zgadnijcie. Naleśniki się rozwinęło, ser wygrzebało, dżem wsadziło, serek dało Dziadkowi do zjedzenia. I szlus.
Znękany ostatecznie tą sytuacją siadłem wraz z grupą ciamkającą i zabrałem się do karmienia Dziura (czyli Józia). Pokroiłem ładnie naleśniczka, nabiłem kawałek na widelczyk, uniosłem… Józio obserwował mnie podejrzliwie. Z rosnącą podejrzliwością. Aaaa! Jasne. Śliniak. Wstałem, przyniosłem z szafy śliniaczek (niebieski!) i założyłem. Nawet dobrze, bo Dziulowi, nie sobie. Podejrzliwość w oczach Józka nieco zmalała, ale nie do końca.
- Do buzi!! Trzeba do buzi, Dziadek. - Upewnił się na wszelki wypadek.
To odebrało mi resztę sił. Pewnie dlatego, że nie było zupy „nic”.
Tak to obecnie wygląda jeśli chodzi o naleśniki. Niekoniecznie z serem.
tagi: chleb naleśniki z serem zupa nic
![]() |
lukasz-swiecicki |
16 lutego 2024 19:48 |
Komentarze:
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
16 lutego 2024 20:55 |
Od dawna próbuję odnaleźć przepis na niesamowite pyszne rogaliki które codziennie kupowałem w drodze ze szkoły. Nic podobnego mi nie wychodzi. Mają być chrupiące ale miękkie w środku, a wychodzą mi takie same jak teraz ze sklepu. Buła.
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
16 lutego 2024 21:35 |
Ewentualnie twaróg.
|
KOSSOBOR @chlor 16 lutego 2024 20:55 |
16 lutego 2024 22:17 |
Może chodzi o rogaliki krucho-drożdżowe?
Lata siedemdziesiąte. Była taka kawiarnia, chyba na Chmielnej /część Chmielnej nosiła miano jakiegoś komunisty/ z przeszkloną szybą do samego trotuaru. Za szybą, na wysokich stołkach siedziały od rana miejscowe profesjonalistki. No ale z rana przywożono do tej kawiarni fantastyczne, małe rogaliki. Mimo profesjonalistek, biegałam codziennie do tej - wątpliwej konduity - kawiarni , by nabyć owe rogaliki. Ich smak śni mi się po nocach :) Usiłowałam zrobić coś "w podobie", właśnie krucho-drożdżowe, ale nic nigdy "w podobie" do tych rogalików od q..wek nie wyszło. :)
![]() |
MarekBielany @KOSSOBOR 16 lutego 2024 22:17 |
16 lutego 2024 22:21 |
Żytni zakwas i jego utrzymanie.
|
KOSSOBOR @lukasz-swiecicki |
16 lutego 2024 22:22 |
Do ciasta naleśnikowego dodajemy mocno gazowaną wodę /sposób francuski/. Polecam!
A jako jam - konfitura truskawkowa z płatkami róży pięciopłatkowej. Ale nie mogę polecić, bo dzieci wyżarły.
![]() |
MarekBielany @MarekBielany 16 lutego 2024 21:35 |
16 lutego 2024 23:45 |
Serek nie twarorzek przeciskamy przez lniane płótno w kształcie serca (z konieczności).
Pomiędzy dwoma deseczkami, przykładamy ciężar i wyciskamy.
Mamy twaróg w kształcie serca.
Wędzimy ?
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
17 lutego 2024 00:32 |
Ucieczka do puszczy ?
Trzebać poczekać na bilety !
:)
Ttrzeba zdjąć biegówki i zawrócić pół wieku temu. Pięćdziesiąlat.
!!!
:)
![]() |
MarekBielany @KOSSOBOR 16 lutego 2024 22:22 |
17 lutego 2024 00:42 |
Pączki od blikle,
A tam pijalnia wódek i ...
Wedel się został.
:)
z powie wśród moko, a tam bielany i wybielony edwarda.
![]() |
Szczodrocha33 @MarekBielany 16 lutego 2024 23:45 |
17 lutego 2024 06:49 |
"Serek nie twarorzek przeciskamy przez lniane płótno w kształcie serca (z konieczności).
Pomiędzy dwoma deseczkami, przykładamy ciężar i wyciskamy.
Mamy twaróg w kształcie serca."
Moja babcia tak robiła twaróg.
Nie wędziła.
![]() |
Szczodrocha33 @lukasz-swiecicki |
17 lutego 2024 06:50 |
Naleśniki z serem mogą być.
Ale moje ulubione to z powidłami.
![]() |
lukasz-swiecicki @KOSSOBOR 16 lutego 2024 22:17 |
17 lutego 2024 10:08 |
Rutkowskiego.
![]() |
Arte @lukasz-swiecicki |
17 lutego 2024 16:17 |
Pedagogiczne działania dziadek jeszcze powinien zademonstrować. Taki przekaz po pradziadku :) Wylizując talerz po naleśnikach - podawanych jako deser! - mawiał do dzieci : a teraz zademonstruję, czego przy stole robić nie należy.
|
KOSSOBOR @lukasz-swiecicki 17 lutego 2024 10:08 |
17 lutego 2024 21:21 |
Tak! Dzięx.
![]() |
MarekBielany @Szczodrocha33 17 lutego 2024 06:49 |
17 lutego 2024 22:46 |
... nie wędziła, tylko dodając zielska jak pokrzywa , karmiła gadzinę.
P.S.
babcia nie używała rękawiczek@pokrzewy
![]() |
Szczodrocha33 @KOSSOBOR 17 lutego 2024 21:21 |
18 lutego 2024 00:17 |
"Tak! Dzięx."
Nie, bardzo proszę pani Kossobor.
Żadne Dzięx.
Po prostu dzięks.
Trza szanować mowę polską.
I proszę pozdrowić wszystkie stworzenia duże i małe:
pieski i kociątka.
![]() |
Szczodrocha33 @MarekBielany 17 lutego 2024 22:46 |
18 lutego 2024 00:17 |
A pan znowu głupieje, panie Marku.
![]() |
MarekBielany @Szczodrocha33 18 lutego 2024 00:17 |
18 lutego 2024 00:42 |
Jak zwykle.
![]() |
Zdzislaw @MarekBielany 16 lutego 2024 22:21 |
18 lutego 2024 09:12 |
Moja matuleńka, dziecko ziemi wieluńskiej, nie miała żadnych problemów z utrzymaniem zakwasu żytniego. Szczegółów nie pamiętam. Świadkiem ostatniego jej wypieku (na pomorskiej ziemi sławieńskiej, nie wieluńskiej) byłem ponad 60 lat temu. Później - po przeprowadzce na gdańską Olszynkę - matula już chleba nie piekła, bo nie miała pieca. Więc przeszliśmy na chleb "kupny", który kiedyś - jako świeży - nam bardzo smakował. Bo ten własny, zwykle bardzo lub baaardzo czerstwy, smakował coraz mniej.
A z zapamiętanych szczegółów odnośnie zakwasu to wiem, że był przechowywany w postaci tzw. "ciastka" - placka z resztki zaczynu chlebowego, wysuszonego w tym samym piecu po jego znacznym wystudzeniu. Zapewne - tu już snuję domysły - trzeba było rozmoczyć go w przeddzień pieczenia i "podkarmić" świeżą porcją mąki.
![]() |
Zdzislaw @MarekBielany 16 lutego 2024 23:45 |
18 lutego 2024 09:16 |
Nie "przeciskamy", lecz "odciskamy". I nie w "kształcie serca" lecz złożonego po przekątnej kwadratu płótna. Kształt serca uzyskiwał sam ser.
|
KOSSOBOR @Szczodrocha33 18 lutego 2024 00:17 |
18 lutego 2024 22:33 |
Jasne - dzięks!
Pozdrowię, pozdrowię, gdy tylko się obudzą :)
![]() |
MarekBielany @Zdzislaw 18 lutego 2024 09:16 |
19 lutego 2024 22:41 |
Tak !
P.S.
:)
Twaróg/twarorzek ?