Jeden dzień z życia człowieka lękowego
Zapewne nie tylko Boga cieszy, kiedy człowiek coś planuje. Bo to w ogóle jest śmieszne. Planowaliśmy zakończyć remont, przeprowadzić się, posprzątać a potem miał się urodzić Dziulek, którego nikt jeszcze wówczas nie znał pod tym dźwięcznym imieniem. I tak tez się stało. Ale wszystko tego samego dnia. Tego już nie planowaliśmy.
Pisać nie ma za bardzo kiedy, ale są jakieś bardzo stare teksty, które można przypomnieć. Jakiś czas temu Bartek Ziołkowski prosił o felieton o lęku. No to jest. Niektóre realia są zupełnie nierealne, bo to bardzo stary tekst. Już nie ma co mówić, że nie było epidemii, ale jeszcze do tego było to w zamierzchłych czasach, kiedy paliłem jak smok i piłem kawę jak siekiera (coś mi nie pasuje ta siekiera? Jak młotek?). Teraz takich rzeczy nie robię już wcale, ale mniej więcej pamiętam jak było. Trochę się starałem ten tekst poprawić, ale jakiś jest niepodatny. To było w innym moim wcieleniu po prostu.
Jeden dzień z życia człowieka lękowego.
Być lękowy i lękliwym to zupełnie nie to samo. Od człowieka lękliwego oczekujemy, że w trudnych sytuacjach może wycofać się, zawieść, zrejterować. Człowiek lękowy w trudnej sytuacji zachowa się odważnie. Za to w codziennej, łatwej sytuacji może mieć poważne trudności.
Przedstawiony poniżej hipotetyczny dzień z życia człowieka lękowego, to dzień w którym człowiek mający pewną, może wcale nie tak dużą, skłonność do reagowania lękiem na codzienne sytuacje, zrobił co mógł, żeby dostarczyć sobie jak najwięcej adrenaliny i prędzej czy później odczuł prawdziwy lęk. Jeśli Czytelnik tego felietonu ma niejakie przeczucie, że jest człowiekiem lękowym, powinien zastanowić się czy jego dzień w jakimś stopniu nie wyglądał tak jak opisany. A jeśli wyglądał, to może lepiej byłoby coś tu zmienić?
Jeden dzień z życia człowieka lękowego zaczyna się poprzedniego dnia wieczorem. Nasz bohater miał tego dnia dużo zajęć, ciągle jest dużo zajęć, zawsze jest jeszcze coś co można zrobić, a niektórzy ludzie najlepiej czują się pracując wieczorami. Jeszcze inni lubią wieczorem oglądać telewizję. Czasem dość długo, czasem bardzo długo. W końcu wiadomo, że najlepsze programy puszczają późno w nocy. Kładąc się spać o wiele później niż powinien człowiek lękowy nie zapomniał przedtem wypalić kilku papierosów. Wieczorem smakują lepiej, poza tym w ciągu dnia nigdy nie ma czasu, żeby naprawdę się rozkoszować.
W ten sposób już wieczorem nasz bohater osiągnął dwa cele – zwiększył sobie ciśnienie parcjalne dwutlenku węgla we krwi (czym by w końcu nie było to ciśnienie parcjalne – dość, że dwutlenku jest teraz we krwi ciut więcej niż powinno) oraz zaburzył swój stały rytm snu i czuwania. Zgrabne połączenie czynnika fizjologicznego i behawioralnego powinno zaprocentować następnego dnia.
Następny dzień zaczął się niezbyt dobrze ponieważ człowiek lękowy był niewyspany i niezbyt przytomny. Oczywiście jest rada na takie sytuacje. Najpierw, bezpośrednio po wyjściu z ciepłego łóżka, zimny prysznic. Świetny sposób, żeby przyspieszyć bicie serca i zwiększyć ciśnienie krwi.
Jeśli nasz bohater miewał już kiedyś lęk, a jeszcze lepiej napad lęku, to jego organizm nauczył się w pewien sposób, że można kojarzyć takie czynniki jak szybkie bicie serca i zwiększenie poziomu lęku. Zwykle to właśnie lęk wywoływał szybkie bicie serca, ale przecież może być odwrotnie. Prawdę mówiąc ludzkiemu organizmowi nie robi to większej różnicy – odróżnianie skutku i przyczyny na poziomie fizjologicznym to nadmierne wymaganie.
Po prysznicu czas na kawę. Mogłaby być słaba i z mlekiem. Mogłaby być zbożowa. Ale po co? Taka kawa nie pomaga (?). Lepiej wypić czarnego szatana, najlepiej kawę rozpuszczalną z dużą ilością kofeiny. A może bardzo mocną herbatę bez cukru? To też świetny pomysł. Na śniadanie nie ma już czasu. Zresztą co za sens tak jeść w biegu.
Człowiek lękowy wybiega z domu śpiesząc się na autobus. Nie jest jednak za późno, żeby zapalić papierosa. Wieczorny był lepszy, ale ranny będzie „orzeźwiający” – znów podskoczy tętno, a znane już ciśnienie parcjalne dwutlenku węgla we krwi zachowa się w sposób, który łatwo przewidzieć. Gdyby tego było jeszcze za mało z papierosem w ustach można zawsze jeszcze podbiec. Na filmach policyjnych zwykle tak biegają i nic się nie dzieje. Może uda się podbiec po schodach? Wymarzona sytuacja. Teraz nie tylko przybędzie dwutlenku, ale przy okazji ubędzie tlenu, a może nawet uda się wyprodukować w mięśniach trochę kwasu mlekowego i obniżyć pH krwi.
Tak było w czasach przedcovidowych: Udało się dopaść autobusu. Co prawda jest później niż zwykle, więc autobus strasznie zatłoczony. Polak potrafi – z pewnością bohater wbije się do autobusu. W autobusie oczywiście strasznie gorąco – w lecie dlatego, że wszędzie gorąco, a w zimie dlatego, że ogrzewanie włączone przez miłego kierowcę działa na cały regulator, a okna się nie otwierają. Zresztą kto by się tam do okna dopchał. Powietrze w autobusie składa się już głównie z dwutlenku węgla, więc o żadnych ciśnieniach nie trzeba już w ogóle wspominać. Dodatkowo pot ściekający za kołnierz (w powieściach ścieka zwykle cienką strużką, ale w rzeczywistości to po prostu strugą!) jeszcze raz przypomina organizmowi ostatnią lękową sytuację, w której tak samo koszula była mokra. A organizm nic nie wie o tym, że to tylko autobus! Ciekawa jest też wersja z dojazdem własnym samochodem – zwłaszcza jeśli uda się zatrzymać w korku w kiepsko wentylowanym tunelu. Jak wiadomo tunele w Polsce są zwykle wentylowane bardzo dobrze, ale zawsze może się trafić ten trochę zadymiony...
A tak jest w czasach covid: autobus dziwnie pusty, echo się właściwie niesie. Wygląda to dziwnie. Właściwie wszystko teraz wygląda dziwnie. No i ten facet, który jednak wsiadł na następnym przystanku – jakby kaszlał, choć niby nie kaszle.. Niby ma maseczkę, ale jakąś krzywą, trudno dojrzeć czy zakrywa mu nos, a zresztą – jakby zakrył noc, pewnie odkryje usta. Poza tym ten facet i tak ma brodę. A ta broda wystaje poza maskę. Pewnie schodzą po niej wirusy – jak Tarzan po lianie. Nie lepiej o tym nie myśleć i odwrócić się w inną stronę. Ale tam ta baba chyba kicha, a jak nie kicha to pewnie kichała wtedy, kiedy podziwiałem brodę faceta. I tego Tarzana. Nie, dość już o Tarzanie. I tak całe 16 przystanków.
Nawet najprzyjemniejsza podróż kiedyś się kończy. Nasz bohater dociera więc do pracy. Lekko spóźniony przechodzi przed całym frontem współpracowników, którzy siedzą już na stanowiskach pracy (albo i nie siedzą, bo pracują zdalnie. A w pracy echo odbija się od ścian..). No i oczywiście popatrują kto tam się dziś znowu spóźnił (bo na szczęście nie ja!). Człowiek lękowy czuje te spojrzenia, nawet jeśli o nich nie myśli. Potem jeszcze tylko spotkanie z szefem, który oczywiście rano jest w bardzo dobrym humorze, jak większość ludzi, i z pewnością nie będzie niemiły. Ani trochę.
I wreszcie można się zabrać do pracy. Na jedzenie oczywiście nie ma czasu. Każdy z łatwością zrozumie, że to nie czas i miejsce na jedzenie. Poziom glukozy we krwi wolno opada (właściwie czemu wolno? U niektórych opada całkiem szybko). No, może znajdzie się czas na papierosa. Nie w budynku, to jasne, ale przecież można wybiec szybciutko na zewnątrz, i tam sobie stanąć w miłym upale, albo wręcz przeciwnie w chłodnym przeciągu. Dwutlenek węgla sam będzie wiedział co robić, już się przyzwyczaił. Wzrośnie, to pewne jak amen w pacierzu. Dobrze przynajmniej, że w pokoju w którym pracuje człowiek lękowy nikt nie otwiera okien. Dzięki temu atmosfera ma optymalny skład – głównie dwutlenek węgla. Ale od smrodu podobno jeszcze nikt nie umarł.
Podobnie jak podróż, nawet najmilsza praca dobiega kiedyś końca. Można już lecieć do domu. Z przerwą na niezwykle ciasny tramwaj, bo wracać lepiej tramwajem (nie stoją w korkach!). Jeśli nasz bohater jest mieszkańcem Warszawy, jedynego w Polsce miasta posiadającego aż dwie linie metra, ma jeszcze szanse załapać się na wyjątkowo interesujące z punktu widzenia lęku przeciągi i niezły hałas. Chyba, że już wcześniej włożył sobie w uszy słuchawki i „zapuścił ostrą muzę” – wtedy nie usłyszy nawet najgorszego hałasu.
W domu czeka partner/ partnerka życiowa człowieka lękowego. Ma mu do powiedzenia wszystkie złe rzeczy, które dziś się wydarzyły, mogły wydarzyć lub jeszcze wydarzą. Na dobre wiadomości zawsze jeszcze przyjdzie czas. Na razie wszystko to co złe, smutne, budzące niepewność. Żeby nie zapomnieć! Dobre sprawy przecież nie uciekną.
Załóżmy, że tym razem człowiek lękowy zdążył jednak coś zjeść. Czasem trzeba go karmić, bo całkiem zaniknie. Ale po obiedzie i wysłuchaniu złych wiadomości niewątpliwie nadejdzie czas na papierosa. I kawę! A może by tak jeszcze coś mocniejszego? Niezwykle trafnym pomysłem jest także wypalenie skręta z marihuany – to już niemal gwarancja sukcesu. O przyjmowaniu amfetaminy nie będę wspominał, bo w końcu to nie jest typowe zachowanie.
Jeśli po takim dniu nasz bohater nie zacznie odczuwać lęku, jeśli nie odczuł go w dowolnym punkcie dnia, to nic straconego! Następnego dnia można zrobić wszystko tak samo! A można jeszcze lepiej. Można więcej palić, zapomnieć leków na nadciśnienie, dostać miesiączki (jeśli jest się kobietą, albo przynajmniej osobą z macicą), nie skasować biletu w autobusie, pośliznąć się na schodach i rozbić sobie głowę. Jest mnóstwo możliwości podwyższenia sobie poziomu lęku, jeśli postarasz się Czytelniku to każdego dnia możesz skorzystać z większości z nich i sprawdzić czy to, co zostało napisane w tym felietonie jest prawdą. W końcu nikomu nie można ufać, najlepiej sprawdzać na sobie....
tagi: człowiek lękowy
![]() |
lukasz-swiecicki |
4 stycznia 2022 16:00 |
Komentarze:
![]() |
stanislaw-orda @lukasz-swiecicki |
4 stycznia 2022 16:25 |
niezłe, podobie mi sie.
a co do tych papierosów. W wojsku (1975 r. mieliśmy jeden ze sprawdzianów, którym był bieg na długości 1 km. Oczywiście w moro i buciorach, takich skórzanych, nad kostkę. Był to chyba trzeci z kolei sprawdzian. Względnie nieźle biegałem, bo to był raczej dystans sprawdzający wytrzymałość, a nie szybkość. Dowódca plutonu spodziewał się, podobnie jak i ja, że znowu będę miał niezły czas. Ale ja przed biegiem, w oczekiwaniu na swoją kolejkę, bo startowaliśmy jeden po drugim, w odstępach bodajże minutowych, zdążyłem tuż przed swoim biegiem wypalić dwa "extra mocne". Bez filtra. Byłem wtedy czymś mocno wk ...y , ale rzecz jana nie pamiętam juz czym. No i wszystko szło dobrze do jakichś 150 metrów przed metą, w którym to miejscu po prostu nieomal stanąłem. Resztę dystansu ledwo doczłapałem, no i zaliczyłem czas, że szkoda gadać.
Tak że i owszem, coś jest na rzeczy z tymi papierosami, jak też z osobowością lękową. Ale nie wiem co.
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
4 stycznia 2022 20:16 |
Wzorowy opis człowieka który żyje niezdrowo, ale o lęku w nim niewiele. Lęk byłby wówczas gdyby bohater obudził się o północy z uczuciem rychłej śmierci. Świat odpływa, ciemnieje, brak siły by sięgnąć po telefon. Zwierzęcy strach, że to już za chwilę..
Zwykle to przechodzi, do następnego razu. Rano mocne postanowienie by wreszcie zacząć się badać, bo w przychodni czysta karta. Człowiek od zawsze zdrowy. Teraz z tym badaniem to nie bardzo, bo pandemia. Można też "wziąć się za siebie", ale przecież kuzyn przed emeryturą padł na serce, choć zawsze żył zdrowo, a ciocia pali od też zawsze, i żyje i żyje.
![]() |
Draniu @lukasz-swiecicki |
4 stycznia 2022 20:31 |
W kolejnych wyborach do urn pobiegną osoby z syndromem człowieka lękliwego ;)
Ps. Super scenariusz do tzw. noweli filmowej.
![]() |
atelin @lukasz-swiecicki |
5 stycznia 2022 11:17 |
"Być lękowy i lękliwym to zupełnie nie to samo. Od człowieka lękliwego oczekujemy, że w trudnych sytuacjach może wycofać się, zawieść, zrejterować. Człowiek lękowy w trudnej sytuacji zachowa się odważnie. Za to w codziennej, łatwej sytuacji może mieć poważne trudności."
To się nawet pokrywa z poglądami Gospodarza. Proszę to powiedzieć chłopakom i dziewczynom wstępującym do Straży Pożarnej i Policji, że każdy strażak i policjant to degenerat.
![]() |
lukasz-swiecicki @chlor 4 stycznia 2022 20:16 |
5 stycznia 2022 18:28 |
Bo to nie jest o lęku, tylko jak można sobie lęk wywołać. O lęku będzie kiedy indziej.
![]() |
lukasz-swiecicki @stanislaw-orda 4 stycznia 2022 16:25 |
5 stycznia 2022 22:38 |
Moim zdaniem papierosy zwiększają lęk, ale stwarzają złudzenie, że jest odwrotnie. Ale jak się to dokładnie dzieje (na poziomie mechanizmów) to w zasadzie nie wiem.
![]() |
lukasz-swiecicki @atelin 5 stycznia 2022 11:17 |
5 stycznia 2022 22:52 |
Nie rozumiem? Nie pisałem o żadnych degeneratach. Dla mnie ani bycie lękowym ani lękliwym nie ma żadnej złej konotacji. Bycie odważnym też nie. To jest jak bycie rudym, łysym czy piegowatym - to się nam zdarza i tyle.
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki 5 stycznia 2022 22:38 |
6 stycznia 2022 09:24 |
Zdecydowanie, papierosy są "no go" dla lękowca (nawet jeśli piśmiennictwo czasem twierdzi inaczej). Za to kawa zwiększa lęk tylko w większych ilościach, w małych zmniejsza (mówię z doświadczenia osobistego).
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 6 stycznia 2022 09:24 |
6 stycznia 2022 13:04 |
Z tą kawą to różnie bywa, może zależy od stanu w jakim pijemy. Ale faktycznie malutkie espresso wydaje się nie szkodzić.
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki 6 stycznia 2022 13:04 |
6 stycznia 2022 14:03 |
Espresso ma wbrew pozorom bardzo mało kofeiny. Może to jest przyczyna, że nie nasila lęku.
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 6 stycznia 2022 14:03 |
6 stycznia 2022 16:28 |
Naprawdę? Nie sądziłem! Myślałem, że dużo. Ja lubię tylko espresso.
![]() |
Pawlo @lukasz-swiecicki |
6 stycznia 2022 23:53 |
No i alkohol długookresowo tez chyba może zwiększać lęki ?
Pewnie są i nne czynniki, nie tylko używki, mające wpływ na podwyższenie stanów lekowych
![]() |
Grzeralts @lukasz-swiecicki 6 stycznia 2022 16:28 |
7 stycznia 2022 07:33 |
No właśnie taki paradoks - kofeinę "wyciąga" z kawy woda. Espresso ma mało "wody w kawie", więc mimo, że stężenie może i wyższe (nawet kilkukrotnie), to ogólna zawartość mniejsza niż w kubku parzonej kawy.
https://www.medicalnewstoday.com/articles/324986#caffeine-content-by-coffee-type
![]() |
lukasz-swiecicki @Grzeralts 7 stycznia 2022 07:33 |
7 stycznia 2022 21:50 |
Super!
![]() |
lukasz-swiecicki @Pawlo 6 stycznia 2022 23:53 |
7 stycznia 2022 21:50 |
Alkohol jak nic.