-

lukasz-swiecicki

Ja w to nie wierzę! No i co z tego?

Ja w to nie wierzę - no i co z tego?

Czy badania z grupą placebo są ostatecznym dowodem.

 

Tytuł mojego bloga nie jest bezpośrednio zaczerpnięty od Mieczysława Grydzewskiego.

Co prawda kiedy zastanawiałem się pod jakim tytułem mam pisać, miałem świadomość istnienia „Silva rerum” napisanego przez tegoż Grydzewskiego, ale był to rodzaj świadomości przelotnej (jest taka kategoria psychiatryczna, choć może nie wynika to expressis verbis z podręczników). Krótko mówiąc książki Grydzewskiego wówczas nie czytałem (no bo teraz już tak).

Nie widzę też żadnego podobieństwa między zapiskami Grydzewskiego, a moimi. A nawet widzę znaczne niepodobieństwa.

A mimo to przyznaję się do pewnych inspiracji.

Przeczytałem ostatnio w „Silva rerum” (nie w tym swoim rzecz jasna!) ciekawą anegdotę o Nielsie Bohrze.

Podobno ten genialny ojciec fizyki kwantowej przybił sobie kiedyś do drzwi podkowę na szczęście. Pytany przez zgorszonych kolegów fizyków czy naprawdę wierzy w takie zabobony, miał Bohr powiedzieć: Oczywiście, że nie wierzę, ale z tego co słyszałem podkowa przynosi szczęście niezależnie od tego, czy się w nią wierzy.

Ta odpowiedź może się wydawać jedynie celnym żarcikiem, a przecież jest bardzo głęboka i wiele mówi o naszych czasach (najwyraźniej „nasze czasy” były już za czasów Bohra, co swoją drogą wiele mówi o strukturze czasu ze szczególnym uwzględnieniem „naszych czasów”, niekoniecznie rozumianych tak, jak je rozumieją rosyjscy żołnierze podczas kradzieży zegarków..).

Bardzo często, a nawet coraz częściej, słyszę od swoich pacjentów oświadczenia typu:

  • Te leki mi nie pomogą, bo ja w to nie wierzę.
  • Nie mogę iść na psychoterapię, bo ja w to nie wierzę.
  • Nie ma sensu robić mi elektrowstrząsów, bo ja w to nie wierzę.

Element emocji określanej jako „wiara” jest wysuwany na plan pierwszy.

Nie ma znaczenia, że jakaś metoda pomogła wielu ludziom, że została sprawdzona w warunkach podwójnie ślepej próby, że wreszcie ma uzasadniony logicznie mechanizm działania (ja uważam ten ostatni argument za bardzo ważny!). Liczy się tylko moja emocja w odniesieniu do tej sprawy.

Mówiąc „nie wierzę” chcemy bowiem podkreślić, że nie chodzi o naszą wiedzę na ten temat. Takiej wiedzy, jak się pośrednio przyznajemy, nie mamy i ogólnie mieć nie chcemy.

Po co skoro mamy coś, co określamy jako wiarę?

Wydaje się jednak, o ile można ryzykować jakieś twierdzenia w tym zakresie, że struktura świata wcale tak nie wygląda. Nie jest bynajmniej tak, że działają, funkcjonują, dochodzą do skutku jedynie te elementy Świata, w które łaskawie uwierzyliśmy, czy raczej które spełniają nasze wymagania dotyczące rzeczy, które uważamy za możliwe.

Wręcz przeciwnie, wiele wskazuje na to, że choć w coś zupełnie nie wierzyliśmy - to się jednak stało i za nic sobie miało naszą wiarę, niewiarę czy cokolwiek.

Przykład z grubej rury? Bardzo proszę - gdyby Zmartwychwstanie zależało od wiary uczniów, to raczej jeszcze byśmy sobie poczekali. Przecież uczniowie „nawet nie rozumieli” co do nich mówi, więc chyba o wierze szkoda gadać…

Musiał to zrobić sam.

Nie będę porównywał leków przeciwdepresyjnych do Chrystusa, bo to by nie miało żadnego sensu, ale leki też muszą same, niezależnie od czyjejś wiary.

Co z tego wynika? Moim zdaniem z tego co napisałem wynika, że nie istnieje coś takiego jak zjawisko placebo. A dokładnie biorąc to zjawisko nie nadaje się do użytku, który z niego robimy obecnie.

Bo obecnie jest tak, że przyjmujemy, iż podanie substancji neutralnej nie powinno wywoływać u pacjenta żadnej reakcji. W związku z tym, jeśli taka reakcja wystąpi, to wolno nam ją uważać ze niespecyficzną, czyli, poprawcie mnie jeśli się mylę, możemy uważać, że tej reakcji nie było. No bo jeśli była, ale się nie liczy?

Nota bene oczekujemy, że neutralna substancja może wywołać jedynie efekt pozytywny. A czemu właściwie nie negatywny, kto jej zabroni? Jasne, wiem, że jest efekt nocebo, ale jakoś o tym w badaniach lekowych nie czytamy..

Tymczasem reakcja to przecież reakcja. Ewidentnie nie wzięła się z niczego.

Nie, no oczywiście, odpowiecie, to jest „psychologiczne nastawienie pacjenta”. Świetnie. To znaczy, że psychologiczne nastawienie pacjenta jest niczym?

Ale wysyłamy pacjentów na psychoterapię? Czy nie wysyłamy? I ta psychoterapia to jest placebo? Czy nie jest? A wyniki badań wskazują, że psychoterapia może w istotny sposób wpływać na neuroprzekaźnictwo? Moim zdaniem wskazują.

Czyli efekt, który co pewien czas jesteśmy skłonni uważać na specyficzny i wytłumaczalny, kiedy indziej jest niespecyficznym i pomijalnym? Być może robię jakiś błąd, ale mam wrażenie, że metodologia badań z grupą kontrolną placebo jest błędna w samym założeniu!

Jeśli jakaś substancja jest prawdziwie neutralna, czyli jest neutralna we wszystkich zakresach, to jest dla nas zupełnie nieprzydatna, ponieważ w naszym odejmowaniu - efekt po leku minus efekt po placebo - będziemy odejmować zero. Szkoda na to czasu.

Jeśli natomiast nasza substancja neutralna nie jest, to nie jest także, i wynika to z definicji, placebo.

Bardzo dobrze, może ktoś powiedzieć, ale przecież placebo działa tylko na niektóre osoby!

Ale to przecież nie jest żaden argument. Leki też, z tego co wiem, działają jedynie na niektóre osoby.

Bardzo możliwe, że leki działają na większy odsetek osób niż placebo. No i co tego? Jeśli przyjmiemy, że tak jest to znaczy, że badania z placebo pozwalają na odróżnienie osób podatnych na różne działania, ale wcale nie pozwalają na oszacowanie skuteczności leku. Dlaczego nie? Bo, jak widać, porównujemy różne populacje.

Jeśli grupa osób podatnych na placebo jest bardziej podatna na tego typu oddziaływania, to przecież śmiało możemy założyć, że grupa osób niepodatnych na placebo, jest bardziej podatna na działanie leków. Wydaje mi się, że to rozumowanie jest uprawnione. Jeśli tak jest, to dochodzi do porównania dwóch grup różnych pod zasadniczym względem. A więc porównania, które jest nieuprawnione z punktu widzenia metodologii naukowej.

Można oczywiście wysunąć zastrzeżenie, że, warunkach podwójnie ślepej próby, ani lekarz, ani pacjent nie wiedzą czy przyjmują placebo.

No tak, ale co z tego? Pacjent wie, że przyjmuje coś co może być lekiem lub placebo, to samo dotyczy lekarza.

Jeśli więc pacjent jest optymistą, uzna, że dostał lek, a to samo dotyczy lekarza optymisty...

W rezultacie nasze badanie pozwoli na odróżnienie optymistów od pesymistów (to tylko przykład), ale czy to właśnie było celem badania? Mam wątpliwość..

Czy chcę na takiej (wątłej??) podstawie podważać znaczenie wszystkich badań przeprowadzonych z wykorzystaniem metody podwójnie ślepej próby? Sam nie wiem.

Ale na pewno chciałbym zwrócić uwagę, że tego typu metodologia naukowa nie jest ani jedynym, ani z całą pewnością ostatecznym argumentem. To nie są kamienne tablice z przykazaniami, które Bóg dał Mojżeszowi! To tylko jeden z możliwych sposobów myślenia.

Zdaniem Bohra podkowa przynosi szczęście niezależnie od tego czy się w nią wierzy. A jeśli tak rzeczywiście jest? Jeśli prawdziwy Świat, niekoniecznie tożsamy z tym, który postrzegamy, kieruje się jednak innymi zasadami niż te, które mu przypisujemy? Innymi słowy – jeśli Bohr nie żartował, albo przypadkiem powiedział prawdę, i podkowy rzeczywiście przynoszą szczęście? A placebo rzeczywiście działa (tyle, że nie na wszystkich)?

Skoro tego nie wiemy, a będę się upierał, że nie wiemy, to może i nie zaszkodzi trochę pokory, zanim powiemy „przecież wyniki badań wskazują, że tak jest”, ale także zanim zawołamy „a ja w to nie wierzę”.

Annuszka już rozlała olej i to na co wskazują nasze wyniki, ale także i w to w co sobie życzymy nie wierzyć, może akurat nie mieć specjalnego znaczenia.

Jeszcze raz, żebym został dobrze zrozumiany.

Rozumiem koncepcję placebo. Rozumiem, że chodzi o odjęcie od specyficznego efektu działania aktywnego leku, działań niespecyficznych, które są związane z samym łykaniem czegokolwiek. Nie tego dotyczy moja wątpliwość.

Nie jestem po prostu pewien czy efekt związany z placebo jest niespecyficzny, czy też jest to raczej wykorzystanie innego mechanizmu, którego istnienia nie jesteśmy świadomi, a który to mechanizm wcale nie jest związany z wiarą w działanie leku! Po prostu może podkowa działa niezależnie od tego czy się w nią wierzy!!!

A niby jak? A bo ja wiem???

I już zupełnie na zakończenie – to, że „coś mi się wydaje”, to przecież wcale nie jest wiara. To jest najwyżej wiara w siebie, czy też wierzenie sobie. Do takiej wiary jesteśmy bardzo skłonni.



tagi: placebo  badania naukowe 

lukasz-swiecicki
19 listopada 2023 21:56
8     740    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
19 listopada 2023 22:18

silva rerum

 

i leki:

Argenti

Aurum

Cuprum

Ferrum

 

i inne domieszki.

 

 

zaloguj się by móc komentować

klon @lukasz-swiecicki
19 listopada 2023 22:29

<<<ze szczególnym uwzględnieniem „naszych czasów”, niekoniecznie rozumianych tak, jak je rozumieją rosyjscy żołnierze podczas kradzieży zegarków..).>>>

:))))))) 

Litości!

Takiej formy rozumienia pojęcia "czas" NIE WOLNO aplikować wieczorem. To grozi co najmniej bezsenności do północy. O ile o 12:00 nie przypomnę sobie czasem, czasów w rozumieniu soquwckim.  :)))) 

Rano, zamiast kawy - Tak! 

zaloguj się by móc komentować

ArGut @lukasz-swiecicki
20 listopada 2023 13:13

Silva rerum ...

A może do tej niewiary potrzebny jest poziom zaufania i nazwa modelu/testu. Jak w ogólnie używanych testach statystycznych, które to są podstawą wszelakich oszacowań czy substancja może być lekiem.

zaloguj się by móc komentować

Czarny @lukasz-swiecicki
20 listopada 2023 13:59

A może po prostu trochę inaczej traktować wypowiedź: "Ja w to nie wierzę."?

Na przykład, podczas licytacji facet A mówi: "Pięćstet, i to moje ostatnie słowo". Przecież wiadomo, że to nie jest jego ostatnie słowo w ogólności, a w szczególności -tej konkretnej licytacji- raczej również nie. Takie zdanie zaliczyć można pewnie do jednej z tyczek, wbitych w dno i określających pewien etap, który został właśnie osiągnięty. Być może oznacza ono po prostu: "Proszę państwa, powoli zbliżamy się do końca rozmów."

Myślę, że "ja-w-to-nie-wierza" wszelkich rodzajów można traktować w podobny sposób. To jest zachęta, by wyciągnąć grubsze karty, by bardziej się zaangażować, by zdać sobie sprawę, że sprawa jest poważna.

W niektórych sytacjach to może być również błaganie o pomoc.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Czarny 20 listopada 2023 13:59
20 listopada 2023 16:01

Jasne, to oczywiście możliwe, co więcej tak się zdarza. Ja jednak myślałem tym razem o innych sytuacjach, które też spotykam - o takiej dumie, że ja w to nie wierzę, więc tak nie jest i już!

zaloguj się by móc komentować

chlor @lukasz-swiecicki 20 listopada 2023 16:01
21 listopada 2023 22:50

Na ogół deklarowanie niewiary jest bardziej akceptowane towarzysko, więc bezpieczniejsze niż  upieranie się przy czymś. Są wyjątki. Niewiara w 10 płci czy w zabójczy dwutlenek może grozić wykluczeniem.

 

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @chlor 21 listopada 2023 22:50
22 listopada 2023 19:27

Trochę zależy od towarzystwa, ale chyba zwykle tak jak Pan sądzi.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @chlor 21 listopada 2023 22:50
23 listopada 2023 06:20

A propos dwutlenku to wypłynęły dane o szkodliwości recyklingu plastiku. Plastik można by wprawdzie bez większej szkody, a może i z zyskiem dla środowiska palić/przetwarzać na energię elektryczną, wszak to w zasadzie ropa nieco przetworzona, ale "religia CO2" uniemożliwia rozwój odnośnej technologii. Więc jej nie ma i pewnie nie będzie, przynajmniej w Europie, bo "ja w to nie wierzę". 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować