-

lukasz-swiecicki

Inny dzień z życia człowieka lękowego

Inny dzień z życia człowieka lękowego

Pisałem ostatnio, kilka felietonów temu, o dniu z życia człowieka lękowego. Trochę to było na podstawie doświadczeń własnych.

Dziś rano, podczas spaceru z Borysiem (tak, wiem, że nadużywam tego zwrotu, ja nic na to nie mogę poradzić, bo jestem przed spacerem, na spacerze, albo po spacerze..), uświadomiłem sobie rzecz dla mnie dziwną – kiedy podbiega do mnie pies, jakoś tam z Borysiem zaprzyjaźniony, odruchowo głaszczę go po pyszczku lub po pysku, to zależy od wilekości psa..

Czy to jest dziwne? Dla mnie tak. Jeszcze kilka lat temu nie dotknąłbym psiego pyska, bo z przodu pies ma zęby i bałbym się, że mi rękę odgryzie. Ale tak naprawdę to nie byłby strach tylko typowy lęk, bo ja sobie zupełnie tej obawy nie uświadamiałem. Po prostu cofałem rękę.

Teraz widzę, że wiele osób tak robi. Ale jaki z tego wniosek? Pomyślałem, że w moim życiu może być jeszcze wiele spraw, sytuacji, które budzą we mnie lęk (które budzą w Was lęk), a z których istnienia w ogóle nie zdaję sobie sprawy. Czyli nie dość, że nie wiem, czego się boję (bo to definicja lęku), to nawet do końca nie wiem, że doświadczany przeze mnie dyskomfort jest lękiem właśnie. No i na skutek tych przemyśleń napisałem „Inny dzień człowieka lękowego”. Tekst składa się z dwóch części – praca i dom.

Inny dzień człowieka lękowego - praca

Jeśli ktoś, będąc człowiekiem lękowym, nie lubi mieć lęku i jego napadów, to jego dzień może wyglądać zupełnie inaczej.

Zupełnie inny dzień także zaczyna się poprzedniego wieczoru (tak jak poprzednio opisywany). Ale niezależnie od tego co się dzieje kładziemy się spać o naszej stałej porze, tak by spokojnie się wyspać. Wieczorem można, a nawet byłoby dobrze, pójść na spacer – ciśnienie parcjalne tlenu powinno się sympatycznie zwiększyć i utrzymać na dobrym poziomie, ponieważ będziemy spać w dobrze przewietrzonym pokoju.

Rano pewnie uda się wstać o właściwej porze, będzie więc dość czasu na zjedzenie porządnego śniadania – w ten sposób zabezpieczymy sobie rozsądny poziom glukozy we krwi. Zamiast kawy czarnej znacznie lepsza będzie z mlekiem – bez wątpienia działa tak samo, jeśli chodzi o działanie pobudzające, jednak nie podrażni śluzówki żołądka i nie spowoduje niepotrzebnego łomotu serca! A najlepsza będzie zielona herbata. Jest niezwykle orzeźwiająca, a w ogóle nie drażni (w tym miejscu pozdrawiam Ivana, od którego dostałem najlepsze zielone herbaty, jakie w życiu piłem!).

Poranny papieros to niedobry pomysł. Oczywiście najłatwiej powiedzieć, że palenie to w ogóle niedobry pomysł i to z pewnością będzie prawda. Jeśli ktoś jednak już pali i na razie nie czuje się na siłach, aby palenie rzucić (bo jak mówi znane powiedzenie „wszyscy kiedyś rzucą palenie, niektórzy nawet za życia”) to niech sobie w każdym razie oszczędzi palenia ranem. Z punktu widzenia poziomu lęku ten poranny papieros jest szczególnie nieopłacalny – żadnej przyjemności - za to duże ryzyko.

W drodze do pracy może oczywiście podbiec, można nawet wbiec po stromych schodach – ale pod warunkiem, że człowiek jest w miarę wytrenowany. Dla ludzi pozbawionych kondycji ranne podbiegi mogą się okazać nieprzyjemne w skutkach. O trenowaniu trzeba jednak pomyśleć zawczasu, teraz, w drodze do pracy, człowiek lękowy nie powinien rozpoczynać swojego treningu.

Na tłok w środkach komunikacji nie można niestety nic poradzić (chyba, że wybuchnie epidemia, to co prawda rozwiązuje jeden problem, ale jednak tworzy wiele nowych..). Jednak rozsądne rozplanowanie dnia może trochę pomóc.

Nawet w Tokio metro nie jest zawsze tak samo zatłoczone, są lepsze i gorsze godziny, gorsze są na ogół dla mniej przezornych, czyli tych którzy wychodzą z domu w ostatniej chwili (nie jestem wcale pewien czy tak jest w Tokio, tam są jednak strasznie pracowici ludzie).

Drugie usprawnienie, które można wprowadzić do odpowiedni „kostium podróżny”. Jeżdżąc zatłoczonymi i dusznymi autobusami i tramwajami powinniśmy sobie zapewnić możliwość łatwego usuwania nadmiaru ciepła – ubranie powinno dawać się łatwo rozpinać od góry i o tym rozpinaniu (zawczasu!) trzeba pamiętać.

Jeśli sytuacja nas zaskoczy i dojdzie do zapocenia – będzie już trochę późno, żeby coś z tym zrobić. Zupełnie nie nadają się do środków komunikacji zapinane futrzane kołnierze. Nie dość, że drażnią ekologów i łaskoczą innych pasażerów w nos, to jeszcze niezwykle trudno się pod nimi przewietrzyć. Mogłoby się wydawać, że to strasznie banalne rady i, że dorośli ludzie nie potrzebują, żeby ktoś im mówił jak się ubrać do autobusu – proszę się jednak przejechać w godzinach szczytu komunikacją miejską. Jeśli wszyscy duszący się w niej ludzie rzeczywiście mieli zamiar ubrać się tak, jak się ostatecznie ubrali, to znaczy, że mamy w kraju niezwykle dużo masochistów.

Osoby dojeżdżające do pracy własnymi samochodami nie mają co prawda kłopotów z ubraniem, jednak są znacznie bardziej narażone na niezwykle stresujące korki. Niewiele można na to poradzić, choć czasem wydaje się, że można było rozsądniej zaplanować drogę! Zwłaszcza zatłoczone tunele to, parafrazując powiedzenie taoistyczne, nie jest droga człowieka lękowego.

Czy można zmniejszyć sobie obciążenie stresami w pracy? Wbrew pozorom wydaje się, że tak i zależy to głównie od tego jak się tę pracę organizuje. W takim stopniu, w jakim to od człowieka lękowego zależy, powinien on maksymalnie uporządkować swoje sprawy zawodowe.

Można o tym mówić tylko na bardzo dużym poziomie ogólności, ponieważ każdy zawód ma swoje tajemnice i problemy, jednak prawie wszędzie jest tak, że pewne sprawy można zasadniczo odłożyć na jutro. Tymczasem najlepiej jednak tego nie robić. Jutro może wyniknąć szereg innych ważnych spraw, o których dziś nie mamy jeszcze pojęcia i do których nie jesteśmy przygotowani – wtedy bardzo przyda się gotowy „kawałek pracy” zrobiony na zapas – pozwoli na uzyskanie czasu, ochłonięcie i podjęcie się nowego zadania.

Druga sprawa, też nie zawsze prosta do rozwiązania, ale warta podjęcia wysiłku, to punktualne przychodzenie do pracy. Oczywiście, że spóźniać się jest fajnie i miło, ale trzeba mieć do tego bardzo silne nerwy, jeśli ktoś znając swoją kondycję psychiczną wie, że nie jest ona najsilniejsza, to po prostu nie stać go na luksus spóźnień. Niektórzy mogą, a inni nie, nie ma co zazdrościć, nie ma się co frustrować trzeba słuchać się swojego organizmu.

Bardzo ważną rolę odgrywa również cnota, o której mówi się aż za dużo, ale praktykuje się ją zbyt rzadko – asertywność. Próba bycia miłym dla wszystkich i zgłaszania się do wszystkiego prędzej czy później kończy się przeciążeniem. Osoby, które próbują robić wszystko najczęściej nie są w stanie niczego zrobić w pełni dobrze. Efektem jest wyraźny wzrost poziomu stresu, co w przypadku człowieka lękowego może oznaczać zwiększenie poziomu gotowości lękowej. Przy okazji narażamy się także na wywołanie w sobie frustracji i żalu do otoczenia – „jak to? Ja tu wszystko robię, za wszystko odpowiadam, a oni sobie siedzą, a potem tylko do mnie pretensje!”. A może nikt nie kazał wszystkiego robić? A może trzeba było odmówić kiedy kazali?

Nie jest prawdą, że łatwo jest być asertywnym. Nie jest też prawdą, że zawsze da się odmówić tak, aby proszący nas o coś nie miał do nas żalu. Wręcz przeciwnie, taka odmowa często jest niemożliwa, jeśli bowiem jest tak łagodna, że nie zostanie zrozumiana jako odmowa, to może też być nieskuteczna. Innymi słowy, jeśli komuś czegoś odmawiamy, to musi on to jako odmowę (dokładnie tak!), zrozumieć. Nie jako certolenie się, nie jako kokietowanie i w żadnym wypadku jako targowanie się. Ale po prostu jako odmowę z wyraźnym wskazaniem przyczyn. Trudno w takiej sytuacji oczekiwać, żeby osoba, której czegoś asertywnie odmawiamy była zachwycona.

Z pewnym poziomem dezaprobaty trzeba się zawsze liczyć, jest to jednak zazwyczaj koszt, który warto ponieść. A nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że rzeczy wartościowe muszą kosztować. Gdyby bycie asertywnym było łatwe i przyjemne, to prawdopodobnie niczego specjalnego by nie dawało. Poprzez bycie asertywnym, które choć ważne dla każdego, jest szczególnie istotne dla człowieka lękowego, chcemy w efekcie uzyskać bardzo wyraźne granice naszego działania. Odtąd dotąd odpowiadam ja, i czuję się za to odpowiedzialny, ale poza tą granicą mogę się starać zrozumieć, starać pomóc, ale w ostateczności nie odpowiadam.

I nie odpowiadam oznacza w tym kontekście nie to, że nie odpowiadam w sensie prawnym, bo prawne ograniczenia naszej pracy są zwykle bardzo wyraźne i wynikają z kodeksu pracy i umowy, ale nie odpowiadam w takim sensie, że jestem w stanie się tym nie przejmować, nie brać tego osobiście do siebie, czyli w ostatecznej instancji nie traktować jako osobistego bodźca stresującego. Coś co mnie osobiście nie dotyczy, to także mnie osobiście nie dotyka, nie może mi zrobić krzywdy. Nawet jeśli jakiś niesprawiedliwy, czy zbyt mało wnikliwy, zwierzchnik nie zwróci na to uwagi i będzie na nas zły.

Jeśli jasno zdajemy sobie sprawę z tego, że sprawa jest poza naszym zasięgiem, to taka niezasłużona reprymenda nie musi stać się przyczyną lęku. Chociaż z całą pewnością o wiele łatwiej to napisać, niż wykonać w warunkach realnych. Nawiasem mówiąc asertywność może także obejmować odmowę przyjęcia awansu, jeśli zdajemy sobie sprawę, ze nowe stanowisko może być dla nas przyczyną nadmiernego stresu. Nawet jeśli potrafimy coś zrobić, to wcale nie oznacza, że robić to musimy! Choć to w naszej kulturze niepopularne, często lepszy spokój ducha, niż tzw. rozwój kariery za wszelką cenę.

Można powiedzieć, że trzy podstawowe czynniki pozwalające na zmniejszenie stresu związanego z pracą to dobre jej zorganizowanie, umieszczenie we właściwych ramach czasowych i asertywne podejście do zakresu obowiązków zawodowych.

Każde z tych zadań jest właściwie zadaniem złożonym (choć może punktualność w najmniejszym stopniu) i w związku z tym nikt nie może od siebie oczekiwać, że od razu uda mu się uzyskać optymalną formę w każdym z tych zakresów. Wręcz przeciwnie – oczekiwanie, że pewne zmiany w sposobie i stylu wykonywania pracy uda się osiągnąć szybko i łatwo, z dużym prawdopodobieństwem narazi człowieka lękowego na rozczarowanie i zniechęcenie.

Podobnie jest przecież z wieloma osobami, które zachęcone ciekawym programem telewizyjnym dotyczącym przyjemności związanych z biegiem długodystansowym wybiegają z domu i przebiegają 10 km (no, powiedzmy, że 3). Oczywistym efektem będą zakwasy i niechęć do biegania na długo. A wystarczyłoby zacząć od małych odległości i zwiększać jej systematycznie. Wydawałoby się, że to sprawa oczywista, musi w tym jednak być jakaś duża trudność, skoro tak wiele osób popełnia tak często ten sam prosty błąd.

Ponieważ jednak nawet największa przyjemność kiedyś się kończy, także dzień pracy dobiega wreszcie końca i człowiek lękowy rozpoczyna powrót do domu. Jest to pod każdym względem zwieńczenie dnia. Również dlatego, że właśnie teraz mogą się kumulować wszystkie błędy, „grzechy przeciw lękowości” jak mógłby to określić katechizm człowieka lękowego. Prawdopodobnie decydującym momentem jest, pojmowane zarówno dosłownie jak i symbolicznie, „wejście do domu”.

Wejście do domu człowieka lękowego. Tak się w życiu człowieka lękowego, a może w ogóle każdego, składa, ze najgorsze rzeczy dzieją się po wejściu do domu i trochę przedtem. Najpierw jest skrzynka na listy. A w tej skrzynce są dwie możliwości.

Albo nie ma tam nic – i to może być niedobrze, bo może właśnie na coś czekamy, a tego nie ma. Mogą być bardzo różne powody tej nieobecności, ale człowiekowi lękowemu przychodzą do głowy głównie takie jak śmierć lub ciężka choroba nadawcy.

Może też w skrzynce „coś” być - i to zwykle jeszcze gorzej. Bo na przykład mogą to być druki urzędowe. Na razie, na schodach, nie widać co to za druki, ale jak druki to pewnie z urzędu skarbowego, z sądu albo z policji. A w środku np. jakieś mandaty. Jeszcze nie wiadomo za co, może w ogóle nie było za co, bo człowiek lękowy, jest zwykle raczej ostrożny.

Ostatecznie Józef K. też myślał, że nie ma za co, a doczekał się całkiem przykrego „Procesu”. Ostatecznie Kafka nie wziął tego pomysłu z powietrza, bo jakby wziął z powietrza to powieść nie byłaby ani w połowie tak dobra. A skoro takie rzeczy się zdarzają, to czemu nie miałyby się wydarzyć „właśnie mnie”. W końcu na kogoś to musi wypaść.

Ale powiedzmy, że to nie są druki. Jak nie druki to pewnie rachunki do zapłacenia. Taki na przykład rachunek za światło wygląda dość niewinnie, ostatecznie mało kto płaci za iluminację pałacu, ale to tylko pozór. Przecież nie trzeba patrzeć na tę sumę do zapłacenia w obecnym miesiącu, tylko na sam koniec, tam gdzie jest suma za kwartał, a może za pół roku? No i to już jest suma. Tyle człowiek lękowy nie ma, a jakby nawet i miał to za co kupić chleb? Groza narasta.

A to dopiero schody. W domu też mogą być mniej więcej dwie możliwości. Albo nie ma tam nikogo, więc niedobrze. Bo gdzie są, jeśli ich nie ma (zakładając, że ktoś powinien być). Pewnie w pracy albo w szkole, ale może już leżą w szpitalu, albo wpadli pod samochód. A jeszcze gorzej jak pod tramwaj. Bo pod samochodem to jeszcze można przeżyć, a pod tramwajem....

No, a jeśli ktoś jest to pewnie zaraz się dowiemy, i to akurat często zupełnie słuszne przewidywanie, wszystkiego najgorszego – o złych stopniach, złym samopoczuciu, wagarach, złych perspektywach zawodowych, a w najlepszym przypadku o tym, jakie teraz wszystko drogie.

Instrukcja obsługi wchodzenia do domu na użytek człowieka lękowego wygląda więc następująco:

Do skrzynki można zajrzeć później, lepiej po obiedzie, bo wyższy poziom glikemii działa uspokajająco i nie będzie tak źle.

Innym wyjściem jest poproszenie kogoś z domowników, żeby wyjmował listy.

Można wreszcie wziąć byka za rogi i zaglądać do skrzynki samemu, ale w żadnym wypadku nie wolno otwierać kopert na schodach (chyba, że mamy w ręku ewidentne zaproszenie na ślub lub coś w tym rodzaju), ani na korytarzu przed zdjęciem płaszcza i butów, ani zaraz potem – bo lepiej po obiedzie i tego się trzeba trzymać.

Jeśli chodzi o złe wiadomości, to niestety nie da się ich całkiem uniknąć, jednak nie muszą być serwowane na przywitanie, a to już ogromna różnica. Jak to zrobić?

Jedyną praktyczną, choć wcale nie prostą, metodą jest bezpośrednie zakomunikowanie rodzinie swoich potrzeb. Pewnie nie wystarczy raz, ale jeśli człowiek lękowy wyjaśni kilka razy spokojnie, że chciałby dowiedzieć się o wszystkich ważnych sprawach (nie ma potrzeby podkreślać, że także o złych) nie w progu, bo wtedy nie może im poświęcić uwagi, na którą z pewnością zasługują, ale jakąś godzinę później, to pomału wszyscy powinni się wdrożyć. Problem od tego nie zniknie, ale zagrożenie lękiem zauważalnie zmaleje. Być może lepiej być nie może.

Im bliżej wieczoru tym życie człowieka lękowego jest łatwiejsze. Jednak nie można dać się zwieść pozorom. Jeśli nasz bohater uzna, że skoro czuje się już znacznie lepiej i swobodniej, to można już zacząć bez umiaru palić, a przy okazji „czegoś” się napić, to wkrótce może się okazać, że bardzo się mylił. A jeśli nie okaże się to wkrótce, to w każdym razie następnego dnia rano. A ranki są trudne. Można je zacząć od papierosa i mocnej kawy wkraczając w następny dzień człowieka lękowego. Można, ale czy warto?

Ten krótki i pobieżny spis grzechów przeciw lękowości i podstawowych sposobów ich unikania w żadnym wypadku nie wyczerpuje zagadnienia. Tak naprawdę nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jakie jeszcze figle potrafi sobie sam spłatać człowiek lękowy. Nie oczekuję także, że już od jutra porzuci on wszelkie nieprzyjemne dla siebie samego nawyki i zacznie żyć jak rycerz bez trwogi. Ważne jest jedno – trzeba pamiętać, że wykonywanie pewnych czynności nie ujdzie bezkarnie. Jak najbardziej można nie dojadać, zapijać się mocną kawą, palić papierosa za papierosem itp.

Tylko później nie ma co się dziwić, jeśli organizm też będzie chciał mieć coś do powiedzenia. Jeśli w naszym codziennym cenniku skórka okaże się warta wyprawki, to można wyprawiać, jeśli jednak nie i jeśli z góry można przewidzieć, że nie, to naprawdę – po co?

Oczywiście, mogę Wam to wszystko wyjaśnić podczas wizyty. Ale to już nie będzie za darmo..

 



tagi: lęk  zapobieganie 

lukasz-swiecicki
9 stycznia 2022 12:43
9     771    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Grzeralts @lukasz-swiecicki
9 stycznia 2022 14:16

To wszystko jest więcej niż niełatwe i zawzyczaj trzeba jednak komuś zapłacić. Choćby, żeby pilnował stopniowego wcielania tych rad w życie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
9 stycznia 2022 14:36

A to dopiero niespodzianka.

Aż przerzuciłem felieton na Worda i wyszło pełne 5 stron A-4 czcionką "11" (calibri) przy interlinii 1,15.

Congratulation.

I PLUS, oczywiscie.

zaloguj się by móc komentować

handlarz @Grzeralts 9 stycznia 2022 14:16
9 stycznia 2022 15:39

   mogę Wam to wszystko wyjaśnić podczas wizyty. Ale to już nie będzie za darmo..

i pocalujta mnie w zyc,

podpial Chuck Norris, tfu, BIG PHARMA

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 9 stycznia 2022 15:39
9 stycznia 2022 15:40

do systemu prof mialo byc

zaloguj się by móc komentować

handlarz @Grzeralts 9 stycznia 2022 14:16
9 stycznia 2022 15:42

 więcej niż niełatwe i zawzyczaj trzeba jednak komuś zapłacić. Choćby, żeby pilnował stopniowego wcielania tych rad w życie.

 

moze Vit C pomoze? albo jw.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Grzeralts 9 stycznia 2022 14:16
9 stycznia 2022 18:15

Tak, nie przeczę. To raczej wstępny harmonogram.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @handlarz 9 stycznia 2022 15:39
9 stycznia 2022 18:16

Nie, nie o to mi chodziło. Tylko o to, że można spróbować samemu lub nie spróbować.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @handlarz 9 stycznia 2022 15:42
9 stycznia 2022 20:07

Ani witamina C, ani nic innego co występuje w tabletkach. Nie w tym konkretnym przykładzie. 

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować