Informacja o działaniach niepożądanych zabiegów elektrowstrząsowych
Informacja o działaniach niepożądanych zabiegów elektrowstrząsowych
Myślę, że to niezły tytuł jak na felieton.
Właściwie to nawet świetny. Powinni mi dać nagrodę w tym konkursie na tytuły felietonów.
A w którym?
No, w tym znanym konkursie. A, że nie ma takiego? Może i nie ma, ale powinni (oni) taki konkurs zrobić. I przyznać mi nagrodę. Nawet może być pieniężna, nie będę wybrzydzał. Ale puchar też powinien być. I dywan czerwony.
Trzeba tylko jeszcze napisać o co chodzi.
Więc (nie zaczynamy zdania od „więc”, wiele razy już o to prosiłem; tylko że wielu zdań nie można inaczej zacząć..), razem z kolegami (ale może nie napiszę z którymi, bo nie pytałem czy mogę o nich pisać dziwne felietony) postanowiliśmy się zająć sprawą informacji, którą ludzie dostają przed zabiegami elektrowstrząsowymi (EW).
Ogólnie, jak wiadomo, zabiegi EW cieszą się zupełnie niezasłużoną złą sławą. Z tego względu przed zabiegami wręcza się ludziom obszerną informację. Żeby przeczytali i wiedzieli.
Różni autorzy zajmujący się tematem piszą co tam w takiej informacji powinno być. Zdaje się zresztą, że czasem piszą choć nie wiedzą. Bo na przykład bardzo często można w tej informacji znaleźć wiadomość, że mogą być zaburzenia pamięci, ale tylko epizodycznej (jakieś epizody z przeszłości) i, że wszystko ustąpi po 3 miesiącach (albo po 6). W większości przypadków rzeczywiście tak jest, ale zdarzają się od tej reguły wyjątki i sądzę, że o tym też pacjenci chcieliby wiedzieć.
I tu jest właśnie pies pogrzebany. O czym właściwie chcą wiedzieć ludzie? Nie - co im daliśmy do przeczytania, tylko - o czym by chcieli czytać. Mam wrażenie, że tym się już nikt nie zajmuje.
A patrząc na to z perspektywy praktyka, który przez całe swoje życie zawodowe wykonywał zabiegi EW, mogę powiedzieć, że ludzie dzielą się na kilka (cztery czy może pięć) grup, jeśli chodzi o to co właściwie chcieliby wiedzieć i jaka jest ich percepcja w tym zakresie (czyli innymi słowy - co właściwie lubią wiedzieć, czego wiedzieć nie chcą i co ich wcale nie obchodzi).
Pierwsza grupa to „żarliwi entuzjaści”. Żarliwi entuzjaści to ludzie, którzy na ogół mieli już kiedyś zabiegi EW i bardzo dobrze się po nich poczuli. Owszem, być może mieli także działania niepożądane, być może o czymś zapomnieli, ale z ich punktu widzenia było to zupełnie niewspółmierne do tego, jaką odnieśli korzyść. Osoby te w zasadzie nie potrzebują informacji. Mogą ją nawet przeczytać, ale nie biorą jej w żadnym stopniu do siebie.
To samo dotyczy zresztą entuzjastów leków. Wiem, bo sam należę do tej grupy. Ja nie czytam ulotek. Uważam, że nie są skierowane do mnie.
Druga grupa to osoby, którym jest wszystko jedno. W tej grupie bardzo często znajdują się chorzy na schizofrenię, a zwłaszcza pacjenci z katatonią. Są to najczęściej osoby, które choroba w zasadzie wyłączyła ze społeczeństwa. Osoby te spędzają czas samotnie, często leżąc na łóżku twarzą do ściany, lub z głową zakrytą kocem. Pytane o samopoczucie odpowiadają - „wszystko jest dobrze”, a pytane o zabiegi EW mówią „to jest mi obojętne”. Osoby te nie zgłaszają żadnych działań niepożądanych, bo w ogóle nie są zainteresowane takim zagadnieniem. Wydaje mi się, że nie czytają żadnych informacji i jest im obojętne co tam właściwie jest napisane.
Trzecia grupa to osoby, którym zabiegi EW pomagają, ale te osoby jeszcze tego nie wiedzą. Nie miały dotychczas elektrowstrząsów, boją się ich i jak na razie odczuwają raczej dziania niepożądane, a w to, że zabiegi będą skuteczne to czasem wierzą, a czasem nie. Te osoby przeczytają informację o zabiegach, ale raczej w poszukiwaniu argumentów przemawiających za tym, że zabiegów nie trzeba im robić. Są to także osoby, które dość szybko zorientują się, że zabiegów EW nie wykonuje się u pacjentów, którzy rano coś zjedli (bo nie można ich wtedy bezpiecznie znieczulić). W związku z tym pacjenci należący do tej grupy będą jedli zawsze wtedy, kiedy uznają, że „dziś” lepiej EW nie robić. Tak jest prościej niż odmawiać!
Nawiasem mówiąc część, sprytniejsza, pacjentów z tej grupy wcale nie je. Wystarczy, że powiedzą, że coś zjedli. Aby wyglądało to bardziej wiarygodnie można nosić kromkę chleba w kieszeni piżamy. Nie ma anestezjologa, który byłby odporny na chleb w piżamie. Możecie mi wierzyć.
Do czwartej grupy (bardzo nielicznej!!) należą chorzy, u których zabiegi wywołują znaczne zaburzenia pamięci, ale nie dają trwałego, wyraźnego efektu poprawy stanu psychicznego. Robienie zabiegów osobom z tej grupy mija się z celem. Jednak właśnie te osoby nie będą protestowały, ani nawet nie będą specjalnie mówiły o swoich zaburzeniach pamięci. Bo o nich nie pamiętają!!! Zaburzenia pamięci muszą zostać zauważone przez lekarza/ terapeutę. Pacjent o nich zapewne nie powie. Pacjent także nie będzie specjalnie pamiętał z czym się zapoznał przed zabiegami. Ani nie będzie tym zbytnio zainteresowany.
Piąta grupa, którą wymieniłem jedynie jako potencjalną, to „fałszywi entuzjaści”. Są to pacjenci, którzy w ogóle nie potrzebują zabiegów EW i zapewne nie będą ich mieli (chyba, że uda im się wszystkich wywieść w pole..), ale za to bardzo by chcieli je mieć!
Komuś, kto nie zajmuje się tą kwestią na codzień może się to wydać bardzo dziwne czy też mało prawdopodobne, ale tak!, oczywiście istnieje całkiem duża grupa osób, które chcą mieć elektrowstrząsy, ale wcale ich mieć nie powinny.
Są to osoby z różnymi problemami psychologicznymi, najczęściej z poważnymi zaburzeniami osobowości. Osoby te słabo radzą sobie ze swoim życiem, ale tak naprawdę nie są chore psychicznie i nie mogą zostać wyleczone, przynajmniej nie tak, jakby tego chciały. Znaczna większość pacjentów z tej grupy oczekuje czegoś w rodzaju „cudownego uleczenia”, cudu, który dokona się bez wysiłku z ich strony i zajmie tylko chwilkę (powiedzmy - kilka tygodni, ale przecież nie kilka lat, o których zwykle mówią psychoterapeuci).
Elektrowstrząsy, i zdaję sobie sprawę, że dla bardzo wielu ludzi może to być bardzo dziwnym stwierdzeniem, nie są pozbawione elementu psychoterapeutycznego. Może nie powiedziałbym, że EW to forma psychoterapii, ale wcale nie jesteśmy tak daleko od prawdy określając sytuacje w ten sposób… Z pewnością EW potwierdzają ciężkość choroby, powagę sytuacji, ale także „biologiczność” choroby. Jeśli muszę mieć zabiegi EW, to przecież jest jasne, że sam nic nie mogę zrobić itd.
Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć - ale co to za psychoterapia?? Ja przecież nie twierdzę, że EW to „dobra” psychoterapia. Być może utwierdzanie ludzi w przekonaniu, że nic nie mogą zrobić i muszą się oddać w cudze ręce nie jest właściwą formą oddziaływania, ale to z pewnością jest oddziaływanie o charakterze psychoterapeutycznym.
To znacznie rozleglejsze zagadnienie. W tym momencie chciałbym jedynie zaznaczyć, że oczywiście są osoby, którym zabiegów EW nie należy wykonywać. I to nie dlatego, że im te zabiegi zaszkodzą. Same zabiegi nie zrobić im niczego złego, ale osoby te wykorzystają fakt wykonywania u nich takich zabiegów w sposób, który na dłuższą metę będzie szkodliwy i niewłaściwy.
Fałszywi entuzjaści chętnie zapoznają się z informacją o objawach niepożądanych. Im więcej takich objawów tym lepiej z ich punktu widzenia. W końcu „kupują” tu nie byle co - „kupują” same elektrowstrząsy. To musi boleć.
W niezwykle mądrej książce Janoscha „Ja ciebie wyleczę, powiedział Miś” (obowiązkowa dla wszystkich Terapeutów!!!) Lisek mówi „Taki zastrzyk nie nadaje się dla małych zwierzątek. On wymaga mocnych nerwów. Bo JEST BARDZO KŁUJĄCY” (podkreślenie moje!).
EW są dla fałszywych entuzjastów bardzo kłujące. Im gorsza informacja - tym lepiej.
Oczywiście nie twierdzę, że powinniśmy mieć różne informacje dla różnych grup pacjentów (pięć różnych informacji!!) - nic podobnego. Musimy jednak bardzo dobrze zdawać sobie sprawę z tego, że będziemy różnie rozumiani w zależności od tego na kogo trafimy.
I potem się nie dziwić.
tagi: ew objawy niepożądane grupy pacjentów
![]() |
lukasz-swiecicki |
1 maja 2025 16:48 |
Komentarze:
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
1 maja 2025 19:59 |
Instrukcja którą otrzymują pacjenci po wszczepieniu implantu słuchowego całkiem wyklucza stosowanie EW.
![]() |
lukasz-swiecicki @chlor 1 maja 2025 19:59 |
1 maja 2025 21:27 |
Nie wiedziałem. Nie wiem czy słusznie.Sądzę, że EW nie mogą uszkodzić implantu. Przypuszczam, że to tylko tak, na wszelki wypadek. Sam widziałem instrukcję, w której informowano o tym, że jeśli się ma schizofrenię to nie można korzystać z sauny!! A czemu? A bo temu. I już.
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki 1 maja 2025 21:27 |
2 maja 2025 18:40 |
Tak podaje instrukcja producenta implantów słuchowych Cochlear: "W żadnym wypadku nie należy stosować terapii elektrowstrząsowej wobec pacjenta posiadającego implant. Leczenie elektrowstrząsami może uszkodzić tkankę lub spowodować trwałe uszkodzenie implantu".
Chodzi o napięcie indukowane w metalowych przewodach wszczepionych w nerw. Ryzyko "spalenia nerwu".
Czy ktoś to badał, czy to tylko domysły producenta - nie wiadomo.
Nie tylko EW, również badanie rezonansem magnetycznym jest wg tej intrukcji przeciwskazane z wyjątkiem niektórych przypadków.
![]() |
MarekAd @lukasz-swiecicki |
3 maja 2025 02:11 |
Z ciekawych zastosowań prądu w leczeniu spotkałem się dwa razy. Jednym z nich były prądy selektywne dr Kwaśniewskiego stworzone na bazie odkryć księdza prof Sedlaka. Drugim metoda dr Huldy Clark lecząca generatorem prądu.
Co do elektrowstrząsów w psychiatrii to mam mieszane uczucia. Depresja ma swoje źródła w jakiś negatywnych wydarzeniach w życiu człowieka. Często chory o nich nie pamięta, bo miały miejsce na przykład we wczesnym dzieciństwie. Kluczem do wyleczenia jest powrót do traum, odgrzebanie ich z mroków pamięci.
Wszystko co temu służy pomaga i nagle pojawiają się elektrowstrząsy z ich skutkami ubocznymi w postaci zaniku pamięci. Chciało by się powiedzieć - nie tędy droga. To mi tu bardzo zgrzyta. Na szczęście nie muszę ich stosować, bo raczej bym się nie zdecydował.
![]() |
Traube @MarekAd 3 maja 2025 02:11 |
3 maja 2025 05:16 |
Największe skandale w historii szwedzkiego sądownictwa i psychiatrii sądowej wiązały się z, totalnie obecnie skompromitowanymi, bzdurnymi teoriami o "wypartych wspomnieniach traum z dzieciństwa".
Jedna z książek o największym z tych skandali ukazała się w polskim tłumaczeniu: Hannes Råstam "Seryjny morderca Thomas Quick".
Hołdujący owym teoriom psychoterapeuci doprowadzili do wielu rodzinnych tragedii wmawiając swoim klientkom "wspomnienia" gwałtów dokonywanych na nich przez ojców we wczesnym dzieciństwie. Niewinni ludzie na długie lata lądowali w więzieniach.
Teorie głównych propagatorów idei wypartych wspomnień (Sven Åke Christianson, Margit Norell) są obecnie traktowane jako pseudonaukowe brednie.
![]() |
MarekAd @Traube 3 maja 2025 05:16 |
4 maja 2025 03:01 |
Uderzył Pan z grubej rury :) Widzę, że zaszedłem Panu mocno za skórę i próbuje mi tu Pan dosolić za wszelką cenę ;)
Faktycznie sprawa Thomasa Quicka to była totalna kompromitacja szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości. Nie mieści się w głowie, że doszło do czegoś takiego. Za tym stali nie tylko psychiatrzy i psychologowie, ale błędy popełnili tu wszyscy biorący w tym udział: policjanci, prokuratorzy i sędziowie.
Przykre jest, że przyłożyli do tego rękę psychologowie, szczególnie Margit Norell, która była najbardziej odpowiedzialna za to co się stało. Zresztą brała ona udzial w kilku głośnych sprawach sądowych, w których po czasie uchylano wyroki ze względu na skandaliczne decyzję szwedzkich sędziów.
Jednak byłbym daleki od twierdzenia, że "wyparte traumy z dzieciństwa" to skompromitowane bzdurne teorie.
Margit Norell bazowała na różnych teoriach, m. in. teorii relacji z obiektem stworzoną przez słynnych i uznanych psychoanalityków Melanie Klein i Donalda Winnicotta. Równie dobrze moglibyśmy teraz odrzucić dorobek tych dwóch badaczy, bo z ich pracy korzystała M. Norell. Myślę, że nie tędy droga. Wiele razy zdarza się i to w różnych dziedzinach nauki, że pewne teorie zostają nieprawidłowo zastosowane. Tak też było w tym wypadku. To co robiła M. Norell nie ma zbyt wiele wspólnego z psychologicznymi teoriami. Zostały one przez nią zwyczajnie wypaczone.
W szpitalu psychiatrycznym, w którym przebywał Thomas Quick, wieloletni narkoman, który nigdy nie wyszedł ze swojego nałogu, był faszerowany przez wiele lat silnymi psychotropami. Dodatkowo był poddawany manipulacji. W takich okolicznościach psychoterapii się nie przeprowadza, bo przynosi ona więcej szkody niż pożytku. Zupełnym nonsensem jest też skazywanie człowieka tylko na podstawie tego, co psycholog usłyszał od pacjenta podczas psychoterapii.
Cała ta historia jest jest tym bardziej dziwaczna, że miała miejsce w szwedzkiej rzeczywistości, w której prędzej się mordercę uniewinni, niż skaże.
Często przeciwnicy psychologii, twierdzą, że psychologowie bronią złoczyńców, a tutaj proszę, psychoanalityczka stworzyła seryjnego mordercę i nawet doprowadziła do jego skazania. To jest dopiero dobre.
Efekt tej całej sprawy jest taki, że stanowi ona teraz wodę na młyn dla każdego kto podważa psychologiczne teorie, co widać na Pana przykładzie. Ja akurat nie mam zamiaru nikogo, ani niczego bronić. Pewne teorie bronią się same i najsłabszym ogniwem jest jak zwykle człowiek. W tym wypadku M. Norell czy Sven Åke Christianson ze swoimi nadu
życiami.
![]() |
Traube @MarekAd 4 maja 2025 03:01 |
4 maja 2025 08:21 |
To nie jest kwestia dosalania za wszelką cenę. To reakcja na Pańską butę i arogancję.
Pod blogowym wpisem profesora psychiatrii, który codziennie spotyka w pracy więcej osób z prawdziwą depresją, niż Pan spotkał w swoim życiu, informuje Pan owego profesora, że błądzi i nie wie, co czyni.
Po pierwsze, nie zna objawionej przez Pana przyczyny depresji, czyli traum z dzieciństwa, czasem wypartych i zapomnianych.
Po drugie, bez sensu naraża swoich pacjentów na zaniki pamięci stosując elektrowstrząsy zamiast odgrzebywać z mroków pamięci, jak to Pan poetycko ujął, ich traumy.
Buta i arogancja totalnego ignoranta. Już kiedyś zwracałem Panu na to uwagę. Nic Pan wtedy nie zrozumiał. Nie chodziło o zadawanie pytań, tylko o udzielanie odpowiedzi na nie zadane pytania. Pan informował profesora o przyczynach jego rozterek.
Teorie, którym Pan hołduje na podstawie swoich lektur, bronią się same w głowach takich "praktyków", jak Pan. W rzeczywistości, np. w Szwecji, dominująca niegdyś psychoterapia psychodynamiczna jest w zaniku. Coraz bardziej dominuje KBT. Dominuje ze względu na swoją skuteczność przynajmniej w niektórych przypadkach i brak szkodliwych następstw jakie powodowało "odgrzebywanie z mroków pamięci" wyimaginowanych traum z dzieciństwa. Jak pisałem, doprowadziło to do wielu tragedii, kiedy pod sugestią pseudoterapeutów, pacjentki oskarżały swoich ojców czy starszych braci o molestowanie seksualne i gwałty w dzieciństwie.
![]() |
MarekAd @Traube 4 maja 2025 08:21 |
5 maja 2025 03:34 |
Pan w kółko to samo pod każdym moim komentarzem. Ciągle mi Pan zarzuca butę i arogancję, mimo że nawet nie piszę nic o Panu, ani pod Pana notkami. To jakiś obłęd. Bawi się Pan w przewrażliwionego adwokat innych osób.
Najśmieszniejsze jest to, że niedawno też się był Pan święcie oburzony jak zastanawiałem się skąd u prof. Świecickiego wybór psychiatrii. Sugerowałem, że być może ma to swoje źródła w dzieciństwie profesora. Jak się później okazało miałem nosa i trafiłem w punkt, ale do dziś pamiętam jak się Pan wtedy oburzał. Myślałem, że da mi Pan już spokój, ale widzę, że twardziel z Pana i będzie się Pan tak mnie czepiał w nieskończoność. No cóż będę musiał jakoś z tym żyć.
Co do elektrowstrząsów to nie napisałem, że stosując je profesor błądzi i źle czyni. To Pana kolejna nadinterpretacja. Wyraziłem tylko swoją opinię, że mnie osobiście "ta metodą zgrzyta" i pewnie bym się na nią nie zdecydował. Tylko tyle.
Nie podważam kompetencji profesora, a moja prywatna opinia przecież nie zaszkodzi takiemu autorytetowi jakim jest Pan profesor. To że Pan tak staje w jego obronie jest po prostu śmieszne.
I co mi Pan tak z tą Szwecją wyjeżdża? To jakieś państwo - wzór dla Pana? Ja tak tego kraju nie postrzegam.
Co do nurtów psychoterapii to uważam, że wszystkie są skażone freudowskim podejściem i nie mam do nich zaufania. Oczywiście są lepsze i gorsze. Na pewno nurt gestalt jest lepszy od dynamicznej. Jednak najgorsza jest terapia behawioralna. To w sumie nawet nie terapia tylko rodzaj coachingu, tak popularnego w dzisiejszych czasach. Niestety ta terapia to przerost formy nad treścią, skupia się jedynie na skutkach, a nie na przyczynach zaburzeń. Choć nie dziwię się, że może się podobać takim osobą jak Pan, które za wszelką cenę bronią się przed grzebaniem w mrokach swojej przeszłości.