-

lukasz-swiecicki

Henio nadal się martwi czyli o tym, co właściwie może komu pomóc?

Henio nadal się martwi czyli o tym, co właściwie może komuś pomóc

 

Historia Henia z poprzedniego felietonu wcale się jeszcze nie skończyła. Mimo moich zapewnień co do istoty wieczności Hendry dalej był niespokojny:

- poprosił mamę Maję, żeby policzyła mu ile już godzin żyje. Od samego urodzenia. Nie chciał się rozdrabniać i poniżej godzin nie schodził..

- postanowił sam obliczyć ile jeszcze godzin mu zostało. Przyjął przy tym zupełnie rozsądnie, że będzie żył 100 lat. To się wydaje sporo, ale w liczeniu pomaga. W badaniach też się zawsze zakłada, że będzie 100 pacjentów. A potem jest tylu, ilu przyjdzie. Jak w życiu.

- zdenerwował się bardzo, bo zaczęło mu wychodzić, że Leon ma mniej godzin. Liczonych w tym samym systemie. Heniuś powiedział, że bez Leona umrze z nudów. To wzór braterskiej miłości, a poza tym, na co Henio nie zwrócił uwagi, to by akurat rozwiązało ten problem.

Słowem Henryś był nadal smutny. Wtedy mama przeczytała mu mój felieton. Hania Lipińska zwątpiła czy taki felieton może pomóc siedmioletniemu dziecku. Ja w zasadzie także sądziłem, że jedynie zawracam głowę. Tymczasem..

Informacja o starych grzybulcach na trampolinie wprawiła Henia w tak dobry nastrój, że całkowicie zapomniał o swoich egzystencjalnych rozterkach i rozśmieszony udał się na spoczynek.

To mi nasunęło pytanie, które dość często do mnie powraca. Kiedy właściwie komuś pomagamy? To znaczy czy tak łatwo jest przewidzieć co pomoże?

Miałem kiedyś pacjenta, którego żona opowiedziała mi ciekawą historię. Otóż mój pacjent był nałogowym palaczem. Palił cały czas. Dosłownie kopcił jak komin. Przyznał się do tego podczas wizyty u lekarza rodzinnego, a lekarz powiedział mu, że palenie jest szkodliwe.

„To niesamowite!” – zdumiał się pacjent. „Jest szkodliwe?? Zupełnie o tym nie pomyślałem!”. I natychmiast przestał palić.

Wkrótce jednak zaczął pić. Pił z wielkim entuzjazmem. Wynosił z domu rzeczy, sprzedawał je i przepijał uzyskane w ten sposób pieniądze. Podczas kolejnej wizyty u lekarza rodzinnego przyznał się do tego bez problemu, bo nie widział w tym problemu. Lekarz jednak nie zgodził się z tym punktem widzenia i powiedział pacjentowi, że picie jest szkodliwe. Pacjent był zadziwiony, ale natychmiast przestał pić.

Zaczął natomiast nadużywać leków. W zasadzie łykał wszystko co wpadło mu w ręce. Pewnie Czytelnicy już się domyślają co było dalej. Tak. Tym razem też wszystko wyprostował lekarz rodzinny.

Oczywiście to zwariowana historia. Pewnie nigdy bym nie uwierzył, gdyby opowiedział mi to sam pacjent, ale to historia, którą usłyszałem od jego żony! Pacjent potwierdził ją w pełni.

Interesuje mnie tu jednak nie ten pacjent, który z niewiadomych przyczyn nie wiedział o szkodliwości picia, palenia czy też lekomanii. Bardzo ciekawy jest lekarz.

Większość z nas, lekarzy i nie-lekarzy, w takiej sytuacji nie mówiłaby tak prostych rzeczy uważając je za trywialne i niepomocne. I oczywiście mielibyśmy rację! Opowiadanie durnych banałów, to najlepsza droga do utraty autorytetu.. Jednak z drugiej strony – tu przecież nie chodzi o nasz autorytet! Nie chodzi o to, żebyśmy się dobrze czuli z tym co mówimy. To ma pomóc!

No więc wydaje się, że prawda jest taka (mówię ostrożnie, bo skąd mam do końca wiedzieć?), że nigdy nie wiemy kiedy pomożemy. A to prowadzi do wniosku, że zawsze trzeba próbować!

Święty Paweł pisał Tymoteuszowi „nastawaj w porę i nie w porę” i moim zdaniem dokładnie to miał na myśli. „Pomagaj w porę i nie w porę”. Czyli także wtedy, kiedy czujesz się w jakiejś sprawie za mały, zbyt bezradny, pozbawiony argumentu.

Sporo lat spędziłem myśląc o tym jak małe są moje możliwości w odniesieniu do ogromnych problemów moich pacjentów. A w tym czasie nieznany mi lekarz rodzinny mówił ludziom „palenie szkodzi”, „picie jest niezdrowe”. Jak Jonasz – też wołał jedynie „nawracajcie się” i nawrócił nawet krowy (czy to były świnie?). Nic dziwnego, że na początku trochę się wstydził tak głupio gadać i próbował uciec..

W czasie kiedy ja rozmyślałem nad właściwą porą na pomaganie (i doszedłem do wniosku, że jest to każda pora), Leon, starszy brat Henia, próbował rozwiązać problem Henryka inaczej…

Zdaniem Leona problem może polegać na tym, że pani od religii nie jest najlepszą osobą na tym stanowisku, ponieważ lepsza byłaby pani dyrektor. Poproszony o uzasadnienie Leon wyjaśnił, że u niego w klasie jeden kolega powiedział, że Jezus wcale nas nie kocha. Pani kazała temu chłopcu zgłosić się do pani dyrektor. Leon był zdziwiony tym, jak szybko kolega wrócił, powiedział, że się pomylił w sprawie Jezusa i wszystkich przeprosił. Widać, że pani dyrektor ma charyzmę i powinna wziąć sprawy w swoje ręce.

Zasadniczo wszyscy mamy więcej charyzmy niż sądzimy. Jak sądzę.



tagi: pomoc  henio 

lukasz-swiecicki
26 listopada 2021 14:26
4     735    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zyszko @lukasz-swiecicki
26 listopada 2021 16:09

Bardzo podoba mi się seria "wnuczkowa". Moja prawie pięcioletnia Helenka (córka, nie wnuczka)  też często myśli o niebie i  o tym jak tam będzie. Trochę mnie to zawstydza, bo mam przecież bliżej (kalendarzowo, nie uczynkowo) i sam chyba powinienem coś sobie na ten temat wyobrazić.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Zyszko 26 listopada 2021 16:09
26 listopada 2021 16:23

Tak, też mnie taka myśl naszła i dlatego piszę o tym.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @lukasz-swiecicki
26 listopada 2021 19:07

zdenerwował się bardzo, bo zaczęło mu wychodzić, że Leon ma mniej godzin

Henio jednak jakiś wrażliwszy niż chłopcy z mojej rodziny. Jak jeden ostatnio doszedł do podobnych kalkulacji, to z wielką satysfakcją oznajmiał bratu, że ten umrze pierwszy.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @tomasz-kurowski 26 listopada 2021 19:07
27 listopada 2021 11:23

Henio już dawno powiedział, że bez Leona nie może żyć, więc to logiczne, że się przejmuje. To tylko logiczny egoizm a nie wrażliwość.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować