Dwie strony cierniowej korony czyli przytulalstwo stosowane
Dwie strony cierniowej korony czyli przytulalstwo stosowane
Ten piątek tu opisany nie był dziś. Tylko po jakiejś wietrznej nocy. A teraz raczej jesteśmy przed.
Piątkowy ranek z Borysiem na Cytadeli, bo niby gdzie? Po bardzo wietrznej nocy. Dla wielu ludzi oznacza to na pewno duże straty materialne, a kilka osób być może straciło dziś w nocy życie.
A dla mnie? W tej chwili to oznacza, że wszędzie jest pełno patyków, którymi Borys będzie się zajmował. Nie jestem mu potrzebny i mogę odmawiać różaniec. Czyli dziś klucze do różańca.
Tajemnica bolesna – ukoronowanie cierniem (mi się co prawda zawsze wydaje, że „nakładanie cierniowej korony”, ale rozumiem, że to niesłuszna koncepcja..).
Wiele razy myślałem, żeby coś na ten temat napisać, ale zawsze kończyło się na jednej myśli – że to tak każdy uważa, że właśnie jemu zakładają cierniową koronę.
A to przecież nie jest tajemnica „użalająca się nad sobą” tylko bolesna, więc raczej powinienem myśleć o tych koronach, które sam zakładam. No, ale to jest akurat jasne, więc się do pisania nie zabierałem.
Pomyślałem jednak o tym, że nie musi tak być, że ja zakładam koronę komuś, albo ktoś zakłada ją mnie. Zupełnie często jest tak, że zakładam sobie ją sam. Robię coś sensownego, buduję jakąś konstrukcję, ale potem zwieńczam ją na cierniowo. Czyli jakoś dodaję cierpienia tam, gdzie z samej istoty rzeczy wcale ono może nie było konieczne.
Zawsze myślałem tylko o jednej stronie tego procesu. Taka korona cierniowa w ogóle nie jest miła na głowie, nawet jeśli dobrana, zmierzona i dobrze leży. Mam wrażenie, że tak się ją staram dobrać, żeby co najmniej malowniczo wyglądała.. Ale to przecież nie tylko to.
Patrząc na sytuację z punktu widzenia kogoś kto chce nam pomóc, pogłaskać, a wręcz przytulić, to jak jemu z tą, naszą przecież!, koroną będzie? Nawet najlepiej dobrana może się wbić w rękę czy w bok. Co tam może – wbije się bankowo, jeśli ten ktoś będzie przytulał szczerze!
Jestem osobą przytulalską. Nawet bardzo. Czasem tłumaczę to sobie swoim dzieciństwem i pobytem w przedszkolu dla niewidomych (pisałem o tym już kiedyś). Byłem jedyną widzącą osobą w przedszkolu i razem ze wszystkimi uczyłem się, że trzeba wszystkiego dotknąć, że trzeba złapać za rękę, ale także przejechać dłonią po czyjejś twarzy, żeby upewnić się co do intencji.
Ale czasem myślę, że przedszkole nic tu nie miało do rzeczy i to moje przytulalstwo jest może raczej genetyczne. Swoją drogą jak geny, które przecież decydują jedynie o sekwencji białek, więc jak te geny by to miały robić, że ktoś uważa przytulanie za uzasadnione i jedynie właściwe? Nie wiem, jakoś sobie z tym radzą jak widać.
Jestem więc osobą przytulalską, co oznacza, że obchód ordynatorski (nie jestem już ordynatorem, no ale moje obchody chyba są – taka inercja zjawisk) w moim wykonaniu składa się z małych dotknięć, głaskania i leciutkiego przytulania (w granicach obowiązującej etykiety, choć mam świadomość, że w górnych granicach – zawsze kątem oka popatruję na psychologów, naszych klinicznych inkwizytorów – czy jeszcze mogę, czy już jednak się wycofać??).
I tak sobie pomyślałem, patrząc na to od drugiej strony, że to co z mojej strony jest takim ciągłym pochylaniem się, to często od drugiej strony przybiera postać odchylania się. Żeby jednak tego dotknięcia jakoś tam uniknąć.
Zawsze uważałem tych odchylających się za osoby nieprzytulalskie, ale dziś zobaczyłem na ich głowach korony. Może tak być, że moje dotknięcie wbija w nich ciernie, ale może i tak być, a o tym nigdy nie myślałem, że to oni nie chcą niczego wbijać we mnie.
I stąd takie nieprzytulalstwo może być czułe. A nawet jest takie!! Tak to poczułem jakoś i zrozumiałem.
Tylko jak się Chrystus ma do tego? Chrystus był przytulalski. To nie ma cienia wątpliwości. Jeszcze podczas Ostatniej Wieczerzy trzymał głowę Jana na ramieniu, co nie musiało nawet być zbyt wygodne przy jedzeniu…
I z drugiej strony miał koronę z cierni. Czyli jak to u Niego?
Myślę, i to jest zawsze ten moment, kiedy bardzo się waham i zastanawiam - czy ja mam prawo myśleć na tym poziomie, no ale dobrze, myślę więc, że z Chrystusem jest tu inaczej niż z nami. Nam ktoś może zdjąć koronę z cierni z głowy, a On musiał ją sobie zdjąć sam. A nie dość, że musiał to i mógł. Więc stać Go na przytulalstwo bez obawy ukłucia. A my z tym możemy mieć problem.
A mi się tu już kończy Cytadela i trzeba podejmować decyzję – czy po stromych schodach w górę, z coraz bardziej nierówno bijącym sercem, czy jednak znów odpuścić i tylko dookoła fontanny i oszukać trochę? Przypomina mi się scena z „Obłędu” Krzysztonia. Może nie będę opowiadał, bo to warto bardzo samemu przeczytać – jak narrator miał z przyjacielem wejść po stromych schodach i każdy się bał, ale każdy zupełnie czegoś innego, ale zakładając, że właśnie ten drugi tak samo jak ja... Poplątałem. Sami przeczytajcie.
Idę więc dołem i czytam sms od Tytusa. Tyś pyta „Dziadziu, a jaki masz dokładnie obwód nadgarstka?”.
Bo Tytus robi dla mnie opaskę na rękę. I to jest takie czułe pytanie, nie czułostkowe tylko czułe. Żeby zrobić coś dokładnie takiego jak potrzebujesz właśnie ty. A nie żeby zrobić sobie przyjemność tym, że coś robię dla ciebie.
Przytulalstwo, korony cierniowe, mocno to wszystko skomplikowane. Piątki jednak też są trudne czasem (bo tak kiedyś pisałem, że akurat piątek łatwy – bo zawsze wiadomo jaka tajemnica różańcowa)..
Przyszedł Borys z patykiem. Trzeba się zbierać.
Dziwny mi ten felieton wyszedł, takim Chestertonem pojechałem niechcący.
tagi: piątek korona cierniowa przytulalstwo
![]() |
lukasz-swiecicki |
29 lipca 2022 22:20 |
Komentarze:
![]() |
Maryla-Sztajer @lukasz-swiecicki |
29 lipca 2022 22:27 |
Tak,
"Zawsze uważałem tych odchylających się za osoby nieprzytulalskie, ale dziś zobaczyłem na ich głowach korony. Może tak być, że moje dotknięcie wbija w nich ciernie, ale może i tak być, a o tym nigdy nie myślałem, że to oni nie chcą niczego wbijać we mnie."