-

lukasz-swiecicki

Druh Marian

Druh Marian czyli zupełnie niecała prawda o Czarnych Stopach

 

Ja jak zwykle o sobie. Zasadniczo mam taki pogląd, że to jedyna rzecz (no, może bardziej sprawa niż rzecz, ale tak potocznie) o której piszą ci, którzy piszą. A także o której nie piszą ci, którzy tego nie robią (to znaczy, że nie piszą, bo nie chcą, albo nie mogą o sobie, a czymś innym się nie da)… Tyle tylko, że to jest często dość zakamuflowane. Albo poprzekręcane. Albo też to nie jest naprawdę przeżyte, ale wtedy to już jest mało warte i zostaje taka powiedzmy proza pana Mroza (mam na myśli Remigiusza, tak mi się do rymu nawinął) czyli w ogóle nie warto tego czytać.

Swoją drogą facet się chyba najlepiej w Polsce sprzedaje i daj Boże każdemu, ale to chyba już inny problem.

Jakby tam nie było - ja o sobie i staram się nie kamuflować, bo sensu w tym nie widzę.

Pisałem już o tym, pewnie parę razy, że byłem dzieckiem zamyślonym i smutnym (poza tym lękowym), a młodzieńcem trudnym, opryskliwym, dość agresywnym i ogólnie nie do wytrzymania. Nie żeby mnie to jakoś cieszyło, ale też i nie martwi, powiedzmy sobie szczerze, taki był po prostu fakt (czy też takie były fakty).

Nie po to piszę, żeby się rozkoszować, ani nie po to, żeby wyrażać poczucie winy. Bo ani przyjemności, ani skruchy nie czuję i specjalnie mnie to nie obchodzi.

Jak pisał kiedyś Eljot „to było dawno temu, a dziewka nie żyje” - czy jakoś tak, cytuję z pamięci, bo nie ma sensu wszystkiego sprawdzać wówczas, gdy jest to takie łatwe. Nie trzeba przecież przeglądać mnóstwa starych słowników i starego wydania Thomasa Eliota (które wiem przecież gdzie stoi i wiem komu je ukradłem lat temu ponad 40..). Wystarczy zajrzeć do internetu i niechlujnie tam wpisać, a zapewne wszystko wyskoczy. Nie wiem, nie sprawdzam.

Tym, co mnie w mojej przeszłości naprawdę i żywo interesuje, jest nie to, jaki byłem, tylko dlaczego się wyraźnie zmieniłem. Czemu moje życie ułożyło się inaczej? Bo niewiele mam złudzeń, że to ja tak fajnie je ułożyłem. No bo czemu miałbym, skoro wyraźnie próbowałem inaczej?

Oczywiście odpowiedzi jest kilka. Ja widzę kilka w każdym razie. I jedna drugiej ani nie przeczy, ani nie wyklucza. Żeby nie było tak, że co pół roku sobie przypominam co innego i wtedy krzyczę Eureka! Rzeczywiście przypominam sobie w różnych punktach czasowych różne rzeczy, ale to nie znaczy, że równocześnie zapominam o tych poprzednich. Ze sklerozy pewnie zapominam, ale intencjonalnie - na pewno nie!

Nie będę dziś pisał o tym, co przypomniałem sobie już wcześniej. Tylko wspomnę.

Po pierwsze - człowiek po prostu dojrzewa. Sam z siebie. Albo raczej dlatego, że tak to Bóg wymyślił. Jak mu dać czas i nie umrze - powinno być lepiej. No, ale bywa też gorzej..

Po drugie - małżonek! Ja stanowczo jestem za tym, że to powinna być żona lub mąż, a nie partner, ale oczywiście zdania są na ten temat różne. W każdym razie dla mnie niezwykle ważne i zbawienne było to, że poznałem swoją Żonę, Anitę, i że jest Ona właśnie taka, jaka jest. Pisałem już o tym i to nie raz.

Po trzecie - wychowawcy. Oczywiście Rodzice, o nich też pisałem, ale też osoby spoza kręgu rodziny, które się w życiu spotkało i które spełniły niezwykłą rolę. W moim przypadku taką osobą był z pewnością Druh Marian Jaroszewski.

Druh Marian prowadził w drugiej połowie lat 70 tych grupę młodzieżową w Klubie Inteligencji Katolickiej (KIKu) w Warszawie. Grupa nazywała się Czarne Stopy. Niekoniecznie dlatego, że nie myliśmy nóg, choć stanowczo nie przesądzaliśmy z myciem. Ale chodziło raczej o Indian i różne historie z nimi związane.

W 1975 kiedy rodzice zapisali mnie do grupy byłem już trochę za stary na takie rzeczy. Byłem zdecydowanie zbuntowany i zasadniczo wszystko mnie wkurzało. Cały pomysł z KIKiem uważałem za idiotyczny i … no, nie mogę napisać co myślałem jeszcze, bo to był jedyny okres w moim życiu, kiedy naprawdę lubiłem przeklinać. Od lat nie używam brzydkich słów, nie widzę w nich nic fajnego, nie ułatwiają mi ekspresji emocji i, jak dla mnie, mogłoby ich nie być. Tym bardziej nie mam ochoty pisać teraz. No, ale wtedy tak myślałem, po prostu tak było.

Poza tym po prostu nie chciałem brać udziału w działaniu jakiejkolwiek grupy, która nazywałaby mnie członkiem. Tak powiedział kiedyś Graucho Marx i wyjątkowo mocno się z nim pod tym względem zgadzam.

Tak więc kiedy rodzice zapisali mnie do grupy, miałem po prostu zamiar wejść i wyjść. Moi rodzice byli bardzo w porządku. Gdybym powiedział, że nie chcę, to by mi nie kazali. Nawiasem mówiąc odmówiłem chodzenia na lekcję religii - choć byłem i pozostałem osobą wierzącą i naprawdę nie miałem żadnego kryzysu wiary - po prostu nie chciałem na religię (oczywiście wtedy nie była w szkole! No ale wszyscy na nią chodzili. Nikt nie rezygnował). I nie chodziłem. Nie usłyszałem na ten temat złego słowa. Tata umówił mnie z księdzem Tadeuszem Fedorowiczem i on mnie po prostu bardzo zainteresował. Chodziłem sobie do niego „porozmawiać”. Jasne, że tak by każdy chciał, a nie każdy może, ale to jest nie o tym, tylko o tym, że Rodzice pozwalali mówić „nie”.

Poszedłem, spotkałem druha Mariana i nigdy przez myśl mi nie przeszło, żeby powiedzieć „nie”. Bo Druh (przepraszam, że tak, ale zawsze tak o Nim myślałem i tyle) zainteresował mnie. Nie wiedziałem co będzie dalej, nie potrafiłem zgadnąć co zrobi. Był bardzo inny od otaczającego Świata.

Druh Marian nie zajmował się rzeczami, które uważał za niezbyt ważne. A różne sprawy bytowe uważał za rzeczy trzeciorzędne. Był przekonany, że z jedzeniem czy spaniem to jakoś tam będzie. I rzeczywiście - jakoś tam było. W tych, naprawdę bardzo biednych czasach, trudno to sobie nawet dziś wyobrazić, wszyscy byli mocno zajęci zaopatrzeniem. Wszyscy tak, ale Druh nie. Już samo to wystarczało, żeby uważać Go za prawdziwego gościa.

Nie krytykował mnie również za różne rzeczy, za które byłem krytykowany. Szczerze mówiąc to w ogóle nie pamiętam, żeby mnie krytykował. On się po prostu tym nie zajmował! Bardzo szybko to zrozumiałem. Pojąłem, że moje dzikie zachowania nie robią na nim wrażenia i po prostu (przynajmniej przy Nim…) przestałem. No bo po co? Oczywiście to zupełnie nie było z mojej strony przemyślane, tak jakoś wyszło i już.

Był za to Druh gotów do rozmowy. Do wielu rozmów. Do wymiany punktów widzenia. Do kłócenia się wręcz do upadłego. Raczej się ze mną nie zgadzał, ale na 100% czułem się równouprawniony!
Jak Marian to robił? Nie wiem. Chyba nie potrzebuję wiedzieć. Ale mu wychodziło po prostu cudownie.

Nie mam do dziś bladego pojęcia (choć coś tam od ludzi słyszałem szczerze mówiąc..) czy to tak na mnie specjalnie działało, czy na większość młodzieżowej zbuntowanej bardzo ludzkości. Na kumpli moich działało bez wątpienia. Nikt z nas nigdy nie wyraził się o Marianie bez szacunku. A o innych wychowawcach z tego okresu owszem. I to bardzo bez szacunku. Ale Druh Marian był wiele pięter ponad to, Jego się nie krytykowało, z nim się rozmawiało.

Czy to metoda, czy też jakaś charyzma? A co to za różnica?

No może tylko taka, że nie można wziąć byle jakiego człowieka i go nauczyć jak być Druhem Marianem. Ale co - byle jaki Wam potrzebny?? Bo mi tam nie był. Ja potrzebowałem spotkać właśnie Mariana. I Bóg dał, że spotkałem.

Moja pacjentka, nieżyjąca już pani Leokadią, pytana o samopoczucie, odpowiadała zawsze, lekko kłaniając się w przestrzeń: „Dzięki Bogu [ukłon; pauza] i panu ordynatorowi” i dalej mówiła jak się czuje. Przyłączam się do pani Leokadii, zawsze jej to mówiłem, choć słuchała tego z niedowierzaniem, „dzięki Bogu [ukłon; pauza] i druhowi Marianowi”!!!

Żyj jak najdłużej Marian. Wiem, że zaraz kończysz 80, to sporo, ale podobno w formie, jak zawsze. Duchowej mam na myśli, bo tę przecież chodzi.



tagi: druh marian  grupa młodzieżowa 

lukasz-swiecicki
16 marca 2024 22:41
3     440    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
16 marca 2024 23:08

Czarne Stopy w Górach Świętokrzyskich.

 

 

zaloguj się by móc komentować

chlor @lukasz-swiecicki
17 marca 2024 19:32

Pierwsze dwie cechy Drucha są czasem spotykane u wychowawców, wrażenie robi chęć do rozmów. Rozmowni jednak zwykle poprzestają na ględzeniu lub w lepszym przypadku snuciu ciekawych opowieści. To wszystko nie wyjasnia  takiej jak się domyślam "magii".

 

 

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @chlor 17 marca 2024 19:32
17 marca 2024 22:37

No nie, nie ględził w ogóle. I opowieści też nie snuł. Szczególny Gość

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować