-

lukasz-swiecicki

Dlaczego nie ma nic o wnukach i czy będzie jeszcze?

Dlaczego nie ma nic o wnukach?

 

Temat mojego dziadzierzyństwa nie był od dłuższego czasu poruszany, jednak sprawa się specjalnie nie zmieniła. Nadal jestem szczęśliwym Dziadkiem, obecnie dziesięciorga wnucząt – siedmiu chłopców i trzech dziewcząt przemiłych.

Ale może przestałem się z nimi spotykać? Może wciągnięty w psychiatrii odmęty zaniedbuję rodzinę, zwalając wszystko na bogu ducha winną Babunię?

No, to ostatnie przypuszczenie możemy odrzucić od razu. Babunia sama bierze sobie na głowę wszystkie wnuczki i mnie od nich w zasadzie odgania, żeby samej mieć więcej. Taka to sprawa. Ale bez przesady – i mi się udaje dopchać, zwłaszcza, że starsi chłopcy obecnie sami często świadomie proszą o Dziadka! Tak jest, taki to wiek.

A mimo to w felietonach dawno nic na ten temat właściwie. I powstaje pytanie, także w mojej starej głowie, czemu właściwie tak jest?

Bo trzeba od razu powiedzieć, że ja w żaden sposób nie planuję swoich felietonów. Ja nie tylko nie wiem o czym będę pisał, ja nawet nie wiem o czym piszę w tej chwili. To znaczy nie wiem jak się skończy to co piszę obecnie, bo jeszcze się nie skończyło. Jak napiszę to sobie przeczytam i będę wiedział. Wcześniej nie. Tak jak każdy Czytelnik, nie wiem bo jeszcze nie czytałem.

Dopiero układając felietony na potrzeby książki (mam na myśli „Wnuczyliadę”, a nie poprzednie książki) zorientowałem się, że wszystko co piszę można zmieścić w pięciu podstawowych cyklach i poza ten zakres w ogóle nie wychodzę. Wnuki to jeden z cyklów.

Ale, jak się okazuje, chyba najskromniejszy objętościowo, choć byłem tym zaskoczony, bo w moim życiu zajmują przecież tak wiele miejsca. Ale z drugiej strony – czy psychiatria nie zajmuje wiele miejsca w moim życiu? A religia? No też zajmują.

Więc dlaczego o Wnukach jest ogólnie trochę mniej, a ostatnio jakoś bardzo mniej?

Od razu wyznam, że pojęcia zielonego nie mam czemu tak jest. Mogę tylko zgadywać i to właśnie będę teraz robił.

Wszelkie pisanie zawiera w sobie pewną konieczną część kreacji. To znaczy, że zawsze trzeba trochę wymyślić. A nawet wymyślić to trzeba całkiem sporo. Wymyślić to nie znaczy zmyślić. Zmyślanie to jest takie opowiadanie byle czego, jak Szecherezada przez 1001 nocy, żeby jej nie ucięli głowy. Albo może jak Piekarski na mękach.

A wymyślanie to jest tylko uzupełnianie takich fragmentów, które zapewne powinny być, ale się gdzieś zapodziały, więc trzeba taka trochę ekstrapolację zrobić. Że jak się już zna punkt A i C, no to tam B przecież po drodze musiało być.

No dobrze, może powiem bez dalszego owijania w bawełnę – również pisanie felietonów jest tworzeniem sztuki. Nie wiem przez jakie ona jest „s”, ale owszem, tak uważam – felietony są sztuką. A z tym są związane pewne istotne implikacje.

Bardzo ładnie przedstawił to Chesterton w książce „Dla sprawy”. Jedynym prawdziwym celem sztuki, jak pisze Chesterton, jest ciągłe budzenie zdziwienia, pokazywanie Świata na nowo, tak aby nie spowszedniał, aby ciągle był w jakiś sposób cudowny. Chesterton jest zdania, że w tym sensie wszelka sztuka jest jedynie na większą chwałę Boga i, choć domyślam się, że wielu artystów mocno by protestowało, a może nawet na wszelki wypadek byłoby gotowych zaniechać sztuki!, to jednak ja się z tym zgadzam. Zapewne tak jest – jeśli budzimy zdziwienie to właśnie jest to na większą chwałę Boga. Czy to się komuś jakoś specjalnie podoba czy nie. Pan Bóg sobie z tym niepodobaniem też poradzi.

Czemu jednak piszę o tym w kontekście niepisania o wnukach? (Swoją drogą pisanie w kontekście niepisania to jednak jest osiągnięcie w dziedzinie pisania.. )

Jeśli felieton jest sztuką i jeśli funkcją sztuki jest budzenie zdziwienia to, jak pisze o tym Chesterton, nie może on opisywać realności w stosunku jeden do jednego. Prawdziwa róża, to porównanie z Chestertona, jest zawsze zachwycająca. Róża namalowana jak prawdziwa jest banalna.

Mam teraz szczególnie dobry okres spotkań i rozmów z wnukami, zwłaszcza ze starszymi chłopcami. Czuję się w tej relacji tak, jakbym się kąpał z delfinami w ciepłym morzu. Czuję, że oni rozumieją mnie, a ja ich i nawzajem bardzo się cieszymy swoja obecnością i bardzo na niej korzystamy.

Nie ma sensu, żebym pisał o tym w taki sposób, żeby to było zadziwiające, więc sztuki z tego nie zrobię. A pisanie tak jak jest będzie banalne.

Przecież nie będę pisał o Tytusie, moim najstarszym wnuku, który w trakcie pisania przeze mnie tego tekstu wpadł pożyczyć „Pana Tadeusza” i wyraził przy tym pogląd, z pełnym szacunkiem, że jest to lektura prawdopodobnie tak stara, że zapewne przerabiał ją jeszcze w szkole NAWET Kostek. Kostek, mój najmłodszy syn, ma lat 32, no więc faktycznie, gdzies to jest w pobliżu Adama Mickiewicza… W każdym razie bardzo dawno, tak że już ludzie nie pamiętają, ale szanują.

Nawiasem mówiąc przypuszczenie Tytusa nie jest wcale głupie ani jakoś tam anachroniczne, ale raczej zgodne z prawem liczb anomalnych Benforda (na ile pojąłem o co w tym prawie chodzi, za co wcale nie ręczę, bo mam różne zagięcia z pojmowaniem matematyki). Odcinki czasowe wcale nie są sobie równe. Subiektywnie to na pewno nie, ale obiektywnie to też nie takie znowu pewne.

Tak czy owak – pisać o tym, że z Tytusem zamieniliśmy kilka miłych słów na temat „Pana Tadeusza” i mojego Taty, który mi ten poemat czytał, chyba nie ma co, bo sztuki raczej z tego nie zrobię.

I właśnie dlatego nie będzie pewnie jeszcze na razie o wnukach. Choć to z pewnością nie jest decyzja definitywna. To prawdę mówiąc w ogóle nie jest moja decyzja, tylko tak mi się robi.

Siedzę w tej ciepłej wodzie z delfinami i do Was wszystkich serdecznie macham ręką. Jak przestanę machać, to pewnie zacznę pisać..

 



tagi: sztuka  dziadek  wnuki  chesterton 

lukasz-swiecicki
11 marca 2023 16:54
3     665    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zyszko @lukasz-swiecicki
12 marca 2023 10:48

Bardzo lubiłem wpisy o delfinach, to znaczy wnuczkach, więc mam nadzieję, że wrócą.

Co do czasów Pana Tadeusza - mój syn (wtedy lat 8) spytał kiedyś czy jak byłem młody to ludzie żyli w zamkach. Pomyślałem, że niby zabawne, ale skoro żyliśmy bez komputerów, internetu i telefonu (stacjonarny był tylko na poczcie) ktoś za kilkaset lat może  w podręczniku "zaokrąglić" te czasy do jednej epoki...

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @Zyszko 12 marca 2023 10:48
12 marca 2023 18:52

Tak, tak właśnie pomyślałem. Różnica między czasami Kostka (czyli lata 90 XX wieku), a Mickiewicza jest dla współczesnego dziecka naprawdę niewielka i pomijalna. I wcale to nie jest głupie, tylko zupełnie uzasadnione.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @lukasz-swiecicki
16 marca 2023 21:05

No właśnie. I plus. Bo się należy. Ja siedzę w ciepłej wodzie z moją mamą, bo tata jest w szpitalu po operacji. W ciepłej, bo załatwiłem z wielkimi przygodami lokalny luksusowy ośrodek leczniczo-zdrowotny dla niego, za pomocę interwencji emerytowanego ale zasłużonego przyjaciela taty. I dlatego też do pana i wnuków niespiesznie macham ręką. I stawiam tego Plusa.

Dokładniej interwencja dotyczyła informacji o stanie zdrowia taty ze strony chirurga, co go ciął. Przy okazji poznałem jak szalona i wyczerpująca jest praca chirurga. Jedna operacja za drugą. Tak iż zupełnie odeszły mnie wszelke pretensje i bunty o niespełnianie obietnic. Ale do interwencji, którą chirurg na pewno przeklął, musiałem się odwołać, bo mama by sobie nie poradziła sama, o czym chirurg wiedzieć nie musiał i nie musi.  

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować