-

lukasz-swiecicki

Czy powstrzymywanie przed samobójstwem jest formą uporczywej terapii?

Czy powstrzymywanie ludzi przed samobójstwem jest formą uporczywej terapii?

 

Kilka już lat temu (!!) Czytelniczka zadała mi pytanie o to, czy wolno powstrzymywać ludzi przed samobójstwem. Przecież „dysponują oni swoim życiem”. Obiecałem odpowiedzieć wkrótce.

I zamilkłem na kilka lat, choć w tym czasie napisałem co najmniej kilkaset różnych tekstów, w tym sporą część całkiem śmiesznych. Mnie przynajmniej śmieszyły.

Czemu o tym piszę? A, po prostu – nie mogę się raczej wykręcać, że „nie miałem czasu”. Bo, choć jestem człowiekiem dość zajętym, to jednak znajduję czas na pisanie o różnych głupstwach. A tu poważne tematy czekają.

Na swoją obronę mogę podać głównie duży dystans jaki mam do siebie. Nie jestem człowiekiem zbyt poważnym, więc i nie ciągnie mnie aż tak bardzo do poważnych tematów. Ale akurat sprawa samobójstw niezmiennie leży mi na sercu.

Tak jakoś problem odżył we mnie z nową siłą za sprawą wspaniałych lekarzy-rezydentów, z którymi obecnie pracuję. Chwaliłem ich już wielokrotnie, ale mam wrażenie, że trzeba jeszcze bardziej.

Całe życie pracowałem z młodymi ludźmi, którym próbowałem przekazać tę niewielka część wiedzy na temat psychiatrii, którą jakoś tam udało mi się zdobyć, głównie na skutek doświadczeń czyli zazwyczaj naprawiania własnych błędów.

Pracowałem z ludźmi mniej i bardziej zdolnymi, mniej i bardziej pracowitymi czy sumiennymi, nigdy jednak nie trafiłem na tak dużą grupę osób tak bardzo przejętych tym co robią, jak obecnie. Naprawdę!

Nie wiem jak to się stało. W optymistycznym wariancie zakładam, że Pan Bóg mnie wysłuchał, a w pesymistycznym – że przedtem też miałem takich współpracowników, ale byłem zbyt głupi, żeby to zauważyć.

W każdym razie pracujący ze mną obecnie rezydenci są niezwykle przejęci problematyką samobójstw. Każda próba samobójcza, to dla nich osobista porażka i bardzo trudne doświadczenie. Widzę, że cierpią i bardzo im współczuję, zwłaszcza, że sam tez przez to przechodziłem i nadal przechodzę. Dla mnie to też sprawa bardzo osobista.

Długi jest ten mój wstęp, może i za długi, ale chcę, żebyś Czytelniku dobrze poczuł i zrozumiał czym dla nas, dla mnie i moich kolegów jest pytanie o uporczywą terapię w kontekście samobójstwa.

Z naszego punktu widzenia wygląda to tak – w sytuacji, w której niezwykle angażujemy się po stronie ratowania życia i mamy przekonanie, że występujemy po słusznej stronie, spotykamy się z podejrzeniem, że tak naprawdę męczymy ludzi, którzy chcą i mają prawo umrzeć!

Bardzo proszę o dobre odczytanie moich intencji. Ja się wcale, w żadnym stopniu!, nie oburzam na tych, którzy pytają. Gdybym się po prostu oburzał, to sprawa byłaby prosta.

Ja jednak staram się stanąć twarzą w twarz z tym problemem i pytam samego siebie jak najszczerzej potrafię: a co jeśli to prawda? A co jeśli naprawdę nie mam prawa? Co wtedy?

Staram się więc, w imieniu swoim i swoich młodszych kolegów (kiedyś napisałbym także „koleżanek”, ale teraz jest to tak obsesyjnie powtarzane, że aż tracę ochotę żeby tak napisać – ale owszem, także koleżanek!) odpowiedzieć sobie na pytanie postawione w tytule.

Zawsze dobrze jest zdefiniować zakres problemu. W naszym przypadku oznacza to w miarę dokładne określenie co to właściwie (w praktyce!) oznacza „powstrzymywać przed samobójstwem” i czym naprawdę jest „uporczywa terapia”.

Jeśli się choć trochę zastanowić, to nie sposób nie dojść do wniosku, że współcześnie używany język służący do codziennej komunikacji jest pełen (niezbyt uprawnionych) metafor. Mam podejrzenie, że źródłem tego zjawiska jest język używany przez „dziennikarzy” czyli osoby piszące „artykuły” w mediach społecznościowych. Tak naprawdę nie są to zwykle dziennikarze, a to co piszą nie zasługuje na miano artykułu, ale kto tam o tym pamięta?

Kim by ci ludzie nie byli, to ich celem jest osiągnięcie klikalności. A klikalność osiąga się bardzo często przez nadużywanie środków stylistycznych. Wydawałoby się, że to niezbyt szkodliwe. Ale tylko do czasu…

Stałe używanie metafor powoduje, że zaczynają one być postrzegane nie jako przenośnie, ale jako realny opis rzeczywistości.

Tak jest z całą pewnością z określeniem „uporczywa terapia”, a być może również z określeniem „powstrzymywanie przed samobójstwem” (częściej „profilaktyka samobójstw”). W głowach czytelników powstaje z czasem przekonanie, że uporczywą terapią jest wszystko, co bywa w ten sposób nazywane, a co za tym idzie można się spodziewać, że jeśli taka uporczywa terapia zostanie przerwana, to pacjent nie będzie w stanie bez niej żyć. A w następstwie umrze rzecz jasna…

Ale może najpierw wypada się zastanowić nad tym czym jest i czym nie jest „powstrzymywanie kogoś przed samobójstwem”. Czasem mam wrażenie, że osoby, które się tym powstrzymywaniem nie zajmują, przypuszczają (a może są tego nawet pewne??), że my tych pacjentów przywiązujemy. Na przykład do łóżek. Albo pakujemy w takie jakieś kaftany. Albo, to w najlepszym razie, trzymamy za rękę.

Czuję się głupio pisząc o tym, ale na wszelki wypadek zapewniam – nie robimy tego! Zapobieganie samobójstwom polega na zwiększeniu opieki, troski, odizolowanie danej osoby od niebezpiecznych przedmiotów, niepozostawianie jej samej. Czasem też nad tym, że modlimy się za takie osoby. Ja tak robię na przykład i nie widzę w tym nic dziwnego.

Owszem, w oddziałach psychiatrycznych stosuje się tak zwana „ścisłą obserwację”, ale polega ona na poświęceniu pacjentowi szczególnej uwagi, a nie na wiązaniu go.

W szpitalach psychiatrycznych stosuje się niekiedy przymus bezpośredni, ale zazwyczaj w stosunku do osób, które są czynnie agresywne, a nie wobec osób z myślami samobójczymi!

W mojej praktyce często spotykałem pacjentów, którzy mając myśli samobójcze woleli zostać w szpitalu i prosili, żeby nie wypuszczać ich na przepustkę, ponieważ pilnowani czuli się bezpieczni.

Nie należy w żadnym wypadku zakładać, że człowiek, który myśli o samobójstwie myśli o nim z rozkoszą! Tak prawie nigdy nie jest. Myśli samobójcze budzą lęk, grozę, przerażenie. Ludzie raczej czują się w ten sposób skazani, a nie od czegoś uwolnieni (co nie znaczy, że nie zdarzają się wyjątki).

Jeśli już ustaliliśmy czym jest zapobieganie samobójstwom, to chyba nawet nie ma potrzeby mówić o tym, czy może to być forma uporczywej terapii…

Zaprzestanie troskliwej opieki nie spowoduje przecież (samo w sobie!) śmierci pacjenta. To najwyżej pacjent sobie te śmierć zada. A uporczywa terapia to taka, bez której pacjent samodzielnie żyć nie może. Osoby z tendencjami samobójczymi z pewnością mogą, choć niekiedy nie chcą. To znaczy same tendencje samobójcze nie powodują śmierci, a więc zapobieganie im nie może być formą uporczywej terapii, co wynika z prostej logiki.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że intencja osoby zadającej pytanie o dopuszczalność utrudniania samobójstw mogła być nieco inna.

Być może pytanie dotyczy tego, czy osoby skądinąd śmiertelnie chore na choroby somatyczne i cierpiące z tego powodu nie powinny mieć swobody wyboru swojej śmierci.

To jest bardzo trudne pytanie i nie twierdzę, że znam jedna i ostateczną odpowiedź. Nie jest to jednak w żadnym wypadku pytanie teoretyczne – wręcz przeciwnie, jest ono czysto praktyczne i może się odnosić jedynie do bardzo konkretnych sytuacji.

W praktyce niemal zawsze okazuje się, że osoby bardzo ciężko chore somatycznie wcale nie chcą wybierać rodzaju śmierci, ponieważ po prostu wybierają życie.

To nie jest gołosłowne twierdzenie. Pamiętam jak umierała Marysia, moja siostra. Marysia miała uogólnione przerzuty chłoniaka i cierpiała naprawdę bardzo. Dzień przed śmiercią zadała mi trudne pytanie: „braciszku czy ty się za mnie modlisz?”. Z przekonaniem odpowiedziałem, że tak, a na to Marysia – „Ale ty się nie módl żebym umarła! Módl się żebym żyła!”. Nie wiedziałem wtedy co mam ze sobą zrobić. Czytała mi w myślach. Nie chcę o tym pisać, ale chyba trzeba.

Znam wiele takich przykładów. A czy nie znam przypadkiem innych przykładów? Takich, że ktoś chciał umrzeć? Znam i takie. Znacznie, znacznie mniej, ale znam. Moim zdaniem są wyjątkami potwierdzającymi regułę.

Myślę, że mamy tu dwie różne optyki. Jest punkt widzenia pacjenta, który może chcieć umrzeć, ale jest też punkt widzenia lekarza, który nie powinien tego chcieć, bo to może dać pacjentowi nadzieję. A nadzieja może być wszystkim co można jeszcze dać. Nie rozumiem jak mogłoby pomóc i w czym mogłoby pomóc odbieranie nadziei.

Powstrzymywanie ludzi przed samobójstwem nie ma w sobie niczego z przemocy, jest jedynie formą większej troski. Nie ma zupełnie nic wspólnego z uporczywą terapią.

Mam poczucie, że zwłaszcza koniec tego felietonu jest nieskładny. Może moje argumenty nie są wystarczająco silne. To moja wina, bo nie potrafię przejść nad swoimi emocjami.

Mogę tylko powiedzieć, że ja sam jestem przekonany, że jest właśnie tak, jak napisałem i bardzo chcę do tego przekonać wszystkich młodszych kolegów z którymi pracuję. Choć w zasadzie mam poczucie, że oni tez tak myślą i ostatecznie tego mojego przekonywania może w ogóle nie potrzebują.

Cieszę się, że jesteście.



tagi: samobójstwo  uporczywa terapia 

lukasz-swiecicki
27 kwietnia 2023 18:59
13     1063    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
27 kwietnia 2023 21:59

Dziękuję.

 

Jest beznadziejnie, ale jest nadzieja.

 

P.S.

:)

 

zaloguj się by móc komentować

peter15k @lukasz-swiecicki
27 kwietnia 2023 23:02

Byłem kiedyś z psychologami na imprezie. Spytałem czy zdarzyło im się coś czego  nie mogą wytłumaczyć.  Opowiedzieli o młodej pacjentce, która twierdziła że nawiedzają ja demony i namawiają do samobójstwa. Zrobili jej wszystkie testy i one pokazały, że  jest całkowicie normalna. Nie wiedzą co było dalej bo przekazali ją do dalszego postępowania psychiatrze

zaloguj się by móc komentować

DrzewoPitagorasa @lukasz-swiecicki
28 kwietnia 2023 06:54

Betnard Nathanson, słynny amerykański aborcjonista, który w końcu przeszedł na stronę pro-ligę po czym nawrócił  sie na katolicyzm, poświecił jeden rozdział swojej książki "Hand of God" eutanazji.  Pisał tam, ze terminalnie chorzy pacjenci wcale nie chcą umierać gdy opanuje się ból.
Piszę z pamięci wiec może gdzie indziej to było, ale pamietam    tą zależność, ze gdy ból jest do wytrzymania to każdy chce żyć  

A z kolei w Kanadzie wyprodukowali książeczkę dla dzieci, która ma je oswoić z eutanazja. Jak widać druga strona nie ma żadnych wątpliwości i nie przebiera w metodach. 
 

https://nationalpost.com/news/canada/canada-funded-this-assisted-suicide-activity-book-for-children/wcm/f0b41905-56c7-40d8-a2f0-c156e7c8042e/amp/

zaloguj się by móc komentować

tomciob @lukasz-swiecicki
28 kwietnia 2023 13:56

Witam. Cieszę się że w felietonach zaczyna gościć Marysia. Ja już uwielbiam Borysia, a zaczynam powoli uwielbiać Marysię. Marysię co miała trudny charakter, dodajmy.

Ale co do meritum. Pomiędzy myśli samobójczymi, depresją i chęcią do życia mamy jeszcze myśli rezygnacyjne. Czy mamy prawo prowadzić "porczywą terapię" wobec ludzi u których dominują takie myśli? Sama psychiatria jest jakąś uporczywą terapią w wielu aspektach ludzkiego życia. Czy powinna przestać istnieć? No chyba nie. Myśli samobójcze to jeden mały fragmencik dużo większego kosmosu: indywidualnego i konkretnego ludzkiego życia. Dziękuję i pozdrawiam.

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @lukasz-swiecicki
28 kwietnia 2023 20:39

Piękny tekst. 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @DrzewoPitagorasa 28 kwietnia 2023 06:54
29 kwietnia 2023 07:33

To jest problem współczesnego (a pewnie i każdego) świata - jedni z niedopuszczalności eutanazji wywodzą konieczność terapii uporczywej, drudzy z niemoralności terapii uporczywej wywodzą dopuszczalność eutanazji. Obie postawy opierają się na braku zrozumienia czym jest jedno i drugie.

zaloguj się by móc komentować

valser @lukasz-swiecicki
29 kwietnia 2023 08:38

Niestety z empatia u mnie slabo wiec mam tylko praktyczne pytanie - czy ludzi skaczacych na glowke do pustego basenu nalezy powstrzymywac? Nie mam zadnej dobrej odpowiedzi, a od ratowania swiata lepiej trzymac sie na dystans. 

Z pewnoscia nie nalezy klaskac i nasladowac.

Ja mam swoje nienaukowe podejrzenie, zesamobojcy to sa ludzie odwroceni plecami do Pana Boga i chetnie bym jakis research w tym temacie zobaczyl. O egzystencjalnych problemach, rodzinie, srodowisku, zyciowych niepowodzeniach jest tyle, ze nie przykuwa to juz mojej uwagi.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @valser 29 kwietnia 2023 08:38
30 kwietnia 2023 07:49

Samobójcy to są w zasadzie bez wyjątku ludzie chorzy psychicznie. I mówię to z empirii.

zaloguj się by móc komentować

valser @Grzeralts 30 kwietnia 2023 07:49
30 kwietnia 2023 09:30

Jesli chodzi o samobojstwa ludzi bardzo mlodych, ta tutaj duzo zastrzezen i watpliwosci.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @Grzeralts 30 kwietnia 2023 07:49
30 kwietnia 2023 10:30

No właśnie, tu mam zagwozdkę. Bo księża, szczególnie egzorcyści wspominają, że często to się zaczyna od dręczeń diabelskich od "wysysania życia(wiary, nadziei i miłości przedewszystkim)" z człowieka, chociażby od takich "drobnych" rzeczy, że człowiek zaczyna przeklinać rzeczywistość, a nie ją błogosławić i to już jest pierwsza lampka ostrzegawcza.
Może w wyniku tego ta rozpacz wywołuje chorobę psychiczną(np. depresję), a potem są myśli samobójcze?

 

zaloguj się by móc komentować

SilentiumUniversi @lukasz-swiecicki
30 kwietnia 2023 12:58

Gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych widziałem wzmiankę o badaniach, według których 45 procent pacjentów szpitali psychiatrycznych praktykowało okultyzm. Nie podano, co tu mogło być skutkiem, a co przyczyną. Czy mógłbym prosić o jakiś komentarz?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @SilentiumUniversi 30 kwietnia 2023 12:58
30 kwietnia 2023 22:34

Tak, ale nie będzie to komentarz mądry - nie wiem, nigdy nie słyszałem o takich badaniach, ale szczerze i mocno wątpię. Znaczna większość moich pacjentów nie zna słowa okultyzm...

zaloguj się by móc komentować

SilentiumUniversi @lukasz-swiecicki
1 maja 2023 06:41

Dziękuję, mit rozwiany.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować