-

lukasz-swiecicki

Czterech panów z psami. Nie licząc morza..

Czterech panów z psami – nie licząc morza…

 

Jesteśmy nad morzem. Dokładnie nad Bałtykiem. To znaczy jesteśmy tu Żona, ja i Borys. I więcej nie ma już nikogo. To znaczy z nami nie ma, bo tu na miejscu to jacyś ludzie oczywiście są.

Ale żebyśmy my tak sami, to ja za bardzo nie pamiętam. Może i to wina pamięci nienajlepszej, ale od wielu, wielu lat tak w każdym razie nie było. Były dzieci, a potem dzieci ze swoimi dziećmi, albo same dzieci dzieci czyli wnuki. I Borys.

Ale tak, to jeszcze się nie zdarzyło. Borys jest zdziwiony. My – nie wiemy co myśleć, staramy się nie dziwić niczemu.

Tak więc ze wszystkich normalnych rzeczy, które człowiek robi jak wstanie, jak to: poznajdować dzieci (które obudziły się dawno temu rzecz jasna, o której byś nie wstał), poubierać dzieci w coś, najlepiej w ubrania, czasem nawet w ich własne, ale to jest bez znaczenia byle jakoś pasowały rozmiarowo (i kolorystycznie dodałaby Żona, ale ja pozostanę przy rozmiarowych..), potem pomyć dzieci (a nie! trzeba było myć najpierw..), nakarmić dzieci (najlepiej byłoby czymkolwiek strawnym, ale przecież cholery nie zjedzą), no i wreszcie wyprowadzić dzieci.

A!! – wtedy dopiero przypominasz sobie, że należało też samemu coś zjeść i może tam się ubrać, no ale co za różnica…

I z tych wszystkich rzeczy została mi tylko jedna – wyjść na spacer z Borysiem…

Ale ponieważ jest już tylko jedna rzecz, którą musi zrobić Dziadek, to należy ją zrobić porządnie!

Miałem już różnie z tymi spacerami wakacyjnymi z Borysiem. Może przypomnę felieton, który z tej okazji napisałem, a może nawet napisałem więcej niż jeden...

W każdym razie tu, w Słajszewie, bo ja chyba zapomniałem napisać, że jesteśmy w Słajszewie, to znaczy jak popatrzeć na szosę, to jesteśmy chyba raczej w Ciekocinku, choć może tam i w Sasinie czy innym Słajszewie, no więc gdziebyśmy tam nie byli – trasy na spacer z psem są różne. Różnie ładne, różnie skomplikowane, w ogóle takie, jakby powiedzieć, różne.

Rano najlepiej iść po prostu przed siebie. Przez szosę i w pole. Można tak iść chyba ze 3-4 km tylko jedną drogą, a przecież można jeszcze skręcić!

A po drodze będą, między innymi, piszę tylko z ciekawych rzeczy, w krzakach zwłoki zająca ( może królika dzikiego, ale raczej zająca) – ja tam nie widziałem, ale Borys przynosi mi różne kawałki, z których sobie wnioskuję. To tak się mówi, ze przynosi. Przynosi, pokazuje, ale za diabła nie odda.. No dobra, niech zje i tyle.

Potem z ciekawych rzeczy to jest jeszcze bocian – nie wiadomo czy go gonić. W zasadzie by się chciało. Ale dziób ma jakiś sporawy… Czyli nie. W młodości, to na pewno, oj by się pogoniło… Ale teraz? Nie jest już pies taki głupi, żeby gonić. Popatrzeć jednak można.

W dalszej części drogi są żurawie. Też ładne, ale te to już daleko, nie ma szans, żeby dogonić… Też może kiedyś by się pobiegało, ale teraz? Wiadomo, że uciekną i tyle…

No i tak – pole rzepaku, żyto ozime – bo już dojrzałe, a potem jęczmień – jak nic jary, bo jeszcze mały i zielony. A w tym zbożu różne ptaki. Trochę pogonić można, uciekną, ale co z tego?

No, ale to są atrakcje z punktu widzenia Borysa. Jeśli ktoś się nie domyślił, to właśnie tak. A z mojego punktu widzenia? Po prostu spokojne, puste pole. Idę i odmawiam sobie różaniec…

Puste? Dziś nie do końca. Bo widzę tu nie jednego i nie dwóch, ale wręcz trzech panów z psami. A może nawet i z pieskami…

Pierwszy taki łysy z włosami… Jasne, że to choroba zawodowa wszystkich łysych, ale nie lubimy „łysych z włosami” i trudno coś na to poradzić. Łysy z włosami (długimi i siwymi) jest z suczką labradora. Chyba Lucy? Jeśli dobrze rozumiem to co Łysy z włosami cedzi miedzy zębami i kątem ust.

- Lucy… Nie bawimy się z nim! Lucy… to obcy pies.

Czy coś w tym rodzaju.

Drugi, wielki i zwalisty (swoją drogą ten Łysy z włosami też sporo większy ode mnie, a ja przecież nie robię się mniejszy, tylko jakiś taki większy, no prawdę mówiąc całkiem spory jestem…) – ma pod pachą czy też za pazuchą, bo nie widać dobrze, jakby yorka czy też pomeraniana.. Ledwo mu to widać…

Idzie na spacer z psem pod pachą. To normalne, oni też tak robią w miastach. To trzeba zobaczyć chyba ich kobiety, co to ich na te spacery wysyłają, żeby to zrozumieć.

Więc ten zwalisty idzie i jakby tak warczy. A może to jego pies warczy? Trudno powiedzieć czy coś takiego umie warczeć.. Któryś z nich warczy w każdym razie. Gdyby któryś mówił, to stawiałbym zdecydowanie na psa, a tak, to po prostu nie wiem.

A ten trzeci jest bez psa. Tyle, że wyszedł z psem, a teraz dopiero jest bez psa... Cały jakiś taki zjeżony. Chyba przestraszony..

- Panowie nie widzieliście psa? Nie widzieliście psa???

Wszyscy jesteśmy z psami. Może dlatego się nie odzywamy. Tylko Łysy z włosami rzuca kątem ust:

- Lucy…Lucy…

A Zwalisty warczy. Albo jego pomeranian warczy. Któryś z nich.

Z tego wszystkiego, widząc, że to do niczego nie prowadzi, ja się załamuję i mówię:

- A jakiego psa mieliśmy widzieć?

- No, mojego.

Mówi Zjeżony - widać, że mu się rzuciło na umysł.

- No dobra. Pańskiego. Ale jak wyglądał? – To nadal ja, bo ktoś musi…

- Stafik, taki stafik, ale dobry piesek, dobry piesek. Łagodny bardzo… Pogonił za królikiem.. Poleciał tam w to tamto zboże czy co to tam rośnie!! On z miasta jest, panowie, on tak nie biega!!!

- Lucy, Lucy…

To mówi Łysy z włosami. Kątem ust.

- Wrrrr…

To Zwalisty albo york. Jeszcze nie jestem pewien…

- A pobiegł? To już wraca, niech pan tylko popatrzy!

To akurat ja. Nie muszę Borysa pilnować, ani za niego warczeć, to i mam czas się rozejrzeć. Oczywiście Stafik nie gonił królika tylko zająca. I, co również oczywiste, zając uciekł niespecjalnie się nawet starając. Gdyby to był chart.. Ale stafik? Z miasta? Dajcie spokój…

- O Jezu!! Dzięki !! Wraca!! To jest pies z miasta… Sam pan rozumie…

Stafik co prawda niezupełnie wraca, bo teraz postanowił zaprzyjaźnić się blisko z Borysem i odejść z nim razem ze mną.. Ale my jesteśmy mili i damy panu złapać Stafika…

Łysy z włosami idzie swoją drogą. Zwalisty warczy, lub może to warczy jego pomeranian..

Zjeżony się cieszy.

A my z Borysiem dalej i dalej, jeszcze nam został kawał różańca i jakby może ten zajączek. Ale nie ten co uciekł, bo tamten to po prostu uciekł, tylko ten rozłożony w krzakach. Ja go nigdy nie widziałam.

Ale Borys jak najbardziej.

Czasem w moich felietonach nie ma puenty. Wiem i ubolewam. A czasem to jest tych puent, a jest.

Tu jest właśnie ten drugi przypadek. Ale te puenty to już sobie sami znajdziecie…

My z Borysiem jesteśmy na wakacjach!



tagi: zając  spacer  panowi z psami 

lukasz-swiecicki
10 lipca 2023 15:25
4     525    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Maginiu @lukasz-swiecicki
11 lipca 2023 10:37

"Ale te puenty to już sobie sami znajdziecie…"

Może być trudno, bo pan Montmorency'ego był tylko nieznanym narratorem. A tu panem jest sam Pan Profesor Święcicki. Hm...

 

zaloguj się by móc komentować

tomciob @lukasz-swiecicki
11 lipca 2023 11:14

A ciekawe co czują te dzieci, wnuki znaczy, które nie pojechały w tym roku z Wami?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @tomciob 11 lipca 2023 11:14
11 lipca 2023 19:33

Świetnie. Pojechały sobie gdzie indziej..

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
12 lipca 2023 02:10

Piękna miniaturka. Na dodatek z puentą.
PLUS.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować