-

lukasz-swiecicki

Co robi asystent zdrowienia w oddziale psychiatyrycznym?

Co robi asystent zdrowienia w oddziale psychiatrycznym?

 

Ten tytuł wymaga tak wielu wyjaśnień, że, jak się obawiam, w ogóle może nie dojść do poruszenia tematu zasadniczego… Wiem, wiem – to mi się tak ze starości porobiło.

Ale skoro się porobiło, to widać musi już tak zostać, no bo co zrobię? Odmłodnieję?? Nawet bym chyba nie chciał. Choć oczywiście wstawać z fotela bez bólu było fajnie, ale to przecież jednak tylko detal…

Gdy byłem młodym psychiatrą, a więc prawie 40 lat temu (co swoja drogą nie mieści się w głowie!) – żadnych asystentów zdrowienia w ogóle nie było. Nie było ich nawet w planach. Po prostu psychiatria nie obejmowała takiego zagadnienia.

Ludzie dzielili się na zdrowych (psychicznie) i chorych. Podział ten był zasadniczo bezpowrotny. To znaczy, że zachorować można było tylko raz. A wyzdrowieć niestety ani razu.

To znaczy owszem, wszyscy grzecznie mówili „tak, tak, jesteś teraz zdrowy, wróciłeś na właściwą drogę itd.”, no ale przecież było wiadomo, że już z „takiego” człowieka to psychiatry jednak nie będzie.

A psychiatrzy jak to oni – chorowali psychicznie całkiem często, nieco częściej, jak się wydaje, od przeciętnej. Stąd też byli psychiatrzy towarem o krótkiej przydatności do spożycia i w zasadzie byli jednorazowi.

Każdy młody psychiatra myślał jednak, że „to mu się nie zdarzy”, a stary psychiatra, tak jak to jest obecnie, w ogóle nie myślał, tylko starał się jakoś przeżyć. W związku z tym bycie psychiatrą, wbrew pozorom, nie wymagało jakiejś, nie wiadomo jakiej, odwagi, tylko po prostu braku wyobraźni. Dlatego ja na przykład się nadawałem.

Oddziały psychiatryczne nie były już przechowalniami, jak to miało miejsce wcześniej w historii. To znaczy, że ludzie byli leczeni i wychodzili ze szpitala w całkiem dobrym stanie. Jednak, z niezrozumiałych dla mnie dziś względów, przed wypisem staraliśmy się im jak najbardziej zmniejszyć dawkę leków, a nawet całkiem wszystko odstawić, jeśli się tylko dało. Poza tym nigdzie nie wysyłaliśmy pacjentów tylko liczyliśmy na to, że „jakoś tam sobie poradzą”. Bez dalszej pomocy.

No to sobie jakoś tam radzili. Jakoś.

Podsumowując tę pierwszą część rozważań (która jest oczywiście ciut przerysowana na potrzeby felietonu, ale naprawdę bardzo nieznacznie!) – z jednej strony panowało przekonanie, ze wyzdrowieć się tak za bardzo nie da, ale z drugiej – że wszyscy będą sobie jakoś radzić! Niezłe wymagania – musicie przyznać.

Z koncepcją asystentów zdrowienia zetknąłem się już w XXI wieku i od początku była to dla mnie koncepcja bardzo dziwna. Należało, ni mniej ni więcej, zrezygnować z tej wyraźnej bariery między Światami!! Dla mnie był to pomysł rewolucyjny i niezwykły. W zasadzie nie do przyjęcia.

Więc oczywiście nie miałem żadnych wahań. Od razu byłem gotów spróbować. Może to się wydawać trochę dziwne, no dobrze – to jest trochę dziwne, ale zwariowane pomysły zazwyczaj dość mi odpowiadają. Biorąc pod uwagę to, że jestem niewątpliwym konserwatystą, to nie do końca sam siebie rozumiem, ale tak po prostu mam, akceptuję to i tyle.

W tym momencie mojego życia spotkałem Ivana, który był początkowo moim pacjentem, i to naprawdę chorym pacjentem, nie jakimś „trochę znerwicowanym” tylko po prostu bardzo psychotycznym, a wkrótce stał się jednym z bliskich (bo tak to odbieram!) współpracowników.

Początkowo chyba sam nie wiedziałem czego od Ivana oczekuję, choć miałem przeczucie, że jest bardzo potrzebny.

Na początku był potrzebny po prostu mi samemu. Inne osoby z zespołu leczącego miały liczne wątpliwości – a czy można mu dać trójkąt do drzwi? A czy on może sobie tak po prostu wchodzić i wychodzić? A czy on może z pacjentami na spacery? I wreszcie, po prostu, czy on jest „z nami” czy „z nimi”???

Dopiero wtedy naprawdę zrozumiałem, że ja sam, w głębi serca, mam z tym problem! Jestem wyzwolony tylko w sensie werbalnym. Nie mam problemu, żeby powiedzieć „oczywiście, może robić wszystko to samo co inni pracownicy”. Ale wdrożenie tego w życie budzi już wyraźną wątpliwość. Trochę tak, jak z tym facetem, który walczył z rasizmem, ale nie aż tak, żeby córkę wydawać za murzyna…

To jest problem, który można pokonać. Trzeba tylko spróbować. Trzeba mieć okazję, żeby spróbować.

Tu dochodzimy do najważniejszej, w moim odczuciu, sprawy. Asystent zdrowienia to wcale nie jest „nasz człowiek” w „ich” obozie! To nie jest tak, że zatrudniliśmy sobie chorego psychicznie, żeby inni chorzy pomyśleli, że my jesteśmy fajni, ze im nic z naszej strony nie grozi.

Ale z drugiej strony nie jest też asystent zdrowienia ich człowiekiem w obozie naszym. Kimś, kto wyśledzi o czym my tam sobie gadamy i potem „wszystko im opowie”.

Czyli jak to z nim jest???

Otóż to wcale nie w tym rzecz, jak to jest z nim! Po prostu – nie ma takich obozów, nie ma „nas” i „ich”!! Ten cały podział jest urojony. Wszyscy mamy wspólny cel, choć nie wszyscy przez cały czas o tym wiemy i czujemy tę wspólnotę.

Mi bardzo w tym pomógł Ivan, bardzo mi pomogła także Paula, która jest terapeutką zajęciową i też była, czy też jest, moją pacjentką. Piszę niby więcej o Ivanie, bo to on mnie o ten tekst poprosił, a nie dlatego, że robi coś inaczej niż Paula.

To wszystko się dzieje w różnych kierunkach, na różnych płaszczyznach, ale jedno drugiemu w niczym nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.

Co konkretnie robią Ivan i Paula? Prowadzą różne zajęcia. Robią to samo co ja czy też psychoterapeuci, czy też mniej więcej to samo. To samo co do zakresu.

Ale gdzie jest w takim razie ten szczególny sens? Czemu „my” nie zrobimy sobie tego sami? Czy dlatego, że nam się nie chce i chcemy się kimś wysłużyć? Z pewnością nie.

Ivan i Paula mówią pacjentom – jesteśmy tacy sami jak wy, mamy takie same trudności, też bierzemy leki, ale możemy się też wami zajmować. I to się wydaje tak niewiele, a to jest naprawdę ogromnie dużo.

Może się to wszystko co piszę wydać bardzo mało odkrywcze. A może nawet zupełnie oczywiste. Mi jednak zajęło 30 lat, żeby to pojąć, nauczyć się z tym żyć i zrobić różnicę w swoim codziennym działaniu.

Oczywiście, to może źle świadczyć o mnie, ze potrzebowałem tak dużo czasu, ale taka jest prawda, więc nie ma co udawać. Tyle mi zeszło i cieszę się, że dotarłem do tego punktu w którym jestem.

Dzięki.

 



tagi: oddział psychiatryczny  asystent zdrowienia 

lukasz-swiecicki
11 listopada 2023 19:01
4     529    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zyszko @lukasz-swiecicki
11 listopada 2023 21:28

Moja żona od dwóch lat jest asystentem zdrowienia i zgodnie z jej słowami to najbardziej potrzebna i sensowna praca jaką w życiu wykonywała. 

zaloguj się by móc komentować

chlor @lukasz-swiecicki
11 listopada 2023 22:38

Asystenci zdrowienia robią dobrą, pożyteczną robotę, nie są konkurencją dla lekarzy, i są od nich 10 razy tańsi.

Sądzę, że ozdrowieńcy byliby przydatni nie tylko w psychiatrii ale też np na onkologii. Stomatologia raczej nie. Facet bez zębów byłby nie wiarygodny.

 

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @lukasz-swiecicki
12 listopada 2023 02:57

wystarczył aby zdrowił.

 

Na przykład na dynasach

Wieko temu.

 

Powiśle nie do Poznania ?

 

Koziołki i te westerplate. 

Przed miesiąc mamy najkrótszy dzień.

 

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @MarekBielany 12 listopada 2023 02:57
12 listopada 2023 03:13

To jest dziwne:

Tamką do wiaduktu kolejki przy powiślu.

 

Mam taki obraz. Wiadukt, który wody nie  dał. Maszerowały i się odbiły.

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować