-

lukasz-swiecicki

Co jest czarujące??

Co jest czarujące?

 

Zgódźmy się - coś może być ładne lub nieładne (choć oczywiście można zgłaszać zastrzeżenia dotyczące gustu, bo to nieprawda, że nie ma o czym dyskutować w tej sprawie; niemal wyłącznie o tym dyskutujemy..),

może być dobre i niedobre (moralnie, w smaku i w ogóle – na przykład dobre drogi prowadzą do celu),

proste i trudne, mądre i głupie.

Ale jeśli coś jest czarujące to jakie jest to drugie? Odpowiedź, że „nieczarujące” wydaje się wysoce niezadowalająca.. Bo w jakiś sposób brzydkie będzie definiować ładne, a głupie ustanowi standardy dla mądrego. A nieczarujące nic nie zrobi. Jest brakiem czarującego, a nie jego odwrotnością.

Często odbieramy małe dzieci jako czarujące, zresztą także małe pieski, małe kotki, a może nawet małe ośmiorniczki, choć te ostatnie często jako smaczne, a to niedokładnie jednak to samo. A te dzieci wcale niekoniecznie muszą być ładne, grzeczne czy mądre. Są za to jakieś takie czarujące.

Kiedy my byliśmy dziećmi (mam na myśli siebie i najstarszego z moich młodszych braci, Wojtka, który jest ode mnie młodszy tylko o rok, a że zawsze był ciut większy więc uchodziliśmy za mniej więcej bliźniaków) wiele osób uważało, że jesteśmy czarujący. Trochę pewnie dlatego, że mieszkaliśmy w szczelnie zamkniętej bańce – na terenie Zakładu dla Niewidomych w Laskach, gdzie poza niewidomymi uczniami, mieszkali sami starsi dorośli i zakonnice. Jako małe dzieci mieliśmy bardzo małą konkurencję.

W każdym razie Wojtka strasznie denerwowały te dziwne zachwyty i kiedyś powiedział Mamie, w związku z wizytą jakiejś jej koleżanki:

- Zaraz tu przyjdzie ta paniusia i powie „oj dzieciaczki pani czarujące, skaczą jak muszki po tym dywanie z jerjanu !!” Rzygać się chce...

O co dokładnie Wojtkowi chodziło nie wiem do dziś, ale bardzo się nam to wszystkim podobało i 56 czy 57 lat później nadal myślę o dzieciaczkach, które skaczą jak muszki… A przecież muszki jako żywo latają!!

Ale to nie miała być historia o muszkach ani o moim bracie (Wojtek zasługuje na zupełnie własną historię i też ją kiedyś opowiem, a na muszkach się nie znam zbytnio), a raczej o byciu czarującym.

Jako ojciec czworga dzieci (aktualnie dorosłych rzecz jasna) i dziadek dziesięciorga wnucząt (które aktualnie mają status dzieci) wiem aż za dobrze, że takie dziecinki są bardzo męczące. Tak sobie myślę, że właśnie dlatego muszą one, w swoim najlepiej pojętym interesie, być również czarujące. Bo inaczej nikt by z nimi nie wytrzymał, a jak wiadomo małe dzieci są nie do końca samodzielne i nie mają środków finansowych (poza pięćset plus rzecz jasna) więc muszą na kogoś liczyć. I na swój czar.

Ale właściwie moja historia nie miała być także o dzieciach. Dzieci są tylko sposobem, aby zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie.

Ostatnio byliśmy z Żoną na nartach. To znaczy narty mieliśmy ze sobą. Tyle, że wzięliśmy zły sprzęt. Bo zabraliśmy biegówki, a potrzebne były raczej narty wodne…

Oczywiście dla młodego małżeństwa (w tym roku mamy dopiero 40 rocznicę) nie jest problemem spędzanie czasu we własnym towarzystwie, ale z pewnością książek czyta się w takiej sytuacji nieco więcej (choć netflix także był dostępny, nie da się ukryć).

Na wszelki wypadek mieliśmy zresztą książek całą torbę, bo to przecież nigdy nie wiadomo. Dobór jak zwykle był bardzo różny. Ja liczyłem głównie na opowiadania Borgesa (trzy tomy), oraz eseje Anny Fadiman (dwa tomy) (Anita miała niezawodną dla niej „Moją walkę” Knusgarda – to jest sześć grubych tomów, podobno Noe czytał to na arce i doszedł tylko do trzeciego, a woda już zdążyła wyschnąć no i potem to już pił wiadome wino z wiadomym skutkiem..). Jednak tuż przed wyjściem z domu wrzuciłem do plecaka książkę, której szczerze mówiąc chyba w ogóle nie miałem zamiaru czytać ani na wyjeździe ani w ogóle nigdy – „Dżentelmen w Moskwie” Amora Towlesa. To zresztą nie jest bynajmniej książka o Putinie. Może i jest taka o Putinie, ale ja takiej nie mam i nie jestem ciekaw.

Wiem, że nie można się nazywać Amor Towles. I pewnie nikt się tak nie nazywa. Życiorys tego pisarza w Wikipedii jest mocno podejrzany, choćby „przybliżony rok urodzenia 1964”… Przypuszczam, że to pseudonim artystyczny, ale to bez znaczenia.

Książkę dostałem w prezencie i zaliczyłem do prezentów nieudanych. Okładka jest ciut bombastyczna, a teksty na skrzydełkach i na dupce nie budzą ani zaufania, ani co gorsza zainteresowania. Gdyby nie ulewny deszcz w Górach Izerskich nawet bym do tego nie zajrzał.

I zrobiłbym błąd.

Bohaterem książki jest hrabia Rostow, którego okrutni bolszewicy skazali na areszt domowy w wykwintnym moskiewskim hotelu Metropol. Brzmi to kretyńsko. Wiem. Dla mnie też.

Jednak co tu dużo mówić – książka jest czarująca. Czarująca jest postać Rostowa, czarujący jest hotel Metropol, nawet rozpuszczona komsomołka Nina, nawet i ona jest czarująca.

Za oknem dudnił deszcz, w dzień było ciemno jak w nocy, jakakolwiek perspektywa jeżdżenia na biegówek wydawała się tak bzdurna jak areszt domowy w Metropolu (oczywiście teraz w całych Sudetach śnieg sypie, że aż miło, ale my jesteśmy w Warszawie, gdzie pogoda jest właśnie taka, jak w Szklarskiej tydzień temu..). A ja uśmiechałem się jak głupi do swojej książki, że aż się Żona zaniepokoiła i zaczęła wspominać o wizycie o pulmonologa (uznała, że mój grymas na twarzy to astma, a nie głupota – jest to bardzo kochana osoba, z którą mogę wytrzymać w każdą pogodę!).

Więcej o „Dżentelmenie” opowiadał nie będę – musicie przeczytać sami i jestem pewien, ze przyznacie mi rację! Chodzi jednak o co innego.

Dobrych kilka lat temu przeczytałem inna książkę – „Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało” Pierre’a Bayarda (książkę tę zresztą ukradł mi jakiś łobuz i do dziś nie oddał!!). Po przeczytaniu tego dzieła Świat nigdy już nie jest taki sam! W wieku około 50 lat, bo tyle pewnie miałem wówczas, zrozumiałem, że nie tylko nie przeczytam wszystkiego co powinienem, chciałbym, a nawet muszę. Nie tylko nie przeczytam 10% tego, co stanowi minimum. Nie tylko nie spojrzę nawet na 1%!! Nie mam także szans na 1 promil.. W ogóle nie mam szans. Od tej pory starałem się nie czytać rzeczy przypadkowych.

Przeczytałem całą Biblię i czytam ja drugi raz, przeczytałem po raz kolejny „Mistrza i Małgorzatę”, przeczytałem von Clausevitza i dużo Chestertona oraz Borgesa, a także trochę Kundery. No i oczywiście wszystko Lee Childa i Clarksona – no bo co? Nie wolno mi?

Ale takich Amorów Towlesów no to jednak nie czytałem, bo życie jest za krótkie.

A jednak dopadło mnie cholerstwo. A dlaczego? – bo czarujące!!!

I to jest odpowiedź na tytułowe pytanie. Jeśli coś jest czarujące to znaczy, że ma to coś jakieś ważne sprawy do ukrycia, jak te słodkie dzieciaczki, które skaczą po człowieku po nocach.

A jak nie jest czarujące – no to zapewne nie ma. Tak więc czarujące – to ukryte, a nieczarujące – to inaczej jawne!!

Trzeba o tym pamiętać dopominając się jawności w życiu publicznym! A co – może nie??



tagi: książki  dzieci  definicja  czarujące 

lukasz-swiecicki
18 stycznia 2023 23:01
8     928    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

MarekBielany @lukasz-swiecicki
18 stycznia 2023 23:29

Ale w tych nartach wodnych nie ma kijków.

 

Te które poznałem, używają kijków na conajmniej dwa sposoby.

W tym szybkim zjeździe robią wrażenie t.zw. rączki. To nie kijek jest potrzebny, ale ochrona dłoni tak jak dawniej piszczeli, kolan ...

 

 

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @lukasz-swiecicki
19 stycznia 2023 07:01

W ogóle uważam, że poza PŚ oraz szeroko rozumianymi komentarzami do niego i pozycjami zawodowo istotnymi należy czytać wyłącznie rzeczy czarujące. Z pozostałych i tak nie dowiemy się niczego naprawdę istotnego dla nas, a życie mamy tylko jedno.

zaloguj się by móc komentować

atelin @lukasz-swiecicki
19 stycznia 2023 08:26

"Ale jeśli coś jest czarujące to jakie jest to drugie? Odpowiedź, że „nieczarujące” wydaje się wysoce niezadowalająca.. Bo w jakiś sposób brzydkie będzie definiować ładne, a głupie ustanowi standardy dla mądrego. A nieczarujące nic nie zrobi. Jest brakiem czarującego, a nie jego odwrotnością."

Jest jednak taka definicja odwrotności "czarującego" : odrażający, brudny, zły.

"...nadal myślę o dzieciaczkach, które skaczą jak muszki… A przecież muszki jako żywo latają!!"

Może miała na myśli pchełki. Jednakowoż ani muszki ani pchełki dobrze się nie konotują. Przy muszkach i pchełkach określenie "żywe srebro" też czarujące nie jest. ;-)

zaloguj się by móc komentować

qwerty @lukasz-swiecicki
19 stycznia 2023 08:34

"Jeśli coś jest czarujące to znaczy, że ma to coś jakieś ważne sprawy do ukrycia, " Otoczenie składa się z samych czarujących postaci od ekranu tv poczynając.

zaloguj się by móc komentować

chlor @lukasz-swiecicki
19 stycznia 2023 09:11

"Czarujące" jest to co ma silę przyciągania. Przeciwieństwem są zjawiska i ludzie "odpychający".

Skuteczny diabeł musi być czarujący.

 

 

zaloguj się by móc komentować


MarekBielany @MarekBielany 18 stycznia 2023 23:29
20 stycznia 2023 00:12

Vis a vis jest szkoła im. PPR zwana zajączkiem.

 

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @lukasz-swiecicki
20 stycznia 2023 00:22

czarujący / nieczarowny ?

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować