-

lukasz-swiecicki

Cienie wątpliwości w obitym mózgowiu czyli valar morghulis

Cienie wątpliwości w obitym mózgowiu

Czyli valar morghulis valar dohaeris

Felietoniści intymni (przed chwilą wymyśliłem to określenie) prowadzą swoich czytelników po drogach i bezdrożach swojego życia. W Polsce robi to na przykład, z wielkim wdziękiem, Igor Zalewski.

Czy te drogi i bezdroża prawdziwe to rzecz wtórna, ale w każdym razie podmiot liryczny opisuje nam swoich wnuków (to ja, bo Zalewski ma na razie syna, i zdaje się także córkę, o której jednak nigdy nie pisze..), prezentuje guzy na głowie i dzieli się zawartością kanapki. Póki ktoś to czyta, to pewnie dobrze. Tylko skąd autor może wiedzieć, że ktoś czyta? Bo mu czytelnicy mówią? No, nie wiem.

Ja dość często miewam takie rozmowy: „Ale fajnie żeś tym klechom dowalił” – mówi spotkany na korytarzu w Instytucie kolega. Po godzinnym zastanowieniu uświadamiam sobie, że chodziło mu prawdopodobnie o mój silnie dewocyjny tekst wychwalający kościół katolicki w Polsce. Albo po felietonie o sanatorium w Solcu – „świetnie opisałeś ten Świeradów Zdrój, od razu można się zorientować, że właśnie o to miejsce chodzi”…

No i co z tego autor wie? Czytają? No jakby czytają. Interesują się? No chyba tak. Czyli słuszną idę drogą? No jasne – prosto do Świeradowa. Zdroju.

Dlaczego tak hamletyzuję? Bo to jest felieton o wątpliwościach. Różnych. Zacząłem od tych łatwych – czy powinno się pisać felietony intymne, czy należy wówczas pisać prawdę czy też można zmyślać, czy ktoś to czyta, a jak czyta to czy rozumie, a jak rozumie to czy rozumie to co autor? I czy autor rozumie co pisze? Takie tam małe smuteczki. Bo docelowo to chcę o znacznie trudniejszych wątpliwościach i aż się boję zacząć, więc tak odwlekam i odwlekam licząc, że dojdę do tych 5 tysięcy znaków i nie będzie trzeba pisać trudnych rzeczy. Dobra, dosyć tego.

Zawsze byłem bezwzględnym przeciwnikiem eutanazji (do której oczywiście zaliczam także aborcję – to nie jest podział ideologiczny tylko logiczny). To się nie zmieniło i wierzę w to, że nigdy się nie zmieni. Z pewnością nie chciałbym, żeby się zmieniło. Sprawa życia i śmierci wydaje się zero jedynkowa, więc szczerze mówiąc trudno tu mówić o otwartości na argumenty drugiej strony. Mogę się starać odnosić do tej drugiej strony z łagodnością, może nawet i miłością, jeśli się uda, ale z pewnością nie chcę słuchać ich argumentów po to, żeby ewentualnie dać się przekonać, a jedynie po to, żeby je odrzucić. Wszelka ewentualna dyskusja może mieć na celu jedynie namówienie ich, żeby przestali być nimi. To w zasadzie chyba nie jest otwartość tylko rodzaj grzeczności, jak sądzę.

Czego więc dotyczy wątpliwość o której wspomniałem? Dość głupio to brzmi, ale uświadomiłem sobie, i to uświadomiłem głęboko, że nie jestem supermanem. To znaczy, że nie ma takiej możliwości, żebym był nieomylny. Nie co do sprawy samej w sobie, bo opowiedzenie się za życiem jest oczywiste i jest jedynym możliwym wyborem. Chodzi mi jedynie o możliwość pełnego rozeznania każdego kontekstu. Na przykład odróżnienia uporczywej terapii od eutanazji. Przecież to tylko na papierze jest proste, a może nawet i na papierze nie do końca. W życiu już zupełnie nie.

Kiedy święty Jan Paweł II odmówił zgody na dalsze leczenie, to odstąpił od uporczywej terapii. Ale gdybym stał obok niego i podejmował decyzję jako lekarz, to być może miałbym wrażenie, że od mojej strony to eutanazja?

Kiedy umierał mój Teść, po tygodniu pobytu na OIOMIE, podłączony do respiratora i wszystkich możliwych rurek, ja i moja Żona sami zgłosiliśmy, że naszym zdaniem jest to jedynie przedłużanie cierpienia. Anestezjolog odparł, że nic nie można zrobić, bo odłączenie respiratora „będzie eutanazją”, choć w jego opinii „pacjent nie ma żadnych szans i czekamy na śmierć”. Przyjęliśmy to, ale wcale nie byliśmy przekonani i nadal nie jesteśmy. Śmierć nastąpiła kilka dni później.

Nie wiem czy wyrażam się zrozumiale. Przekonanie o świętości życia jest podstawą mojego światopoglądu i nic się w tej sprawie nie zmieniło i nie zmieni, przestałem jedynie wierzyć w to, że zawsze do końca mogę rozeznać sytuację. Minęło sześć lat od ciężkiego wypadku, któremu uległem pod CH Arkadia (ten felieton zawiera więc lokowanie produktu!). Miałem więc 54 lata, kiedy zrozumiałem, że naprawdę wszyscy umierają. Naprawdę, naprawdę. I przestałem być nieśmiertelny.

Umierając, a to wtedy robiłem, nie chciałem z całą pewnością być ożywiony! Bo po co?? Żeby umrzeć po raz drugi? Czy to jakaś głupia zabawa? Kiedy odzyskałem przytomność w szpitalu to widziałem głównie absurd tej sytuacji. Ktoś mnie ratował po to, żebym, z ogólnej perspektywy patrząc, zaraz, za chwilę, umarł znowu?? Wariaci. A potem pomyślałem, że nie trzeba ulegać wypadkom, żeby mieć identyczne przeżycia.

W istocie wszyscy tak mamy przez cały czas – za chwilę z całą pewnością wszyscy wymrzemy jak dinozaury! I dlatego musimy wierzyć głęboko, że życie jest święte – bo jest całkowitą efemerydą! Ale z tego samego powodu możemy mieć duże problemy z rozeznaniem. I tu jest junctim między „nimi” wspomnianymi na początku i nami lub mną. Ja się mogę czasem pomylić, a oni czasem mogą mieć rację. Nie co do zasady, ale w jakiejś sytuacji. Z trudem mi to przechodzi przez gardło, ale po prostu komunikuję, że dopadł mnie taki wniosek. Mocne uderzenie czołem w granitowy krawężnik i tyle.

Wreszcie, na zakończenie: pewnego dnia moja Żona zarządziła wyjście do teatru tańca Izadory Weiss na przedstawienie Thanatos na motywach malarstwa Malczewskiego. Z baletu nie rozumiem niczego, nie wiem o co chodzi, nie wiem po co to robią, nie wiem po co tu jestem, nie wiem co zrobić, żeby nie zasnąć. Ale nie chciałem martwić Żony i postanowiłem wytrzymać. No i… No nie wiem, zachwycić mnie to może i nie zachwyciło, ale przyszło mi do obitej głowy, że jest możliwe, że kogoś może to szczerze zachwycać!

60 lat musiałem żyć, aby tych odkryć dokonać.

Jak z tego wynika – trzeba dbać o zdrowie, gdyż zbyt wczesne odejście powiększa zakres ignorancji. Być może. Bo w sumie to mam teraz dużo wątpliwości czyli zakres ignorancji mógł się jednak nie zmienić….



tagi: etyka  wątpliwości 

lukasz-swiecicki
3 stycznia 2022 17:33
11     870    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

olekfara @lukasz-swiecicki
3 stycznia 2022 18:41

"Kiedy umierał mój Teść, po tygodniu pobytu na OIOMIE, podłączony do respiratora i wszystkich możliwych rurek, ja i moja Żona sami zgłosiliśmy, że naszym zdaniem jest to jedynie przedłużanie cierpienia. Anestezjolog odparł, że nic nie można zrobić, bo odłączenie respiratora „będzie eutanazją”, choć w jego opinii „pacjent nie ma żadnych szans i czekamy na śmierć”. Przyjęliśmy to, ale wcale nie byliśmy przekonani i nadal nie jesteśmy. Śmierć nastąpiła kilka dni później."

Tu chyba jest błąd logiczny, cierpienie zdaje się nie ma gradacji.

zaloguj się by móc komentować

moreno @lukasz-swiecicki
3 stycznia 2022 20:00

Ktoś kiedyś napisał, że "życie nie ma być podróżą do grobu w trakcie której tracimy czas na to, aby dotrzeć do niego cało, zdrowo, z dobrze zachowanym ciałem. Lepiej poruszać się po tej drodze z piwem i schabowcem w ręku, z dużą ilością seksu i nad grób dotrzeć wycieńczonym i zużytym z okrzykiem: Beło warto".  :-)

zaloguj się by móc komentować

JOLANTA1 @lukasz-swiecicki
3 stycznia 2022 22:00

 Pański felieton przypomnial mi niedawno zasłyszaną histori.

Znajomy opwiadał o swoim dawnym zajęciu,pływał na statku badawczym PAN uczestnicząc w badaniach zasobów surowcowych Arktyki (tak mi się wydaje,w każdym razie ląd pokryty lodem).Nie jest to istotne ,istotne jest to-jak prowadzili te badania.Moje wyobrażenie było takie ,że są to odwierty, zdjęcia satelitarne,zbieranie kamieni i użaliłam się nad pracą w takich warunkach, w odpowiedzi usłyszałam,że podstawowym sposobem były kontrolowane wybuchy ,po których badano rozchodzenie się fali ( nie pamiętam jakiej) określano na tej podstawie, budowę i zasób  geologiczny badanego  terenu.

Jesli by przyjąć, że w życiu przydarzają nam się takie wybuchy ,czy można założyć,że są one dopuszczone byśmy poznali własne zasoby(,jakby to powiedzieć ) surowcowe i potencjalne.

+

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @JOLANTA1 3 stycznia 2022 22:00
3 stycznia 2022 22:45

Tak, to dobry obraz. Do mnie przemawia. Ja mam dość wybuchowe życie.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @olekfara 3 stycznia 2022 18:41
3 stycznia 2022 22:46

Tak? Pierwsze słyszę. |Ja doznawałem w życiu cierpień o ewidentnej gradacji i potrafię ją podać.

zaloguj się by móc komentować


Grzeralts @lukasz-swiecicki
4 stycznia 2022 10:25

Świetny temat i jego potraktowanie. Niestety, w szczegółach nie do dyskusji na forum publicznym, bo ona się zaraz w straszliwy sposób wyrodzi. Ja to sobie na własny użytek wykładam, że w jakiś sposób żyjemy teraz "na próbę" - po to, żeby maksymalnie dobrze doświadczyć, co to w ogóle znaczy żyć. Inaczej do życia wiecznego nie będziemy zdolni. A to jest czysto rozumowo całkowicie niewykonalne. Czysto emocjonalnie też zresztą nie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
4 stycznia 2022 12:00

Skomentuję swój pogląd w dwóch zdaniach.

Życie doczesne nie powinno być celem samym w sobie.

I nie jest tego warte.

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @stanislaw-orda 4 stycznia 2022 12:00
5 stycznia 2022 22:36

Tyle to ja wiedziałem już przed wypadkiem. Podczas wypadku dowiedziałem się, że śmierć istnieje naprawdę.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki 5 stycznia 2022 22:36
5 stycznia 2022 22:52

a co miałoby to zmienić w aspekcie wspomnianej świadomości?

zaloguj się by móc komentować

lukasz-swiecicki @stanislaw-orda 5 stycznia 2022 22:52
6 stycznia 2022 13:06

Świadomość śmierci wpływa na rozeznanie wartości życia. Niekoniecznie pozytywnie.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować