-

lukasz-swiecicki

Byliśmy w kinie

Byliśmy w kinie

 

Chyba nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, tak dzień po dniu, pisać dalszej części felietonu.

To kiedyś musiał być początek. Na przykład dzisiaj…

Co oczywiście obowiązkowo przypomina mi dowcip popularny na Akademii Medycznej w czasie kiedy ją kończyłem.

Wiem, że teraz wszyscy ludzie kończą Uniwersytet Medyczny, ale ja jestem zupełnie nienormalny i naprawdę skończyłem Akademię Medyczną…

Ponieważ tylko ja chyba ukończyłem tę szkołę, więc musiałem być tam sam i tego nie zauważyć. To akurat nie jest pierwszy raz w moim życiu.

Wracając do dowcipu - mnie tam śmieszy choć może nie jest zbyt mądry.

Profesor, chyba socjolog?, pyta na wykładzie „Kto z państwa ma codziennie stosunek seksualny?”. Podnoszą się ręce w różnych miejscach sali. Prowadzący pyta dalej - „A kto co drugi dzień?” - znowu podniesione ręce. „A co tydzień?”, „Co miesiąc?” - i tak dalej.

Wreszcie profesor pyta „A kto ma stosunek raz do roku?” - w ostatnim rzędzie jakiś facet szaleje, unosi obie ręce do góry, krzyczy „Ja! ja!”. „A czemu się pan tak cieszy?” - dziwi się trochę profesor. „Bo to DZIŚ!!!”.

Ja miałem podobnie, bo byłem dziś w kinie po raz pierwszy od trzech i pół roku. Do tego nie miałem żadnego wpływu na wybór filmu.

Trafiłem, za sprawą mojej Żony, na film koreański (co jest jak najbardziej nie bez znaczenia!) „Poprzednie życie”.

Moim zdaniem trafiłem nad wyraz dobrze. Co nie znaczy, że się troszkę nie nudziłem… Właściwie nawet musiałem się nudzić.

Zaraz wyjaśnię. A w każdym razie postaram się.

„Poprzednie życie” to film - właściwie nie wiem jak go nazwać… Byłoby najłatwiej powiedzieć, że „po prostu” o miłości. Ale, że miłość nie jest w ogóle prosta to dobre filmy o miłości też takie nie są.

Nora (która miała zupełnie inne imię koreańskie, ale niestety nie zapamiętałem go na tyle dobrze, żeby ryzykować zapisanie..) oraz Hae Sung podkochuje się w sobie jako dzieci, ale nawet nie chodzą ze sobą za rączkę, nie mówiąc już o całowaniu. Mówią sobie, tak ładnie po koreańsku, „cześć” i „pa” i tyle. Raz bawią się w parku pod opieką matek, co, z jakiegoś powodu, określa się w filmie jako „randkę”, ale co w ogóle na randkę nie wygląda.

No właśnie. Niczego nie widzimy, niczego się też nam nie sugeruje. Jest dokładnie tak jak jest czyli nic w zasadzie nie ma. Ale nie czujemy, ja z pewnością nie czułem!, żadnego oporu, kiedy po 12 latach niewidzenia się, lata po emigracji Nory do USA, bohaterowie nawiązują ze sobą kontakt przez Skype i najwyraźniej są szczęśliwi. W ogóle to widza nie dziwi. A nawet trochę nudzi!

I to jest właśnie prawdziwe aktorstwo!

Pamiętam jak wiele lat temu, jako młoda psychiatryczna gwiazda telewizyjnych śniadaniówek (pisałem o tym kiedyś, mam za sobą taki epizod) spotkałem, czekając na wejście na antenę, znaną polska aktorkę. Była o wiele brzydsza, o wiele starsza i o wiele niższa niż to sobie wyobrażałem…

Na ogół nie jestem zbyt, jakby to powiedzieć?, przytomny?, ale tym razem miałem przynajmniej na tyle przytomności, żeby wydusić z siebie:

  • Ojej, nie jest pani zbyt wysoka…

Oczywiście przytomność polegała na tym, że wspomniałem jedynie wzrost, a nie inne cechy, o których bardziej myślałem. Ale i tak było po mnie widocznie widać za dużo…

  • Tak nie jestem wysoka, nie jestem też młoda, ani specjalnie ładna…
  • Nie, nie no skąd…
  • Niech pan nie przerywa bardzo proszę, przecież wiem, że nie! Ale ja to umiem zagrać!! Wszystko to umiem zagrać. Bo jestem aktorką.

To na mnie zrobiło wrażenie. Bo miała rację.

Nora naprawdę nazywa się Gretą Lee i urodziła się w Kalifornii, a Hae Sung to Theo Zoo urodzony w Kolonii, w Niemczech!!! Formalnie rzecz biorąc, i tak zresztą stoi w Wiki, to amerykańska aktorka i niemiecki aktor!!

Ale pokazują nam cały Seul. Pokazują nam miłość po koreańsku! Nudzą nas, ale wiemy dobrze, że tak trzeba…

Przypominam sobie jak Paweł Apostoł mówił Grekom o zmartwychwstaniu, a oni trochę posłuchali, a potem powiedzieli „przyjdź do nas innym razem z tą zabawną gadką” (to oczywiście nie jest cytat z Pisma Świętego, ale o to przecież chodziło!).

Po prostu historie o Zmartwychwstaniu są ciekawe dla Żydów, a powoli opowiadane historie o miłości - dla Koreańczyków. Pewnie tak. W każdym razie Aktorzy sprawiają, że w to wierzymy, choć wcale tego nie wiemy…

W normalnym trybie bałbym się spojlerowania, bo wiem, że to nieładna cecha, ale w tym wypadku nie ma się czego bać! W tym filmie nie ma nic co można by opowiedzieć, a przecież jest to tak prawdziwa historia. Musicie zobaczyć, nie uwierzycie mi.

Ja spotkałem swoją Dziewczynę, kiedy miałem 15 lat. Nigdy od Niej nie odszedłem i ona nigdy mnie nie zostawiła. Nie mam więc „dziewczyny, która odchodzi”, a jedynie „dziewczynę, która zostaje”, ale umówmy się - ile znacie takich osób? Ja chyba tylko jedną czy dwie takie pary, a i to w najbliższej rodzinie..

Co z tego wynika? Moim zdaniem właśnie to, że tak dobrze rozumiem całą tę historię. Także to, że jest piękna i że jest nudna. A nawet to, że właśnie piękne jest w niej to, co nudne.

Jestem bardzo wdzięczny pani Celinie Song (która akurat oczywiście urodziła się w Korei!), aktorom, którzy się tam nie urodzili, a zwłaszcza mojej Żonie, która urodziła się w Warszawie, w tym samym szpitalu co ja i leżała sobie jako noworodek w sąsiedniej sali. Bo i w szpitalu leżeliśmy razem.

Taka nudna historia o miłości. Każdemu życzę.



tagi: kino  film o miłości 

lukasz-swiecicki
14 października 2023 18:06
4     646    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @lukasz-swiecicki
14 października 2023 19:12

Jest pan szczęściarzem

zaloguj się by móc komentować

klon @lukasz-swiecicki
14 października 2023 23:05

...i cieżko Pan pracuje na tę miłość.
Codziennie. 
Ale ciężaru przecież Pan nie czuje :)

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @lukasz-swiecicki
15 października 2023 20:10

Piękna historia

 

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @lukasz-swiecicki
15 października 2023 20:31

"Niech pan nie przerywa bardzo proszę, przecież wiem, że nie! Ale ja to umiem zagrać!! Wszystko to umiem zagrać. Bo jestem aktorką.

To na mnie zrobiło wrażenie. Bo miała rację.

"

Rzeczywiście to prawda. Kiedyś myślałem, że to sprawa wyłącznie techniki - charakteryzacja, kostiumy, odpowiednie zdjęcia, praca kamery, oświetlenie itd. dopóki nie zobaczyłem jak jedna aktorka o przeciętnej urodzie dosłownie zagrała piękność, to nie była charakteryzacja, ona to naprawdę zagrała.

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować