Anatomia upadku
Anatomia upadku
Pewnie zastanawialiście się kiedyś nad takim zjawiskiem - robiłem to wtedy ostatni raz w życiu, a zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to właśnie ostatni raz?
To się wcale nie robi na starość. Bo ja mam tak już od dawien dawna. To znaczy nigdy tego nie można sprawdzić, bo niby że człowiek żyje, choć to często trochę niby…, ale w każdym razie - kiedyś to coś robiłem często, regularnie, myślałem, że „zawsze”, a teraz od dawna nie.. To znaczy myślę, że już nigdy nie. Mogę się mylić, albo i nie mylić.
U mnie to na przykład jeżdżenie na nartach zjazdowych. Jeździłem od zawsze. Nie wiem ile miałem lat kiedy pierwszy raz - nie więcej niż 3, to na pewno.
Narty były drewniane z czystego drewna, bez żadnego lakieru i bez nazwy - rzecz jasna. Przymocowane do buta, takiego zwykłego buta sznurowanego, drutem i takim haczykiem z przodu. Pięta oczywiście ruchoma. Kto by się tam piętą przejmował?? Wyciągów nie było, większość dnia zajmowało podchodzenie i zjeżdżało się w świeżym śniegu. No bo w jakim? W nieświeżym??
A potem dużo rzeczy się zmieniało, tak jakby bardziej - wszystko się zmieniało.
Ratraki, stoki, wyciągi, specjalne wiązania, specjalne narty, buty jak część rycerskiej zbroi. A narciarz cały czas ten sam! Ten sam?
Pisze Andrzej Bobkowski w swoich „Szkicach piórkiem” (to zupełnie niezwykła książka, jeszcze raz się w tym utwierdzam, a przecież czytam nie pierwszy raz i nie drugi), że już Juliusz Cezar pisząc od Germanach używał określenia „arrogantia”. Więc to wcale nie Prusacy. Oczywiście, jeśli wierzyć Juliuszowi, i jeśli wierzyć Bobkowskiemu. Bo mogło im się wszystko pomylić. Też mogło.
To w ogóle nie jest tekst (nie wiem czy to jest felieton..) o nartach. Sam nie wiem skąd się tam te narty wzięły. Pewnie dlatego, że tęsknię, naprawdę bardzo tęsknię.
A nie byłem już tyle lat. Od wypadku nie byłem. Nigdy nie przypuszczałem, że to się tak skończy. Czy zresztą się skończy??
Anita uważa, że nie ma mowy z tym jeżdżeniem. Po prostu nie ma mowy. A ja nie jestem tego rodzaju człowiekiem, żeby jej uciec i pojechać na narty. Jeszcze nie jestem. Chyba, żeby mi się pogorszyło? Albo polepszyło? Albo w ogóle zmieniło…
Ale co ja tu chrzanię o tych nartach..
Od czasu pandemii nie byliśmy (z Żoną) w kinie. Bo na nartach to dłużej. Ale jakoś myślałem, że do kina już nie. Bo po co? Są seriale w telewizji. Zresztą jakiś czas temu zorientowałem się, że wszystkich książek już nie zdążę, a książki są ważne! Nie są najważniejsze, ale ważne bardzo.
A narty? Co mają tu do rzeczy narty?
Ale nagle znów zaczęliśmy chodzić. Dopiero co o tym pisałem. Za pierwszym razem myślałem - eeee, to tylko raz. Za drugim - no, to tylko dwa razy. Ale potem zbyt szybko były razy następne i nie ma już co myśleć! Trzeba jechać!!
Bohaterka filmu jest Niemką. A Juliusz Cezar, jeśli wierzyć Bobkowskiemu, już o Germanach pisał…
Ta bohaterka to jednak jest arogancka. To może jest o tym film?
Ja oczywiście o tym filmie, który ma taki tytuł jak ten tekst. I chyba z pięć nominacji do Oskara. Chyba słusznych zresztą. Cholera wie. Ja się nie znam.
A to nie jest film o arogancji bohaterki, choć ona jest taka. I oczywiście też inna, bo to o o każdym jakoś tam można powiedzieć, nawet jeśli nie rozumie co to znaczy „być aroganckim”. Na przykład ja tego nie rozumiałem przez ponad 50 lat. Myślałem, że ludzie określają mnie w ten sposób tylko dlatego, że chcą mi zrobić przykrość i nie wiedzą do końca jak. A to nie dlatego. I pewnie czasem mieli rację. Ci ludzie.
A film jest o miłości. W jakimś sensie. Tylko w tym filmie nie ma miłości. Nie musi być, żeby film był. To jest tak, jak z tymi nartami - nie jestem na nich od 8 lat. A jednak część mojego życia jest o tym. Ludzie tak mają.
Bo to jest właśnie taka anatomia upadku. Z czegoś upadasz i tam już nie jesteś.
Jasne, że jesteś gdzie indziej. Ta pani, bohaterka tego filmu, skądinąd pisarka, co jest bardzo, bardzo ważne (poza tym chyba na pewno osoba arogancka) też spadała z czegoś, żeby być gdzie indziej. Mówiła o tym zresztą w sądzie. Pewnie w kluczowej kwestii - że nie da się prosto opowiedzieć o miłości. No i nie da się.
Myślę o tym już tydzień. Bo tydzień temu byliśmy na tym filmie.
To mi się teraz tak rzadko zdarza. Żeby mi coś nie dawało spokoju.
To mi nie daje. Myślę o swoich nartach. Żeby jeździć. I myślę, że ona zabiła tego swojego męża. Nie sądzę, żeby go jeszcze kochała. Raczej zabiła.
Ale to tak jest z tymi rzeczami, o których myślimy, że już nie będziemy ich robić, bo ten czas już minął.
A może nie minął? Może to tylko złudzenie? Może rodzaj arogancji, o której pisał, na południu Francji, Andrzej Bobkowski, nurkując w ciepłym morzu. Jak później pewnie nurkował w Gwatemali.
To w ogóle nie jest film o Bobkowskim. Zorientowaliście się już? Bobkowski znalazł się tu trochę przypadkiem… Może. Choć zbieżność czasowa była na pewno.
Tak czy owak - idźcie do kina! Jednak koniecznie. Zobaczcie o czym, Waszym zdaniem, jest ten film. I napiszcie do mnie. Może.
Dla mnie to film o miłości. I o śmierci. Było nie było.
A z nartami to się może jeszcze zobaczy.
tagi: film anatomia upadku narty
![]() |
lukasz-swiecicki |
2 marca 2024 18:46 |
Komentarze:
![]() |
chlor @lukasz-swiecicki |
2 marca 2024 19:23 |
Mam coś podobnego. Prawdopodobnie będę musiał wyrzucić na śmietnik wszystkie swoje dotychczasowe pasje, a było ich od cholery. Zostanę sam. Lekarze są pesymistyczni. Żabkę mam blisko, tam kupię odpowiednie napoje.
![]() |
szarakomorka @lukasz-swiecicki |
2 marca 2024 20:10 |
Dla zachowania psychicznej higieny do kina nie pójdę.
Myślenie o różnych sprawach wypełnia mi głowę i wycieka uszami.
Po co mi jeszcze jeden powód?
Od czasu do czasu ( a wzasadzie codziennie) przeczytam sobie coś (w zasadzie wszystko) ze SN i uważam, że tylko to, to już na moją 80-tkę bardzo dużo.
A to wcześnie przyszła wiosna, a to trzeba będzie zająć się pszczołami, "wyremontować" ule, oporządzić działkę, naprawić ogrodzenie, wyremontować altanę, naprawić hydrofor, przejrzeć samochód, poprawić usterki w ogrodzie zimowym, naprawić rower, pociąć odcięte gałęzie, przeczytać coś z biblioteczki, codzienna sesja z excelem.
A mówią: "na emeryturze to sobie odpocznę".
![]() |
DYNAQ @chlor 2 marca 2024 19:23 |
2 marca 2024 20:10 |
Prawdopodobnie to jeszcze nie na pewno.
![]() |
MarekBielany @lukasz-swiecicki |
2 marca 2024 21:28 |
To już trochę czasu upłynęło, od kiedy zabrano zabawki. Jedna pozostała i koledzy, których poprosiłem, że jakby co to niech dadzą znać.
Po roku telefon: właśnie topimy.
Zrobiłem parę zdjęć i krótkich filmów. Jakoś to sobie poskładałem i dołożyłem znaną piosenkę zespołu RR "Last Time". Znalazłem w yt takie wykonanie ze szkółki dla gitarzystów, gdzie było pokazane jak zagrać na różnych gitarach, a na końcu jakoś to złożyli, ale na szczęście bez śpiewu.
Ostatnio ubawiłem się filmem o
Bondzie, Jamesie Bondzie.
Never, Say Never.
:)
![]() |
lukasz-swiecicki @szarakomorka 2 marca 2024 20:10 |
3 marca 2024 19:09 |
Nie ma czegoś takiego jak "odpoczynek". Choć jest takie słowo.